3. Kilka Metrów

Instagram: kirittawattpad

Otwartą dłonią uniosłam fioletowy telefon przyjaciółki wyżej. Zmrużyłam oczy, nie wierząc w to co widziałam. Lekko pootrzymywałam urządzenie aby dobrze zobaczyć zdjęcia. Uważnie analizowałam krok po kroku każdy element. Nie chciałam niczego przegapić. Złość rosła w moim ciele a nieprzewidywalne myśli błądziły jeszcze szybciej niż wcześniej. Dlaczego początek tygodnia musi być taki okrutny?

To nie tak, że chciałam być podła. Po prostu nie mogłam uwierzyć w taki zbieg okoliczności.

- I co powiesz? - zapytała Nina gdy tylko obejrzałam wszystkie fotografie z aplikacji Instagram. Popatrzyłam na nią a potem powtórnie na urządzenie. Czując wściekłość wyłączyłam go przyciskiem bocznym. Ciężarem pleców oparłam się o firankę a później szybę. Zaraz któraś woźna rzuci się na mnie z japą, lecz miałam teraz totalnie na to baja bongo.

Luby po prostu popełnił błąd, wstawiając zdjęcia z tymi pół nagimi laskami. Nie mamy mocy mu tego zabraniać, ale nie trzeba być głupiemu aby załapać jego debilizm. Data, wystrój i jeszcze specyficzne logo na kuflach piwa. Nie dość, że był najprawdopodobniej w tym samym klubie to jeszcze o podobnej godzinie. Robił nadzieję dla Naszej biednej siostry, bawiąc się przy okazji innymi cyckami. Bez wyrzutów sumienia. Na fotografiach widać podły śnieżnobiały uśmiech, który teraz przyprawiał mnie o tryb wymiotny. Jak to możliwe, że nie spotkałyśmy go a może to inne miejsce?

- Gówno - odparłam po chwili zastanowienia. Zamknęłam powieki. - Zajebie chujca przy najbliższej okazji...

- Daj spokój! Nie warto - pisnęła od razu. Niezdarnie włożyła etui z Samsungiem do kieszeni torebki. - Najpierw musimy wesprzeć Rozalię! Odpisała Ci?

- Właśnie nie - aby się upewnić spojrzałam na swój wyświetlacz. Jednak gdy nie zobaczyłam odczytu moich wiadomości, mózg wyrzucił dobre polskie przekleństwa w pustą przestrzeń. - Kurwa jego mać. Mamy koniec roku, ale mogłaby Pani przyjechać!

- Bez przesady! Na pewno nie chce pokazywać się w tym stanie, zrozum ją

- Trzeba coś z tym zrobić - żwawo wstałam z ławki. Rozprostowałam kości prostym wygięciem rąk w górę. Kości wróciły na swoje miejsce. Czułam, że mentalnie urosłam kilka milimetrów. - Jadę po nią i nie przyjmę żadnej wymówki! Będę miała wszystko elegancko w dupie!

- Masz dzisiaj poprawę z matematyki! - stanęła przede mną. Jak matka położyła dłonie na boczki. Materiał przewiewnej bluzki rozłożył się na boki. - Siedziałam razem z Tobą pół Maja abyś coś zrozumiała

- Zdążę wrócić, a to nie walka o dopuszczający a walka o ocenę dostateczną. Mogę się spóźnić

Nina przez moment walczyła ze swoimi myślami. Jej mimika twarzy złagodniała a ciało przestało się spinać. Momentalnie przestało mi zależeć na ocenie. Wiedziałam, że ta informacja teraz do niej dotarła. Byłam jej oczywiście wdzięczna za poświęcony czas oraz energię, ale mój mózg pod wpływami wściekłości nie myślał logicznie. Górowały nade mną emocje, które prowadziły serce do mojej zapłakanej przyjaciółki. Ocena wydawała się nie końcem świata.

- Pojadę z Tobą

- Myślę, że bądź tutaj. Sprowadzę ją tutaj a po matmie pojedziemy gdzieś na relaks-

- Zakupy? - podniosła głos radośnie. Iskierki rozbryzły się po jasnych tęczówkach. - Takie pocieszenie mi się podoba

- Widzisz, główki nam pracują - ominęłam bokiem jej małą posturę. Odwróciłam się na moment przodem. Dłonią pokazałam znak telefonu. - Zadzwonię, jak będę wracać!

Radosnym skokiem popędziłam do zaparkowanego samochodu. Pogoda dalej była wyśmienita, więc uczniów roiło się na ławkach koło szkoły. Każdy ucieszony z bliskich wakacji nawet nie myślało o pójściu na ostatnie zajęcia. Teren szkoły nagle ożył a wnętrze umarło.

Już z daleka automatycznym kluczykiem otworzyłam zieloną strzałę. Torbę rzuciłam na miejsce pasażera i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Silnik przyjemnie zaburczał a cała maszyna wycofała się do tyłu. Dojeżdżając do wyjazdu, rozglądnęłam się w obie strony za nim wyjechałam na jedną z główniejszych ulic Naszego miasta.

Miasto było strasznie żywe, jak na godzinę dziewiątą rano. Co raz migały mi inne marki samochodów, ludzie i krajobraz. Kobiety większości ubrane w zwiewne kolorowe sukienki a mężczyźni w jeansowe spodenki z białymi koszulkami. Lato przyniosło świetną pogodę a natura rozwijała się przy łagodnym ciepełku. Kwiaty rozkwitały przy wielkich drzewach liściastych. Motylki, których w tym roku wydawało się więcej, latały radośnie z korony na koronę. Piwonie, rosnące koło Mojego technikum, przepięknie rozkładały się na boki.

Ruszyłam wraz ze zielonym światłem i ominęłam skrzyżowanie. Przechodząc na drugi bieg, westchnęłam ciężko. Ogarnęło mnie chwilowe zmęczenie. Musiałam znowu zahamować aby przepuścić młodą parę na przejściu dla pieszych. Chłopak szybko nachylił się do ucha partnerki, powodując na jej twarzy szeroki uśmiech.

Przycisnęłam mocniej pedał gazu. Chciałam podróż mieć już za sobą a miałam wrażenie, że droga robi się coraz dłuższa. Zgrabnie przechodziłam na wyższy bieg. To niesamowite, jak czas szybko leciał. To było coś o czym za dzieciaka w ogóle nie myślałam. Wakacje stawały się szybko krótkie a tydzień jakby razem z Nim. Godzina nie była godziną a zlepkiem minut. Kiedy człowiek stawał się coraz dojrzalszy, tym było ciężej wyrobić się ze wszystkimi zadaniami. Dorosłość jest dziwna.

Stanęłam przed ostatnimi światłami. Zniecierpliwiona stukałam paznokciem wskazującym o kierownicę auta. Śmiechem żartem miałam wrażenie, że mój golf też się niecierpliwił z sekundy na sekundę. Wzrok padł na wyświetlacz z godziną. Równo wybiła dziewiąta dwadzieścia.

- No szybciej - mruknęłam pod nosem. Światło, jak na złość, nie robiło się zielone. Pięściami walnęłam w kierownicę.  - Błagam Cię-!

Samochód nagle ruszył do przodu a ja krzyknęłam przerażona, bo nie widziałam, co się dzieje. Zamknęłam oczy, kiedy inne auto mignęło mi przed maską.

Oddech miałam ciężki a do nozdrzy docierał zapach podobny do spalenizny. Uchyliłam powieki żeby szybko je zamknąć. Kolejne próby poskutkowały pozytywnie. Nie mogłam przypomnieć, co się stało. Przód samochodu był przyciśnięty. Zmarszczyłam czoło, odwracając lekko głowę w bok. Inny czerwony samochód był wbity w mojego w tylne drzwi. Z gardła wydobył się mój cichy jęk.

Ktoś zapukał nerwowo w szybę, ale zabrakło mi sił aby wykonać jakiś ruch. Głowa oparłam się o siedzenie. Traciłam kontakt z rzeczywistością. Byłam za słaba aby zrobić cokolwiek więcej. Siły z każdą sekundą znikały i nic nie mogłam z tym zrobić. Mój organizm jakby zbuntował się, doprowadzając mnie do dziwnego stanu uśpienia.

Nagle wszystko od tego momentu zostało wycięte i jedynie mogłam z historii innych wywnioskować, co ze mną się działo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top