2. To tylko sen

Rozdział zawiera przekleństwa. Czytasz na własną odpowiedzialność!

*Cascada - Everytime We Touch (Hardwell & Maurice West Remix)*

Instagram: kirittawattpad

Kocham najebaną Nine! Kto doprowadził ją do tego otóż stanu? Oczywiście, że ja! Muszę przyznać, że mam nienaganny talent do upijania ludzi. Wiedziałam, że pewnego dnia to się zemści na mojej osobie, ale na razie nie było nikogo takiego, kto chciałby mnie urządzić.

Powoli zbliżała się północ, a jak na razie ja kierowca trzeźwa, Nina już odpuszczała tempo. W miarę przytomna, mimo wszystko była Rozalia, która po napisaniu do Pana Lubego tylko czekała na znak z niebios. Znaczy kiedy on łaskawie odpisze.

Niech tylko chujec pokaże się na moim radarze! To będzie miał ostry wpierdol stulecia od przyszłej szwagierki.

- Marlaaa-

- Takkk - uśmiechnęłam się szeroko do Niny. - W czym mogę Pani pomóc?

Nina przez chwilę załapała laga mózgu. Zmarszczyła brwi, szukając odpowiednich słów. No czekam, czekam.

- Pojd po piwkcio - przytuliła się do mojego prawego ramienia. - Ploseee

Mój wzrok padł na Rozalię, która też kiwnęła twierdząco głową. Delikatnie uwolniłam się od Niny i ruszyłam w głąb parkietu.

Ludzi było całe mnóstwo. Od tańczących najebańców po pożerających się ludzi w każdym kącie. Jedyna rzecz, jaka ich wszystkich łączyła tutaj to alkohol, muzyka i zapach potu. Opcjonalnie ktoś przyszedł tutaj wyłącznie na jaranie jakiegoś gówna serwowanego przez cudzoziemców za niebotyczne ceny.

Ale po co się tym przejmować? My mamy zupełnie inny cel!

Pomijając te wszystkie czynniki klub był świetnym miejscem. Miał jedną sale, ale za to ogromną z nowoczesnym nagłośnieniem. Drewniany parkiet dobrze nadawał się do tańca a czerwowo-czarne ściany nadawały fajnego klimatu. Sufit o nierównomiernych kształtach, po niedawnej odnowie prezentował się najbardziej zacnie.

Światła kolorowych lamp oświetlały mi drogę przez tłum. Po około pięciu minutach, omijając ludzi i krzycząc aby zabrali swoje cztery litery, przyniosłam dzielnie dwa piwka w dużych kuflach.

Pierwsza rzuciła się najbardziej napita. Szczęśliwa wypiła trzy porządne łyki. Oj, jutro będzie ostry kac. Opcjonalnie zaraz zgon, ale tego dowiemy się w późniejszym czasie. Druga za to, wielce mnie zaskakując, wypiła jego aż pół! Z tego powody zamrugałam kilkanaście razy. Mój mózg nie mógł przetrawić tego widoku! Wyprostowałam się dumnie.

- Cóż to za zmiana?

- Przynieś mi jeszcze jeden

- He - uniosłam brew aż do samego sufitu. Zaraz z wrażenia zejdę na zawał. Na potwierdzenie położyłam dłoń na to miejsce. - Możesz powtórzyć?

- Oddam Ci jutro forse - mruknęła pod nosem. Zamachała cieczą, wpatrując się w nią z przymrużonymi oczami. - Albo od razu trzy dawaj

Nie musiałam pytać, co się odjebało, ale takie laski była zbyt łatwym celem dla opcjonalnych ruchaczy, a tutaj było ich za dużo. Możliwe, że przesadzam, lecz za dużo się naoglądałam filmów aby nie znać takich scenariuszy.

- Mam dobry plan - spojrzałam się na pół-przytomną Nine. Susem opróżniła szkło. - Jedzmy do monopolowego! Za długo będzie czekać na Wasze piwo!

- Ale potem nas z nim nie wpuszczą!

- Pojedziemy do mnie! - odparłam głośno żeby we dwie dokładnie mnie słyszały. Remix którejś piosenki Cascady mocno mnie przebijał tak i tak. - Prześpię was i rano pogadamy, jak wykastruje chujca!

Rozz od razu zerwała się z czarnych skórzanych siedzeń. Lekko krzywym krokiem ruszyła do wyjścia. Ja - jako dobry człowiek - pomogłam wyjść na dwór najbardziej poszkodowanej osobie tego wieczoru. Lekki chłodek był przyjemną odmianą zaduchu. Księżyc świecił jasno, więc łatwo udało się dojść do mojego samochodu, grzecznie stojącego na miejscu parkingowym.

Kiedy tylko Nina usiadła na tylne siedzenie (czytaj, położyła się i zasnęła najebana), Rozz wyskoczyła z przedniego siedzenia.

- Tobie ki chuj?

- Kurtka została

- Siadaj i pilnuj Niny - machnęłam jej ręką. - Jak nikt jej nie zajebał to przyniosę!

Krzyknęłam jeszcze na pocieszenie, cofając kroki z powrotem do klubu.

Ziomek stojący dzisiaj na bramce okazał się okazjonalnie miłym gościem i pozwolił mi wejść bez kolejki po wyjaśnieniu sprawy. Radośnie zbiegłam po schodach na dół, omijając kasę biletową, szatnie oraz toalety. Moje nogi powtórnie stanęły na drewnianym parkiecie. Żwawo doszłam do stolika, który wciąż był nie zajęty. Zmarszczyłam czoło, bo fotele były puste.

Jebne chujstwo. Żeby nie było tutaj niespodzianek, bo się porzygam w sekundę.

Schyliłam najpierw tułów, lecz gdy nie zobaczyłam czarnej zguby, ukucnęłam i poczołgałam się lekko do przodu.

- To chyba Twoje - podniosłam się nagle z klęczek, obijając głowę o stół. Wściekła wyczołgałam się spod niego, masując obolały łeb. - Marlena

Pierwszy raz w życiu widziałam tą dziewczynę na oczy, więc zdziwiło mnie wielce, że ona zna mnie. Miała na sobie czarne jeansy i skórę o takim samym kolorze. Szare włosy sięgały jej do końca pośladków. Musiały być kilkanaście razy mocno rozjaśniane albo miała kupioną bardzo drogą perukę. Jej młoda twarz sugerowała, że mogła być w podobnym wieku co ja. Fioletowe tęczówki - soczewki zakładam - rozświetlił blask czerwonych świateł. Uśmiech nie schodził z twarzy a dłonie z kurtką splotła za plecami.

- Znamy się? - na chwilę złapałyśmy bezmowny kontakt wzrokowy. - Dzięki-

- Ja Ciebie znam - powiedziała delikatnym głosem. Śmiało mogłaby być lektorem czy coś w tym stylu. - Można powiedzieć, że jesteśmy prawie rodziną

- Prawie? - spojrzałam się na nią podejrzliwie. Te słowa wypowiedziała z takim spokojem, że aż człowiek nie chciał w nie wierzyć.

- Jestem narzeczoną twojego bardzo dalekiego wujka od strony twojej mamy. Masz prawo nie wiedzieć, bo Tylman nie utrzymuje kontaktu z nikim

- Wiem... - zarzuciłam kurtkę na ramię. - Ale od strony dziadka czy babci?

Rodzina mojej mamy zawsze była mi wielką tajemnicą. Trochę rzeczy słyszałam od babciu, ale na żywo nikogo nigdy nie spotkałam. Będę musiała przy bliższej okazji dowiedzieć się kilku informacji.

- Rodzony brat Twojego dziadka

Tutaj robiła się większa zagadka. Mój dziadek nie żyje parę dobrych lat, a z tego co wiem, miał rodzeństwa tyle, że razem byli małą wioseczką. Muszę się spytać jutro mamy, czy kogoś takiego w ogóle pamięta albo jej przypomnieć. W sumie, czy taka informacja jest mi potrzebna?

- Okej-

- Penelopa - delikatnie ukłoniła się tułowiem, nie spuszczając kontaktu wzrokowego. - Penelopa Ones

- Marlena, ale to już wiesz-

- Oczywiście - obdarzyła mnie uśmiechem, pokazując równy rząd białych zębów. - Wiesz, po dłuższym obserwowaniu stwierdzam, że powinnaś zostać wojowniczką. Masz do tego wrodzony talent

- Nigdy nie pawałam jakąś zachętą do wojska, tym bardziej takiego, więc raczej nie

- Proszę - wcisnęła mi kurtkę oraz wizytówkę do rąk. Było widać logo szkoły, adres oraz numer telefonu!

Musiałam przez dłuższą chwilę na nią się popatrzeć, bo mój mózg nie mógł jeszcze uwierzyć w to, co się dzieje. Kobieto, USA? Ja ledwie, co roku angielski zdaje a ty chcesz mnie wyjebać na drugi koniec świata? Masz nie równo nasrane pod łbem czy jak?

- Jeżeli mogłabym Ciebie jeszcze poprosić, niech zostanie to pomiędzy nami

- Nie mogę raczej tego obiecać. Nie mam przed rodzicami takich tajemnic

- Nie zabraniam Ci mówić, że spotykasz się ze mną. Chcę żeby nie wiedzieli, że proponuję Ci szkołę

- Cóż-

- Będę czekać, Marleno

Ukłoniła się powtórnie tułowiem. Wolnym krokiem ominęła mnie żeby zniknąć w tłumie ludzi. Zszokowana wzdrygałam się przez nagły chłód. Powtórnie spojrzałam się na wizytówkę. Czy ktoś z łaski swojej może mi powoli wytłumaczyć, co właśnie się stało?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top