1. Wschód Słońca

Instagram: kirittawattpad

* Quickdrop - Shake Your Body *

Jeżeli ktokolwiek ma jakieś wątki do dzisiejszego dnia to ja razem z nim ustawiam się w kolejce.

Piątek, piąteczek, piątunio...

Jako uczeń kocham ten dzień tygodnia! Zawsze jest znakiem rozpoczęcia wyczekiwanego weekendu. Zanim pójdę z dziewczynami na balangę, trzeba iść do szkoły na długie siedem godzin lekcyjnych! Kto to wymyślił? Myślę, że ktoś, kto nie chodził często na zajęcia.

Czy ja przypadkiem kiedyś też nie przeklinałam na szkołę? Ta moja pamięć!

- Jedź szybciej śniadanie, bo nie wyrobisz się na czas! - wrzasnęła moja mama, która nałożyła starą bluzę. Jak zawsze w jej głosie można było usłyszeć nutkę grozy. Chociaż gdzieś tam z tyłu można było wyczuć odrobinę radości. Szkoda, że u mnie takie podchmurzenie głosu na koniec myśli, brzmi jak jakaś pierdolona telenowela z sztucznym potworem w roli głównej.

Zapewne też pospałaby w łóżku, ale gospodarka rolna to dużo wyrzeczeń.

- Potem będziesz jęczała, że nie możesz nigdzie samochodu zaparkować!

- Tam, tam - przytaknęłam, ciapkając kolejne kęsy kanapki z serem, które przyrządziła mi mama. Jak ja uwielbiam ser. - Już kończę! Nie panikuj!

Dosłownie pochłonęłam ostatni kęs wcześniej wspomnianej potrawy, po czym energicznie wstałam z krzesła, zarzucając swoją czarną torbę na ramię. Czas uratować świat przed moją zjebaną przyjaciółką, która akurat dziś chciała zmierzyć się ze swoim największym lękiem - zaproszeniem swojego, jak to ona mówi, Pana Idealnego Na Jej Preferencje (w skrócie Pan Luby) do kina na żenującą komedie romantyczną równej kategorii jeden plus! Jeżeli nie pojawię się w porę to jej tego nie wybije z głowy!

No dobra, ona znając życie uratuje znów moja zjebaną dupę, a nie ja jej. Ale liczą się chęci!

- Będę się zbierać mamo. Kocham mocno! Będę gdzieś o piętnastej w do-!

- Czekaj! - jednym susem mama złapała mnie za kaptur bluzy. Jak w anime, przyciągnęła mnie do tyłu. - Jeszcze drugie śniadanie, skarbie

- M-mamo dusisz mnie! - wydusiłam, wyrywając się z ucisku rodzicielki. Czy każda matka duzi swoje dzieci na pożegnanie? To na pewno się zalicza pod jakieś katowanie! Czemu nigdy nie mam czasu iść do prawnika po radę? - Ale dziękuję! To lecę! Nara!

Truchtem wyleciałam na dwór. Jednym skokiem pominęłam trzy schodki. Szczęście nade mną wisi, bo nie zaryłam ryjem o ziemię.

Początek czerwca w północno - wschodniej części Polski był wyjątkowo upalny. Ludziom to w ogóle nie przeszkadzało. Cieszyli się z pięknej pogody jaką zafundowała im natura, jak tylko mogli. Spacery, jazdy na rowerze, pikniki w parku, pierwsze kąpiele w jeziorach ruszyły pełną parą. Też i ja odczuwałam coraz to większe ciepło, a razem z nim zbliżające się upragnione wakacje.

Jutro wieczorem jadę z tamtymi nad jezioro i nic mnie nie zatrzyma!

Omijałam kolejne kolorowe pola. Kwiaty rozkwitały a trawa błyszczała zielonym blaskiem. Już niedługo, kiedy w końcu napisze maturę, wyjdę na studia i zapomnę o wielu tych krajobrazach. Jadąc sama samochodem miałam możliwość spojrzenia na to z innej strony.

Po piętnastu minutach dojechałam do miasta. Zanim jednak dotarłam do szkoły, poczekałam z dobre dziesięć minut na światłach. Co raz przeklinałam wakacyjny początek, bo turystów były już za dużo. Przecież dopiero początek czerwca ludzie!

Szczęśliwa wjechałam na parking i zaraz odnalazłam wolne miejsce. To prawdziwy cud! Widząc, że mój budynek szkoły stoi nienaruszony, poprawiłam okulary przeciwsłoneczne oraz ruszyłam do głównego wejście, gdzie jak co dzień, czekała na mnie moja przyjaciółka Rozalia. Już z daleka blondynka machała do mnie ręką. Zwiewna sukienka w kwiaty machała się pod wpływem impulsywnego ruchu.

- Jak tam podróż-?

- Zamilcz, jeśli Ci życie miłe... - prychnęłam lekko poirytowana, kiedy tylko stanęłam koło niej. Korki, jak zawsze dobijały moją cierpliwość. - Niech tylko zepsuje się twoim rodzicom auto to pogadamy inaczej!

- Mój złom jest nie do zdarcia - uśmiechnęła się Rozz. Wysłałam jej mordercze spojrzenie. Fakt, ten samochód jest stalowy. On tyle razy przeżył słowo wypadek, że aż dziwne.

- Zobaczymy, co powiesz jak nadejdzie "dzień mechanika" - blond małpa pokazała mi język, po czym we dwie skierowaliśmy się do drzwi.

Wysoka blondynka wydawała się o wiele bardziej szczęśliwsza niż zwykle. Może dlatego, że miała na prawdę zaprosić Pana Lubego? Czyżby tym razem się nie wycofa?

- Mój tata mówił wczoraj przy kolacji, że wojsko ma dołączyć do całkowitego okrążenia posiadłość Pana K - powiesiłam czerwoną skórę na wieszak. Z tym zdaniem wszystko stało się jasne. Nie tylko Pan Luby był przyczyną radości.

- Więc wczoraj wrócił do domu? Nic nawet nie pisałaś kurwo ty

Hioro kiwnęła szczęśliwa głową. Jej tatko pracował w policji już dwadzieścia pięć lat. Miał na swoim koncie wiele akcji. Zawsze lubiłam słuchać te opowieści. Ten facet miał do tego talent. Swoją pracę wykonywał z dokładnością oraz niezwykłą precyzją. Nic dziwnego, że od dawna siedzi na wysokim szczeblu.

- Pan Luby jest! - pisnęła mi w ucho Rozalia. Wybudzając się ze stanu zamyślenia, spojrzałam się na długo włosą blondynkę. Jej zielone oczy błyszczały iskrami szczęścia. Chłopak przeszedł przez korytarz do sali lekcyjnej. - Iść do niego teraz?

- Jak niby chcesz to zrobić?

- No... - jej policzki lekko się zaczerwieniły. - P-podejdę i powiem wprost. Chyba

- Chyba czy tak? - obejrzałam się za siebie. - Cześć ogólnie

Nina - moim zdaniem najbardziej z nas normalna - przytuliła się do każdej z nas. Była dość specyficznej urody - jej mama z pochodzenia Nigerskiego a tata pochodził z Chin. Babcia od strony taty zapoznała ją z podstawami polskiego, dzięki czemu kiedy sześć lat temu przeprowadzili się tutaj na stałe nie miała takiego wielkiego problemu z komunikacją. Czasem było można usłyszeć lekkie zaciągania, ale na prawdę tycie.

- Oh, no nie wiem! - Roz spojrzała się na nas błagalnie. - Pomóżcie!

- Napisz - zasugerowała czarno włosa. - Będzie po sprawie. Jak odmówi to odmówi

- Nie myśl negatywnie, jak Marla!

- Przewiduje każdą opcje - odparła ze spokojem. - Pomożemy Ci najwyżej

Dzwonek rozległ się po korytarzach. Uczniowie niechętnie ruszyli do swoich klas. My też powoli ruszyłyśmy w stronę drugiego piętra szkoły, próbując jakkolwiek uspokoić Rozalię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top