25 GRUDNIA

Nie miałam siły, ale zwlekłam się z łóżka. Cała opuchnięta, czerwona i niewyspana. Musiałam jednak się zbierać do wyjazdu. Wyszłam z pokoju na drżących nogach.

W kuchni zobaczyłam półmisek z pierogami i słoiki. Dla Ji. Dla Ji, który już tego nie potrzebował. Prawie załkałam z bólu.

Kiedy znalazłam się na korytarzu, mama wychyliła się z salonu. Spojrzała na mnie zmartwiona. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć i wtedy poczułam, że muszę zwymiotować. Pędem wpadłam do łazienki i pochyliłam się nad sedesem. Z nerwów i płaczu rozbolał mnie brzuch, zrobiło mi się niedobrze, a z oczu popłynęły kolejne łzy.

Umyłam twarz i zęby. Nagle stwierdziłam, że prysznic też mi dobrze zrobi, więc rozebrałam się i weszłam do kabiny. Woda trochę mnie uspokoiła i nieco ukoiła ból. Wytarłam się i owinięta w ręcznik, potruchtałam do siebie. Ubrałam się i wyczesałam włosy. Nie malowałam się, bo wiedziałam, że nie ma to sensu.

– Jedziesz? – spytał spokojnie tata, gdy weszłam do salonu

Pokiwałam głową.

– Przepraszam, ale muszę.

– Zawieziemy Cię z tatą.

– Ale...

– Co mamy robić? Oglądać filmy? Zaraz się ubieram, a Ty coś zjedz. – powiedziała mama

– Nie, nie chcę. Nie dam rady nic przełknąć. – powiedziałam cicho

– Jest tyle jedzenia, weź coś chociaż ze sobą.

– Mamo, nie chcę. – jęknęłam

– Dobra, daj jej spokój. Ubieramy się.

Było wcześnie, brat jeszcze spał, a rodzice, tak jak ja, najwidoczniej nie mogli zmrużyć powiek.

– Niepotrzebnie tam jechałaś. – rzuciła nagle mama

Zabolało mnie to. Przyjazd tam był najlepszą rzeczą, jaką mogłam zrobić dla Ji. I dla siebie.

Nie odezwałam się. Nie chciałam się kłócić z rodzicami, wiedziałam, że po prostu się martwili, a ja nie potrafiłam z nimi teraz rozmawiać. Oni nigdy tego wszystkiego nie rozumieli.

Ubrali się, a tata wziął moje rzeczy.

Kiedy byłam już w samochodzie, napisałam do Kaori.

Jakiś czas później...

Po spotkaniu z siostrą, ponownie zaczęłyśmy płakać. Wpadłyśmy sobie w ramiona i szlochałyśmy. Podróż jak zwykle była długa, cieszyłam się, że chociaż bez przesiadek i postojów. Jeszcze nie zdążyłam zapomnieć o bólu w uszach, a już męczyłam się przy samym starcie. O lądowaniu nie wspominając.

Na pokładzie trochę się zdrzemnęłyśmy. Potrzebowałyśmy tego. Marzyłam, by się obudzić w innym świecie.

W Seulu byłyśmy późno. Kolejna zmiana czasu nie działała zbyt dobrze na mój organizm.

Odebrali nas chłopcy. Ubrani na czarno, w ciemnych okularach. Każdy w czapce. Przytuli nas bez słowa. Zaczęliśmy się wszyscy ściskać i płakać. Zastanowiłam się, czy możliwe jest, bym się odwodniła od utraty łez.

Pojechaliśmy do TOP'a. Tam miałyśmy się zatrzymać. Byłam mu za to wdzięczna. Nie chciałam znów tłuc się po hotelach. U niego było przynajmniej gdzie usiąść.

Zostawiłyśmy torby w sypialni i poszłyśmy do salonu.

– Jesteście głodne?

– Chcecie usiąść?

– Chcecie jeść?

– Chcecie pić?

– Chcemy go zobaczyć. – odparłyśmy równo

Siostra podeszła i wtuliła się we mnie. Chłopcy siedzieli. Wszyscy byli przygaszeni, zapłakani, opuchnięci. Cieszyłam się, że nie tylko ja wyglądam tak tragicznie.

– A coś na uspokojenie?

– Tabletki? Herbatkę?

– Herbatkę. – odparłyśmy zgodnie z Karolą

TOP wstał i poszedł do kuchni. Ri ukrył twarz w dłoniach. Taeyang wyglądał jak wrak, Daesung podobnie.

Usiadłyśmy.

– On wiedział... On wiedział, prawda? – powiedziałam cicho, a wszyscy na mnie spojrzeli – Podobno psy wyczuwają, kiedy ich czas się zbliża. Nie chcą umierać w domu, przy właścicielach i często uciekają. Z nim było podobnie. Prosił, żebym pojechała. Nie chciał, żebym przy tym była. Nigdy sobie nie wybaczę, że go zostawiłam. Był sam...

– Nie był sam, Ann.

– Chyba nie masz pojęcia, jak wiele dla niego znaczyłaś, co?

– Tak bardzo się cieszył, kiedy przychodziłaś.

– Ciągle o Tobie mówił. Ann to, Ann tamto. To było takie denerwujące.

– Mnie to nie denerwowało. – przyznałam z lekkim uśmiechem

– Kochał Cię.

– Wiem. – rzekłam cicho

– Byłaś jego siłą. Pomogłaś mu przetrwać te ostatnie dni.

– Gdyby nie Ty, załamałby się już wcześniej.

– Starał się walczyć do końca, dla Ciebie.

– On wiedział, że zostało mu niewiele...

– Nie wierzę w to wszystko... Przecież mówił, że czuje się dobrze, że badania wyszły lepiej, że jest poprawa... Co się stało..?

Tego było zbyt wiele. Ukryłam twarz w dłoniach.

– Hyung, z nas to Ty rozmawiałeś z nim jako ostatni. – powiedział Seungri, patrząc na Tae

Youngbae pokiwał głową.

– Od kiedy wyjechałaś, siedziałem przy nim praktycznie cały czas. Trochę mu czytałem, trochę razem śpiewaliśmy. Powiedział, że nie ma rodzonego brata, ale ja jestem dla niego jak brat. Wtedy ja powiedziałem, że mam starszego brata, więc Jiyong jest dla mnie jedynie dobrym znajomym. Zaczęliśmy się śmiać.

My również nie potrafiliśmy powstrzymać uśmiechu. Oczami wyobraźni widziałam twarz Ji i jego przekomarzanie z przyjacielem.

– Pewnie Ci opowiadał, ale jak byliśmy trainee w YG, jeszcze jako małe dzieciaki, to musieliśmy sprzątać sale po innych tancerzach i przynosić im wodę. Obserwowaliśmy ich ukradkiem, starając się zapamiętać wszystkie ruchy. I marzyliśmy, że pewnego dnia to będziemy my. – wyznał Youngbae, uśmiechając się lekko

Tak wiele osiągnął...

– Chyba mu się to przypomniało. Dostał gorączki i trochę majaczył. Mówił, że powinniśmy iść ćwiczyć, że musimy być lepsi, bo inaczej nie zadebiutujemy, a to przecież nasze marzenie...

Załkałam cicho. Wyobraziłam sobie mojego biednego Ji, targanego gorączką i halucynacjami. Miałam ochotę krzyczeć.

– Czy on... Czy on cierpiał? – spytała siostra

Podniosłam na nią wzrok. Ja starałam się o tym nie myśleć. Chciałam wierzyć, że odszedł w spokoju. Że nic go nie bolało.

Seunghyun wszedł powoli i podał nam kubki z herbatą. Jego dłonie się trzęsły. Kiedy na niego spojrzałam, domyśliłam się, że płakał, będąc w kuchni. Dlaczego się ukrywał?

– Odszedł we śnie...

– Był w klinice?

Youngbae pokiwał głową.

„Czyli nie wypuścili go do domu..."

– Kiedy zaczął gorączkować, wygoniono mnie do domu. W nocy nagle dostał silnego ataku. Miał wstrząsy, wszystko go bolało, lekarze podali mu morfinę...

Nie chciałam tego słuchać. Ściskałam gorący kubek, ale nawet tego nie czułam.

– W końcu się uspokoił.

– Czy... Czy był sam?

– Nie, byli tam jego rodzice.

– To dobrze. Cieszę się.

– Byli z nim do końca. Zadzwonili do mnie, ale zanim przyjechałem, było już za późno. Zasnął i się nie obudził. Serce po prostu...

Taeyang przerwał. Nie był w stanie dokończyć. Zadrżał i spojrzał w górę, by nie pozwolić łzom spłynąć. Widziałam, jakie to dla niego trudne. On na pewno tak samo bardzo chciał być wtedy przy Ji, tak jak ja.

Daesung położył przyjacielowi rękę na ramieniu. Chłopcy przytulili się. Po chwili dołączyli do nich Seungri i TOP. Wszyscy zaczęli płakać.

– To był mój najlepszy przyjaciel!

– Mój Oppa!

– Nasz lider!

– Najlepszy brat na świecie!

– Dlaczego on?

Chłopcy wyli i krzyczeli. Popłakałam się, patrząc na nich. Musiałam wstać i odstawić kubek, bo bałam się, że wypuszczę go z rąk. Razem z siostrą podeszłyśmy do muzyków. Przytuliliśmy się wszyscy.

Kiedy się uspokoiliśmy, pojechaliśmy do kliniki.

Bałam się. Cholernie się bałam, ale chciałam go zobaczyć. Pożegnać się. Dotknąć go po raz ostatni.

Nie wiedziałam, jak się zachować. Wszędzie była jego rodzina. Zjechali się bliscy. Wielu z nich znałam, ale część była dla mnie obca. Ludzie płakali, pogrążeni w żałobie i smutku. Przeszliśmy do specjalnej sali na piętrze minus jeden, gdzie była urządzana stypa, mająca potrwać kilka najbliższych dni. Białe chryzantemy i ołtarz ze zdjęciem Ji, przez które przewieszona była czarna wstążka, od razu zwróciły moją uwagę.

– Oppa, czy fani już wiedzą? – spytała Kaori

TOP skinął głową.

– Papa to ogłosił rano. Po tym filmiku, który Jiyong wrzucił na Instagrama, nie było sensu tego ukrywać. On by tego nie chciał.

– I jak?

– Żałoba w całej Azji. Fani płaczą, nie mogą w to uwierzyć. Już dostaliśmy zawiadomienia, że fanki chcą się zabić. Wszędzie dziennikarze. Wokół kliniki jest policja, pilnują terenu. A pod mieszkaniem Ji i YG ludzie składają kwiaty i się modlą. To stało się tak nagle i fani są w szoku. Wszędzie piszą i mówią tylko o tym.

– Nikt nie był na to przygotowany...

Zobaczyłam rodziców Ji. Stali objęci i rozmawiali z kimś z rodziny. Kiedy mnie dostrzegli, zaraz do mnie podeszli. Wpadłam im w objęcia i zaczęłam płakać.

– Dziękujemy, że przyjechałaś.

– Musiałam. Mogę go zobaczyć? – spytałam cała mokra

– Oczywiście, kochanie. Kaori, chodź z nami.

Karola skłoniła się i ruszyłyśmy. Pani Han objęła nas i poprowadziła do innego pomieszczenia. Miała na sobie naprawdę piękny hanbok.

Był sam. Nie wiedziałam, dlaczego Koreańczycy wolą modlić się przy ołtarzyku. Myślę, że po prostu łatwiej jest patrzeć na śliczne zdjęcie i kolorowe kwiaty, niż na ciało ukochanej osoby, którą odebrała śmierć. Jeśli chodziło tylko o to, to rozumiałam to.

Podeszłam do trumny i zadrżałam. Karola stała przy mnie i byłam jej za to wdzięczna.

Spojrzałam na niego. Wyglądał ślicznie. Tak spokojnie. Jakby spał. Wiem, że tak się zawsze mówi, ale on naprawdę wyglądał naturalnie. Na głowie miał jedwabną chustkę. Nie był ubrany w jakiś tradycyjny strój, tylko czarny garnitur. W trumnie zauważyłam ważne dla niego rzeczy, między innymi mikrofon i parę fotografii. Osobiście dorzuciłabym jeszcze okulary przeciwsłoneczne, trochę biżuterii i coś do jedzenia.

Odetchnęłam głęboko. Jego ciało było największym dowodem na to, że naprawdę odszedł. Nie mogłam jednak tego zaakceptować i uwierzyć, że już nigdy nie ujrzę jego brązowych oczu.

– Mój syneczek... – załkała pani Han, a ja zacisnęłam wargi

Kobieta po chwili wyszła.

Złapałam chłopaka za rękę. Była zimna jak nigdy. Pogłaskałam go po policzku, następnie pochyliłam się i pocałowałam go w czoło.

– Obiecałeś, że na mnie zaczekasz... – szepnęłam, a łza skapnęła na jego nieruchomą, bladą twarz – Wróciłam. Mówiłam Ci, że wrócę...

Nie byłam w stanie odejść od niego. Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego twarzy.

Karolcia podeszła bliżej. Widziałam po niej, że się boi. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Była zmieszana i wystraszona. Objęłam ją drżącą ręką, a blondynka spojrzała na GD.

– Cześć, Onisan... – szepnęła słabo – Chciałabym Ci podziękować. Ten laptop...

Dziewczyna musiała przerwać, by nabrać głębiej powietrza.

– Jesteś taki głupi, braciszku, wiesz? Specjalnie mi go kupiłeś, żebym się już więcej Ciebie nie czepiała, prawda? Ale ja zawsze będę to robić. Jestem Twoją ulubioną Imoto.

Łzy spływały nam po twarzach. Cieszyłam się, że chociaż zostałyśmy same. Mogłyśmy się pożegnać.

– Nigdy nie zapomnę, jak powiedziałeś, że przypominam Ci chleb. – Kaori zaśmiała się – Kurwa, dlaczego to powiedziałeś? Dlaczego chleb?!

Dziewczyna płakała i śmiała się.

– Traktowałam Cię jak starszego brata, bo uważałam, że super byłoby takiego mieć. Byłeś beznadziejny, ale nie mogłabym mieć lepszego brata niż Ty. – wyznała – Dziękuję, Jiyong. Kocham Cię, Onisan.

Kaori wtuliła się we mnie zapłakana. Głaskałam ją po włosach. Potem wyszłyśmy, by chłopcy mogli również w spokoju się pożegnać.

Poszłam do sali, gdzie odbywała się stypa. Niektórzy do mnie podchodzili. Widziałam jego przyjaciół, Papę YG, znajomych i rodzinę. Ponownie podeszli do mnie jego rodzice.

– Dziękujemy, że byłaś z nim do końca. On ciągle o Tobie mówił.

Pokręciłam głową.

– Zawiodłam. Powinnam z nim zostać.

– Nie, on chciał, żebyś była z rodziną. Wiedział, że ma mało czasu, pragnął Ci tego oszczędzić.

– Rozmawiali z nim państwo?

– Kilka dni temu lekarz przedstawił nam sytuację. Powiedział, że to będą jego ostatnie święta.

– A-ale...

Nie wiedziałam co powiedzieć.

– Mówił, że jest lepiej, że badania...

– Nie chciał Cię martwić. Lekarze dali mu dosłownie kilka dni. Jego organizm przestał się bronić, nie miał odporności, był osłabiony.

– Ale on wyglądał dobrze, czuł się w porządku...

– Był silny, skarbie, ale pod koniec udawał. Prosił, byśmy Cię nie martwili.

– Zanim stracił przytomność, kilka razy powtarzał Twoje imię. Naprawdę Cię kochał.

Zadrżałam. Przeprosiłam rodziców ukochanego i poszłam poszukać najbliższej toalety. Wpadłam do kabiny i zwymiotowałam. Musiałam przytrzymywać włosy. Uklękłam, bo czułam, że inaczej się przewrócę.

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

– Ann...

Rozpoznałam głos Lee Chaerin.

– Wszystko w porządku? – spytała zmartwiona

Spuściłam wodę, wstałam i wyszłam z kabiny. Piosenkarka ubrana była na czarno, nie miała makijażu i wyglądała, jakby zapomniała z domu oczu.

– Cześć. – mruknęłam cicho

– Widziałam, jak tu wbiegałaś... – powiedziała niepewnie

Pochyliłam się nad umywalką. Przepłukałam usta i umyłam twarz.

– To nic, to tylko nerwy. – odparłam cicho

– Oppa... To takie niesprawiedliwe...

Spojrzałam na swoją ulubioną Bad Girl Seulu. Wyglądała tak smutno. Zupełnie różniła się od tej kocicy ze sceny. Nagle do łazienki weszła Bom, obejmująca Karolę. Siostra była zmartwiona, ale widok jej i Królowej Kukurydzy był nieco rozczulający.

– Unnie! – zawołała Kaori

Blondynka wbrew moim podejrzeniom nie rzuciła się na Cl, tylko na mnie. Zaskoczona, poleciałam lekko do tyłu.

– Widzisz, mówiłam Ci, że tu będzie.

– Nie zostawiaj mnie. Nie odchodź nigdzie sama. Martwiłam się. – powiedziała wtulona Karola

Pogłaskałam ją po włosach.

– Dziękuję, Bommie, że przyprowadziłaś moją siostrzyczkę. – zwróciłam się do Koreanki

Karola odkleiła się ode mnie i rzuciła na Cl.

– Zapomniałaś oczu, kochanie. – powiedziała do niej, a my się zaśmiałyśmy

Porozmawiałyśmy we cztery. Dziewczyny też były załamane. Namawiały mnie, bym coś zjadła, ale ja nie byłam w stanie przez ciągłe odruchy wymiotne. Poszłam jednak z nimi do sali z poczęstunkiem. Mijając ołtarz ze zdjęciem Ji, znów zrobiło mi się słabo.

Co to wszystko znaczyło? Dlaczego tak się zachował? Chciałam znać odpowiedź. Nie mogłam uwierzyć, że to po prostu koniec.

„Leżysz tam sam, a moje serce krzyczy Twoje imię..."

Wzrokiem szukałam chłopców. Widziałam, jak chodzą i rozmawiają z innymi ludźmi. Starali się być silni. Seungri usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił.

– Nana, co my teraz zrobimy..? – spytał cicho

– Nie wiem, Pandziu. Nie potrafię myśleć o jutrzejszym dniu. – przyznałam

– Już nigdy nie będzie tak samo. Nie wybaczę światu, że nam go zabrał.

– Mój słodki Ri... – westchnęłam smutno

Powoli dopadało mnie otępienie. Wypłakana, stawałam się pustym, obojętnym workiem.

Zauważyłam płaczącą Dami, która rozmawiała z Youngbae i jego śliczną wybranką Hyorin. Widziałam starszego Seunghyuna, który prowadził jakąś staruszkę. Chłopak wciąż miał okulary przeciwsłoneczne. Właściwie cała czwórka miała. Cała czwórka... Już nigdy nie będzie piątka. Teraz zostanie tylko czwórka.

„Niech ten dzień się skończy. Niech mnie ktoś obudzi z tego koszmaru. To nie może się dziać."

Zaledwie kilka dni wcześniej planowałam wspólną przyszłość z Jiyongiem. Chciałam z nim zamieszkać. Chciałam być z nim. Nagle to wszystko zostało nam odebrane. Plany i marzenia straciły sens. W jednej chwili nastał koniec.

Ponownie poszłam do niewielkiej salki z trumną. Pomodliłam się. Nie wiedziałam do kogo. Do którego ze wszystkich mi znanych bogów. To chyba nie miało znaczenia. Uklękłam przy trumnie i oparłam się o nią głową. Zaczęłam sobie coś cichutko nucić.

– Przepraszam, że Cię zostawiłam. Powinnam zostać, czyż nie? Tak naprawdę tego chciałeś, ale nie byłeś egoistą. Pozwoliłeś mi odejść... I co teraz? Byłeś osobą, której całkowicie powierzyłam duszę. Jak mam żyć bez Ciebie..?

Podniosłam się delikatnie, by móc spojrzeć na chłopaka.

– Czy bolało, kiedy kłamałeś? Bo kłamałeś. Cały czas kłamałeś, żeby mnie ochronić. Kłamałeś, bo mnie kochałeś. Czy było Ci ciężko? Dlaczego zdecydowałeś się sam nieść ten ból?

Westchnęłam, wiedząc, że nie uzyskam odpowiedzi.

– Pretty Boy... Żyłeś, lśniąc. Świat nigdy Cię nie zapomni. Ja nigdy Cię nie zapomnę. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Mam nadzieję, że tam, gdzie teraz jesteś, w jakimś miłym miejscu, znów jesteś zdrowy i szczęśliwy. Śmiejesz się i masz włosy... Może znów rude... I czekasz na mnie.

Po mojej twarzy ponownie poleciały łzy.

– Nawet nie masz pojęcia, co zrobiłeś...

Prychnęłam.

– To chyba pierwszy raz, kiedy ja mówię, a Ty tylko milczysz. To jest dziwne. Nigdy nie potrafiłeś się zamknąć. Czasem trajkotałeś bardziej niż baba. Wystarczyło Ci coś powiedzieć, a Ty zaraz leciałeś i wydzwaniałeś do wszystkich, żeby plotkować. Bogowie, ale to było wkurzające. Tak samo jak Twój pedantyzm. Cholerna mania sprzątania. I Twoja kolekcja ubrań. I kosmetyków. I biżuterii. Byłeś wkurzający na każdym kroku. Przecież my nawet do siebie nie pasowaliśmy. Wyglądałeś jak reklama studia tatuażu, a ja bałam się zrobić chociaż kropkę. Mieliśmy inny gust w sprawie mody. Ty mogłeś cały wieczór pić z przyjaciółmi, a ja miałam dość po jednym kieliszku soju. Ty byłeś muzycznym geniuszem, a ja nie umiem klaskać do rytmu. Nawet nasze znaki zodiaku i grupy krwi są niekompatybilne. Tak wiele rzeczy nas dzieliło, ale wiesz co? Nikogo nie kochałam bardziej.

Patrzyłam na jego spokojną twarz. Wydawało mi się, że lekko się uśmiecha. Jeśli mnie słyszał, pewnie w tym momencie marudził, że przesadzam, że to nieprawda, a on był wspaniały i powinniśmy go czcić.

Dwudziestego piątego kwietnia poznałam Jiyonga. A dwudziestego piątego grudnia on zmarł. Zawsze oboje wierzyliśmy w różne znaczenie dat i liczb. Ciekawa byłam, jak by to zinterpretował.

– Jesteś tu? Czy słyszysz mnie teraz? Jeśli tak, to muszę powiedzieć Ci coś ważnego. Zniszczyłeś nam święta, wiesz? Nikt już nie będzie myślał o prezentach i choinkach, tylko o tym, że odszedłeś. Zawsze musiałeś być w centrum uwagi. Ty Smocza Mendo, Ty fashonisto, Ty przeklęta miłości mojego życia... Aish...

Odgarnęłam włosy za ucho.

– Chciałabym chociaż móc spotkać Cię we śnie. I kochać znowu, właśnie tak.

Miałam ochotę go przytulić. Przypomniało mi się, jak często kładłam się do niego do łóżka w szpitalu. Głaskałam go i ogrzewałam. Cudownie było zasypiać w jego ramionach. Jak teraz będą wyglądały moje noce?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top