22 GRUDNIA
Dawno nie wstałam z tak dobrym humorem. Byłam wyspana i wypoczęta, a wszystkie moje myśli wypełniał Jiyong. Tak jak kiedyś. Uśmiechałam się na samo wspomnienie o nim, a świat stawał się piękniejszy.
Ogromnie mi tego brakowało.
Po śniadaniu poszłam z Kaori na basen. Siostra żadnym sposobem nie dała się namówić na kąpiel. Patrzyła na mnie jak na dziwoląga. Kiedy już się namoczyłam, obie skorzystałyśmy z sauny. Było to bardzo relaksujące. Czułam, jak moje mięśnie pozbywają się stresu, który towarzyszył mi od czasu przyjazdu do Seulu.
Po powrocie do apartamentu, ogarnęłyśmy się, pojechałyśmy na małe zakupy spożywcze i do kliniki. Musiałam się powstrzymywać, żeby nagle nie zacząć biec, gdy już zmierzałyśmy w stronę sali. Zapukałam głośno do drzwi i weszłyśmy do środka.
Jiyong siedział na łóżku i pisał. Uśmiechnął się, gdy nas zobaczył i pomachał.
– Dzień dobry, kochanie! – powiedziałam wesoło, podchodząc do niego i całując w policzek
– Dzień dobry, Onisan.
– Dzień dobry, moje panie.
Rozebrałyśmy się z siostrą i zaczęłyśmy rozpakowywać zakupy. GD patrzył zamyślony w okno.
– Śnieg... – mruknął
– Co mówisz? – spytała Kaori
– Śnieg pada. – powiedział głośniej Ji
– Pada cały czas. – stwierdziła siostra obojętnie
– Ale dziś jakoś bardziej... – rzekł zamyślony muzyk
Umyłam ręce i nałożyłam ciasto na talerzyk. Usiadłam na łóżku chłopaka, a on odłożył na bok swoje zapiski. Spojrzałam na nie znacząco i nabrałam ciasto na łyżeczkę.
– Wciąż nie zdradzisz mi, co piszesz? – spytałam, podsuwając mu deser do ust
GD zjadł kawałek.
– To ściśle tajne. – rzekł, przełykając – Dobre. – dodał, wskazując na deser
Cieszyłam się, że ma smak.
– Jak się dziś czujesz? – spytała Karola, biorąc ciasto do ręki
– W porządku. – odparł szybko Ji – Lekarz powiedział, że jest poprawa.
Otworzyłam szeroko oczy i omal nie upuściłam talerzyka na ziemię.
– Naprawdę?! To wspaniale! – zawołałam szczęśliwa
– Ann, wiem, że nie chcesz wracać do domu na święta, ale nie musisz się martwić. Jedź do rodziny. Ja mam się dobrze. Nie będę sam. Moje ostatnie badania wyszły dobrze, wiesz, mam więcej płytek i w ogóle. – mówił szybko Ji, mocno przy tym gestykulując – Pewnie niedługo stąd wyjdę, a na święta mnie jednak wypuszczą. Chyba mama przekupiła wszystkich lekarzy.
Ze szczęścia zaczęłam piszczeć i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Zaczęłam całować go po bladej twarzy, a z oczu poleciały mi łzy.
– Tak się cieszę! To najlepsza wiadomość!
– Jeju, ale super. Widzisz, wiedziałam, że będzie dobrze. – powiedziała uśmiechnięta Kaori
Jiyong spojrzał na nas i uśmiechnął się lekko. Jego brązowe oczy były szkliste. Domyślałam się, że też się musiał wzruszyć.
– Chwilę przed Wami byli rodzice. Już z nimi rozmawiałem. – oznajmił
Z całej siły uściskałam ukochanego.
– Jestem taka szczęśliwa... – szepnęłam – Wiem, że to jeszcze nic takiego, ale to duży krok w kierunku wyzdrowienia. Wierzę, że sobie poradzisz. – powiedziałam zapłakana
Karola przysiadła się i przytuliła do nas.
Dobry humor nie opuszczał mnie nawet na chwilę. Miałam ochotę tańczyć z radości. Nawet fakt, że już następnego dnia musiałam lecieć do domu mnie nie trapił. Ciągle myślałam o tym, że GD się polepszyło. Zaczęłam sobie wyobrażać, co będzie, gdy już wyzdrowieje. Wtedy już nic nie stanie nam na drodze do szczęścia. Odbudujemy nasz związek i zostaniemy razem na zawsze.
Kiedy przyjaciółka poszła do łazienki, złapałam chłopaka za rękę.
– Oppa... Wiem, że to może za szybko, ale kiedy wyjdziesz z kliniki, będziesz potrzebował pomocy. – zaczęłam niepewnie, a on patrzył na mnie uważnie – Pomyślałam sobie, że może zamieszkam z Tobą. Tak jak kiedyś. – dodałam zarumieniona
Chłopak nabrał głęboko powietrza, a jego spojrzenie się zmieniło. Pomyślałam, że może się przestraszył. Może nie był pewny, czy po wyzdrowieniu dalej będzie chciał ze mną być. Niepotrzebnie się narzucałam.
– Chyba, że nie chcesz... – rzekłam, widząc jego reakcję i zabierając dłonie
Ji zamrugał gwałtownie.
– Nie, nie! Nie o to chodzi! – wypalił szybko, chwytając ponownie moje dłonie – To wspaniały pomysł. Zamieszkajmy razem, tak. Jeśli chcesz, możemy się nawet przeprowadzić. Wybierzemy coś razem. – powiedział zdecydowanie
Moją twarz rozjaśnił uśmiech. Rzuciłam się na chłopaka i mocno uściskałam. Ji pogłaskał mnie po włosach.
– Mam jeszcze ochotę na ciasto. – rzekł, a ja zerwałam się z łóżka
– Oglądamy coś? – spytała Kaori, wychodząc z łazienki
Pomogłyśmy GD dojść do kanapy. Chłopak wciąż był słaby i nie wyglądał zbyt dobrze, ale nie byłam głupia. Wiedziałam, że na efekty leczenia trzeba będzie czekać miesiącami. Terapia trwała zazwyczaj długo. Cieszyłam się, bo Ji był na dobrej drodze. To mi wystarczało.
– Wiesz już na jaki kolor się przefarbujesz, gdy odrosną Ci włosy? – spytała Karola, a muzyk naciągnął błękitny kapelusik na oczy
– Chyba zostawię je czarne. – rzekł po chwili namysłu
Wtuliłam się w chłopaka. Miał takie kruche i wiotkie ciało, a ręce wciąż zimne. Pocieszało mnie to, że już wkrótce miało się to zmienić. Zamknęłam oczy, a on ucałował mnie w głowę.
– Naprawdę lepiej się czujesz? – spytałam
– Tak. I to dzięki Tobie, My Lady. Jesteś moją motywacją w tej walce. – odparł Ji
Razem z siostrą wydałyśmy z siebie chóralne „Awww," po czym jeszcze bardziej przytuliłam się do chłopaka.
Wierzyłam mu, bo GD nigdy nie kłamał. Nigdy.
Nie wiedziałam, dlaczego nagle pomyślałam o tamtym Sylwestrze.
Czy gdyby nie uprzedziła go w tym prasa, Jiyong powiedziałby mi prawdę? Czy może postanowiłby mnie okłamać, by chronić nasz związek?
Tego jednego nie wiedziałam.
Spięłam się i chłopak to wyczuł.
– Wszystko w porządku, My Lady? – spytał, pocierając dłonią moje ramię
Pokiwałam nerwowo głową.
Musiałam się w końcu oduczyć rozpamiętywania przeszłości i rozdrapywania ran. Liczyło się tylko tu i teraz.
Godzinę później przyjechali chłopcy. Na wieść, że w leczeniu Jiyonga nastąpiła poprawa, lamusy zaczęły tańczyć i nosić go na rękach. Dopiero wieczorem wszyscy pojechali. Tylko ja pragnęłam jeszcze zostać i nacieszyć się Ji przed wyjazdem.
– Chciałbym poczuć śnieg. – powiedział nagle GD – I zjeść kimchi mojej mamy.
Kimchi pani Han było najlepsze na świecie.
Leżeliśmy przytuleni na łóżku, więc podniosłam głowę, by spojrzeć na Ji.
– Jeszcze zjesz, już niedługo, a śnieg poczujesz za dwa dni.
– Chciałbym teraz. Chodź ze mną!
Chłopak podniósł się gwałtownie, omal nie spychając mnie na podłogę.
– Ji, co Ty robisz? – spytałam zdziwiona
GD zeskoczył na ziemię i ruszył w kierunku szafy. Gdy się już doczłapał, otworzył ją i zaczął przeszukiwać. Ubrał na piżamę bluzę i grubą, puchową kurtkę. Następnie założył zimowe buty, a na głowę zaciągnął swoją słynną czapkę uszatkę. Ja patrzyłam na niego osłupiała i nie wiedziałam, co robić.
– No chodź, ubieraj się. – ponaglił mnie
– Kwon Jiyong, zwariowałeś?! Wracaj do łóżka! – krzyknęłam, a on parsknął śmiechem
– Szkoda, że kiedyś mnie tak częściej nie wołałaś. – rzekł rozbawiony
– G-Dragon! Ja mówię poważnie!
– Ja też. Idziemy.
– Jesteś chory! Nie wolno Ci wychodzić!
– Zaufaj mi, Ann. Będzie dobrze. A poza tym, mam raka. Co gorszego może mi się stać? – spytał retorycznie
Ze swoją zerową odpornością, zwykłe przeziębienie mogło go zabić. Nie miałam jednak wyjścia i uległam na propozycję chłopaka. Kiedy się ubrałam, dodatkowo opatuliłam Jiyonga szalikiem. Po cichu opuściliśmy salę.
– Lekarz Cię zabije. – syknęłam
– Nie, jeśli się nie dowie. – odparł beztrosko Ji
Ze strachu serce biło mi nieco szybciej. Zrobiło mi się gorąco. Weszliśmy do windy i wbrew moim podejrzeniom, wcale nie pojechaliśmy w dół. Spojrzałam na GD pytająco.
– Zobaczysz. – rzucił i uśmiechnął się łobuzersko
Wysiedliśmy na samej górze, a chłopak pociągnął mnie ku schodom prowadzącym na dach. Zaczął się po nich wolno wspinać. Ostrożnie stawiał każdy krok i kurczowo trzymał się poręczy. Ja szłam za nim i obserwowałam wszystko czujnym wzrokiem. Ubezpieczałam chłopaka od tyłu.
Jiyong przekręcił mosiężną klamkę i popchnął drzwi. Wyszliśmy na pokryty półmetrową warstwą śniegu dach. To miejsce, choć zwyczajne, wyglądało bajecznie. Spojrzałam w górę na nocne niebo i wyciągnęłam ręce w kierunku spadających płatków. GD odetchnął głęboko.
– Pięknie, prawda? – spytał, odwracając się w moją stronę, a ja skinęłam głową
– To nie jest pierwszy raz, kiedy tu przyszedłeś. – zauważyłam, a on uśmiechnął się i schował ręce w kieszenie kurtki
– Lubię się tu wymykać. Popatrzeć w niebo, pooddychać. To relaksujące.
– Ale... – zaczęłam
– Nic mi nie będzie. – zapewnił szybko GD
Wyszliśmy na środek dachu. Z tego miejsca dokładnie widziałam ogromne tereny należące do kliniki. Obiekt otaczał gęsty las. Aż trudno było uwierzyć, że to wciąż Seul, bo panowała w tym miejscu cisza i spokój. Ośrodek znajdował się na północy miasta, na terenie Parku Narodowego Bukhansan. Dalej na północ, w stronę strefy zdemilitaryzowanej nie chciałabym się zapuszczać. Chyba nigdy wcześniej nie byłam tak daleko na północy Korei. Z tamtej strony nie widziałam prawie żadnych świateł.
Odwróciłam się w kierunku południowym i wydawało mi się, że nawet z tej odległości widziałam Seoul Tower w Parku Namsan.
Spojrzałam na Jiyonga.
Chłopak ugniótł w rękach śnieżną kulkę i z całej siły rzucił ją w moją stronę. Pocisk ledwo do mnie doleciał. Rozbił mi się na butach.
Podeszłam do GD i złapałam go za mokre od śniegu ręce.
– Kocham Cię. – powiedziałam
Uśmiechnął się lekko.
– Co ja bym bez Ciebie zrobił? Jesteś moją siłą, moim wytchnieniem i wsparciem. Dziękuję za wszystko. Wiem, że było Ci ciężko. Przychodziłaś tu codziennie, trwałaś przy mnie, nawet gdy Cię odpychałem. Zniosłaś to wszystko dla mnie.
– Wszystko bym dla Ciebie zrobiła. – powiedziałam pewnie
Jiyong dotknął mojego policzka i narysował na nim palcem parę kółek. Następnie pochylił się i pocałował mnie w usta. Miał zimne wargi. Zadrżałam, ale nie od chłodu.
– Chciałbym Ci jeszcze tyle rzeczy powiedzieć... – wyznał, gdy się od siebie odsunęliśmy
– Spokojnie, mamy czas.
Ji spojrzał na mnie strapiony i zacisnął szczękę.
– Co jest, skarbie? – spytałam, łapiąc go za rękę – Oppa, nie martw się, poradzimy sobie ze wszystkim. – dodałam pewniej
– Ja mogę umrzeć... – szepnął, a ja przełknęłam głośno ślinę
– Ważne, żebyś na razie odzyskał siły. Może niedługo znajdzie się dawca. A jak nie, to dostaniesz kolejną chemię. Wyleczą Cię. Masz dla kogo walczyć. Masz mnie, rodzinę, przyjaciół i fanów.
Chłopak przewrócił oczami.
– Fani... Sława... Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem tym zmęczony. A najgorsze jest to, że czuję, że bez tego jestem nikim. Od trzynastego roku życia, aż do teraz, dochodziłem do tego co mam bez chwili wytchnienia. Po drodze wiele razy się zgubiłem. Nie wiedziałem, jak trafić na właściwą ścieżkę, popełniałem błędy. Cały czas ludzie patrzą mi na ręce. Co zrobię, co powiem, w co się ubiorę, z kim się spotykam, co jem, gdzie jestem... To tak bardzo męczy, Ann. Ale muszę to znosić, bo G-Dragon inaczej nie może istnieć. Ja żyję dzięki sławie, bez tego byłbym nikim.
– Nieprawda. Byłbyś Kwon Jiyongiem. Dla mnie to najwspanialsza osoba na świecie.
Uśmiechnął się lekko.
– Za to Cię wielbię. Kochasz mnie, tego prawdziwego, a nie tego kolorowego z telewizji i gazet. Potrafiłaś dostrzec moją duszę.
Zagarnął mi włosy za ucho.
– Dlaczego dwa lata temu to spieprzyłem? Jak mogłem pozwolić Ci odejść? Stałem jak głupek i patrzyłem, jak się oddalasz.
– Jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy.
– Ten był niewybaczalny.
– Ja Ci wybaczyłam. – oznajmiłam szczerze – Ale musisz mi obiecać, że już nigdy nie pojedziesz do Vegas. – dodałam poważnie
– Obiecuję. Jebać Vegas. – rzekł Ji, a ja uśmiechnęłam się lekko
– Jebać. – zgodziłam się
Pomyślałam sobie, że wyjazd do Vegas miałby rację bytu jedynie przy okazji spontanicznego ślubu, ale zostawiłam ten pomysł dla siebie.
– Pamiętasz może, co powiedziałam Ci ostatnim razem, chwilę przed wyjazdem? – zapytałam niepewnie
Uśmiechnął się.
– Oczywiście. Ja też nigdy bym nie mógł o nas zapomnieć.
Pocałował mnie lekko w usta.
– Jedyną dobrą rzeczą w tej chorobie jest to, że znów jesteśmy razem. Chyba jeszcze nie podziękowałem chłopakom za to, że Cię tu ściągnęli. Tak się cieszę, że jesteś. – wyznał Ji
Dotknęłam jego zimnego policzka.
– Boję się... – szepnął
– Czego?
– Że nie zdążę zrobić jeszcze wielu rzeczy. Że nie zdążę wziąć ślubu. Że nie będę miał dzieci. Że nic po sobie nie zostawię... – wyznał łamiącym się głosem
Wtuliłam się w chłopaka i zamknęłam oczy.
– Zostawię tylko ludzi, których kocham... – szepnął
– Tak się nie stanie. Wyzdrowiejesz, wiem to. A ja będę dalej Cię wspierać w tej walce. I może jednak zostanę?
– Jedź, Ann. Wiesz, że musisz.
– To tylko święta. Ty jesteś dla mnie ważniejszy.
– Rodzina na Ciebie czeka.
– Ale teraz moje serce jest tu i co z tym zrobisz?
Jiyong uśmiechnął się i patrząc na mnie pobłażliwie, zagarnął mi kosmyk włosów za ucho.
– Przyjedziesz... Pewnie już niedługo. Jak tylko będziesz chciała. Kupić Ci jakiś ładny samolot?
Teraz i ja się uśmiechnęłam.
– A będziesz tu na mnie czekał?
– Będę.
– Obiecujesz?
– Nigdzie się nie ruszę. Będę czekał na Ciebie, dziewczyno, aż wrócisz.
– Więc ja obiecuję Ci, że wrócę.
– I przywieziesz mi pierogi Twojej mamy.
– Przywiozę.
Pocałunkiem przypieczętowaliśmy tę drobną przysięgę.
– Zatańczysz? – spytał szarmancko
– Teraz?
– Yhm. Jakby to miał być nasz „Ostatni taniec."
Uśmiechnęłam się na to nawiązanie do ostatniej ballady zespołu i chwyciłam rękę chłopaka, a on okręcił mnie wkoło. Wpadłam w jego ramiona i zaczęliśmy się kołysać.
– Zaśpiewasz mi coś? – spytałam cicho
– Oczywiście, a co byś chciała?
– „If you." – palnęłam bez zastanowienia
Kiedyś poprosiłabym o „Haru Haru," ale teraz czułam, że potrzebuję „If you."
Chłopak zaśmiał się krótko. Pewnie zdziwił go mój wybór. On też musiał obstawiać „Haru Haru."
– Więc się domyśliłaś, co? – żachnął się
– Czego? – spytałam nieco skonsternowana
– Że napisałem ją dla Ciebie. – wyznał otwarcie Ji
Odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy.
– Chyba nie ma sensu tego ukrywać. Napisałem ją, bo miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś do mnie wrócisz. Że jeszcze jest dla nas szansa. – oznajmił, patrząc gdzieś w dal
– Jest przepiękna, kocham ją...
– A dziękuję, starałem się. Wyszło całkiem nieźle, prawda? – rzucił Ji luźno
– Napisałeś dla mnie taką piękną piosenkę...
– Jest jeszcze jedna, choć nie ma tytułu i wciąż jej nie opublikowano... – wyznał Ji nieśmiało
– Nie wiem, co powiedzieć... – przyznałam wzruszona
– To nie mów nic.
Położyłam głowę na ramieniu Ji, a on zaczął nucić i śpiewać całą piosenkę od początku. Od razu przeszedł mnie dreszcz. Wzruszyłam się jeszcze bardziej. Czułam, że się trzęsę. Miałam jednak nadzieję, że chłopak tego nie zauważył.
– „Ona odchodzi i nie mogę z tym nic zrobić. Miłość odchodzi. Jak głupek, stoję w miejscu. Patrzę na nią, jak powoli się oddala. Staje się małym punktem, a potem znika. Czy to odejdzie gdy czas przeminie? Pamiętam dawne czasy, pamiętam Ciebie. If you... If you... Jeśli nie jest za późno, czy moglibyśmy do siebie wrócić? If you... If you... Jeśli ciężko Ci jak mnie, czy nie moglibyśmy tego ułatwić? Powinienem był traktować Cię lepiej, gdy wciąż Cię miałem..."
Refren oczywiście najbardziej mnie poruszył. Znałam piosenkę na pamięć i rozkoszowałam się każdym dźwiękiem. Nie było melodii, świateł i sceny, ale ja się czułam, jakbym była na koncercie. Głos Ji trafiał prosto do mojej duszy. Chłopak śpiewał cicho, delikatnie i subtelnie, co niesamowicie mi się podobało. Rozpływałam się z każdym kolejnym słowem, z każdą kolejną zwrotką.
– „Dlaczego nie zdawałem sobie sprawy z ciężaru smutku, jaki przychodzi wraz z rozstaniem? If you... If you... Jeśli nie jest za późno, czy moglibyśmy do siebie wrócić? If you... If you... Jeśli ciężko Ci jak mnie, czy nie moglibyśmy tego ułatwić? Powinienem był traktować Cię lepiej, gdy wciąż Cię miałem..."
Nie było za późno. Jeszcze nie było za późno. Zdążyliśmy powrócić do miłości.
Oboje się popłakaliśmy. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. To było silniejsze od nas. Staliśmy przytuleni do siebie i szlochaliśmy jak małe dzieci. GD objął mnie z całej siły, przez co jeszcze trudniej mi się oddychało.
Zawiał silny wiatr. Słone łzy ciekły mi po twarzy, która szybko zaczęła mnie piec.
– Nie zostawiaj mnie, proszę... – szepnęłam przestraszona
– Nie chcę Cię zostawiać. Naprawdę... – odparł chłopak
Jiyong cały był czerwony od płaczu i mrozu. Szybko namówiłam go, byśmy wrócili do sali. Tam GD się osuszył i położył do łóżka. Po sprawdzeniu, czy niczego mu nie brakuje, uczyniłam to samo.
– Martwię się, źle wyglądasz. – oznajmiłam – Mam iść po lekarza?
– Nie, nie. Nic mi nie jest, to pewnie zmęczenie.
Chłopak szybko zgasił lampkę i poprawił na głowie swoją jedwabną chustkę. Przesunął się, bym miała więcej miejsca. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i złapałam go za dłoń. Martwiłam się, bo Ji był chudy, słaby, kruchy, blady i posiniaczony. Wolną dłonią głaskałam go po ciele. Czułam jego wystające żebra, a na rękach ślady po wkłuciach. To mnie przerażało. Nie mogłam uwierzyć w to, co ta okropna choroba zrobiła z moim Jiyongiem. Dlaczego chciała mi go zabrać?
GD zaczął śpiewać „Baby Goodnight." Uśmiechnęłam się, bo przypomniałam sobie, jak kiedyś bardzo często mi to śpiewał. Kiedy nie mogłam zasnąć lub gdy miałam zły sen. On wtedy zawsze był obok i mnie uspokajał. Zasypiałam przy jego głosie i zapominałam o troskach.
Momentalnie z moich oczu ponownie popłynęły łzy. Ścisnęłam w dłoni materiał piżamy GD i skorzystałam z mojego daru cichego płaczu. Nie chciałam, by chłopak wiedział, że znów się rozkleiłam. Nie chciałam, byśmy spędzili tę noc w takiej atmosferze.
– „This might be the last time we say goodbye... This might be the last time we say goodnight... This might be the last time... This might be the last time..."
Chłopak zaśpiewał cichutko te cztery zdania, będące ostatnim fragmentem „Window," a ja przygryzłam dolną wargę. Bardzo nie chciałam, by to był nasz ostatni raz. Bałam się tęsknoty.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top