- CZĘŚĆ 2 -
Biedronka miała w planach powrót do domu, szybki prysznic, może jakiś film z Tikki z dużą miską popcornu, a potem odpłynięcie w błogi sen. Niestety, szybko zorientowała się, że to niemożliwe. W jej głowie kłębiło się zbyt wiele myśli, a wszystkie zdawały się krążyć wokół pewnego dachowca, którego zostawiła na wieży Montparnasse.
Dziewczyna jęknęła z frustracji, przewracając się na drugi bok. Zmieniała tak pozycję od dobrych kilku godzin, lecz sen wciąż nie przychodził, mimo że odczuwała zmęczenie w całym ciele. Kiedy zdała sobie sprawę, że jej wcześniejsze piękne plany nie miały racji bytu, po prostu przebrała się w piżamę i położyła do łóżka, zawijając się w mięciutki kokon ze swojej różowej kołdry.
Po upływie kolejnych dłużących się minut Marinette przyznała sama przed sobą, że zaśnięcie w jej obecnym stanie emocjonalnym najzwyczajniej w świecie graniczyłoby z cudem. Nie zastanawiając się nad tym, co właściwie zamierzała zrobić, zawołała Tikki i nie zamieniając z nią żadnego słowa, przemieniła się w blasku różowego światła miraculum. Następnie wyszła na balkon i zarzuciła linkę swojego jo-jo na dach pobliskiego budynku. Wiedziona jakimś dziwnym instynktem, postanowiła udać się na szczyt Wieży Eiffla, która świeciła jasno na tle nocnego nieba.
Kiedy znalazła się u celu swej późnej eskapady, usiadła na przyjemnie chłodnym w dotyku metalu i pozwoliła swoich myślom wrócić na wcześniejsze tory.
Czarny Kot.
Adrien.
Czarny Kot.
Adrien.
Czarny Kot...
Jak to możliwe, że w jej sercu znalazło się miejsce dla dwóch osób? Jak miała wybrać?
Adrien był dla niej jak... jak ciepłe słońce na pogodnym, błękitnym niebie. Jego promienie zawsze ogrzewały jej serce, wywoływały uśmiech na twarzy, dawały siłę do ciągłego próbowania stać się lepszą wersją samej siebie.
Tylko że on... widział w niej najwyżej przyjaciółkę. Nieważne, ile razy próbowała mu wyznać swoje uczucia, ostatecznie odnosiła porażkę. W jej sercu wciąż tliła się iskierka nadziei, że kiedyś ją zauważy i zechce czegoś więcej niż przyjaźni, jednak czasami zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że to może nigdy nie nastąpić. Starała się być jak najbliżej niego, ale za każdym razem wydawał jej się coraz bardziej oddalony i nieosiągalny...
A Czarny Kot... on był niczym księżyc czający się na rozgwieżdżonym firmamencie. Zawsze cichy, skryty, wspierający ją w chwilach słabości. Ufała mu bezgranicznie, mogła powiedzieć o wszystkich wątpliwościach, które czaiły się w głębi jej duszy. Irytujący, ale cierpliwy i szczery w swoich uczuciach, a przede wszystkim darzący ją miłością... tak silną, a jednak często dla niej niewidoczną przez zaślepienie blaskiem uczuć do Adriena...
Właśnie... Adrien cenił Marinette, ale mimo jej starań nie wydawał się czuć do niej czegoś więcej. Nie wiadomo, czy to kiedykolwiek mogłoby się zmienić. A skoro Czarny Kot poznał jej prawdziwą tożsamość i wciąż darzył Biedronkę uczuciem, to znaczy, że... że musiał pokochać również Marinette. Wszystkie jej cechy, nawet te złe... tę niepewność siebie, niezdarność, nieśmiałość... całkowite przeciwieństwo tego, co skrywała, nosząc maskę bohaterki...
Potem jednak Biedronka została brutalnie ściągnięta na ziemię, gdy przypomniała sobie całą historię z Białym Kotem.
To się nie uda. Nasza miłość jest zła... i może tylko niszczyć.
- To zabawne, bo myślałem, że miłość powinna budować.
Biedronka pisnęła i podskoczyła na głos osoby, której zdecydowanie wolałaby teraz nie spotkać.
Odwróciła głowę i ujrzała ciemną sylwetkę kociego bohatera, który znajdował się niedaleko i przyglądał się jej ze skupionym wyrazem twarzy. Nie wiedziała, od jak dawna tam stał, ale miała nadzieję, że niezbyt długo.
- Tak, powiedziałaś to na głos. Chociaż brzmisz tak, jakbyś sama nie dowierzała własnym słowom, przez co tracą swoją wiarygodność.
Biedronka spodziewała się, że jej partner wciąż będzie zły, lecz w jego głosie nie wyczuła wściekłości. Wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie niezwykle spokojnego i opanowanego.
Bała się konfrontacji z nim, ale z drugiej strony przecież wiedziała, że nie mogłaby go unikać przez wieczność. Mocno spięta i zawstydzona tym, jak wcześniej go potraktowała, obserwowała Czarnego Kota, który podszedł do niej z gracją i zachowując znaczną odległość, usiadł obok, tak że jego nogi zwisały swobodnie w powietrzu. W momencie, w którym chłopak chciał spojrzeć dziewczynie w oczy, ta spanikowała i spuściła wzrok, patrząc na mknące w oddali samochody.
Czarny Kot widział jej zmieszanie. Cała złość już dawno z niego wyparowała, ponieważ od kilku godzin patrolował miasto i analizował wszystko po sto razy. Teraz jego negatywne emocje zastąpiła jedynie troska o samopoczucie Biedronki.
Ponieważ mimo tego, jak okrutnie go potraktowała, wciąż był w niej tragicznie i szaleńczo zakochany. I nic nie mógł na to poradzić. Zresztą teraz nawet wcale nie chciał tego zmieniać. Nie kiedy pojawił się cień jakiejkolwiek szansy.
- Przepraszam.
Biedronka drgnęła i rzuciła krótkie spojrzenie na kociego bohatera. Takich słów i to od niego się nie spodziewała.
- Co? To raczej ja powinnam przeprosić... - wymamrotała zdumiona.
- Powinnaś – przyznał Czarny Kot. – Ale najpierw ja chciałbym ci coś powiedzieć. Całkowicie szczerze, tak jak ty wcześniej. Ja... przemyślałem to wszystko na spokojnie i zrozumiałem, że... nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Masz pełne prawo żywić do kogoś innego uczucia, ale jednak... kiedy powiedziałaś mi o tym, że gdzieś tam, w innej rzeczywistości, nawet jeśli spowodowało to katastrofę, byliśmy razem, a więc ty musiałaś w jakiś cudowny sposób odwzajemnić to, co do ciebie czuję... po prostu przestałem myśleć racjonalnie... Zaślepiony głupią nadzieją, że może kiedyś...
- Twoje nadzieje nie są głupie, Kocie. Nigdy tak nie myśl. Każdy człowiek ma prawo do swoich marzeń, a tym bardziej do ich spełnienia – powiedziała Biedronka stanowczo. – Tylko że ja... ja dalej nie rozumiem.... Ja... To jest tak skomplikowane, że...
- W porządku, Biedronko, nie zamierzam ciebie teraz zmuszać do tego, żebyś mi cokolwiek mówiła. Ja rozumiem, że to dla ciebie ciężkie. Po prostu potrzebujesz czasu...
- Nie, Kocie. Jak już mówiłam, nie chcę ciebie ranić, ale.... Nawet jeśli ja... bym coś do ciebie czuła... to nadal... ty i ja... to jest po prostu niemożliwe...
Czarny Kot zauważył, że szczęka jego Kropeczki zaczęła drżeć, jakby była na skraju ponownego załamania się. Ten widok łamał mu serce.
- Dlaczego? Dlaczego tak się zapierasz?
- B-bo... bo to jest...
- Złe? Kropeczko, dlaczego niby NASZA miłość ze wszystkich innych miłości na świecie miałaby być ZŁA? – zapytał spokojnie. – Dlaczego miłość między dwójką super bohaterów, którzy od miesięcy walczą ramię w ramię, by pokonać ZŁO i ratować niewinnych przed jego zgubnymi skutkami, miałaby nie mieć prawa bytu?
- Dlaczego ludzie myślą, że tylko dlatego, iż jesteśmy posiadaczami miraculów, to od razu musimy być razem? Ja jakoś nie widzę związku – prychnęła Biedronka, zirytowana, że padł tak głupi argument. – To jest nasz obowiązek, aby chronić ludzi, do tego nas wybrano. A nie do jakichś romansów!
- A nigdy nie myślałaś o tym, dlaczego akurat my? Przecież to mógł być ktoś inny; w Paryżu żyją miliony ludzi. Może od samego początku było nam to przeznaczone? Może tak właśnie miało być, ty i ja, zawsze ramię w ramię, nie tylko przeciwko złoczyńcom, ale i życiu? Może nasze zaufanie nie wynika z tego, że jesteśmy bohaterami, a raczej tego, kim jesteśmy pod maskami? Nie myślałaś nigdy o tym?
- Nie. To tak nie działa – odparła z prychnięciem. – Nie wierzę, że w ogóle o tym rozmawiamy! Chcesz zwalić wszystko na karby jakiegoś chorego przeznaczenia?
- Masz rację, może trochę przesadziłem – przyznał niechętnie chłopak. – Ale w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone, prawda?
Czarny Kot patrzył, jak jego ukochana marszczy nos z zirytowania.
Dobrze. Taki był jego cel. Żeby jego pani zajęła czymś innym myśli.
Zapadło między nimi milczenie. Czarny Kot siedział odchylony do tyłu, podpierając się na rękach w niemal nonszalanckiej pozie. Nie oznaczało to, że był całkowicie wyluzowany, ale chciał tym pokazać, że nie ma żalu do Biedronki o jej wcześniejszy występek. Zamierzał sprawić, by poczuła się możliwie jak najbardziej swobodnie i aby się rozluźniła.
Biedronka nie ruszała się, czując na sobie wzrok Czarnego Kota, który bezczelnie się na nią gapił z głupim uśmieszkiem na twarzy.
Kiedyś najpewniej by go uderzyła albo skrzyczała, żeby przestał się wydurniać, ale... jego zachowanie wpływało na nią niezwykle kojąco, jakby doskonale wiedział, co zrobić, by ją rozweselić. To tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że troszczył się o nią, mimo że to przecież ona wcześniej zmieszała jego uczucia z błotem. Powinna go błagać na kolanach o wybaczenie, a tymczasem on jak gdyby nigdy nic zgrywał z siebie irytującego idiotę – którym oczywiście był – aby ONA mogła poczuć się lepiej.
On... on naprawdę ją kochał. Szczerze, prawdziwie i bezwarunkowo. Teraz to widziała jak na dłoni. A ona nie czuła się, jakby zasługiwała na tę miłość.
Jej własne uczucia do Adriena wydały jej się teraz niczym innym jak szczeniackim zauroczeniem niedojrzałej emocjonalnie nastolatki, głupim i bezsensownym.
Czuła, że od tych myśli poczerwieniały jej policzki. Jęknęła cicho i przyciągnęła kolana do swojej klatki piersiowej, obejmując je rękoma i chowając twarz miedzy nimi.
Nie mogła znieść dłużej tej przedłużającej się ciszy między nimi. Czuła, że musi coś powiedzieć. Cokolwiek.
- No dobrze, ty okropny dachowcu, a co z naszymi normalnymi życiami? – wymamrotała, wciąż schowana w swoim kokonie żenady. – Z takim poczuciem humoru i kocimi ruchami na pewno kręci się wokół ciebie mnóstwo innych dziewczyn, które tylko marzą o tym, byś na nie spojrzał. Na pewno znalazłbyś sobie kogoś lepszego i bardziej odpowiedniego niż ja...
- Nie dbam o to, Kropeczko. Moje życie w gruncie rzeczy polega na ciągłym wyczekiwaniu momentu, w którym znowu będę miał okazję ciebie ujrzeć... i kiedy będziesz blisko mnie. Nie interesują mnie inne dziewczyny, bo żadna nie może się z tobą równać. To o tobie śnię każdej nocy i marzę za dnia; to ty dajesz mi siłę, by radzić sobie z problemami codzienności. Więc tym argumentem nie trafiłaś, moja pani.
- Ale dlaczego ja? – zapytała Biedronka, wreszcie podnosząc głowę i zerkając na niego z konsternacją.
- Po prostu. – Wzruszył ramionami. – Kocham cię. Nie potrafię ci powiedzieć dlaczego, bo gdybym zaczął, to mógłbym nigdy nie kończyć... wierz mi, nie chcesz tego słuchać. Moje kwami by ci mogło sporo o tym opowiedzieć, bo przekonało się o tym na własnej skórze. Niejednokrotnie. Poza tym...
Biedronka patrzyła, jak przybliżył się do niej i nachylił do jej ucha. Kiedy się odezwał, jego oddech owiał jej skórę na szyi, przez co zadrżała.
- Jesteś zazdrosna o moje kocie ruchy, Kropeczko?
- Kocie!
Nie wytrzymała i swoją otwartą dłonią odepchnęła jego twarz, po czym odsunęła się jak najdalej od tego przeklętego dachowca, który teraz tarzał się ze śmiechu z jej reakcji.
- To nie było śmieszne!
- Dla mnie było. – Mrugnął do niej łobuzersko.
- Jesteś nieznośny, wiesz o tym?
- Ale i tak mnie uwielbiasz... tak samo jak moje seksowne ciało w czarnym lateksie.
- Urghh!
Biedronka wstała i szybkim krokiem odeszła na drugi koniec metalowej konstrukcji, patrząc na widok rozciągający się u jej stóp. Czarny Kot podszedł do niej i stanął obok, tak że stykali się ramionami.
- Odejdź.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- Czego ty tak właściwie chcesz, co? – wybuchła, stając przodem do niego. – Żebym przyznała ci rację, że cię kocham? Żebym wykrzyczała to z dachu paryskich kamienic? Żebym napisała to na niebie? Co? Co mam zrobić? Czego ode mnie oczekujesz?
Mimo tego, że jeszcze przed chwilą sprawiał wrażenie rozbawionego do granic możliwości, Czarny Kot był teraz niesamowicie poważny. Spokojnie odwrócił się i stanął twarzą w twarz z rozsierdzoną bohaterką... a właściwie stanąłby, gdyby nie była od niego niższa prawie o głowę, dlatego spuścił wzrok na jej oczy. Cudowne, fiołkowe oczy, które nieco go rozpraszały. Te, które kochał do szaleństwa.
Westchnął ciężko, zanim odpowiedział.
- Chciałbym, żebyś przyznała, że mam jakieś szanse. Że nasza miłość wcale nie jest zła ani niemożliwa. Że mimo tego, co się stało w alternatywnej rzeczywistości, nie powinniśmy przekreślać szansy na nasze szczęście, Kropeczko... bo wierz mi, uczyniłbym cię najszczęśliwszą dziewczyną na świecie... gdybyś tylko dała mi szansę...
Jego głos był tak spokojny, że zbił Biedronkę z tropu. Patrzyła na niego ze zmieszaniem i uczuciem, że zaraz znowu jej głowa eksploduje od nadmiaru myśli. Jej oddech przyśpieszył, ale nie odwracała wzroku od tych soczyście zielonych oczu, które emanowały ciepłem i zrozumieniem.
Od oczu, które kochała. Chyba. A może nie? Urgh...
- Ale nie wymagam tego od ciebie. Masz rację, nie powinniśmy zdradzać Władcy Ciem naszych słabości, bo wykorzystałby je przeciwko nam. Poza tym wiem, że twoje serce wciąż się waha... ale wiedz, że ja poczekam. Poczekam następne dni, tygodnie, miesiące, nawet lata. Na to, aż się zdecydujesz, a my pokonamy wreszcie tego łotra, który wysyła akumy na to biedne miasto. Bo na twoją miłość warto czekać nawet wieczność.
Widział, że jego słowa bardzo ją poruszyły. Czuł, że chciała coś powiedzieć, bo rozchyliła delikatnie usta, ale ostatecznie nie wydobył się z nich żaden dźwięk, jakby nic nie przechodziło jej przez gardło.
Ja też ciebie kocham, Kotku...
Spuściła wzrok z zakłopotania, a jej policzki przybrały mocno czerwoną barwę, którą widział dzięki swoim kocim źrenicom. Kiedy przełknęła ślinę, delikatnie przysunął się do niej i chwycił drżący podbródek bohaterki, by na niego spojrzała. Jej piękne fiołkowe oczy były wypełnione strachem i zwątpieniem.
- Ale zanim każesz mi na siebie czekać.... I zanim odejdziemy stąd do naszych domów, by od jutra znowu udawać, że nic nas nie łączy i ratować Paryż jak dawniej... daj mi powód, bym wiedział, na co mam czekać.
Po tych słowach uśmiechnął się szeroko, wciąż patrząc w te piękne zdumione oczy. Ciekawy jej reakcji, zaczął powoli przybliżać się do jej twarzy, Aż do samego końca spodziewał się odrzucenia; tego, że odskoczy jak oparzona i będzie wściekła za to, co próbował zrobić. Jednak kiedy nie napotkał żadnego oporu, pocałował ją.
Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczał, że pozostanie w tym samym miejscu. Ani tego, że go nie odepchnie. Ani że rozchyli delikatnie usta, jakby oczekiwała tego pocałunku. A już na pewno nie tego, że go odwzajemni.
Był tak zaskoczony, że gwałtownie rozszerzył powieki, nie mogąc zrozumieć, co się właśnie działo. Biedronka miała lekko zamglony wzrok, kiedy odpowiedziała na delikatny dotyk jego ust na swoich wargach. W obojgu widać było zawahanie i niepewność, jakby dla każdego z nich był to pierwszy pocałunek.
Bo to BYŁ ich pierwszy pocałunek.
Całkowicie prawdziwy, nie wymuszony, by zdjąć z Czarnego Kota zaklęcie Mrocznego Amora. Pocałunek, którego oboje nie zapomną, jak po walce z Amnezjo, a który został jedynie uwieczniony na Biedroblogu. Nie, ten pocałunek pozostanie w ich pamięci do końca życia.
Bo choć nie mieli doświadczenia w tych sprawach, choć nie wiadomo, jak potoczy się relacja między nimi, był to najwspanialszy pocałunek, jaki mogli sobie wyobrazić. Oboje poczuli, że to coś właściwego, jakby ich usta znajdowały się dokładnie na swoim miejscu, jakby zostały stworzone do tego, by łączyć swoich właścicieli.
Po długiej – bardzo długiej chwili – wreszcie oderwali się od siebie. Oboje mieli widocznie zarumienione policzki, przyśpieszone oddechy, a iskierki szczęścia tańczyły w ich oczach.
- O tak, będzie warto czekać.
Pytałaś, czego chcę, Kropeczko... Chcę, abyś była po prostu moja.
Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, po czym Biedronka wtuliła się w umięśnioną klatkę piersiową Czarnego Kota, chowając w niej twarz. Bohater objął ją w odpowiedzi i zanurzył twarz w jej ciemnych włosach, upajając się ich zapachem.
To był zapach domu. Prawdziwego domu i szczęścia. Szczęścia, na które będzie czekał. Bo tylko ona mogła mu je dać.
- Pamiętaj, nasza miłość nie jest niemożliwa ani zła. Nie pozwól nikomu zasiać w twoim sercu takich wątpliwości...
Żadne z nich nie wiedziało, jak długo stali na szczycie Wieży Eiffla, jednak nie przejmowali się tym. Po prostu trwali w silnym uścisku swoich ramion, każde spragnione poczucia bliskości, które dawała im ta druga osoba.
Wierząc, że to wcale nie było niemożliwe.
Mając nadzieję, że ich miłość nie była zła.
KONIEC, drodzy państwo!
Wiem, że nie było to długie opowiadanie, jednak pisanie go zajęło mi całe dwa miesiące. Dwa długie miesiące, kiedy to traciłam wiarę w ten pomysł i kiedy ostatecznie udało mi się zmusić samą siebie, by go skończyć. Jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ jest to moja pierwsza praca, którą kiedykolwiek ukończyłam. Mam nadzieję, że nie ostatnia.
Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki pod poprzednią częścią, nawet nie wiecie, jak takie małe cyferki poprawiają mi humor!
Życzę wam miłego dnia/wieczora/nocy/poranka... i aby Ladynoir zatriumfowało jak najszybciej :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top