~ 6 ~
*24 godziny później*
- Przestań! Zostaw mnie! - krzyczał na całe swoje gardło Okiatsu biegnąc tym samym co sił w nogach przez długi czarny korytarz.
Wystarczyło jednak tylko, aby choć raz się wywrócił się na trochę śliskiej podłodze, a mój nóż tkwił już w jednej z jego części ciała.
- Aaaa! - krzyczał nie wytrzumując bólu z ciosu jaki mu zadałem, jednocześnie jeszcze wyciskał łzy ze swoich oczu, a ja zaśmiałem się jedynie na ten jakże żałosny widok.
- Pomocy! - wołał czując jak jego krew rozpływa się powoli po chłodnej podłodze.
- Myślisz że to cokolwiek Ci da? - zapytałem go spoglądając na niego z odrazą i po chwili namysłu ponownie wcelowałem nożem, ale tym razem już w jego małe gardło. - Żałosne, ludzie potrafią tylko błagać o pomoc.
Zostawiając chłopaka samego jak i także martwego skierowałem się do pokoju Kenty, aby sprawdzić czy ten nadal jeszcze żyje czy jednak już się tak szybko zdążył poddać.
Podszedłem powoli do jego łóżka i widząc jak rudoowłosy ciągle jeszcze całkiem nieźle oddycha zadałem mu mocny cios w klatkę piersiową, a czerwona krew rozprysnęła się na jego jasną pościel jak i także na moje ubranie.
Zaśmiałem się pod nosem widząc jego martwe ciałko leżące sobie swobodnie na prześcieradle, jednocześnie było ono teraz bardzo blade, a przynajmniej o wiele bardziej niż wcześniej.
- Teraz został jeszcze tylko jeden. - pomyślałem zadowolony ze swojej roboty jakiej udało mi się dokonać.
Opuściłem pokój chłopaka, po czym szłem powoli korytarzem w stronę najbliższych mi schodów, aby odnaleźć tego Hitoshi'ego, który był już ostatnim z nich i zbyt szybko uciekł.
Zostawił swoich przyjaciół samych dbając tylko o swoje życie, ale dzięki temu wiem, że teraz tym bardziej na nie nie zasługuje.
Krew pulsowała w moich żyłach jak tylko chciała, a ja cały czas posuwałem się jedynie do przodu.
- Stój, bo inaczej będę musiał Cię postrzelić! - zawołał za mną nagle czyiś głos i był on trochę niski, więc zapewne należał do jakiegoś dorosłego mężczyzny czy coś w podobie.
Odwróciłem się do niego śmiejąc się przy tym w niebo głosy.
- Strzelaj, śmiało! - odparłem bez dłuższego zastanowienia i z własnej woli podchodziłem do niego powolnym krokiem, a on tym samym cofał się, aby utrzymać ode mnie większy odstęp. - Ha, ha! Żałośni jesteście wszyscy! Boisz się dziecka? Naprawdę?
Dobrze widziałem jak mężczyzna trząsł się ze strachu trzymając przy tym pistolet namierzony we mnie.
Z jednej strony nie robił nic złego, gdyż chciał prawdopodobnie zwyczajnie obronić swoich, jednak przeszkadza mi w tej chwili w czymś bardzo ważnym.
- A może boisz się dlatego, że Twoja broń jest nie naładowana, albo może że jest tylko zwykłą zabawką? - mówiłem wyśmiewając go prosto w twarz, ale po chwili natychmiastowo wyciągnąłem nóż ze swej kieszeni rzucając nim w jego stronę i trafiając go natychmiastowo w ramię, że aż jego pistolet upadł na ziemię, a ja podniosłem go sprawdzając od razu czy na coś mi się może przydać, bo z jednej strony nigdy nie wiadomo czy nienadaży się okazja, aby go użyć.
- Oh...czyli jakiś słabeusz. - powiedziałem widząc, że broń ma w sobie nawet całkiem dużo amunicji, po czym nie chcąc się już z nim więcej bawić strzeliłem obcemu jedną kulką prosto w głowę, a przy tym rozległ się charakterystyczny temu dźwięk, który dodatkowo wywołał lekkie echo na korytarzu w którym przebywałem.
Pozbędę się wszystkiego co stanie mi tylko na drodze...
Podszedłem do niego powoli wyjmując swój najskuteczniejszy nóż z jego zakrwawionego ramienia, a potem już bez żadnych większych problemów ruszyłem w stronę schodów, które znajdowały się najbliżej.
- Są tu chyba kamery... - pomyślałem rozglądając się trochę dookoła jednocześnie niezadowolony tym faktem, po czym trochę bardziej naciągnąłem swój ciemny kaptur na głowę schodząc tym samym na niższe piętro będące już chyba parterem.
Wszystkie światła były pozgaszane, ale to może i lepiej jeśli chodzi tutaj o mnie, gdyż dzięki temu będzie dużo mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś kto obejrzy nagrania z kamer rozpozna mnie z nich.
- Gdzie jesteś? Po co się chowasz? - pytałem co jakiś czas oczekując tym samym jego odpowiedzi co w tym przypadku było lekko niemożliwe, bo kto odpowiadał by w takiej sytuacji osobie, która pragnie jego śmierci.
Zatrzymałem się na chwilę czując, że gdzieś tutaj właśnie znajduje się poszukiwany przeze mnie chłopak.
Po jakimś czasie usłyszałem jakiś cichy szmer, co mogło oznaczać jedynie, że przemieszcza się on w tej chwili po tym pomieszczeniu.
Praktycznie nic nie było widać w tej ciemności, ale to i tak nic nie szkodzi, gdyż w żaden szczególny sposób w niczym mi to nie przeszkodzi.
Nienawidzę zabawy w chowanego, a więc z tego powodu zacząłem przewracać wszystkie stoły po kolei z nadzieją, że może znajduje się pod jednym z nich, albo gdzieś w pobliżu nich.
Nagle usłyszałem skrzypienie drzwi, a przy nich stał ciemnowłosy i zauważając, że na niego patrzę w natychmiastowym tempie zbladł.
Chciał on najwidoczniej teraz szybko przenieść się do jakiegoś innego pokoju, a szczególnie z dala ode mnie, jednak ja mu tego zadania w żadnym stopniu nie miałem zamiaru ułatwiać.
- O, nie. Nie uciekniesz mi tak łatwo. - mruknąłem wkurzony jego zachowaniem, po czym niszcząc wszystko co znajdowało się na mojej drodze szybko przedostałęm się na drugi koniec pokoju i udałem się za nim przechodząc przez drzwi całkiem dużo drzwi.
- Nie wolisz wyjść? Trafił byś nareszcie do przeznaczonego Ci miejsca. Czy to nie jest wspaniałe? - zachęcałem go do wyjścia ze swojej kryjówki już trochę zniecierpliwiony tym wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top