10.

- tato ja nie chcę!-krzyknęła zapłakana dziewczynka siedząc w samochodzie-ja chce być z tobą!

Noah jakby nie wzruszony stał na zewnątrz patrząc na dziecko, które wbrew woli ojca i jej samej są rozdzielani.
Blondyn kiwnięciem głowy pozwolił szoferowi odjechać, pojazd powoli zaczął wyjeżdżać z posesji. Noah odprowadził auto wzrokiem, aż do bramy po czym odwrócił się i wszedł do domu zamykając za sobą drzwi. Oparł się o nie i głęboko westchnął.

Czuł się...źle. Ta mała istota mu zaufała, od jego wyboru zależała przyszłość dziewczynki. Dziewczynki która wprowadziła trochę szczęścia i miłości do jego życia. Jednak Noah był za młody na ojcostwo, i go to męczyło.

***

Noah został natchniony nowym życiem, nie był taki zmęczony jednak był trochę smutny. Próbował ten smutek ukryć, i końcowo zniwelować. Po pewnym czasie ilość ludzi których miał pod swoimi skrzydłami, urosła.

Noah siedział w kasynie, którym miał kiedyś przyjemność pracować. Dopijał drinka którego zrobił mu jego przyjaciel zza baru, odłożył kieliszek na blat.

- więc pozbyłeś się dziecka-skwitował go barman-.

- nie pozbyłem...posłałem na...na wakacje do cioci-powiedział po chwili namysłu-pozatym zaraz mnie policja zacznie atakować bo zaczęli coś podejrzewać że porwałem ją jak była mała bo jakąś pokojówka doniosła że ich pozabijaliśmy

- ale jeśli cię jeszcze nie znaleźli, to raczej cię już nie znajdą, długo im to zajmuje-odpowiedział rozbawiony barman-.

- ale nadal...i mam wrażenie że...byłem na to za młody, i się wyczerpałem...

- możliwe, miałeś zaledwie 17 lat

- nie mogłem jej tak zostawić! Miała zaledwie kilka tygodni...umarła by..-powiedział przerażony tą wizją-nie mogłem ma to pozwolić, sumienie by mnie zabiło

- wytłumaczysz jej jak będzie starsza, zrozumie dlaczego tak się stało

Noah cały wieczór spędził przy barze, nie wypił zbyt dużo jednak wystarczająco aby nie móc kierować. Dlatego postanowił że poczeka do zamknięcia kasyna, i jego przyjaciel barman go odwiezie.

Po zakluczeniu budynku oboje poszli do auta, barman wsiadł od strony kierowcy a młody mafiozo na miejscu pasażera. Noah oparł głowę o zagłówek głęboko wzdychając.

- chce spać...-powiedział wyczerpany-.

- to śpij, obudzę cię jak dojedziemy-zapewnił go barman-.

Odpowiedzi się nie doczekał, blondyn zasnął.

Gdy dojechali do posiadłości blondyna, barman delikatnie go szturchnął przez co Noah leniwie podniósł powiekę patrząc na przyjaciela.

- już...?-zapytał zaspany-.

- tak, idź się położyć-powiedział twardo barman-jest już późno

- dzięki..jak ja cię kocham-powiedział z uśmiechem i przytulił przyjaciela, co on odwzajemnił-.

- też cię kocham, teraz idź bo jutro...właściwie to jeszcze dzisiaj, nie wstaniesz

***

Noah wstał o 16, był wypoczęty jak jeszcze nigdy.
Wyszedł w samych spodniach dresowych przeciągając się i przeciągle ziewając, z lekkim uśmiechem zaczął schodzić na parter, gdy przed nim stanęła służąca.

- ktoś na pana czeka w ogrodzie-powiedziała wskazując na wyjście na taras-.

- kto? Ktoś ważny? Ah! Gerard?-zapytał energicznie-.

- nie, nie, nie podał imienia-odpowiedziała wolno i spokojnie-prosze się ubrać i pójść zobaczyć kto to

- ha?-spojrzał w dół na swój nagi tors-a faktycznie, zaproponuj mu jakąś kawę albo coś-szybko rzucił wchodząc spowrotem na górę pokonując dwa schody na raz-za 4 minuty zejdę!-krzyknął zamykając drzwi od swojej sypialni-.

Noah szybko ubrał się w czarne jeansy i białą koszulę, na to zarzucił czarną krótką jeansową kurtkę, wykańczając outfit założył czarne jeszcze glany. Przeglądał się w lustrze, poprawiając włosy.
Gdy uznał że jest wystarczająco dobrze by zacząć podbijać świat, to opuścił garderobę i zszedł na dół kierując się odrazu do wyjścia na taras w ogrodzie. Stanął na tarasie i spojrzał na osobę stojącą przy kwiatach róży, odrazu rozpoznał tą osobę.

- teraz ci się o mnie przypomniało?-zaczął Noah z lekką agresją w głosie-.

Chłopak przechadzający się po ogrodzie odrazu na niego spojrzał, uśmiechnął się pod nosem i podszedł do schodów prowadzących do domu.

- och księżniczko, tak się wita swojego księcia?-odparł z śmiechem-.

- nie było cię 5 lat! Myślałem że nie żyjesz!-odkrzyczał na chłopaka schodząc powoli po schodach-nie odezwałeś się do mnie ani słowem! Po prostu...zniknołeś...-dodał z lekkim smutkiem-.

- a co? Tęskniłeś?-zapytał z delikatnym uśmieszkiem na twarzy-nie denerwuj się już tak, złość piękności szkodzi, a ty masz co tracić-dopowiedział chwytając blondyna za rękę i obracając nim przyciągając go tyłem do swojej klatki piersiowej-szkoda takiej pięknej buźki-powiedział opierając głowę o ramie chłopaka który zamknął oczy i odwrócił głowę nie chcąc na niego patrzeć-.

Zgadujemy, kto to?
(Sory że nie było rozdziałów...)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top