91.

Właśnie wyszłam ze szkoły. Muszę teraz jechać na zakupy. Stwierdziłam, że na jutro przygotuję moją ukochaną roladę z piersi kurczaka ze szpinakiem, pieczone ziemniaki i dwie sałatki. Na deser podam Brownie z lodami. Więcej nie dam rady zrobić. Jutro i tak nie idę do szkoły. Wszystkie egzaminy już za mną. A pojutrze wyjeżdżam. Muszę się rano spakować.

Wchodzę do Walmartu, to chyba mój ulubiony sklep. Jest tutaj dosłownie wszystko. Po 15 minutach mam już  produkty potrzebne do przygotowania jutrzejszej kolacji. Jeszcze jakieś napoje i oczywiście słodycze. Sięgam zgrzewkę Coca-Coli, jakieś soki i wodę, a następnie idę do mojego ulubionego działu. Sięgam kilka czekolad i odruchowo się rozglądam. Mam jakąś głupią nadzieję, że może spotkam Jase'a. Tak jak tamtym razem... Chociaż to niemożliwe. Wyjechał...

Z pełnym wózkiem idę do kasy. Płacę za zakupy i opuszczam sklep. Wkładam wszystkie rzeczy do auta i kieruję się w stronę domu. Mam jeszcze 2 h do przyjazdu Matt'a. Wjeżdżam na moją posesję i wnoszę do domu zakupione rzeczy. Oczywiście nie daję rady zabrać wszystkiego za jednym razem. Układam wszystko na odpowiednie miejsce i idę do swojej sypialni. 

Na komodzie zastaję w wazonie ogromy bukiet ciemnoczerwonych róż. Nie mam pojęcia od kogo są ani skąd się tutaj wzięły. Podchodzę bliżej w celu znalezienia jakiegoś bileciku. Mam nadzieję, że jest. I owszem, znajduję go. Od razu rozpoznaję pismo. Wcale nie musiał się podpisywać... Czytam wiadomość kilka razy, po czym łapię kwiaty i wychodzę z nimi na dwór. Wyrzucam je do śmietnika, a następnie rwę karteczkę i robię z nią to samo. Czy on na prawdę nie może odpuścić?

"Kocham Cię. Wiem, że wyjeżdżasz, ale chciałbym się jeszcze z Tobą spotkać. Masz jutro czas? Chris"

Nie wiem na co liczył. Że dostanę kwiatki i polecę do niego jak głupia? Bezsens. Zdenerwowana wracam do swojego pokoju. Przygotowuję sobie ubrania oraz bieliznę i idę się wykąpać. Wychodzę dopiero po godzinie, ale zdecydowanie w lepszym nastroju. Ciepła woda działa na mnie zdecydowanie odprężająco, a do tego zapach lawendy. Zakładam na siebie biały t-shirt oraz boyfriendy z dziurami. Robię jeszcze lekki makijaż i jestem gotowa. Schodzę na dół i sprawdzam telefon. Mam dwie wiadomości. 

Matt: Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o naszym spotkaniu :)

Chris: Czekam dzisiaj na plaży o 21. Liczę na to, że przyjdziesz.

No to się przeliczysz. Nigdzie się nie wybieram. Kasuję sms i odpowiadam Matt'owi.

Ja: Oczywiście, że nie. Już jestem gotowa i czekam na Ciebie :P

Matt: To dobrze, będę za minutę! :D

Nie odpisuję już, tylko wychodzę przed dom. Rzeczywiście po chwili podjeżdża znajome auto. Wsiadam do środka i witam się z chłopakiem. Nie mam pojęcia co on na dzisiaj zaplanował. 

- Cześć. - witam chłopaka. 

- Hej. 

- Co ciekawego dzisiaj wymyśliłeś?

- Chciałem zabrać Cię do kina. A później coś zjemy. Miałem ostatnio ciężki okres i chciałbym spędzić dzisiejszy dzień w miłym towarzystwie. 

- A co się działo?

- Sporo pracy. Nie miałem na nic czasu. Dopiero dzisiaj mam w końcu trochę spokoju. A co u Ciebie?

- W porządku. Tzn. w miarę. Dzisiaj zastałam po szkole bukiet róż w moim pokoju. Któryś z chłopaków musiał odebrać...

- No proszę.  Od kogo te kwiaty?

- Od Chrisa. Wyrzuciłam je. Mam go dość. Jesteś facetem. Możesz mi powiedzieć o co jemu w ogóle chodzi?

- Nie dziwię Ci się. Jestem facetem, ale ja się tak nie zachowuję. Może się w coś wplątał?

- Proszę Cię. W to na pewno nie uwierzę. Zwłaszcza po tym co wtedy widziałam.

- Nie wiem Ala. Nie myśl już o nim. To bez sensu.

- Wiem. Jestem zła na siebie, że się nie zorientowałam co się dzieje. Mogłam się domyślić, że coś nie tak. Nagle nie miał w ogóle czasu.

- Po prostu ufałaś swojemu chłopakowi. Dajmy już spokój z tym tematem. Mieliśmy spędzić miły wieczór, a Ty cały czas się dołujesz. Nie każdy jest taki jak on. Jeszcze ułożysz sobie życie.

- Masz rację, przepraszam.

- To co? Idziemy, nie będziemy siedzieć pod kinem w samochodzie. - uśmiechnął się.

- Jasne.

Ruszyliśmy w stronę budynku. Blondyn przepuścił mnie w drzwiach. Po czym podeszliśmy do kasy po bilety. Uparł się, że skoro mnie zaprosił to on płaci. Nie lubię takich sytuacji. Dziewczyna, która sprzedawała nam bilety miała około 20 lat. Wpatrywała się w Matt'a jak zahipnotyzowana. No cóż. Przystojny jest, trzeba przyznać.  A na mnie nie zwracała uwagi. Chłopak zapłacił, wziął bilety i odeszliśmy w stronę sali. 

- Ale masz powodzenie. - zaśmiałam się.

- Widziałem. Nie lubię takich.

- Już kilka razy widziałam, jak dziewczyny na Ciebie patrzą.

- Ale ja nie patrzę na nie. - zatrzymał się i spojrzał prosto w moje oczy...

***
Znalazłam rozwiązanie sytuacji z maratonem. Mianowicie dzisiaj i jutro dodam po jednym rozdziale. A w niedzielę postaram się zrobić mini maraton. 😀 Czyli dodam trzy rozdziały. 😘
Podoba Wam się takie rozwiązanie?
❤❤❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top