83.

To co zobaczyłam nie zaskoczyło mnie w najmniejszym stopniu. Wręcz przeciwnie. Ale muszę przyznać, że widok był straszny. Ścisnęłam dłoń mojego towarzysza, to dodawało mi odwagi. Chris leżał, a ona siedziała na nim. Całowali się. Całe szczęście byli w ubraniach. Brunetka w momencie zerwała się z łóżka, a mój "chłopak" uniósł się zaskoczony. Przedstawienie czas zacząć. Nie mogę mu pokazać, że jestem słaba. Jestem wdzięczna Johnowi, że jest tutaj ze mną i mnie wspiera. 

- Przepraszam, że przeszkodziliśmy. Chciałam zrobić przyjacielowi niespodziankę, a tu proszę. Nie pochwalił nam się, że ma dziewczynę. Jestem Alicja. - wyciągnęłam dłoń w kierunku dziewczyny.

- Amanda. - uśmiechnęła się szczerze. Czyli biedna nie ma o mnie zielonego pojęcia. Już jej współczuję. 

- A ja John. - blondyn również się przedstawił.

- Miło mi Was poznać. - odpowiedziała zadowolona.

- To my nie będziemy przeszkadzać. - bąknął John.

- A może zostaniecie? Cieszę się, że mogę poznać przyjaciół Chrisa.

- No nie wiem. - spojrzałam na przyjaciela.

- Chodźcie do salonu. 

Zeszliśmy razem na dół. Poczułam jak John mnie obejmuje. Usiedliśmy na dwóch sofach. Można powiedzieć, że parami. Szkoda mi było tylko tej dziewczyny. Nie była niczego świadoma. Natomiast Chris wyglądał na lekko przerażonego. 

- Od dawna się przyjaźnicie? - zapytała brunetka.

- Ze mną niecały rok, a z moim chłopakiem dłużej.

- Tak, my znamy się ponad dwa lata. - odpowiedział John.

- A wy długo jesteście razem? - zapytałam z uśmiechem, chociaż te słowa ciężko mi przechodziły przez gardło. John delikatnie pocałował mnie w skroń. Uśmiechnęłam się do niego.

- Nieco ponad miesiąc. Jesteśmy razem na roku. Tak się poznaliśmy.

- To świetnie. My już będziemy uciekać. John musi dzisiaj odebrać samochód.

- Szkoda, mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.

- Oczywiście. - odpowiedział jej mój udawany chłopak. 

- To do zobaczenia - pożegnała nas uśmiechnięta Amanda. Chris przez cały czas milczał.

- Do zobaczenia. 

Wyszliśmy razem, a dziewczyna zamknęła za nami drzwi. Wsiadłam do samochodu i czułam jak puszczają mi nerwy. John położył dłoń na moim kolanie i próbował mnie uspokoić. Ruszyłam w kierunku domu, jednak wiedziałam, że nie dam rady dalej jechać.

- John, możemy się zamienić? - zapytałam, gdy tylko skręciłam w sąsiednią uliczkę.

- Jasne. 

Zatrzymałam samochód i wyszłam. Chłopak zajął miejsce kierowcy, a ja pasażera. Wyjęłam z torby chusteczki. Nie dałam już rady. Zaczęłam płakać. Łzy spływały mi po policzkach. Ruszyliśmy. Panowała totalna cisza. Słychać było jedynie moje szlochanie. Po chwili dotarliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z auta. John podszedł i mnie przytulił.

- Nie płacz. To nie ma sensu. Ludzie się nie zmieniają. Taki miał po prostu charakter. 

- Wejdziesz?

- Jasne, nie zostawię Cię w takim stanie.

Weszliśmy do domu. Moi bracia siedzieli w salonie. Patrzyli na nas zaskoczeni. Nie miałam siły im dzisiaj tego opowiadać. Czułam się okropnie. Jak mógł mnie tak potraktować. Tak długo mnie oszukiwał. To dlatego nie miał dla mnie czasu. Weszłam do swojej sypialni, a blondyn został z moimi braćmi. Podeszłam do umywalki, aby umyć twarz. Gdy wyszłam John siedział już na łóżku. 

- Dziękuję Ci za wszystko. I przepraszam... - powiedziałam.

- Nie masz za co. Powiedziałem chłopakom, mam nadzieję, że się nie gniewasz. 

- No coś Ty. Dobrze zrobiłeś. Sama nie mam siły już o tym rozmawiać.

- Ale to nie koniec. - spojrzał na mnie niepewnie.

- Jak to?

- Pojechali do niego.

- Cholera! Podasz mi telefon?

Po chwili już dzwoniłam do Michała. Mam nadzieję, że zdążę. Odebrał za trzecim razem. 

- Halo?

- Nie jedźcie do niego!

- Nie martw się, nic mu się nie stanie. 

- Michał! Proszę...

Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Rozłączył się. Po co oni to robią. Odkręciłam się do Johna. Siedział ze skruszoną miną. Jeszcze tego brakowało, żeby on się czuł winny. 

- Przepraszam, nie pomyślałem że tak zareagują.

- W porządku. Już trudno.

- Nie zrobią nic głupiego.

- Na pewno nie. Dziękuję Ci za wszystko. Że jesteś przy mnie pomimo to, co Ci zrobiłam. Jak Cię potraktowałam.

- Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. - spojrzałam na niego zaskoczona.

- Nie możesz mnie kochać... - odpowiedziałam ledwo słyszalnie i wbiłam wzrok w podłogę. Poczułam jego dłoń na policzku. Uniósł lekko moją twarz.

- Nie możesz mi tego zabronić. Ale nie martw się, wiem na czym stoję i niczego od Ciebie nie oczekuję. Wystarczy mi to co mam. Wystarczy mi  przyjaźń. Zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj o tym. Przy mnie jesteś bezpieczna. - musnął delikatnie ustami moje czoło i mnie przytulił. 

Wtuliłam się w niego. Byłam mu na prawdę wdzięczna za to, że jest teraz ze mną. Ale jednocześnie było mi cholernie przykro. Ponieważ mnie kocha, a ja nie jestem w stanie tego odwzajemnić. Bardzo go lubię, ale to wszystko. Najwyraźniej miłość nie jest dla mnie. Kolejny chłopak, którego pokochałam mnie zdradził. Mam swoich bliskich i przyjaciół. Muszę się skupić teraz na nich. 

- Dziękuję. 

- A teraz za co? - zapytał i lekko się uśmiechnął.

- Że jesteś. 

- Zawsze będę. 

Staliśmy tak jakiś czas. W jego ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że on mnie nigdy nie zrani. Nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami. Złapałam chłopaka za rękę i popędziłam na dół. Moi bracia usiedli w salonie jak gdyby nigdy nic. Usiedliśmy obok nich bez słowa. Czekałam czy coś powiedzą. Jednak się przeliczyłam.

- I co? - zapytałam.

- Załatwione. - odpowiedział mi zdenerwowany Mateusz.

- Co to znaczy?

- Nic mu nie będzie. Po prostu go trochę zabolało.

- Po co to zrobiliście?

- Mógł się tego spodziewać. W końcu masz dwóch starszych braci. 

- Eh.. Kocham Was i tak.

- Wiem. - uśmiechnął się Michał. - Już się nie denerwuj. 

- Idę się położę.

- Dopiero 20.

- Wiem, włączę telewizję. John, idziesz ze mną?

- Jasne. - i w tym momencie coś mi się przypomniało.

- Michał, Chris ma nasze klucze.

- Mówisz o tym? - wyjął z kieszeni klucze wraz z pilotem od bramy.

- Całe szczęście. 

- Spokojnie. Zamki i tak będą wymienione. 

- Po co? 

- Nie wiem, po prostu wolę to zrobić.

***

Weszliśmy z Johnem do mojego pokoju. Włączyłam telewizor i usiadłam na łóżku. Blondyn usiadł obok mnie i delikatnie mnie objął. Podałam mu pilot, niech poszuka czegoś ciekawego. Jutro piątek, ale raczej nie dam rady iść do szkoły. Jeden dzień wolny mi nie zaszkodzi. Tylko przeze mnie nie pojechaliśmy do tego warsztatu.

- Nie idę jutro do szkoły. Jeżeli chcesz to możesz wziąć mój samochód.

- Dziękuję, ale ja też jutro nie będę szedł. Zostanę z Tobą. Jakoś zorganizujemy ten dzień.

- To ja mam pomysł.

- Już się boję...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top