65.
- Ala, chciałbym Cię o coś zapytać...
- Słucham? - spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Czy my tak na prawdę jesteśmy razem? Bo niby się pogodziliśmy i nasze zachowanie na to wskazuje. Ale chciałaś zwolnić tempo i ja to rozumiem. Na prawdę już nie wiem co jest miedzy nami... - przeszywał mnie wzrokiem, a ja zaskoczona nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Patrzyłam mu prosto w oczy. Chyba musiałam dłuższą chwilę tak mu się przyglądać, bo zrezygnowany dodał - Nie było pytania. Idźmy już spać, bo nie wstaniesz. Dobranoc. - cmoknął mnie w czoło i zgasił światło nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.
Na prawdę mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się tego pytania. Nie dzisiaj. Ale wiem co do niego czuję... Podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Chłopak leżał i patrzył w sufit. Nie wiedząc co robię, przeniósł swój wzrok na mnie. Usiadłam na nim okrakiem i schyliłam się nad nim tak, że nasze twarze dzieliły milimetry.
- Kocham Cię - wyszeptałam. Delikatne światło latarni wpadające przez okna oświetlało jego twarz. Widziałam, jak kąciki jego ust lekko się unoszą. - Czy odpowiedziałam na Twoje pytanie?
- Zdecydowanie. - Musnął subtelnie moje usta, oddałam pocałunek pogłębiając go. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam powietrza.
- Idziemy spać, bo nie wstanę.
- Dobrze. Może Cię jutro zawiozę?
- Pojadę sama, a Ty się wyśpij. Zobaczymy się po szkole.
- Dobrze kochanie. Kocham Cię. Dobranoc.
- Dobranoc. - cmoknęłam go w usta.
***
Starając się być jak najciszej ogarnęłam się do szkoły i zabierając swoje rzeczy wyszłam z sypialni. Chris słodko spał wtulony w poduszkę. Zazdroszczę mu. Chciałabym z nim zostać. No, ale niestety. Miałam jeszcze godzinę do rozpoczęcia lekcji. Zeszłam do kuchni, aby zjeść jakieś śniadanie. Postanowiłam, że kolejny dzień z rzędu zrobię sobie naleśniki, a do tego kawę. Gdy rozrabiałam ciasto do pomieszczenia wszedł Michał. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Dlaczego nie śpisz?
- Nie mogę. Nie wiem dlaczego. Przekręcam się z boku na bok całą noc.
- Współczuję. Zjesz ze mną?
- A co robisz?
- Naleśniki z truskawkami i jogurtem greckim.
- To chętnie.
- Kawy Ci nie zrobię, to może spróbujesz jeszcze zasnąć.
- Tak jest, siostrzyczko. - zasalutował żartując, ale widziałam że jest przemęczony. - Do której masz dzisiaj?
- 14:20.
- Oo, biedactwo. I jak pierwsze dni szkoły?
- Daj spokój. Tragiczne. Siedzę w ławce z Johnem. W ogóle ze sobą nie rozmawiamy.
- Rozumiem. Może się przesiądź?
- Mamy komplet. Musiałabym kogoś prosić, żeby się zamienił. I chyba nie mam innego wyjścia.
- Albo z nim porozmawiaj.
- I co mu niby powiem?
- No tak, niezręczna sytuacja. Może zapytaj czy przeszkadza mu siedzenie z Tobą w jednej ławce i zaproponuj, że się z kimś zamienisz. Wiesz, ktoś musi zrobić pierwszy krok. Tak to będziecie tkwić w martwym punkcie. Może się dogadacie. John to nie głupi chłopak, tylko biedny się zakochał. - postawiłam przed nim gotowe śniadanie. A drugą porcję wzięłam dla siebie.
- To może tak zrobię dzisiaj, o ile mi starczy odwagi. Smacznego.
- Dzięki. Do odważnych świat należy. - roześmiałam się na te słowa.
- A Ty? Co u Ciebie? Żadnej dziewczyny? Nic?
- Jakoś nie mam szczęścia chyba. Ostatnio się spotykałem z jedną, ale nie byłem jedynym. Więc sama rozumiesz... - uśmiechnął się krzywo.
- Jeszcze kogoś znajdziesz. Jedz i kładź się spać. Może dasz radę, a ja uciekam do szkoły. - dojadłam resztę mojego naleśnika, wypiłam resztę kawy i wstawiłam naczynia do zmywarki. - Pa. - cmoknęłam brata w policzek i wyszłam z domu.
Po 15 minutach dojechałam pod szkołę. Miałam jeszcze trochę czasu więc spokojnie poszłam pod klasę i usiadłam na ławce czekając na zajęcia. Chwilę pogadałam z dziewczynami z klasy i zadzwonił dzwonek. Weszłam razem z resztą grupy do sali i zajęłam swoje miejsce. Chłopak przywitał mnie standardowo obojętnym "cześć" i usiadł obok mnie. Popatrzyłam na niego, chyba o parę sekund za długo, bo przeniósł swój wzrok i spojrzał mi prosto w oczy. To nie był ten sam John. Na jego twarzy widziałam tylko smutek i zmęczenie. Postanowiłam posłuchać rady mojego brata i w końcu coś zrobić.
- Jeśli nie chcesz ze mną siedzieć, to powiedz. Po prostu się z kimś zamienię. - powiedziałam ledwo słyszalnie, aby nie przeszkadzać w zajęciach, które właśnie się zaczęły.
- Nie chodzi o to. Gdyby mi na tym zależało, to sam bym to zrobił.
- Nie mogę już znieść tej atmosfery.
- Daj mi trochę czasu. Muszę się z tym oswoić, ok? - w jego oczach dostrzegłam smutek. W mojej głowię przewinęły się wszystkie nasze wspólne chwile. Powinnam być dla niego bardziej wyrozumiała i pomyśleć, o tym co on czuje. Jakie to jest dla niego ciężkie.
- Ok. - odpowiedziałam krótko i skupiłam wzrok na swoim zeszycie. Zaczęłam notować, to co mówiła nasza nauczycielka.
- Zbyt wiele wspomnień. - dodał po dłuższej chwili John. Odkręciłam się, aby na niego spojrzeć, a on natychmiastowo skierował wzrok na tablicę. Wdziałam, że ma zaszklone oczy, dlatego zrobiłam to samo co on.
Do końca lekcji nie zamieniliśmy już nawet słowa. Wykonałam "pierwszy krok". Ale wcale nie jestem pewna, że dobrze zrobiłam. Tzn. moje wyrzuty sumienia odezwały się ze zdwojoną siłą. Wróciłam do domu w podłym nastroju. Zdjęłam buty i ruszyłam prosto do mojego pokoju. Chrisa w nim nie było. Odłożyłam torbę na fotel stojący pod oknem i rzuciłam się na łóżko, wciskając twarz w poduszkę. Próbowałam się nie rozpłakać, niestety nieudolnie. Usłyszałam jak otwierają się drzwi do mojego pokoju. Nie miałam odwagi podnieść twarzy, nie chciałam żeby ktoś zobaczył mnie w takim stanie. Ktoś, tzn. Chris.
- Ala, co się dzieje? - zapytał mnie Michał, a ja odetchnęłam z ulgą. Podniosłam się na łóżku i odłożyłam poduszkę. Mój brat podszedł do mnie i po prostu mnie przytulił.
- Nie pomogło Michał. W sumie to nie wiem czego ja oczekiwałam...
- Zapytałaś go? - skinęłam głową. - I co Ci powiedział?
- Że potrzebuje czasu.
- I dlatego jesteś w aż takim stanie? - Opisałam mu całą tą sytuację, a on spokojnie mnie wysłuchał. - Przestań się już obwiniać, bo to nic nie zmieni. Jakoś przez to przebrniecie. Idź do łazienki i obmyj twarz, bo wszyscy na dole się martwią. Kazałem im zaczekać, bo się domyśliłem, że ma to związek z naszą poranną rozmową.
- Dziękuję. Chris też jest?
- Tak, cały dzień z nami spędził. Jase także. Mogę Cię pocieszyć, że wszyscy świetnie się dogadują.
- No to dobrze.
- No, mała. Marsz do łazienki. Zaczekam i zejdziemy razem. - zrobiłam tak, jak mi powiedział. Próbował na siłę mnie rozśmieszyć, żebym nie pokazywała się wszystkim z taką pochmurną miną. Oczywiście mu się udało. Michał doskonale wie, jak mi poprawić humor.
Weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy zmierzyli nas podejrzliwym wzrokiem. Uśmiechnięta przywitałam mojego przyjaciela i usiadłam z moim chłopakiem dając mu krótkiego buziaka. Widząc mnie dobrym nastroju tata rozpoczął rozmowę. Wtuliłam się w Chrisa zapominając o porannym incydencie. Jednak wiem, że chłopak i tak mnie później zapyta co się stało.
Spędziliśmy popołudnie w miłej atmosferze. Około 18 Mateusz wyszedł tłumacząc, że umówił się z Rose. Widać, że wpadł po uszy. 11 września są urodziny mojego taty, a 14 Michała. Muszę pomyśleć nad prezentami. Jutro się nad tym zastanowię.
Chris pojechał do siebie około 22, tak samo jak Jase. Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam do siebie położyć się spać. Wzięłam tylko szybki prysznic, umyłam zęby i nałożyłam na twarz krem. Po chwili byłam w łóżku i odpłynęłam do krainy Morfeusza...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top