21.
Gdy dotarłam na miejsce, John już tam był. Miał na sobie ciemną bluzę, czarną czapkę i ciemne okulary.
- Cześć.
- Cześć, dzięki że przyszedłeś.
- Może usiądziemy na plaży. Wezmę nam tylko coś do picia.
- Ok. - podeszliśmy do budki znajdującej się przy plaży.
- Może być Coca-cola? - skinęłam głową. - W takim razie poproszę dwie butelki.
Po chwili szliśmy plażą, aby znaleźć sobie jakieś ustronne miejsce. Między nami panowała niezręczna cisza. Gdy dotarliśmy do w miarę ustronnego miejsca, John zaproponował, żebyśmy usiedli. Nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę. Było mi strasznie głupio.
- A więc jesteś teraz z Chrisem? - skinęłam głową, aby potwierdzić to co powiedział.
- Przepraszam, za to co zrobiłem na imprezie.
- Nic się nie stało. Przepraszam, jeśli dawałam Ci nadzieję na coś więcej... Mam nadzieję, że to nie zepsuje nic między nami. Ani Waszej przyjaźni z Chrisem.
- Nie przejmuj się mną. Dam sobie radę.
- Przyjaźń?
- Jasne. Tylko daj mi trochę czasu, ok?
- Ok. Rozumiem.
Objął mnie delikatnie. Na prawdę dobrze się czułam w jego towarzystwie. Cieszę się, że tak to się skończyło. Ulżyło mi po tej rozmowie. Bałam się, że będzie na mnie zły. Siedzieliśmy tak jakiś czas w ciszy, którą przerwał John.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję, Ty na mnie również. Może chodźmy do mnie. Jest u mnie Chris i Jase, mój najlepszy przyjaciel oraz moi bracia.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Oj chodź. Pojedziemy moim samochodem, zostaniesz u nas na noc. Jak coś to mamy wolny pokój gościnny.
- Ok. Ale muszę Ci się do czegoś przyznać. Mam nadzieję, że mnie za to nie znienawidzisz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top