113.
Wjechałyśmy na parking podziemny i zaparkowałam jak najbliżej wejścia. Po chwili byłyśmy już na ruchomych schodach. Na szczęście nie było dzisiaj zbyt wiele ludzi i mogłyśmy swobodnie pochodzić. Odwiedzałyśmy po kolei wszystkie nasze ulubione sklepy. Oczywiście zaczęłyśmy od bielizny. Wpadła mi w oko różowo-biała. Odnalazłam swój rozmiar i po prostu musiałam ją kupić. Była prześliczna.
Gdy wyszłyśmy Sophie uparła się na Zarę, dlatego weszłyśmy właśnie do tego sklepu. Pobiegła w stronę sukienek, a ja zatrzymałam się przy kurtkach. Przeglądałam ramoneski. Było ich na prawdę mnóstwo, ale tylko jedna była wyjątkowa. Czarna z ćwiekami i nadrukami. Zabrałam ją ze sobą i poszłam do przymierzalni. Po drodze wypatrzyłam jeszcze dwie koszule z motywem kwiatowym. Wszystko leżało idealnie, jednak wzięłam tylko jedną koszulę i kurtkę. Ruszyłam do kasy, aby zapłacić. Rozglądałam się za Sophie, jednak nigdzie jej nie widziałam. Stanęłam w kolejce i cierpliwie czekałam.
Odeszłam ze swoimi zakupami i wyjęłam telefon. Napisałam do niej sms, a po chwili uzyskałam odpowiedź, że jest w przymierzalni. Poszłam w tamtym kierunku, a ona uchyliła drzwi i zaprezentowała mi się w błękitnej sukience. Patrzyła na mnie wyczekująco...
- Śliczna jest. - powiedziałam.
- Na prawdę? Dobrze mi w niej?
- No jasne. - uśmiechnęłam się.
- No to biorę. - ucieszyła się.
- A to na jakąś specjalną okazję?
- No wiesz... Na randkę.
- Mateusz będzie zachwycony.
- Taką mam właśnie nadzieję.
***
Chodziłyśmy tak jeszcze ze dwie godziny, jednak nic już nie udało mi się upolować. Sophie natomiast nakupiła masę rzeczy, ale ona ma zupełnie inny styl niż ja. Po zakupach tradycyjnie poszłyśmy na kawę i jakiś deser. Zamówiłam sobie latte i pucharek z lodami owocowymi, a moja przyjaciółka wolała zjeść sernik.
- No to teraz musisz mi powiedzieć, jak Ci się układa z Jase'em? - cieszyła się.
- Dobrze, nareszcie wszystko zaczęło się układać. A jak z moim kochanym braciszkiem?
- Cudownie. - odpowiedziała rozmarzona. - Jest taki kochany.
- A powiedz mi co z Mią? Bo po jej zachowaniu wywnioskowałam, że wpadł jej w oko John.
- No jasne, cały czas mi o nim mówi. Musimy ich jakoś zeswatać. - zaśmiała się.
- O ile będzie tego chciał. Ale ona chyba jest w porządku, co?
- Tak, tak. Inaczej bym się z nią nie zadawała. W sumie, to najbardziej ją lubię z mojej klasy.
Wypiłyśmy nasze kawy, zjadłyśmy deser i poprosiłyśmy o rachunek. To znaczy zjadłam tyle, ile dałam radę. Ten pucharek był na prawdę ogromny i już w połowie miałam dość. Zapłaciłyśmy, a następnie zabrałyśmy wszystkie torby i wyszłyśmy z galerii. Wrzuciłyśmy je na tylne siedzenie i wsiadłyśmy do auta.
Wyjechałam z parkingu i ruszyłam w stronę domu mojej towarzyszki. Gdy stałyśmy na światłach spostrzegłam Chrisa. Szedł chodnikiem w ciemnych okularach. Jego włosy rozpoznam zawsze i wszędzie. Wyglądał na prawdę nieciekawie. Widać było, że strasznie schudł. Na szczęście mnie nie widział, a ja mogłam mu się chwilę przyjrzeć. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Poczułam ogromne wyrzuty sumienia, mimo że to nie ja go zdradziłam i to nie ja zniszczyłam ten związek...
- Ala, zielone. - wyrwała mnie z zamyślenia Sophie.
- Co? Aa, tak tak. Już jadę. - za nami słychać było dźwięk klaksonów.
- Ala! Samochód!!! - usłyszałam krzyk, a zaraz po nim okropny huk. Przed moimi oczami pojawiła się ciemność...
***
Sophie's POV:
Nie wiem jak to mogło się stać. Samochód z sąsiedniego pasa chciał skręcić w lewo, a Ala w tym czasie ruszyła. Uderzył centralnie w nią. Mi nie stało się nic, ponieważ część auta, w której siedziałam była w nienaruszonym stanie. W przeciwieństwie do drugiej. Lekarze mówią, że jej stan jest na prawdę ciężki...
Wina w tej sytuacji leży całkowicie po stronie tego idioty, który w nas wjechał. Jednak on tłumaczył się policji że to przez nas, bo stałyśmy mimo zielonego światła. Ale to nie dawało mu prawa do dalszej jazdy, powinien mimo wszystko stanąć i czekać, a on rozpędzony najzwyczajniej w świecie skręcił. Widziałam, że Alicja była zamyślona, dlatego powiedziałam jej że zmieniło się światło. Teraz czuję się odpowiedzialna za to wszystko. Gdyby nie ja, nic by się nie stało.
To było okropne. Ten huk. Wybiegłam z samochodu i zaczęłam krzyczeć. Nie wiem skąd wziął się tam Chris, ale to właśnie on wezwał pogotowie i wyciągnął ją z tego przeklętego samochodu. Ja nie byłam w stanie zapanować nad swoimi emocjami, cała się trzęsłam. W przypływie wściekłości zaczęłam wrzeszczeć na tego mężczyznę, który spowodował ten wypadek. Zaczęłam płakać i błagałam Chrisa, aby jej pomógł.
Gdy pojawiło się pogotowie wszystko im wyjaśnił, powiedzieli że bardzo jej pomógł. Gdyby nie on, mogłaby się wykrwawić. Zostaliśmy na tym skrzyżowaniu i zadzwoniliśmy do chłopaków. Pojawili się błyskawicznie. Jase biegł przerażony. Policja stała i spisywała nasze zeznania. Chris jako świadek również musiał opisać jak wyglądało to z jego strony. Najdłużej rozmawiali ze mną.
Teraz siedzimy wszyscy w szpitalu, a ja mam do siebie żal. Po co w ogóle się odezwałam... Mateusz cały czas mnie przytula i tłumaczy mi, że to nie moja wina. Ale ja wiem, że byłoby inaczej gdyby nie ja... Chris także jest z nami. Jase mu strasznie dziękował.
Od 3 godzin trwa operacja, a my cierpliwie czekamy na jakąkolwiek informację. Najważniejsza jest nadzieja. Teraz pozostała nam tylko ona. Nadzieja, że Alicja wyjdzie z tego cało...
Nagle otwierają się drzwi. Cała nasza piątka gwałtownie wstaje, wyczekując słów z ust lekarza.
- Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy... Ta doba będzie dla niej decydująca.
***
Koniec części pierwszej.
❤❤❤❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top