106.
- Witaj księżniczko.
Przez dłuższą chwilę patrzyłam na niego jak zaczarowana. Nie widziałam go tyle czasu. Mam wrażenie, że całą wieczność. A teraz stoi tutaj przede mną. Nagle. Gdy zupełnie się tego nie spodziewałam. Moje serce bije jak oszalałe. Tak cholernie za nim tęskniłam. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. Odłożyłam pieska na ziemię i rzuciłam się Jase'owi na szyję. Objął mnie i cmoknęłam go w policzek.
- Wszystkiego najlepszego księżniczko.
- Obiecaj, że już nie wyjedziesz...
- Obiecuję.
- Dlaczego zostawiłeś mnie na tak długo? Miałeś do mnie pisać i dzwonić, a praktycznie nie mieliśmy kontaktu. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Przepraszam.
- Dlaczego w ogóle wyjechałeś? Wszyscy wiedzą, tylko nie ja. - wzięłam na ręce pieska, który usiadł przede mną i piszczał.
- Porozmawiamy o tym innym razem. Teraz powinnaś chyba wrócić na imprezę.
- A Ty ze mną. Teraz już Cię tak łatwo nie wypuszczę.
- Nigdzie się już nie wybieram.
- W takim razie chodźmy. Tylko nie wiem co z Brunem, pewnie będzie się bał.
- Już nawet zdążyłaś nadać mu imię? - zaśmiał się.
- Tak mi jakoś przyszło do głowy.
- Czyli prezent Ci się podoba?
- Tak, ale najlepszym jest Twój powrót.
- Oj Ala. - objął mnie i musnął ustami w skroń.
Zadowolona weszłam do domku z moim maleństwem na rękach i najlepszym przyjacielem u boku. Gdy weszliśmy do salonu, gdzie wszyscy w najlepsze się bawili dostrzegł nas Michał. Wyszliśmy z nim do ogrodu. Widziałam, że był zaskoczony obecnością mojego przyjaciela. Usiadłam na leżaku razem z Brunem, a chłopcy najpierw się przywitali i dopiero dołączyli do mnie.
Po chwili stwierdziłam, że muszę zawieźć pieska do domu. Tutaj by się tylko męczył. Powiedziałam o tym chłopakom. Jase od raz zaproponował, że ze mną pojedzie. W końcu tylko on nie pił. Wyszliśmy na podjazd i wsiedliśmy do grafitowego ferrari. Na szczęście mamy niedaleko. Jechaliśmy uliczkami oświetlonymi przez latarnie. Całą drogę patrzyłam na Jase'a. Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, że on na prawdę tu ze mną jest. Zorientował się, że mu się przyglądam i lekko się uśmiechnął.
- Co jest księżniczko?
- Nadal nie dowierzam, że już ze mną jesteś. Tak długo Cię nie było.
- Tęskniłaś? - roześmiał się.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo.
- Wyobrażam. Ja jeszcze bardziej.
- To dlaczego nie wróciłeś wcześniej?
- Nie mogłem.
- Ale rozwiązałeś ten swój problem?
- Ale Ty jesteś dociekliwa dzisiaj. Niezupełnie.
- To może ja Ci jakoś pomogę?
- Zobaczymy. Nie rozmawiajmy o tym już dzisiaj.
- No jak uważasz.
Weszliśmy do domu i skierowaliśmy się do kuchni. Poprosiłam Jase'a, aby został z Brunem. Poszłam do garderoby, aby znaleźć dla niego jakiś koc. Wzięłam w kolorze grafitowym. Już od dawna go nie używam, a dla pieska będzie idealny. Wróciłam do mojego przyjaciela, który siedział na podłodze z moim maleństwem. Przesłodki widok. Położyłam materiał w rogu kuchni. Wyjęłam z szafki miskę, aby dać mu chociaż wodę.
- Mam dla niego karmę. Poczekaj, zaraz przyniosę.
Po chwili wrócił z dwiema puszkami. Nałożyłam trochę do drugiej miski i postawiłam je niedaleko posłania. Poczekaliśmy chwilę z maleństwem, które po chwili zasnęło. Zostawiłam mu zapalone światło i wyszliśmy. Zamknęłam drzwi na klucz. Odwróciłam się. Jase stał przed schodkami i na mnie czekał. Podeszłam do niego i złapałam go za rękę. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Jednak nie docierał on do jego oczu. Widziałam, że o czymś cały czas myśli.
- Co się dzieje?
- Nic, a dlaczego pytasz?
- Widzę. Nie ufasz mi?
- Ufam. Jak nikomu innemu. Chodźmy już, bo za chwilę tort.
Wsiedliśmy do auta, a po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do środka. Dziewczyny w kuchni już przygotowywały tort. Wszyscy zebraliśmy się w salonie. Ponownie rozbrzmiały głosy moich gości. Drugi raz tego wieczoru zaśpiewali mi Happy Birthday. Na torcie paliły się już świeczki w kształcie jedynki oraz dziewiątki. Dopiero teraz go zobaczyłam. Był na prawdę śliczny. Cały w kolorze jasnego różu, a do tego białe dekoracje oraz perełki.
- Pomyśl życzenie. - uprzedził mnie Mateusz, który swoją drogą wypił już chyba na prawdę sporo.
Pomyślałam najprostsze z możliwych - "Chciałabym być szczęśliwa". Zdmuchnęłam świeczki i rozległy się wiwaty. Michał wystrzelił szampana, a kelnerki stały już z tacami zastawionymi kieliszkami. Każdy dostał swój i wznieśliśmy toast. Następnie zaczęłam kroić tort. Pomogła mi w tym Vittoria, obok której kręcił się cały czas Matt. Ale widziałam, że dziewczynie to odpowiada. Wtedy dotarło do mnie, że na pewno nie mówił mi podczas naszej dziwnej rozmowy o sobie. W takim razie musiało mu chodzić o John'a. Niestety, nie potrafię go obdarzyć takim uczuciem. Zawsze pozostanie dla mnie tylko przyjacielem. Na prawdę strasznie go lubię, ale to wszystko.
***
Impreza skończyła się około 5 rano. Wróciłam do domu strasznie zmęczona. Jase nocował dzisiaj u nas i to właśnie dzięki niemu udało nam się dostać do domu. Pierwsze co oczywiście weszłam zobaczyć co z Brunem. Siedział wystraszony na kocyku, jednak był zaspany. Czyli to moi bracia go obudzili. Wchodząc narobili okropnego hałasu. Na szczęście od razu poszli do siebie. My wraz z Jase'em wyszliśmy jeszcze na podwórko z Brunem. Później poszliśmy do mojej sypialni.
Dzisiejszego dnia jestem wyjątkowo szczęśliwa. Nareszcie wszystko wróciło do normy. Znowu jest jak dawniej. Leżę teraz z moim przyjacielem, który właśnie zasnął. Między nami leży mój śliczny prezent. Delikatnie go głaszczę, a po chwili odpływam do Krainy Morfeusza...
*****
💖 Niespodzianka! 💖
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top