Rozdział II
— Musimy porozmawiać... — stwierdziła, odnosząc przyszywanego siostrzeńca na kanapę, gdy ten zaalarmował, że jest śpiący i będzie spać tu, teraz i natychmiast.
— O czym? Jejku, przepraszam, ale tak ciężki dzień, że głowa mała — powiedział, siadając przy stołku barowym. Oparł zgięte w łokciach ręce o blat. Przetarł podniszczonymi dłońmi swoją twarz.
— Żadnych postępów, ludzie boją się coraz bardziej... Nadal nie wiemy kto to.
Marinette zmarszczyła brwi. Cóż, jak zwykle jej tematy schodziły na bok. Szkoda, że pan "policjant d-detektyw" nie wiedział, że za parę miesięcy znów zostanie świeżo upieczonym tatusiem. Machnęła więc na to ręką. Może w końcu uda jej się podzielić się z nim tą nowiną. Życie mieszkańców miasta było teraz sto razy ważniejsze i się temu nie dziwiła. Dla samej kobiety oczywiście jednak rodzina, w tym maluszek, którego nosiła w sobie, byli na pierwszym miejscu, jednak jednostka, a cała społeczność Paryża - różnica ogromną i wybór prosty.
— Dlaczego nadal nie mogę się dołączyć do poszukiwań? Czemu na mnie padło siedzenie bezczynnie i patrzenie, jak miasto, kraj, a później świat się sypie? — zapytała, marszcząc brwi w lekkim zdenerwowaniu. Poprawka, ogromnym zdenerwowaniu.
— Nie zaczynaj znowu... Wiesz, że i tak robisz wszystko, co możesz z tego stanowiska. Poza tym, dzieci cię potrzebują — skwitował, wodząc za nią wzrokiem, gdy wracała do niego i na przeciwko niego stanęła.
— Nie, ale dlaczego Alya ani nikt inny nie chciałby się choć na chwilę zamienić? Bo co, bo nie mam aktualnie zawodu, w którym mogę się spełniać? Oczywiście, że mogę. Szycie to nie jedyne moje zajęcie, więc mam prawo, a wręcz obowiązek włączyć się w sprawę — oznajmiła, uderzając opuszkiem palca wskazującego o drewnianą płytę. Widziała w oczach męża niezadowolenie jej postawą. Chciała, by ten wieczór był spokojniejszy, on z resztą też, ale wyszło tak, jak zwykle. Nijak.
— Ktoś musiał się zająć dziećmi i padło na ciebie, więc bez dyskusji — mruknął stanowczo, rozpinając swoją szarą koszulę. Wstał i bez słowa wyszedł, zamykając się w łazience. Musiał się odprężyć i znów zebrać myśli, by utrzymać je w ryzach. Strasznie ciężki czas dla nich wszystkich. Cud, jeśli wyjdą z tego wszyscy niepokłóceni i nieporozwodzeni. Mężczyzna napuścił ciepłej wody do wanny i dodał różne olejki, żele, mydła, by utworzyła się piana, a jego skóra także mogła wypocząć. Co jak co, ale dbanie o cerę zostało mu już od małego. Zwyczajna rutyna. Wszedł do wody, zanurzając się w niej po uszy, by słyszeć tylko jej szum.
Błękitnooka przeklęła pod nosem i od razu rękawem otarła kąciki oczu, by nie wyleciały z nich łzy. Nieuniknione łzy, bo była tym zmęczona, a do tego musiała jeszcze coś ukrywać. Nie coś, a kogoś. I to przed osobą, która powinna teraz być obok niej. Wzięła się za kontynuowanie obiadu, rozmawiając z samą sobą w głowie. Gdyby tak sięgnąć po pomoc... Tylko skąd?
Pokroiła resztę warzyw, zostawiając je na moment na drewnianej desce. Sięgnęła w końcu po patelnię, wrzucając na nią kwadracik masła, a później cebulkę posiekaną w kostkę. Dokończy ten przeklęty obiad, a później zajmie się czymkolwiek. Myśleniem i "pracowaniem z domu". Gospodarka w trakcie ostatnich miesięcy przeżyła już tyle załamań, że się to w głowie nie mieściło.
Marinette nagle sobie o czymś, a raczej kimś przypomniała. Bycie Biedronką i Czarnym Kotem dawało im tyle korzyści, a teraz od nastu lat nie mogli tego szczęścia zaznać. Szkoda tylko, że rola superbohatera przepadła na zawsze.
Dwójeczka w zamkniętym pokoju natomiast przeżywała swoje normalne chwile. Przynajmniej będąc w swoim towarzystwie żadne z nich nie myślało o tym czy zaraz nie zostanie ogłoszony stan wyjątkowy.
Emma wtuliła się mocniej w przyjaciela, gdy usłyszała głośniejszą wymianę zdań rodziców, głównie głos taty. Westchnęła i zacisnęła powieki na oczach.
— Kiedy to się skończy...?
— Hm? Co masz konkretnie na myśli? — zapytał, wyrwany z zamyślenia i skupienia na serialu.
— To wszystko... Ja chcę żyć normalnie, widywać się z innymi na mieście, móc się z kimś spotykać... A nie! — sapnęła smutno. Chłopak kliknął spację i zamknął laptopa, odkładając go na parapet. Później przygarnął nastolatkę bliżej siebie, cmokając jej czółko.
— Razem to przetrwamy, młoda, ej... — zapewnił, pocierając także jej ramię. Logan westchnął ciężko i uśmiechnął się wspierająco.
— Chcesz w coś pograć dla rozluźnienia? Bitwa na łaskotki też mi pasuje~
Zielonooka spojrzała na niego zmieszana. Ona mu tu się prawie popłakała, a tu takie propozycje? Ścisnęła mocniej jego dłoń, której w dalszym ciągu nie puściła i już miała odpowiedzieć, gdy mulat rzucił się na nią z paluszkami, wciskając je w jej żebra i pomiędzy nimi.
— Logan, ciulu! — pisnęła, bo na nią łaskotanie działało... No właśnie tak. Śmiech i nic poza tym, natychmiastowa poprawa humoru.
Brunet nie dawał oczywiście za wygraną i przycisnął ją do łóżka, przyblokował ręce i maltretował. Co on się będzie oszczędzać? Nie chciał, by zamartwiała się ciągle tą całą sytuacją, zakazem wyjścia z domu. Trochę oderwania od rzeczywistości.
— Nie ma opcji, skarbie~ — mruknął, w pewnym momencie uwalając się na niej.
— Dobranoc.
Sapnęła i jęknęła z bólu po spotkaniu się z tak wielkim ciężarem tego wielkoluda.
— D-dobranoc...?
Chłopak zaczął specjalnie ziewać i chrapać na zmianę, po czym zerwał się na ręce i cmoknął jej policzek, znowu się kładąc. Nastolatka oczywiście od razu zdobiła się czerwona. Westchnęła ciężko i zamknęła oczy, tuląc się do niego. No mogłoby się w końcu coś zadziać ciekawszego... Nie, że na coś czekała, wcale a wcale. Pewnie tej nocy, jak zwykle, będzie myślała tylko i wyłącznie o nim.
— Logan...? — szepnęła po odczekaniu chwili. Poklepała jego ramię i czekała na odpowiedź, bo kto wie, może zdążył faktycznie zasnąć.
— Hm? — zapytał, przysypiając sobie na niej.
— Dziękuję, że jesteś — powiedziała, mrugając parę razy, by po chwili znowu opuścić zmęczone powieki.
Brunet zachichotał mrukliwie i zsunął się z niej, przyklejając się do jej boku, jeszcze raz całując jej bok buzi.
— Nie ma za co, zawsze będę... — powiedział jej na uszko, by za chwilkę odpłynąć. O dziwo razem z nią. Przecież miała znowu zacząć się martwić, a tu taka niespodzianka.
Marinette kręciła się po pokoju jeszcze przez długi czas licząc na to, że uda jej się złapać męża i zaprosić go na pogawędkę, bo wolała, by prawda nie wyszła sama na jaw, a raczej żeby ona się tym zajęła. Koniec końców i tak znalazła się w sypialni, leżąc na boku z twarzą skierowaną do dużego okna, a za nim księżyca i jego delikatnej, niebieskiej poświaty. Poczuła jak w pewnym momencie materac się ugina, ktoś przykleja się do jej pleców i oplata dłońmi w pasie. Westchnęła ciężko i przytuliła się do jego jednego przedramienia, podkulając nogi i zamknęła oczy bojąc się i tak zasnąć. Co będzie jutro? Co będzie za tydzień?
— Przepraszam... — szepnął, przyklejając policzek do boku jej głowy. — Nie powinienem się tak do ciebie zwracać. To było nie na miejscu. Kocham cię, stokrotnie przepraszam...
Drgnęła zdziwiona i wywróciła oczami pod powiekami.
— Wybaczam, wybaczam.
— O czym chciałaś porozmawiać? — zapytał, wciągając powietrze nosem, a przy okazji także jej słodki zapach.
Serce kobiety od razu zaczęło szybciej bić. No przecież mogła mu powiedzieć teraz, w tej chwili, ale nie, po co? Serce mówi nie. Mózg mówi tak. A ona?
— A już nieważne, nieaktualne.
— Skarbie... — mruknął smutno, gładząc jej brzuch, jak to miał zwyczaj robić. Nawet jeśli nikogo tam nie nosiła, to i tak - jej ciało to dla niego świątynia.
Pokręciła głową, zaciskając powieki. Odwróciła się do niego przodem i wlepiła wzrok w jego zielone oczy. Zmarszczyła poważnie brwi, a później jej wyraz twarzy zmienił się na taki, że wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać.
— Jestem w ciąży — wyrzuciła to w końcu z siebie. Teraz spisała się na dozgonne siedzenie w domu. Nie wypuści jej za żadne skarby na żadną ewentualną bitwę. Kaplica.
— Co? — jęknął zdziwiony, otwierając szeroko oczy. Od razu połączył fakty, wszystkie ostatnie ich małe sprzeczki, jej gorsze samopoczucie i chęć wyjścia z domu... Pokręcił głową i pozwolił jej schować się w swoich ramionach, bo widział, że tego po prostu w tej chwili pragnęła.
Wpis autorki:
Mówiłam, że jeszcze w weekend? Prosz, miłego czytanka i miłego poniedziałku dla tych, co widzą to po pobudce! Tak samo miłego dnia lub wieczorku dla innych, którzy zawitają tu kiedy indziej.
Dobrej nocki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top