• zjednoczenie
Przysięgam, że ja w takie coś nie umiem. Stresuję się tym rozdziałem. Jeszcze wiecie, planowałam słodkie Victuuri przez cały rozdział, a tu tylko pół. Nie umiem, przepraszam :')
Napiszcie o tym rozdziale cokolwiek miłego, błagam *smarka się*
Bliskość i uczucie są inaczej pojmowane przez każdą osobę. Wyobrażenia i opinie mogą się pokrywać, jednak wciąż są unikalne. Chociaż zdarzają się momenty, kiedy dwie osoby czują wszystko identycznie. Są jednakowo oczarowane i oszołomione. Chociaż mają kompletnie inne natury.
Tak było, kiedy w kiss & cry Yuuri poznał swój wynik i dowiedział się, że srebrny medal należy do niego. Pamiętał, jak Viktor objął go ramieniem i przytulił mocno, całując w skroń. On sam zamykał oczy, aby nikt nie widział łez w jego oczach. Trzymał swoją rękę na biodrze Viktora, drżąc z radości. I oczekiwania. Był także dumny z tego, że Phichit stał potem obok niego ze złotem. Cieszył się z sukcesu przyjaciela. Wtedy poczuł, że Grand Prix jest na wyciągnięcie ręki.
I wiedział, że Viktor także to czuł. Tamtego wieczoru wysłannicy, choć zawsze byli odmienni, czuli wszystko jednocześnie. Jakby ich umysły zespoliły się, połączyły w jedno. Jeden tkwił w drugim i odwrotnie. Przewidywali nawzajem swoje gesty. Znali swoje ciągłe pragnienie bliskości. I zjednoczenia.
W tamtym momencie Viktor i Yuuri poświęcali sobie nawzajem swoją uwagę. Dłonie zaciskały się razem. Usta wciąż się łączyły, jakby obaj mężczyźni nie mogli żyć bez pocałunków.
— V-viktor — wyszeptał Yuuri, drżąc na materacu. Wszelkie kołdry leżały na podłodze, dotrzymując towarzystwa ubraniom, które zostały tam porzucone kilka minut wcześniej. Japończyk leżał całkiem nagi na białym prześcieradle, pod głową mając miękką poduszkę. Rzęsy rzucały cień na zarumienione policzki.
Viktor, również nagi, podniósł rozogniony wzrok znad pępka Yuuriego, nie przerywając całowania płaskiego brzucha. Napawał się aksamitnością jasnej skóry.
— Tak? — wymruczał. Jego oczy lśniły intensywnym, błękitnym blaskiem.
— Ja...
— Nie mam zamiaru przerywać. — Srebrnowłosa głowa zsunęła się jeszcze niżej, a Yuuri sapnął cicho, wplątując palce w kosmyki Rosjanina. Po chwili wydał z siebie głośny jęk, odsłaniając szyję. Jego smukłe uda trwały wciąż rozchylone, trzymane przez silne dłonie. Palce Yuuriego zacisnęły się na włosach Viktora, na co ten przestał dręczyć Japończyka delikatnymi muśnięciami ust, a użył zębów.
Z gardła Yuuriego wydarł się cichy krzyk. Brązowe oczy, do tej pory ciągle osłaniane gładkimi powiekami, otworzyły się szeroko, a same plecy Japończyka wygięły się w łuk.
Po chwili Viktor podniósł głowę, ocierając kącik ust z zadowolonym uśmiechem. Obserwował uważnie oddychającego ciężko Yuuriego. Jego pięknego, delikatnego, powabnego kochanka. Dłoń Rosjanina prześlizgnęła się po udzie chłopaka, do jego piersi, obojczyka i szyi, w końcu zatrzymując się na zaróżowionym, mokrym od potu policzku Yuuriego. Czarne włosy opadały do tyłu, zaczesane przedtem palcami i z resztkami żelu z występu. Powieki trzepotały.
Viktor bez pośpiechu wspiął się na chłopaka i nachylił do jego twarzy. Musnął jego nos swoim, a Yuuri uśmiechnął się z wysiłkiem i pogładził go po policzkach. Nikiforov uśmiechnął się lekko.
Jeszcze nigdy nie czuł się tak lekko. Tej nocy nie było między nimi rywalizacji, jedynie zjednoczenie. Ich ludzkie części wyszły na prowadzenie, wysłanników wysyłając w ciszę. I dlatego Rosjanin nie gardził żadnym czułym gestem.
Ich wargi ponownie się zetknęły, nieśpiesznie, ale namiętnie. Żaden nie ukrywał trawiącej go od środka gorączki. Palce znowu się splątały. Klatki piersiowe stykały. Po dłuższej chwili pieszczot jedna z dłoni Rosjanina powędrowała w dół, mijając ożywającego ponownie członka Yuuriego i sięgając do innego miejsca. Japończyk sapnął cicho, zaskoczony. W jego oczach malowała się cała gama uczuć, od zaskoczenia, po przyjemność.
Viktor, choć zawsze mógł poszczycić się dobrą podzielnością uwagi, ledwo mógł się skupić na jednoczesnym ruszaniu palcami i językiem. Pocałunki, ciepło i sapnięcia Yuuriego niszczyły jego koncentrację i plany zrobienia wszystkiego doskonale.
— Viktor... — wyszeptał Yuuri. — Już... jestem...
— Czuję, mój piękny — odparł Viktor. Palce wysunęły się z wnętrza Japończyka.
Ułożył dłoń na poduszce obok głowy Yuuriego, który uśmiechał się do niego lekko. Odwzajemnił uśmiech i pocałował go lekko, jednocześnie wykonując jeden, lekki ruch biodrami, który doprowadził do tego, że Katsuki jęknął głośno, mimowolnie unosząc się na ramionach.
— Zaraz przejdzie — powiedział prędko Viktor, głaszcząc Yuuriego po włosach. Ledwo mógł się opanować, czując ciepłe wnętrze chłopaka.
— Niech nie przechodzi. — Słowa Japończyka były ledwo zrozumiałe. — Niech to... trwa wiecznie.
Jego brązowe oczy lśniły. Chłopak opadł na poduszkę i objął Viktora ramionami. Ten zaczął poruszać się rytmicznie, nie spuszczając wzroku z Yuuriego. Z ich ust wyrywały się ciche westchnienia i jęki. Kończyny splatały. Paznokcie drapały skórę.
Stracili poczucie czasu. Wydawało im się, że są ze sobą, tak złączeni, całe życie. Aż w końcu, w jednym ułamku sekundy, kiedy z gardła Yuuriego wydarł się krzyk, a sam Viktor również nie powstrzymywał się od głośnego wołania imienia Japończyka, przez moment poczuli wszystko, jakby obaj dla siebie stali się przeźroczyści.
Potem leżeli obok siebie. Głowy z włosami lepiącymi się do czół spoczywały na miękkich, białych poduszkach. Dwie pary długich, prostych nóg były przykryte kołdrą. Dwie ręce – lewa o delikatnej, kremowej skórze i prawa, przypominająca biały posąg – stykały się knykciami.
Dwie pary oczu patrzyły w sufit bez poczucia winy czy wstydu. Viktor i Yuuri bez paniki odpoczywali, relaksując się własną bliskością. Klatki piersiowe unosiły się spokojnie. Oczy Japończyka powoli zaczęły się zamykać. Był wyczerpany – najpierw zawodami, teraz przez to, co robił z Viktorem. Marzył jedynie o zasłużonym śnie.
Viktor podniósł się i poprawił kołdrę, aby przykryła Yuuriego aż po oznaczone ustami i zębami Rosjanina obojczyki. Ten uśmiechnął się z wdzięcznością, zamykając w końcu oczy. Po chwili już spał. Viktor położył się na boku, podpierając ramieniem i delikatnie odgarnął czarne włosy Yuuriego z czoła, po czym uśmiechnął się smutno.
Tak długo nie miał kontaktu z uczuciami, że te zaczynały sprawiać mu niemal fizyczny ból. Wysłannik wiecznie wiódł prym, przez co jego ludzka część nie miała szansy na poznanie wszystkiego. Wiele rzeczy musiała odkryć siłą. I teraz, kiedy błękitne oczy patrzyły na głęboko śpiącego Yuuriego, ludzkie serce szalało przez nowe odczucie. Nową nadzieję. A wysłannik starał się z nią walczyć. Jednak tego wieczoru nie miał szans na zwycięstwo.
Mężczyzna ułożył się na poduszce i zamknął oczy. Zło nigdy nie śpi. I bardzo tego w tamtym momencie żałował. Tak bardzo chciał śnić. Jednak musiał zadowolić się albo kilkugodzinnym zawieszeniem swojej świadomości, albo czyimś snem.
Odetchnął głęboko, czując ogarniającą go ciemność.
***
Moskwa.
— Jak to jest być znowu w Rosji?
— Kiedy powrócisz do łyżwiarstwa?
— Do zakończenia Grand Prix nie rozmawiam o mojej przyszłości. — Viktor teatralnie poprawił ciemne okulary na nosie i upił łyk czarnej kawy. Starał się nie kląć przez wścibskich reporterów, którzy zatrzymali go przed hotelem. Yuuri miał to szczęście, że szybko zwiał, a on musiał rozgonić tych frajerów, którzy szli za nim do wind.
— Na tę chwilę widzę wiele potencjału w moim podopiecznym, Yuurim Katsukim. Obserwujcie go bacznie. — Posłał reporterom tajemniczy uśmiech. Żaden nie widział w ciemnych szkłach mężczyzny odbicia Jurija Plisetsky'ego, który przechodził za nimi w kapturze na głowie i patrzył ze złością na Viktora. Chyba szedł do swojego pokoju. Albo Yuuriego. W takim razie nie mógł zostawić go samego. Nie mógł mu na to pozwolić.
— Skoro ma taki potencjał, nie chciałbyś zmierzyć się z nim w zawodach? — zapytała przymilnie dziennikarka. W tym czasie Jurij wykrzywił się do niego i poszedł do wind.
Okej, to wystarczyło.
— Juraśka! — krzyknął entuzjastycznie Viktor, zgrabnie omijając reporterów i obejmując chłopaka ramieniem. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu – zatrzyma Jurija i oleje pytania. — Szanowni państwo, widzieliście program, który wspólnie ułożyliśmy, prawda?
Jurij odtrącił jego rękę, przez co kubek z kawą spadł na podłogę, zalewając posadzkę czernią.
— Nie zachowuj się jak niepokonany — warknął nastolatek.
A niby kto ma być tym niepokonanym?
Tymczasem na piętrze ktoś przywołał windę. Czarnowłosy, burkliwy chłopak stał z torbą, czekając na otwarcie drzwi. Obok niego stał Yuuri. Trzymał ręce w kieszeniach ciepłej bluzy-kangurki. Zerkał niepewnie na Seung Gila Lee, zastanawiając się, czy powinien się odezwać. W Rostelecomie nie miał żadnych bliższych znajomych oprócz Jurija i niego. Chociaż Koreańczyk zaliczał się bardziej do przyjaciół Phichita.
Drzwi otworzyły się, ukazując ich oczom trójkę kłócących się osób. Dwóch uczestników Rostelecomu i siostra jednego z nich.
Yuuri szybko podszedł do drugiej windy, nie chcąc być częścią konfliktu. Seung Gil już przypadkiem włączył się do kłótni. Japończyk nie zamierzał powtarzać jego błędu i słyszeć gróźb w stylu „Chcesz w pysk?".
Kiedy drzwi zamykały się za Japończykiem, zostały zatrzymane przez stopę obutą w fioletowego buta.
— Gdzie tak uciekasz? — Do windy wszedł Jurij Plisetsky. Zielone oczy mierzyły Yuuriego uważnym wzrokiem.
— Miło cię widzieć, Jurij. — Yuuri posłał mu szczery uśmiech. Nastolatek oparł się o lustro.
— Lipa ze wszystkim, nie? — zapytał.
— Czy ja wiem? Nie ma źle.
Jurij kaszlnął lekko. Yuuri drgnął, słysząc to.
— Właśnie — powiedział Japończyk, przypominając sobie coś. — Mam coś dla ciebie w pokoju. Nie likwiduje kwiatów, ale je w pewien sposób zmniejsza i zwalnia ich rozwój.
— Serio? — Zielone oczy otworzyły się szeroko.
— Tak, ale nie możesz tego brać za często.
Obaj wysiedli z windy na piętrze Yuuriego i skierowali się (Jurij ciągle wyprzedzał chłopaka) do jego pokoju. Tam Japończyk wyciągnął z walizki małą, białą butelkę. Podał ją Jurijowi, a ten bez wahania ją odkorkował i powąchał zawartość.
— Co ty, dajesz mi wodę kolońską do picia? — zapytał zaskoczony.
— To coś ma zapach osoby, którą kochasz.
Blondyn, zakłopotany, usiadł na łóżku i ostrożnie upił małego łyczka. Zmarszczył brwi, powoli oblizując wargi z mikstury.
— Słodkie.
— Następny łyk dopiero przed zawodami w Barcelonie — przestrzegł go Yuuri.
— Wiem. Dzięki. Za to... i za wiarę. — Nastolatek schował buteleczkę do kieszeni kurtki. — Ale i tak zamierzam cię zmiażdżyć.
— No ja myślę, że nie dasz mi forów.
— Pewnie byłbyś obrażony, co?
Yuuri roześmiał się przez te słowa. Ale po chwili śmiech zamarł mu na ustach. Jeśli Jurij rzeczywiście go zmiażdży, może nie pojechać na Grand Prix. W końcu musi zająć co najmniej czwarte miejsce, aby otrzymać możliwość wyjazdu do Barcelony.
— Powodzenia dla nas obu — rzucił cicho.
— Chciałbyś. Łeb w górę, Prosiaku — powiedział Jurij. — Jak chcesz, narób Viktorowi wstydu. Nie zaszkodzi mu.
Wyszedł.
***
Dzień programów krótkich.
Zawodników podzielono na dwie grupy i Yuuri miał to szczęście (ironicznie mówiąc), że wylądował w drugiej razem z Jurijem. I JJem. Rosjanin mierzył Kanadyjczyka nienawistnymi spojrzeniami, a ten nic sobie z nich nie robił, ciągle o czymś gadając. Japończyk rozgrzewał się w kącie ze słuchawkami na uszach, błogosławiąc odcięcie się od świata. Viktor opierał się o ścianę i obserwował go uważnie, nie reagując na zaczepki Leroya.
W końcu łyżwiarze usłyszeli, że pierwsi trzej zawodnicy już wykonali swoje programy i mogą wychodzić. Yuuri razem z Viktorem szedł przodem. W końcu miał występować przed nimi. Przełknął ślinę, stając przy bandzie. Kurtkę i inne rzeczy zostawił swojemu trenerowi. Można było powiedzieć, że jego przygotowania niemalże dobiegły końca.
Kiedy sięgał po wodę, zobaczył, że jego łyżwy miały nieco poluzowane sznurówki. Viktor także to zauważył i bez wahania ukląkł przed nim, posyłając Japończykowi ukradkowy, szelmowski uśmiech. Już on dobrze wiedział, z czym kojarzy się taka pozycja. Smukłe palce zawiązały porządnie sznurówki, podczas gdy Yuuri nawadniał się przed występem. Następnie Rosjanin wstał, oglądając uważnie swojego podopiecznego. Strój Erosa był idealnie dopasowany i lśnił w świetle lamp. Włosy były porządnie zaczesane, jednak kilka kosmyków ciągle się wymykało. Brązowe oczy były pełne woli walki i determinacji. Japończyk ściągnął osłonki z płóz i wyszedł na lód.
— Viktor! Viktor!
Większość widzów krzyczała dziko nie na widok tegorocznych zawodników, ale jednego z trenerów. Viktor Nikiforov nie narzekał na uwagę, wręcz przeciwnie – machał wszystkim z szerokim uśmiechem, ignorując swojego podopiecznego. W końcu zniecierpliwiony Yuuri pociągnął go za krawat. Rosjanin, zaskoczony tym gestem, pochylił się gwałtownie przez to, niemalże dotykając nosem nosa Japończyka.
— Przedstawienie już się rozpoczęło, Viktor — powiedział Yuuri niskim głosem. Wczuwał się w Erosa. — Nie martw się. Przekażę moją miłość całej Rosji.
Po tych słowach uśmiechnął się tajemniczo i odjechał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top