• upadek wszystkiego

—  Skup się, Yuuri — słyszał gorączkowe szepty Celestino. Czuł zaniepokojenie japońskich fanów na trybunach.

Muzyka. Muzyka już grała. Piękny utwór, który został wybrany przez trenera. Powinien się ruszyć.

Otępiały Yuuri dopasował się do płynącej melodii, jednak... stracił tę iskrę, dzięki której potrafił tańczyć. Nie czuł ognia w całym ciele, a jedynie bolesny ucisk w piersi. Jego układ stracił życie; wykonywany machinalnie, nie zasługiwał na miano dobrego programu. Tak dopieszczany... na próżno.

— Wczorajszy występ Katsukiego sprawił, że wszyscy uwierzyli w kolejne złoto lub srebro w jego karierze, jednak dziś... co się dzieje z Yuurim Katsukim? 

Przegrałem, pomyślał histerycznie Yuuri, bliski łez. Przegrałem, poniosłem klęskę. Miałem jedno zadanie do wykonania i zawaliłem. 

Jego ciało doszło do tych samych wniosków. Miało go trzymać. Miało pomóc mu w zwycięstwie. A każda kończyna była poza kontrolą. Unoszone dłonie drżały. Kolana samowolnie się zginały. Plecy garbiły.

— Ajć! Wygląda na to, że Katsuki nie może się skupić. Pierwszy skok prawie przypłacił upadkiem. Wygląda na to, że japoński łyżwiarz może nie powtórzyć sukcesu... Szykuje się do kolejnego skoku, ale chyba... Upadł!

Szlag. Powinienem wystąpić z godnością. Chociaż tu.

Yuuri prędko podniósł się i na drżących nogach kontynuował układ. Starał się odciąć od wszystkiego: gorączkowego napięcia Celestino, strachu fanów... i triumfu Viktora.

Nikiforov nie musiał nic wysyłać w jego kierunku. Sam był tak zadowolony ze swojego druzgocącego zwycięstwa, że rozsyłał fale mrocznej radości wokół siebie. Ludzie, którzy byli negatywnie nastawieni do Yuuriego, otrzymywali kolejne pokłady niechęci. Fani Japończyka coraz bardziej wątpili. A to wszystko niszczyło wysłannika Niebios.

Jego złote, czyste wnętrze, serce, które było cenne niczym diament... niszczyło się. Pełne dobra i miłości myśli zostały zbrukane tchórzostwem, rezygnacją i żalem.

Kiedy jego nogi kolejny raz ułożyły się inaczej i spowodowały kolejny upadek, Yuuri nie miał sił nawet jęknąć. Po prostu wstał.

Musiał dotrwać. Jeszcze chwila i ta męka się zakończy.

Teraz, kiedy gra została rozstrzygnięta... już nie miał po co walczyć.

Czuł niebieskie oczy śledzące uważnie jego ruchy. Wiedział, że ich umysły są na siebie nawzajem otwarte.

Miałeś jedno zadanie, które wypełniłeś wzorowo. Złamałeś wszystkie zasady, wykorzystywałeś wszystko, co mogło ci pomóc. I wygrałeś, Viktorze. 

Grałem według swoich własnych zasad. Jak każdy z mojej strony.

Oczywiście, że grałeś. Jeden Upadek w życiu wam starczył. Nie dopuściłeś do tego, aby ponownie zobaczyć dno. I czujesz satysfakcję z tego, że upadnę ja. Wszystko od samego początku było dla ciebie zabawą, prawda? Widziałeś, jak miotam się w tym wszystkim i bawiłeś się przy tym wybornie. 

Twoja nieświadomość była piękna.

Nie umiesz doceniać piękna... nie potrafisz go nawet rozpoznać. Cieszy cię każdy mój błąd. Każdy upadek. Twoje oczy błyszczą radością, kiedy widzisz moje ciało, które chciałeś zdobyć, szorujące sobą lód, po którym przedtem triumfowałeś. Cieszysz się z mojego bólu. 

Cieszę się, bo w końcu nadeszła utęskniona przeze mnie chwila.

Nadeszła. Ty masz, czego chciałeś. Zwycięstwo. Arcyduszę. I możliwość zrobienia ze mną, co tylko zechcesz.

Gdybyś wiedział...

Nie muszę wiedzieć. Nie chcę. To pewnie ostatnie momenty, kiedy mogę być otwarty. Mogę pokazać swoje złamane, pokonane serce. Ostatni raz. Miałem mur, który chronił mnie przed bezradnością, ludzkimi obawami i słabością. A ty rozbiłeś go swoimi brudnymi rękoma. Machaliśmy mieczami z żarliwą nienawiścią. I to było moim błędem.

Kim jesteśmy, Yuuri? Stwórcami czy niszczycielami?

Widziałem w Juriju wiele dobra. Mógł stać się osobą, która sama z siebie wybierze właściwie. Twój wpływ odebrał mu te możliwości. Jesteś niszczycielem... Vitya.

A ty? Kim jesteś, Yuuri?

Jestem nikim.


W końcowej pozie Yuuri miał spojrzeć w sufit z rękoma złożonymi jak do modlitwy. Jednak przez upokorzenie nie potrafił unieść głowy tak wysoko. Jego wzrok przyciągnęło coś innego. Oczy, które patrzyły na niego nie z pogardą, ale zastanowieniem. Brąz i błękit spotkały się ze sobą. Wymieniły szczere spojrzenia. Ich ostatnia konfrontacja dobiegła końca. 

W jednych oczach była widoczna prośba. A w drugich smutna zgoda na to, co miało się stać.

***

— Wygrał również konkurs wolnej jazdy na łyżwach! To będzie kolejna, piąta wygrana w Finałach Grand Prix rosyjskiej legendy, Viktora Nikiforova!

Całą halę lodowiska wypełniał grzmot oklasków, wiwatów, charakterystyczne kliknięcia wydawane przez aparaty fotograficzne. Stałe, migające, białe i kolorowe światła skupiały się na lodowej tafli, gdzie stało trzech zwycięzców. Viktor Nikiforov w swoim różowym stroju wysunął się teatralnie do przodu, zakręcił, po czym lekko podniósł złoty krążek i eksponując go obok swojej twarzy, zapozował z miłym uśmiechem do zdjęć. 

— Nikiforov ma teraz dwadzieścia sześć lat. Niektórzy spekulowali, że zamierza odejść na zasłużoną emeryturę, aby zająć się czymś nowym, jednak jego fenomenalny występ zdecydowanie zaprzecza takim pogłoskom. A co powiesz o Katsukim Yuurim, Honda?

— Pierwszego dnia wydawało się, że Japończyk doścignie Nikiforova i stanie obok niego na podium. Jego program był dopracowany i sprawiał niezwykłe wrażenie. Jednak te Finały Grand Prix okazały się dla niego pechowe. Dzisiejszy występ był zupełnym przeciwieństwem tego, co zaprezentował nam zaledwie wczoraj...

Yuuri zatkał uszy drżącymi dłońmi i zamknął oczy. Łudził się, że dzięki temu odetnie się od wszelkich hałasów dobiegających z hali. Chciał odciąć się od wszystkiego.

  — Tu jesteś, Yuuri. — Celestino wszedł do szatni. — Chodź na korytarz. Tam niczego nie słychać.

Katsuki podniósł na niego zrezygnowany wzrok. Trener westchnął, widząc jego oczy i bladość cery. Ukucnął i poklepał go po ramieniu, po czym podał kubeczek z ciepłą herbatą. Japończyk utkwił spojrzenie w ciemnym płynie. Czarna. Nie lubił jej, o czym Celestino doskonale wiedział. Najwidoczniej był tak zaaferowany przegraną swojego podopiecznego, że nie zwrócił uwagi na to, co bierze. 

Rozczarował wszystkich. A zwłaszcza siebie...

— Powiedziałem mediom, że chwilę przed występem dostałeś złą wiadomość z domu i to wytrąciło cię z równowagi —  powiedział cicho Celestino. — Już spokojnie, Yuuri. Jest po wszystkim.

  — Spokojnie? — wyszeptał zdrętwiałymi wargami Yuuri. — Upadłem tyle razy. Przegrałem. Miałem zwycięstwo tak blisko i przegapiłem coś...

— Jeszcze niejedne Grand Prix przed tobą, Yuuri — pocieszył go Celestino. Nie wiedział, że Katsuki mówi o czymś więcej niż samych zawodach. — Następnym razem wyjdzie lepiej... na miłość boską. Przestań się uśmiechać tak, jakbyś właśnie odkrył sposób na najbardziej bolesne zabicie się. Chodź, zbieramy się. — Sięgnął po czarną bluzę, która leżała na ławce obok Yuuriego i  narzucił ją na ramiona Japończyka.

***

— Cześć, mamo — wyszeptał Yuuri do telefonu. Oparł czoło o ściankę w ubikacji, w której się schował. — Już... już wiecie?

Z zamkniętymi oczami słuchał odpowiedzi matki. Kobieta mówiła ciepło, bez pretensji. A jednak Yuuri czuł się gorzej niż po jakiejkolwiek reprymendzie.

— Przepraszam... Boże, co za upokorzenie... Nie. Nie, wrócę niedługo. Po co? Przecież... nawaliłem...

Yuuri poczuł, jak pierwsze łzy wypływają z jego oczu. Zakończył połączenie i pociągnął nosem. Ostatnie chwile, jakie miał... najpierw będzie płakać, potem się uspokoi, dalej bankiet... i koniec. Wszystko, co miał, odejdzie. To będzie upadek wszystkiego.

Z gardła wydarł mu się cichy szloch. Był najgorszym z wysłanników. Bezużytecznym. Został zesłany po to, aby pomóc dobru w zwycięstwie... i zawalił. Łzy wielkości grochu kapały na podłogę. Jedna, druga, trzecia...

— No chyba sobie jaja robisz, wieprzu.

Drzwi do kabiny, które Yuuri starannie zamknął, zadrżały od silnego kopnięcia. Japończyk w pośpiechu otarł łzy z twarzy i wstał z zamkniętej muszli, na której siedział, po czym powoli odblokował zamek.

— Nareszcie. — Jurij Plisetsky stał przed kabiną w czarnym dresie i narzuconą na to bluzą reprezentacji. — Co ty robisz? Nie bądź frajerem.

Yuuri nie odpowiedział. Nawet nie patrzył na nastolatka. Wiedział, że zobaczy ciemną aurę i błysk w oku.  

— Oi, Katsuki —  odezwał się Jurij. Poprawił kucyka. — Po cholerę się łamiesz taką przegraną? Przecież możesz to sobie odbić w przyszłości.

— Wątpię — mruknął Yuuri. Minął Plisetsky'ego i podszedł do zlewu. Opłukał twarz zimną wodą. — Jak się czujesz? — spytał ostrożnie.

— Tak sobie — burknął Jurij. — Kurwa, kilka punktów za pieprzonym Królem JJem. Za rok się zemszczę. Ale... szlag, w połowie jazdy dopadły mnie bóle i ledwo wytrzymałem. — Stanął przy zlewie i kaszlnął mocno. Na białej porcelanie pojawiło się trochę krwi. — Niedługo będę mieć spokój.

— Viktor ma ci coś dać. Za to, że...

— Słuchaj. — Jurij spojrzał ostro na Yuuriego. — Ja nie wiem, kim wy jesteście, serio. Normalnymi ludźmi na pewno nie. I ze mną też jest coś nie tak. Kto normalny ma kwiaty w ciele? Ale... to, co mi dawałeś, jedynie łagodziło ból. Viktor obiecał, że się go całkowicie pozbędę. Więc... sorki, jeśli przegrałeś w jakichś potyczkach. Ale ja już mam dość cierpień. Najpierw ojciec, teraz to...

— Ojciec?

— Ta. — Plisetsky skrzywił się. W jego zielonych oczach pojawiła się niechęć. — Zrobił dziecko matce, namówił ją do wyjazdu, a potem traktował jak gówno. A kiedy w końcu Yakov zabrał nas z tego piekła, nawet się nie przejął. Niedawno chciał ode mnie pieniądze, ale zapomniał, że nie ma już żadnych praw. Z tego, co wiem, to wciąż pije i nic nie robi. I dobrze. Niech zdycha. 

Obaj milczeli, oparci o umywalki. 

— Wszyscy kiedyś umrzemy — wymamrotał Yuuri. — O to chyba nie musisz się martwić.

Wszyscy kiedyś umrzemy. A ja nie dożyję następnych dni, pomyślał ze smutkiem.


------------------------------------------------------------------------------

Teraz muszę napisać coś, za co niektórzy z Was pewnie mnie zlinczują. 

Potrzebuję przerwy. Do grudnia. 

Mam dużo na głowie - próbne matury, do których trzeba się przyłożyć, oceny, na które na razie nie narzekam, sprawdziany, których jest coraz więcej (kto ma do pisania niemiecki i angielski w ten sam dzień? *podnosi rękę z jękiem i wyciem*), własna psychika, która może nie wyrobić, brak czasu na wszystko (przepraszam za poślizg, jeśli chodzi o odpisywanie) i pustka, która pojawia się, kiedy próbuję coś napisać. Serio, myślałam, że będzie w miarę okej, a wszystko może w każdym momencie... pieprznąć. 

Jak się uda, po maturach wrzucę rozdział "Koniec", bo teraz nie dam rady. A potem będzie "Dług". Chyba że zmienię tytuły :v

Pokornie proszę o wyrozumiałość. *składa ręce*

+ Czy ktoś będzie 26.11. we Wrocławiu? Jest możliwe, że po próbnych będę mogła pojechać na organizowany tam zlot (informacje są na grupie). A nóż widelec się zobaczymy i pogadamy ^^ 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top