• skrawek niebios

Świętujcie ze mną, bo pisanie tego fajnie mi idzie i może niedługo dowiecie się czegoś ciekawego w tym potworku~ okej, ludzie, chyba wracam. Mam rozdziały na zapas, może jeszcze dopiszę, może szybko skończę, chyba macie prawo liczyć na regularność (nie, nie codziennie XD). Miłego czytania c: 



Stres, oczekiwanie i ciągłe bycie w ruchu bardzo męczyło aktywnych zawodników. Jako że do Grand Prix zostało malutko czasu, właściwie nie było go w ogóle, sześciu łyżwiarzy pojawiło się Barcelonie wcześniej, aby wypocząć I przyzwyczaić się do panujących w Hiszpanii warunków.

Yuuri, zmęczony podróżą, po przybyciu do miasta i zameldowaniu się w hotelu, od razu poszedł do łóżka, spokojnie, aczkolwiek stanowczo odsuwając chciwe ręce Viktora od swojej talii. Rzucił krótkie „jestem zmęczony" i schował się pod kołdrą. Nieco rozczarowany, ale przejawiający się odpowiedzialnością Rosjanin przykrył go dokładnie, zabrał potrzebne rzeczy i cicho wyszedł z pokoju, aby jego podopieczny mógł się wyspać.

Yuuri nie zwracał na to uwagi. Musiał wypocząć i się podładować. Prawie od razu po zamknięciu oczu zapadł w sen. Wcześniej wyciszył telefon, aby nikt go nie obudził. Zwłaszcza Phichit, który na pewno krążył po Barcelonie. W swoim śnie był zawieszony w próżni. Był wyciszony. Nikt nie miał dostępu do swobodnie dryfującego umysłu. Na trzy godziny był odcięty od wszelkich bodźców, mógł się zregenerować, przesłać energię do całego ciała i napełnić Yuuriego nową mocą.

Po tych trzech godzinach Japończyk otworzył oczy, wypoczęty i pogodny. Rozejrzał się po pokoju. Viktor podczas jego odpoczynku przesunął łóżka tak, aby były obok siebie. Ale samego Rosjanina nie było w pokoju.

Yuuri usiadł i sięgnął po telefon. Bo niby co mogli robić łyżwiarze przed zawodami? Zwiedzać!

Viktor był na basenie z Chrisem. Japończyk przewrócił oczami, widząc zdjęcia przedstawiające Szwajcara i Rosjanina w wymyślnych pozach tuż przy czystej wodzie.

Przesunął palcem, szukając dalej. Tak, jak się spodziewał – Phichit zwiedzał, robiąc zdjęcia wszystkiemu. Dalej byli JJ z Isabellą, swoją narzeczoną, a także dzielne Aniołki Jurija, które miały z Plisetskym zdjęcia. Chociaż łyżwiarz ewidentnie nie chciał ich robić.

Telefon w niebieskim etui wylądował na szafce, a głowa Yuuriego spoczęła na miękkiej, białej poduszce.

Teraz, kiedy wiem, czym jest miłość, stałem się silniejszy i zdobędę złoto, co?, pomyślał.

A czy jestem pewien, czym jest ta miłość?

Uniósł rękę nad głowę. Blada skóra odcinała się od ciemności pokoju. Niczym zjawa.

Czym jest miłość? Czym jest miłość, która ma mi dać siłę, Viktor?, zapytał w myślach Yuuri.

W odpowiedzi usłyszał huk. Zapalone światło prawie go oślepiło.

— Yu-yu-yuuuuuriiii — zawodził Viktor. — Jest mi tak zimno, tak zimno!

— Yuuri, zrobisz mi kawę?

Yuuri spojrzał z niedowierzaniem na dwóch mężczyzn, którzy weszli do pokoju. Viktor, w samych kąpielówkach i ręczniku na głowie, skoczył na jego łóżko, dalej jęcząc coś o zimnie. Japończyk nie zdążył odskoczyć, bo Rosjanin owinął się wokół niego jak wąż, wciskając ręce pod jego sweter i stopy pod tyłek.

— PUSZCZAJ MNIE! — krzyknął, czując zimno. — CHRIS, TY TEŻ!

Szwajcar jęknął rozczarowany, rezygnując z próby wskoczenia na splecionych w śmiercionośnym uścisku mężczyzn.

— Chris, idź stąd, zamierzam pożalić się Yuuriemu na to, że ciągle chlapałeś na mnie wodą, kiedy chciałem się wysuszyć — powiedział Viktor, wciskając zaczerwieniony nos w szyję Katsukiego. — Papa.

— Zrób tak, a wyślę mu wszystkie zdjęcia, jakie robiłeś moim telefonem — zagroził żartobliwie Szwajcar.

— Wysłałem je sobie, zaraz obejrzymy. A ty leć, bo może masz gościa w pokoju.

— Tak, tak. Zajmij się nim, Yuuri. — Chris posłał Yuuriemu tajemniczy uśmiech.

Po wyjściu Giacomettiego, Viktor rozluźnił się.

— Wcale nie było ci zimno, co? — rzucił rozbawiony Yuuri.

— Nie, ale nie mogę wyjść na nieczułego na zimno potwora — odparł Viktor, układając się wygodniej. — Jeszcze usłyszałem twoje pytanie, a to dopiero dało mi kopa, żeby tu wrócić.

Yuuri zmarszczył brwi z dezorientacją.

— Pytanie?

Nikiforov podniósł się na łokciach i usiadł okrakiem na biodrach Katsukiego. Uśmiechał się tajemniczo.

— Miłość, która da ci siłę... — zamruczał. — Kogo o to pytasz? Mnie jako Viktora Nikiforova, a może mnie, czyli swojego nemezis?

Japończyk zamarł, patrząc jak zahipnotyzowany w błękitne oczy, coraz bardziej się do niego zbliżające.

— Zróbmy tak — zaczął miękko Viktor. — Pokażę ci kilka nowych rodzajów miłości, a ty potem będziesz się zastanawiać nad tym wszystkim. A może samo ci się nasunie, od kogo tak właściwie pragniesz prawdy...

***

Świt zastał ich mokrych, zmęczonych i zadowolonych. Słabe promienie słońca oświetlały wygodny pokój, rozpraszając ciemność, która skrywała niedbale rzucone na ziemię jeden komplet ubrań, jedne kąpielówki i jeden ręcznik. W końcu dotarły do jasnej skóry pleców, poznaczonych znikającymi już zadrapaniami.

Yuuri przeciągnął się leniwie i przekręcił z boku na plecy. Spojrzał na leżącego obok siebie mężczyznę. Viktor spoczywał na brzuchu, obejmując ramieniem poduszkę, a drugą rękę mając wyciągniętą obok. Srebrne włosy przylegały do czoła, a zazwyczaj porcelanowa cera była zarumieniona. Chociaż powieki były opuszczone, Yuuri dobrze widział drżenie długich rzęs. Zło nie mogło spać. Viktor był pozbawiony tej przyjemności. Ale ruch gałek ocznych pod powiekami świadczył o tym, że mężczyzna albo zwiedzał czyjeś sny, albo zapadł w letarg.

Japończyk wyciągnął rękę i ostrożnie odsunął włosy Viktora z jego czoła. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się blado i otworzył oczy.

— Która godzina? — spytał cicho.

— Siódma.

— Ugh. Zaraz poranny trening.

Położył wolną rękę na brzuchu Yuuriego, ślizgając palcami po jego talii.

— Nie chce mi się.

— Bądź odpowiedzialnym trenerem, Viktor — mruknął Yuuri, układając się na boku. — Zaraz wstajemy, ty zamawiasz śniadanie, a ja idę się ogarnąć, żeby jakoś wyglądać. A potem idziemy na lodowisko, ja ćwiczę, a ty dalej jesteś odpowiedzialnym trenerem.

W odpowiedzi Viktor jedynie zmarszczył nos i przyciągnął do siebie Japończyka.

— A może tu potrenujesz? — zaproponował z diabelskim błyskiem w oku, przesuwając dłonią od szyi Yuuriego do jego pośladka, który zaraz ścisnął. — Ja się wszystkim zajmę.

— Nie, Viktor. — Yuuri mimowolnie zadrżał, czując palce Nikiforova, które śmiało sięgały do intymniejszego miejsca. — Musimy się śpieszyć.

Rosjanin z żalem odsunął dłoń, ale zrekompensował to sobie, skradając Japończykowi krótki pocałunek.

***

Kiedy poranny trening zawodników dobiegł końca, cała szóstka zaczęła schodzić z lodu, mokra i zmęczona. Yuuri, wciąż na tafli, obserwował wychodzących rywali, pijąc wodę z bidonu, który podał mu Viktor. Sam trener stał po drugiej stronie bandy, trzymając bluzę Japończyka i chusteczki. Błękitne oczy wpatrywały się w zarumienionego łyżwiarza.

— Koniec treningu — usłyszeli — w takim razie żegnam! — JJ królewsko pomachał reszcie. Jurij parsknął pogardliwie, reszta ledwo zareagowała.

— Co teraz? — spytał Viktor. Kiedy Yuuri dołączył do niego po jego stronie bandy, podał mu osłonki na płozy. — Chyba musisz wypocząć, a ja sobie posiedzę. Z Jurijem.

— Wiem, o co ci chodzi, Viktor — odparł Yuuri tonem pełnym przygany. — I nie. To moja pierwsza wizyta w Barcelonie, więc pozwiedzamy.

— Jako twój trener doradzam porządny odpoczynek.

— Nie zgrywaj mi tu odpowiedzialnego.

— Sam mnie o to prosiłeś rano.

— Bo wiedziałem, że i tak tego nie zrobisz.

Viktor otworzył usta, a potem je zamknął. Wiedział doskonale, że Yuuri miał absolutną rację. Nie umiałby zgrywać odpowiedzialnego trenera na jego życzenie.

— Jak ty mnie dobrze znasz — rzucił rozbawiony. — Ale i tak...

Yuuri uśmiechnął się uroczo, bardzo niewinnie i puścił mu oczko.

— Dobra, zostaw to mnie — powiedział Rosjanin z rezygnacją, a po chwili zadowolony.

Że niby tylko Yuuri ma odnosić nad nim sukcesy?

***

Kilka godzin później Yuuri z jękiem siadał na ławce. Torby Viktora, które pomagał mu nosić, padły do jego stóp.

— Viktor, do diaska, oblecieliśmy wszystkie sklepy po dwa, a nawet TRZY razy... — narzekał.

— Ale ubaw — mówił radośnie Viktor. — Od wieków nie byłem na zakupach! Chociaż wolałbym, żebym euro było ciut słabsze... Och, nie pomyślałem o tym, żeby kupić coś tobie, Yuuri! Chyba...

— NIE, nie chcę ponownych spacerów po tych sklepach! — zaprotestował gorąco Japończyk.

W oczach Viktora pojawiły się ogniki.

— Trzeba kupić ci garnitur! Spalimy tamten, który nosiłeś na konferencji prasowej, co?

Yuuri osłupiał.

— Nie, nie trzeba. Lubię go! Ja... — Próbował dalej protestować, ale Viktor złapał za torby i pogonił go do najbliższego sklepu z garniturami. Bardzo drogiego, gwoli ścisłości.

Przy okazji zapomnieli o jednej z toreb.

Godzinę później Viktor siedział wygodnie na fotelu i obserwował, jak dwie ekspedientki robią małe zamieszanie przy Yuurim. Japończyk był bardzo skrępowany tym, że musiał stać i grzecznie przymierzać kolejne komplety wybierane przez pracownice i Nikiforova. Potem wysłuchiwał kolejnych uwag dotyczących dopasowania koloru materiału do skóry, włosów i oczu.

Gdy jedna z kobiet, wymęczona krytycznymi uwagami Viktora nie mniej, niż sam Yuuri, sięgnęła po ostatni garnitur z całej sterty, Nikiforov klasnął w dłonie. Jego oczy lśniły.

— Przymierz to, Yuuri. SZYBKO.

Japończyk z westchnieniem udał się do przymierzalni. Tam wsunął na siebie garnitur. Kiedy lekko rozciągnął ramiona, był zaskoczony tym, jak wygodny był. Znacznie lepszy od poprzednich. Potem wyszedł.

— Proszę, powiedz, że to koniec, Viktor — wymamrotał.

— To koniec.

Pracownice jednocześnie westchnęły.

— Doskonale — powiedziała jedna z nich.

Yuuri spojrzał na swoje odbicie w lustrze i musiał powiedzieć jedno – nie znał się na modzie, jednak to wyglądało dobrze. Nawet bardzo dobrze. Gładki materiał idealnie układał się na jego ciele. Dobrze skrojone spodnie wydłużały i wysmuklały sylwetkę, a dzięki marynarce jego ramiona nie wyglądały chudo. Jego stary garnitur robił z niego niezbyt foremną postać.

— Bierzemy — zdecydował Viktor, stając za nim. — Będziesz się wspaniale prezentować na konferencjach.

Uśmiechał się jak kot, którego dosłownie sekundy dzieliły od złapania wyjątkowo smakowitej myszy.

***

Nie znaleźli tej torby. Szukali jej przy ławce, na której kilka godzin wcześniej siedział Yuuri. Szukali w okolicy. Nic. Zapomnieli o niej i już nie mieli orzechów. Jednak mieli więcej zakupów, dlatego skierowali swoje kroki do hotelu. W pokoju położyli wszystkie torby pod ścianą. Viktor sięgnął do jednej z nich, w kolorze czarnym. Srebrne logo umieszczone na jednym z boków zamigotało w świetle lampy.

— Podoba mi się — powiedział Yuuri cicho, siadając na łóżku.

Viktor uśmiechnął się tajemniczo, wyciągając z torby garnitur Japończyka.

— Mi też.

— Dziękuję. Nie musiałeś.

— Wyobraziłem sobie, jak go z ciebie zdzieram — odparł beznamiętnie Viktor, wywołując u Katsukiego mocny rumieniec.

— Viktor...

Dziwny świst kazał Yuuriemu zamilknąć. Światło w lampie zamigotało i zgasło. Viktor podniósł głowę. Jego profil w świetle coraz słabszego był wyjątkowo ostry. Oczy zalśniły nieludzkim blaskiem. Intensywny błękit stał się przeszywającym granatem.

Yuuri wiedział, że jego oczy również uległy zmianie. Ciepły brąz stał się bursztynem pełnym światła.

Obaj mężczyźni jednocześnie spojrzeli w stronę okna. Wyczuwali fluidy, które nie powinny były pojawić się na tym świecie. Obaj ruszyli z miejsca. Wyszli na balkon i spojrzeli w niebo. Rozświetlona życiem Barcelona nie pozwalała śmiertelnikom na zobaczenie gwiazd, jednak ich oczy mogły ujrzeć najmniejszą kropkę w ciemnej przestrzeni.

Przez niebo pędziła cienka, złota smuga, emanująca mocą. Ludzie, którzy mieli możliwość spojrzenia wtedy w niebo, dostrzegli krótki błysk, który uznali za spadającą gwiazdę. Jednak Yuuri I Viktor widzieli doskonale, jak leci w stronę ziemi. Jednocześnie rozpostarli skrzydła i wystrzelili w powietrze.

W końcu kamień pamiętający czasy Upadku, który zamierzał spaść na Ziemię, był anomalią. Jeszcze rzadszą od arcydusz.

Kiedy aniołowie dokonali wyboru, to nie Bóg zrzucił ich z Niebios. Sam Lucyfer wbił miecz w ziemię w Raju, tworząc wielki, płonący otwór. Każdy anioł, który zdecydował się do niego dołączyć, przelatywał przez to przejście. Czarny ogień opalał skrzydła, zmieniając czystą biel piór w głęboką czerń. A potem nastąpił Upadek. Aniołowie spadali przez dziewięć dni, a razem z nim resztki sklepienia, które zawierały w sobie energię jasną i ciemną. Materiały zostały porwane przez wiatr i rozsypane po kosmosie, podczas gdy dawne dzieci Boga pędziły wprost do swojego celu – Piekła.

Bardzo rzadko zdarzało się, aby kamień, który kiedyś był częścią Niebios, zawędrował w pobliże Ziemi. Jednak każdy taki materiał był niezwykle cenny i nie zostawiano go na pastwę ludzi. Niektórzy uważali, że może on doprowadzić demona do jego pierwszego domu. Inni mówili, że zwiększa on potęgę tego, kto go znajdzie.

Yuuri i Viktor od razu wiedzieli, że to właśnie ten kamień emanuje tymi fluidami, dlatego bez wahania ruszyli za nim. I byli przygotowani na dłuższy „pościg", jako że skarb nie zamierzał od razu lądować.

— Wracaj do Barcelony, Yuuri — warknął Viktor. — Zawody.

— Chyba oszalałeś. — Japończyk przyśpieszył. To samo zrobił Nikiforov.

Obaj jednocześnie obniżyli swój lot.

— To są, kurwa, jakieś żarty — warknął pod nosem Viktor. Wyglądał, jakby było mu niedobrze. Jego twarz zrobiła się nienaturalnie blada i było to doskonale widoczne w pomarańczowym świetle znikającego za horyzontem słońca. — Akurat tam leci?

Na twarzy Yuuriego pojawił się niekontrolowany uśmiech. Czuł aurę ciepła, przypominającą mu... dom. Jego dom, którym nie była Ziemia.

Kamień wylądował gładko na miękkiej trawie. Dookoła niego pojawiła się słaba, ciepła poświata topiąca śnieg. Źdźbła o soczyście zielonym kolorze otoczyły go, otulając czule.

Stopy Viktora i Yuuriego również znalazły dobre miejsce do lądowania na trawie. Niedaleko kamienia. I obok miejscowości Garabandal, miejsca objawień.

Obaj mężczyźni patrzyli na siebie groźnie.

— Ja pierwszy go wyczułem — warknął Viktor.

— Ale ja pierwszy ruszyłem w pościg — odparł ostro Yuuri.

Żaden nie zamierzał ustąpić.

— Nie pozwolę ci go zabrać — poinformował przeciwnika Katsuki. — To jest część Niebios. Sprofanujesz go, tak jak to robili twoi bracia.

— To byli również twoi bracia — wytknął mu Nikiforov. W połyskujących oczach Japończyka pojawił się szczery żal.

— Byli.

Jednocześnie rzucili się w kierunku kamienia. Viktor dodatkowo wyciągnął rękę, próbując zatrzymać Yuuriego. Japończyk z łatwością złapał Rosjanina i próbował nim rzucić. Skończyło się na tym, że obaj przeturlali się po trawie. Viktor przyłożył Yuuriemu prosto w nos. Ten nie był mu dłuższy, zaraz po tym wymierzając silnego kopniaka w jego brzuch. Obaj wylądowali po dwóch stronach kamienia. Był na wyciągnięcie ich rąk.

Słońce zaszło, otulając ich szarością. Yuuri spojrzał na Viktora, ocierając krwawiący nos rękawem. Nikiforov masował brzuch, ale nie odrywał od chłopaka wzroku.

— Razem? — zapytał Katsuki. W odpowiedzi uzyskał krótkie skinięcie srebrnowłosej głowy.

Jednocześnie wyciągnęli ręce i złapali za kamień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top