• ostatnia chwila erosa


Szóste miejsce: Yuuri Katsuki, Japonia

Piąte miejsce: Phichit Chulanont, Tajlandia

Czwarte miejsce: Jurij Plisetsky, Rosja

Trzecie miejsce: Christophe Giacometti, Szwajcaria

Drugie miejsce: Otabek Altin, Kazachstan

Pierwsze miejsce: JJ Leroy, Kanada

Jechał pierwszy. Po rozgrzewce pozostali zawodnicy opuścili lód.

Yuuri odetchnął głęboko. Czuł na sobie uważne spojrzenie Viktora.

— Yuuri — usłyszał. Podniósł wzrok na trenera i wyciągnął rękę. Ich obrączki delikatnie stuknęły o siebie, kiedy ścisnęli sobie dłonie. Nikt poza nimi nie widział delikatnego blasku, jakim na moment rozjarzyła się biżuteria.

Potem, ku jego zdziwieniu, Viktor pochylił głowę i pocałował jego obrączkę.

— Trener całuje ich obrączki jako modlitwę o zwycięstwo — relacjonował komentator, równie zadowolony, co wiwatujący na widowni ludzie.

Viktor i Yuuri wymienili spojrzenia. Mówiły one więcej niż słowa.

Pamiętaj o wczoraj.

— Ruszam — powiedział Japończyk, uśmiechając się lekko. Kiedy Viktor skinął głową, odjechał od bandy i skierował się na środek lodowiska.

— Yuuri Katsuki z Japonii, lat 23 — dobiegały go słowa komentatora. — Jest witany gromkimi oklaskami. W zeszłym roku wylądował na ostatnim miejscu w Finałach. Teraz rozpoczyna swój program krótki.

Yuuri i Viktor, jak w zmowie, jednocześnie unieśli dłonie z obrączkami do ust.

Wy wszyscy, którzy stoicie po stronie Viktora, myślał Yuuri. Obserwujcie mnie. Zobaczcie to, że nie dam wam zwyciężyć.

Nie mógł przegrać w walce o arcyduszę, więc nie mógł przegrać w Finałach. Zbyt wiele osób liczyło na jego triumf. Mari i Minako, które siedziały między ludźmi, trzymając transparenty z jego imieniem. Rodzice, którzy zawsze trzymali za niego kciuki. Yuuko, jego pierwsza mentorka, z rodziną. Minami, jego fan i godny następca.

I Viktor. Ten występ, Eros, był przeznaczony dla niego. Prawda? Motyw wybrany przez samego trenera. Choreografia ułożona przez niego. Ostatni raz, kiedy Yuuri może to zatańczyć.

Usłyszał pierwsze takty Erosa. Jego dłonie pomknęły wzdłuż ciała, a następnie dookoła głowy.

Jego wzrok pomknął do stojącego nieruchomo Viktora.

Wiesz, że tańczę dla ciebie.

Wiem, usłyszał w swoim umyśle. Tańcz. Ten ostatni raz.

— Zmienił kombinację skoków, prawda? — rozmawiali komentatorzy.

— Tak, po Rostelecomie zmienił na wyżej punktowane.

Wciąż za mało punktów, myślał Yuuri. Wciąż mniej od JJa.


*kilka dni wcześniej, Hasetsu*

— Viktor...

— Nawet na treningu nie wylądowałeś go czysto — westchnął Rosjanin. — Poczwórny Flip w krótkim... hmm.

Zacięta mina Yuuriego była niemalże jak odpowiedź.

— Mam jeszcze kilka dni. Popracuję nad tym — powiedział z naciskiem. — Zobaczysz. Odkrycie, jak daleko mogę posunąć się, aby zwyciężyć, motywuje mnie do walki. Nie chcesz widzieć na zawodach, jak go ląduję, dostając dodatkowe punkty, Viktor? Nie mów, że nie...

— Chcę, jakbym miał nie chcieć?! — Viktor był podekscytowany jak dzieciak. Rzucił się na szyję Yuuriego, który ledwo zdążył go złapać. Z gardła Japończyka wyrwał się śmiech.

Był pierwszy dzień grudnia. Ich wspólne urodziny. Pierwsze, które obchodzili razem. Chociaż rodzina Yuuriego zadbała o obu mężczyzn tak samo, to nie tamte chwile spędzone z innymi były dla nich świętem. To nocne godziny, które spędzili, lecąc nad oceanem, beztrosko, śmiejąc się głośno, dzieląc swoje jestestwo pomiędzy wysłannika i człowieka, były dla nich uczczeniem rocznicy narodzin.

Tamten moment był niezwykle osobliwy i na zawsze pozostał w ich pamięci. Dwóch mężczyzn. Pozornie wrogów, jednak wtedy... sprzymierzeńców. Odsunęli na bok główną misję. Skorzystali z tego, że żyją, że są częściowo ludźmi. I dali tej „zwyczajnej, ludzkiej" części siebie działać. Cieszyli się z momentu bliskości bez poczucia, że to, co robią, było niewłaściwe. Bo wtedy nie było. Nie dla nich.

***

Emocje płyną przez ciało, docierają do stóp i uwalniają się!

— A po kombinacjach długo oczekiwany Flip! — wołał komentator.

Yuuri, rozpędzony i całkowicie zatopiony w muzyce, skupił się.

Jeden najazd.

Skok.

Podparł go ręką, cholera.

— Jego piruety mają wartość 4.

Odsunął od siebie myśli o niepowodzeniu. Wykonywał wszystkie ruchy instynktownie, tak, jak planował. Na lodzie był Erosem, nie mógł pokazać nikomu tego Yuuriego, nieśmiałego i ukrytego pod połyskliwym, czarnym strojem.

Gromkie oklaski i okrzyki pozwoliły mu odetchnąć. Dopiero wtedy, kiedy uświadomił sobie, że właśnie zakończył Erosa, poczuł zmęczenie. Padł na kolana, dysząc ciężko.

Koniec tej części.

Opadł na lód, opierając czoło o zimną taflę. Podparty skok. Podparł. Punkty... musiał trzymać kciuki za to, żeby inne komponenty oceniono łaskawie.

Zszedł z lodu i niemalże od razu poczuł owijające się wokół niego ramię Viktora.

— Chodź, ubierzesz kurtkę i posłuchamy, jakie masz wyniki. — Głos trenera był łagodny.

Czy był rozczarowany jego występem?

Obserwował go, ubierając kurtkę. Niebieskie oczy były skierowane na lód. Znajdowało się w nich coś marzycielskiego. Może wcale nie myślał o jego występie?

W kiss & cry trzymał bidon z napojem drżącymi rękami. Łokcie opierał na udach, głowę pochylił.

— A teraz ogłoszenie wyników Yuuriego Katsukiego...

Viktor złapał go za ramię i podniósł nieco do góry.

— Jego nota to 97.83. — Obaj mężczyźni otworzyli szerzej oczy. — Nie przekroczył stu punktów, jednak to wysoki wynik.

Yuuri westchnął cicho. Było dobrze. Skierował wzrok na lód, gdzie właśnie znajdował się Phichit, w czerwono-złotym stroju i z szerokim uśmiechem na twarzy.

Czuł na sobie to zagadkowe spojrzenie Viktora. Jednak jego uwagę zaprzątał układ przyjaciela.

Od momentu poznania Phichita był wręcz zauroczony radością życia, jaka wręcz kipiała z chłopaka. Przypomniało mu się Detroit, gdzie Taj, siedząc obok niego na łóżku z kilkoma chomikami na swoim ciele, z błyskiem w oku opowiadał mu o swoich planach i marzeniach.

Mówił o tym, jak bardzo chciałby wystąpić do muzyki z „Króla i Łyżwiarza". Mówił z wyjątkową pewnością, że wystąpi w oficjalnych zawodach. A teraz to robił, tańczył do utworu „Shall We Skate?", tak bardzo szczęśliwy. Bo nie chodziło mu o pokonanie przeciwników, ale zaprezentowanie własnej miłości do łyżwiarstwa. Nie czuł presji szkolenia się w coraz bardziej skomplikowanych figurach. Nie potrzebował umieć od razu wszystkich poczwórnych skoków. Pokazywał siebie, dumę ze swojego pochodzenia, swoich osiągnięć. Jego szczęście i entuzjazm udzieliły się widzom, którzy klaskali w rytm piosenki.

— Bezbłędny występ Phichita Chulanonta! — krzyczał komentator, kiedy Taj zakończył swój taniec. — Wygląda na to, że po nim zalała go masa emocji, oho!

W rzeczy samej, chłopak ukrył twarz w dłoniach, aby nie pokazywać nikomu łez w swoich oczach. Był szczęśliwy, bardzo szczęśliwy. Yuuri uśmiechał się, widząc to.

Phichit był jedną z najpiękniejszych i najczystszych dusz na świecie.

Brawo, przyjacielu, pomyślał z dumą. Doskonały od początku do końca.

Ktoś z całej siły kopnął w ławkę, na której siedział z Viktorem. Spadli na ziemię.

— Oi, debile — warknął Jurij, stojąc nad nimi w anielskim stroju. W tamtym momencie zdecydowanie nie był personifikacją Agape, z grymasem na twarzy i zaciśniętymi pięściami. — Długo będziecie tu siedzieć?

Rzeczywiście, zagapili się i zostali w kiss & cry.

— Davai, Jurio — powiedział szybko. Viktor skinął potwierdzająco głową.

Nastolatek prychnął i odszedł od nich. Nadeszła jego kolej. Viktor i Yuuri prędko usunęli się z ławki, widząc nadchodzących Phichita i Celestino. Kiedy kierowali się w stronę wyjścia z hali, na górze trybun widzieli Mari i Minako, trzymające flagę Rosji oraz wielki plakat z napisem „Jurio", okraszonym serduszkami.

Błagam, niech Jurij tego na razie nie widzi, pomyślał mimowolnie Yuuri.

Kiedy weszli „za scenę", skierował się do dużego telewizora.

— Jurij Plisetsky — zaczął komentator tuż przed tym, jak muzyka zaczęła grać — reprezentant Rosji, zatańczy do „Jedynej miłości: Agape". Po Rostelecomie powiedział nam, że zjadła go trema i nie pojechał na miarę swoich możliwości. A teraz... pierwszy skok!

— Yuuri Katsuki! — Japończyk usłyszał wołanie reporterów. Odwracali jego uwagę od występu Jurija, a niech ich. Z grzecznym uśmiechem odwrócił się do nich. Bez Viktora.

Zniknął.

Z westchnieniem odpowiedział na kilka pytań reporterów, a następnie przeprosił ich i udał się w stronę hali. Już na ekranie widział wszystkie utrudnienia, jakim Jurij dawał bez problemu radę. Wiedział, że Viktor obserwował to na własne oczy z trybun.

— Wykonuje trudne elementy z niebywałą lekkością — słyszał z głośników. — Ten młody łyżwiarz ewoluuje w zawrotnym tempie!

Oczywiście, że tak, pomyślał. Brakowało mu jedynie doświadczenia. Jednak jego talent był czymś. Prawdziwym diamentem, starannie szlifowanym przez wszystko, co go otaczało.

Motywem jego programu krótkiego było Agape. Czysta miłość. A ten chłopak, który przez kilka lat swojego życia nie zaznał jej zbyt wiele, potrafił ją ukazać na lodzie. Yuuri pamiętał, jak nastolatek lakonicznie opowiada mu o swojej przeszłości.

Opieka Yakova i Lilii, pomoc Viktora, Mili, Georgija, kontakt z Yuuko, Yuurim, Otabkiem... wszyscy o niego dbali, przekazując mu wszystko, co mogli.

Pogrążony w myślach nie zauważył, że dotarł już do szczytu schodów. Jak się spodziewał, przy nich, obserwując lód z małego balkoniku, stał Viktor. Ramiona, okryte szarym, jedwabnym garniturem, delikatnie drżały.

— Viktor? — zapytał ostrożnie. Mężczyzna znieruchomiał. Po chwili odwrócił się z pogodnym uśmiechem.

— O, też stwierdziłeś, że lepiej stąd widać? — spytał. — Chodź, ogłaszają wyniki.

Japończyk stanął obok trenera, zerkając na niego kątem oka.

— Jurij Plisetsky pobił rekord Viktora Nikiforova! 118.56 punktów! — usłyszeli. Wszyscy ludzie zaczęli głośno krzyczeć I bić brawo.

Widzieli, jak nastolatek skacze z radości na Yakova, a ten podnosi go do góry, uśmiechając się szeroko. Sama Lilia była rozpromieniona, choć wciąż dystyngowana. Klaskała szczęśliwa, wciąż wyprostowana.

— Zaraz kolej Chrisa — odezwał się Viktor. Jego twarz nie zdradzała niczego. — Usiądźmy gdzieś.

Yuuri bez słowa sprzeciwu poszedł za nim. W końcu zobaczyli znajome twarze. Włoskie rodzeństwo i towarzysz z Czech. Kiedy zajęli miejsca gdzieś na górze, mogli wygodnie obserwować Szwajcara w swoim dopasowanym stroju. Wokół niego unosiła się aura pewności siebie.

Zmienił atmosferę o sto osiemdziesiąt stopni. Z agape prosto w seksapil.

— Giacometti co roku awansuje do Finałów, jednak ani razu nie zdobył złota. Jak teraz czuje się jego odwieczny rywal, Viktor Nikiforov, patrząc na niego z widowni?

Chyba dobrze, pomyślał z ironią Yuuri. Doskonale widział dziwny uśmiech Viktora. Rosjanin opierał brodę o dłoń z obrączką, lśniącą w świetle lamp.

— Co? — zapytał Yuuri.

— Hmm? — Viktor skierował na niego wzrok.

— Dlaczego się uśmiechasz?

— Nie widzisz? — Nikiforov pokazał na tańczącego Chrisa. — Aura wokół niego.

— Wiem.

— Ktoś przyjechał do mojego małego Chrisa. Ktoś bardzo kochany — nucił Viktor.

— Owszem. Jest zakochany. Daj mu spokój.

Viktor westchnął rozczarowany i zaczął bić brawo, kiedy zostały ogłoszone wyniki Chrisa.

Wyprzedził Yuuriego. Szlag.

— Będzie dobrze — powiedział spokojnie Viktor. — Tylko... rany, Juraśka, nie wpychaj tak nóg między ludzi!

Jurij, który właśnie zajął miejsce za nimi i położył stopy między głowami Yuuriego i Sali Crispino, olał go kompletnie.

— Davai! — krzyknął zamiast tego.

Oczy Viktora rozszerzyły się, kiedy Otabek Altin, przygotowujący się do występu, uniósł kciuk.

A więc tu cię mam, ucieszył się Yuuri. O tym nie wiedziałeś?

— Altin to czarny koń tegorocznych zawodów — dobiegało z głośnika. — Powiedział, że chce przywieźć złoto do swojego kraju.

Rzeczywiście, Otabek był takim czarnym koniem. W przeciwieństwie do większości zawodników w tegorocznym Grand Prix, nie miał naturalnego talentu do jazdy na łyżwach. On miał jako oparcie lata ciężkiej pracy, wyrzeczeń I wytrwałości. To sprawiało, że jego ruchy, perfekcjonizm, a do tego opanowanie wywoływały podziw.

Yuuri kątem oka widział, jak w trakcie jazdy Otabka Jurij kilka razy prawie podrywał się z krzesła. Zwłaszcza przy trudniejszych skokach. Na twarzy Rosjanina najpierw pojawiało się zaskoczenie, a potem zadowolony uśmiech. Było oczywiste, co chodziło mu po głowie. Złoto dla Jurija i srebro dla Otabka.

Skoki Kazacha były bezbłędne. A jego determinacja stała się jego znakiem rozpoznawczym.

— Kolejny wynik wyższy od twojego — usłyszał kpiący ton Jurija. Yuuri z wysiłkiem przełknął ślinę. — O kurwa, JJ wychodzi. Ja też. Spadam stąd zaraz.

Już po kilku minutach usłyszeli pierwsze nuty piosenki napisanej specjalnie dla Kanadyjczyka. Jurij zaczął udawać, że wymiotuje, wywołując cichy śmiech u reszty towarzystwa.

— O Jezu — powiedział nagle Plisetsky, obserwując jazdę JJa. — O Jezu, tak!

Coś złego działo się z królem JJem. Popsute skoki. Zrujnowana kombinacja.

Jurij uśmiechał się złośliwie. Reszta patrzyła na to z szokiem.

Przypomina mnie z zeszłego roku, pomyślał ze smutkiem Yuuri, kiedy JJ skoczył tylko pojedynczego Lutza. Nie, to coś innego... nie dał się pokonać. Nikt nie może drwić z podjętego przez niego wyzwania.

— Najgorsza nota za jego występ jak dotychczas...

Jurij parsknął cichym śmiechem.

Na telebimie widzieli smutnych rodziców Kanadyjczyka i jego samego, z opuszczoną głową. Byli przybici. Presja Finałów dotkliwie uderzyła łyżwiarza I jego fanów. Nagle z boku ktoś zaczął krzyczeć.

— JJ! JJ! JJ! — Isabella, narzeczona Kanadyjczyka, krzyczała ze wszystkich sił imię chłopaka, klaszcząc. Widzowie, do tej pory tylko szemrzący, dołączyli do niej. Po chwili cała hala rozbrzmiewała od wołań imienia JJa.

— Morda! Morda! — krzyczał Jurij, zatykając sobie uszy. — FUJ! — Jego buzia zmarszczyła się, kiedy JJ, z twarzą niemalże rozświetloną nową nadzieją, układał palce w swój firmowy znak.

***

Yuuri z rozbawionym uśmiechem przeglądał zdjęcia na wszystkich serwisach społecznościowych.

— Minako pije w barze razem z Celestino — powiedział. Viktor, suszący włosy ręcznikiem, parsknął cicho.

— Lepiej im się nie wciskać między wódkę a zakąskę.

Japończyk odłożył telefon i przybrał poważną minę.

— Chyba czas porozmawiać, Viktor.

Rosjanin uniósł brew, składając ręcznik.

— O czym?

Yuuri przełknął ślinę. Ale musiał to powiedzieć.

Musiał być szczery ze wszystkimi. A zwłaszcza sobą.

To nie mogło dłużej trwać. Relacja, w jakiej znajdował się razem z Viktorem, wiodła ich do zniszczenia. Poza przyjemnością nie mieli z niej niczego poza szansą na upodlenie. Ich ludzkie części miały się ku sobie, jednak wciąż byli przeciwnikami. Jedno nemezis nie mogło być połączone z drugim. Konflikt między aniołem i demonem zniszczyłby ludzi. Zniszczyłby prawdziwego Yuuriego i prawdziwego Viktora. Nie mogli dłużej karmić się bajkami, że będą przy sobie jako trener i zawodnik. Nie mogli dłużej kłamać, że będą się wzajemnie wspierać.

Wszystkie te myśli przesyłał telepatycznie do swojego nemezis.

— Zakończmy to po finale — wyszeptał z wysiłkiem.

Viktor zacisnął zęby. Widocznie doszedł do tych samych wniosków, jednak nie chciał ich do siebie dopuścić.

— Dziękuję za wszystko, Viktor — powiedział cicho Yuuri. — Nauczyłeś mnie wielu rzeczy. Ale obaj straciliśmy z oczu swój cel. I ty, i ja. Skupiliśmy się na zawodach, a nie na tym, co powinniśmy zrobić. Zakończmy to po Finale. Niech wtedy wszystko się rozstrzygnie.

Atmosfera w pokoju zgęstniała. Japończyk podniósł wzrok na swojego nemezis. Niebieskie oczy Viktora pociemniały. Usta były zaciśnięte w wąską linię. Pięści ściśnięte tak mocno, że kłykcie prawie przebijały skórę.

— Czyli chcesz, aby Jurij dokonał wyboru po Grand Prix — stwierdził.

— Tak.

Zapanowała cisza. Brązowe oczy mierzyły się z niebieskimi.

Nagle Viktor rozluźnił się. Odrzucił głowę do tyłu, a srebrna grzywka odsłoniła jego czoło.

— Dobra — powiedział nonszalancko. — Niech ci będzie.

Yuuri zamrugał, zdezorientowany nagłą zmianą nastroju Rosjanina.

— Co?

— Jutro wieczorem Jurij dokona wyboru. To będzie ostateczny koniec wszystkiego.

Viktor wstał i zrzucił z siebie szlafrok. Nieskrępowany nagością, przeszedł do walizki. Wciągnął na siebie bieliznę, spodnie i buty. Nie kłopocząc się zakładaniem koszulki, skierował się na balkon.

— Co robisz, Viktor? — spytał ostrożnie Yuuri.

— Lecę się podładować — odparł beztrosko Viktor. — Krwią.

Nie odzywając się więcej, wyszedł na balkon, wskoczył na poręcz i pozwolił, aby z jego umięśnionych, prostych pleców wyłoniły się majestatyczne, czarne skrzydła. Mężczyzna obrócił się jeszcze do Yuuriego.

— Lepiej nie śpij za dużo, bo będę zwiedzać. — Jego głos był lodowaty. Nagły ruch skrzydeł sprawił, że Rosjanin wzbił się w powietrze. Po kilku chwilach zniknął.

Zdenerwowany Yuuri wrócił do pokoju i starannie zamknął drzwi na balkon. Dopiero teraz zorientował się, że przez cały czas oddychał ciężko, a jego dłonie dygotały.

Dlaczego to było tak trudne?

Padł na łóżko. Czuł się wyczerpany z wszelkich sił.

A kiedy ktoś zaczął nagle walić pięściami w drzwi do pokoju, okazało się, że to nie koniec jego problemów.

— Jurij? — spytał zaskoczony, widząc za drzwiami zdyszanego, czerwonego na twarzy nastolatka.

— Nie powinienem był tego robić — powiedział bliski załamania chłopak. Jego oczy były przekrwione. Po policzku toczyła się jedna, czerwona łza. — Nie powinienem był...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top