• on

Heh, komuś się to jednak podoba, jak miło :D wiecie, ja nic nie sugeruję, ale lubię czytać wszelakie komentarze... *niewinny uśmiech*

Panowie mają już po dwadzieścia pięć lat, what have I done? XDD


*siedemnaście lat później*

Dwudziestopięcioletni Katsuki Yuuri siedział po turecku na podłodze w niedużej garderobie. Owinął się dokładnie starą i ciepłą kurtką, ponieważ przez zapach środków czyszczących unoszący się w powietrzu musiał otworzyć na oścież nieduże okno. Starannie czyścił swoje łyżwy, nucąc coś pod nosem. 

— Dalej tu siedzisz? — usłyszał. — Potrzebna pomoc. Tata i mama ledwo wyrabiają.

Yuuri podniósł głowę w górę i napotkał spojrzenie swojej siostry, Mari. Kobieta niedawno obchodziła trzydzieste drugie urodziny. I wciąż była sama, bez nikogo. Tak jak i on. Jednak różnica między nimi była taka, że Yuuri nie znalazł osoby, na której widok serce biłoby mu szybciej, a Mari miała ciężki charakter.

— Sekundka, już idę — odpowiedział i odłożył szmatkę na starą tackę obok środka do czyszczenia. Potem wstał i odłożył łyżwy, czyste i zadbane, na półkę. Mari wyszła z garderoby, a on popędził za nią. 

W Yutopii szalały tłumy. Rzadko kiedy zdarzało się, by to miejsce odwiedziło tyle osób. Jednak nie każde gorące źródła w Hasetsu miały "pracownika", jakim był zdobywca złotego medalu w Grand Prix. Yuuri zdobył go dwa lata wcześniej, ale to szczegół.

Okoliczności zdobycia tego medalu były dość... dziwne. Chłopak trenował całymi dniami, by wypaść jak najlepiej i pokonać dwóch Rosjan, Jurija Plisetskiego i Viktora Nikiforova. Jednak pewnego dnia okazało się, że starszy z nich (i jednocześnie rówieśnik Katsukiego) tajemniczo zniknął na rok. Za to wtedy piętnastoletni Plisetsky ciężko zachorował i nie był w stanie wystąpić. Krążyły plotki, że wściekły nastolatek prawie zdemolował szpital. Japońskiemu Yuuriemu zostali do pokonania JJ Leroy, Christophe Giacometti i kilku innych łyżwiarzy. Nie było to dla niego łatwe, ale się udało. Dumny z medalu ukrył rozżalenie, jakie wywołał fakt, że nie spotkał Nikiforova.  

— Yuuri, kochanie! — krzyknęła jego matka. — Mógłbyś tu podejść?

Chłopak posłuszny matce w sekundę stanął obok niej i w ostatniej chwili złapał dużą kupę świeżo wypranych i wysuszonych ręczników, które mu rzuciła. Nie musiała mówić więcej, wiedział doskonale, co ma z nimi zrobić. Poszedł prędko do dużej przebieralni i rozejrzał się w poszukiwaniu szafek, wokół których nie było ludzi. Byli WSZĘDZIE. Rozgadani, bardzo serdeczni wobec niego, niektórzy chyba nieco zbyt upici. Westchnął ciężko i rozdał ręczniki osobom, które ich szukały, przy okazji zgadzając się na kilka zdjęć, a resztę położył na półce i zniknął szybko, przeciskając się między półnagimi klientami źródeł. Pogratulował sobie w duchu, że się nie obijał, a cały czas pracował i ćwiczył, dzięki czemu wciąż był szczupły.

Dość, dość, chcę już do pokoju, przemknęło mu przez głowę. Ostrożnie skierował się w stronę schodów, ale drogę nagle zastąpiła mu szczupła kobieta. 

— P-p-profesor Minako! — Chłopak wrzasnął i złapał się za serce.

— Co to za ucieczka? — spytała groźnie Minako. — Viktor Nikiforov nie ucieka przed fanami, kiedy ci starają się nawiązać z nim kontakt. Dba o nich. Mógłbyś brać przykład z idola.

Złapany Yuuri zamknął oczy, czując pieczenie na policzkach na samą myśl o idolu. Poczuł pstryknięcie w nos. Minako zawsze miała twarde paznokcie. Patrzyła na niego groźnie i czekała na odpowiedź.

— Chciałem... mmm... poprawić się, żeby nie wyjść brudny? — bardziej zapytał, niż odpowiedział. Pokazał na sweter, gdzie było kilka małych, niemal niewidocznych plamek. Usłyszał w odpowiedzi psyknięcie. 

— Kłamiesz. Idź na salę do ludzi, jak się przywitasz i porozmawiasz, nic ci nie będzie! Nikt cię nie pogryzie.

Yuuri uniósł poddańczo ręce do góry i pomknął do głównej sali, gdzie ludzie pałaszowali dania gotowane przez ojca chłopaka, omal nie potykając się o własne nogi. Minako szła za nim, żeby upewnić się, że Yuuri wykona jej polecenie. Kiedy Japończyk wszedł do środka, natknął się na dziwnego Europejczyka, który rozpromienił się na jego widok.

— Pan Katsuki! — powiedział rozentuzjazmowany. — Modliłem się, aby pana spotkać! Jak się cieszę!

— On także się cieszy — odparła za niego profesor Minako. — Ten uśmiech mówi sam za siebie! — Złapała Yuuriego za policzki, a on posłusznie się uśmiechnął i uścisnął rękę zachwyconemu fanowi. 

Klientela gorących źródeł należących do rodziny Katsukich była tego dnia bardzo zróżnicowana. Jak i w inne dni. Rodzice Yuuriego z jednej strony błogosławili sławę syna, która sprowadzała nowych, bogatych klientów, jednak przez ruch nie mieli zbyt dużo czasu na odpoczynek. Przez to życie chłopaka nie obfitowało w nudę. Rano biegał, wracał na śniadanie, pomagał w Yutopii, zjadał szybko obiad i jeździł w Ice Castle, pomagając początkującym łyżwiarzom. Potem przegryzał coś na mieście lub w domu zjadał małą kolację, przy okazji robiąc coś w źródłach i miał do wyboru albo ćwiczenia w salonie baletu, albo na lodowisku. Może było to rutyną, ale Yuuriemu nie narzekał na takie życie. Prawie. Wciąż czegoś mu brakowało. Wciąż oczekiwał.

Po zwycięstwie w GP Yuuri zwolnił tempo. Wiedział, że niedługo jego miejsce zajmą młodzi, znacznie lepsi łyżwiarze, którzy będą bili wszystkie rekordy. Sam chciał zająć się swoją rodziną i domem. Trener Celestino miał na niego oko z Detroit. Dzwonił do niego prawie codziennie, widział jego próby na filmikach, a raz na jakiś czas wpadał solidnie z nim popracować. Yuuri był przywiązany do trenera, który czasem przywoził ze sobą Phichita, przyjaciela chłopaka. Katsuki mógł poczuć się niemal tak samo, jak kilka lat wcześniej na wspólnych treningach, kiedy razem robili kółka na lodowisku i pozowali do zdjęć. Jednak Phichit akurat miał nawał zajęć, tak samo ich wspólny trener, dlatego Yuuri nie widział wśród gości żadnej znajomej twarzy. 

— Yuuri, rozejrzyj się, czy nie trzeba zabrać pustych butelek — poinstruowała chłopaka profesor Minako. Jej oczy mówiły "Radzę ci porozmawiać z fanami". Kiwnął głową, starannie ukrywając rozpacz za bladym uśmiechem i skierował się do głównej sali. Podszedł do pierwszego stolika i zagaił nieśmiało rozmowę, zbierając brudne rzeczy. Odniósł je szybko do kuchni i wrócił, a ludzie ze stolika wstali i radośnie robili z nim zdjęcia. 

Dlaczego napastują tak właśnie mnie?, zapytał Yuuri w myślach. Przecież ja nic teraz nie zrobiłem. Owszem, zdobyłem złoty medal, a na dalszych mistrzostwach też sobie dobrze radziłem, jednak jestem znany od niedawna. Nie to, co Viktor Nikiforov, który walczył o wszystko już od dziewiątego roku życia. Albo inni łyżwiarze z większymi sukcesami niż ja, którzy mieszkali w większych miastach i można było ich spotkać wszędzie.

— Yuuri! — usłyszał krzyk. Chyba powinienem zmienić imię, pomyślał smętnie. Ten pisk matki niedługo będzie go prześladował we śnie. — Pomożesz z zamykaniem? Już późno.

Yuuri nagle uświadomił sobie, że nie ćwiczył dziś jazdy, tylko siedział cały dzień w Yutopii. Lodowisko było zamknięte, ponieważ coś się działo na sali i trwał mały remont. Jedyne, co zrobił z łyżwami, to wyczyścił je i naostrzył. Hmm. W takim razie czeka go dziś trening pod okiem profesor Minako. 

Chłopak skierował swoje kroki do stolików, gdzie ludzie wciąż siedzieli i grzecznie poinformował, że za chwilę zamykają. Towarzystwo niechętnie zaczęło się zbierać. Inni goście także. Mari wygoniła maruderów ze źródeł. Yuuri odprowadził ich do drzwi, powiedział standardową formułkę "Dziękujemy za odwiedziny, zapraszamy ponownie", a kiedy wszystko opustoszało, klapnął na podłogę z głośnym westchnieniem.

— Nie umieraj — zażartowała sobie jego mama.

— A chciałem. — Posłał jej zmęczony uśmiech. — Już wstaję i sprzątam.

Po skończonym sprzątaniu poszedł szybko się umyć. Wyszorowany, czystej piżamie wrócił do pokoju i wskoczył do łóżka. Wziął jeszcze do ręki telefon i sprawdził powiadomienia. Uśmiechnął się na widok zdjęć Phichita. Dziesięć nowych, na lodowisku. Tajlandczyk uśmiechał się szeroko, pozując z grupką łyżwiarzy, samotnie, z trenerem, z butelką wody... nic dziwnego i niepokojącego. Yuuri odłożył telefon na szafkę i zakopał się w pościeli. Czuł w żołądku dziwny ucisk. Jakby coś miało się stać.

***

— Yuuri! — jakaś wiedźma wrzasnęła nad jego uchem. Podskoczył, prawie uderzając ją głową. — Nie uwierzysz, jak zejdziesz na dół. Biegnij, zostaniesz sługą swojego pana.

Chłopak spojrzał rozespany na Mari. Jaki sługa? Jaki pan? Ledwo kontaktował, dodatkowo w jego uchu dzwoniło od wrzasku kobiety. Co, jak, gdzie? Kiedy siostra machnęła ręką i wyszła z pokoju, zwlókł się z łóżka. Na telefonie zobaczył, że była dopiero siódma rano. Prychnął gniewnie i wyjrzał przez okno. Z ust wyrwało mu się ciche przekleństwo. Śnieg. We wrześniu? No oczywiście, kumulacja pecha. Przez zimno będzie mniej klientów, bo braknie miejsca przez tych, którzy będą się moczyć w ciepłej wodzie przez cały dzień. No i trzeba odśnieżyć. Mari mogła mu to powiedzieć od razu, zamiast chrzanić jakieś głupoty. 

Ubrał bluzę i skarpetki, wsunął na nos okulary, po czym wyjrzał przez okno jeszcze raz, oceniając ilość śniegu. Zobaczył, jak obok bramy wjazdowej zatrzymuje się taksówka. Klienci już o tej porze. Świetnie. Patrzył, jak wysoki, szczupły mężczyzna o jasnych włosach wysiada z pojazdu i się przeciąga. Był dziwnie znajomy. Yuuri zamarł. Znał te jasne włosy. A ciemny kształt, który wyskoczył z taksówki i stanął obok mężczyzny... był prawie taki sam, jak jego Vicchan, który umarł rok temu. Patrzył oszołomiony, jak mężczyzna z psem kierują się w stronę wejścia, a ktoś bierze walizki. Chłopak usiadł ciężko na łóżku. 

Boże Przenajświętszy. Jego żołądek wykonywał dziwne salta. Takie uczucie miał jedynie pierwszego grudnia. W swoje urodziny. I w dzień urodzin swojego nemezis. Czy to...? To on?

Po kilku minutach doszedł do wniosku, że powinien prędko zejść na dół. Jednak jego "prędko" wyglądało tak, że powolutku wyszedł z pokoju i w tym samym tempie skierował się na dół. Rozejrzał się. Było pusto. Gościa nie było. Rzucił okiem w stronę wejścia do pokoju, gdzie były pamiątki po Vicchanie i prawie dostał zawału. Przed drzwiami siedział wygodnie duży pudel. Na widok chłopaka zerwał się i skoczył na niego, oblizując go po twarzy. Wyglądał jak bliźniak Vicchana, co skonfundowało Yuuriego. Katsuki pogładził go po szyi i ostrożnie odsunął. Pies usiadł obok niego i walił ogonem o podłogę.

— Yuuri, panu tego psa trzeba ręcznik — usłyszał za sobą głos siostry. Kiedy wstał, rzuciła mu wymieniony przedmiot. — Jest w wodzie, moczy się. Ledwo zobaczył źródła, zrzucił z siebie ubrania i wskoczył do najwygodniejszego.

Yuuri, kierowany głosem, który aż krzyczał w jego głowie poganiając go, pognał do gorących źródeł, mijając rodziców. Biegł slalomem między przeszkodami w postaci stolików, krzeseł i innych mebli, czując wewnętrzny alarm, który szalał w jego głowie. Przebiegł przez jedną salę, drugą, aż w końcu wszedł tam, gdzie były źródła. Znajdowała się tam tylko jedna osoba. Białowłosy mężczyzna, który moczył się w parującej wodzie.

Rozpoznał go od razu.

Viktor Nikiforov, który zdobył sławę już jako dziewięciolatek, wzbudzał w Yuurim dziwne uczucia. Z jednej strony był jego idolem — zdolny, utalentowany, godzien naśladowania, wszystkie jego występy Yuuri widział kilka razy — jednak z drugiej chłopak czuł dziwny, niepokojący ucisk na samą myśl o nim. Nie wiedział, skąd się brał, ale nie był zbyt przyjemny. Mimo tego odczucia Nikiforov natchnął Katsukiego, który karierę rozpoczął w wieku czternastu lat. W ciągu jedenastu lat nie spotkał idola ani razu.

Aż do dziś. I... to spotkanie go nie uszczęśliwiło. 

To on.

Na widok szczupłego Japończyka, który stanął tuż przed nim z szokiem wypisanym na twarzy, Viktor Nikiforov wstał, nie przejmując się nagością. Pogodny uśmiech zniknął z jego przystojnej twarzy. Rozpoznał od razu, kto stał przed nim. Bo nie był to jedynie japoński łyżwiarz. 

Yuuri Katsuki, smukły, przystojny młodzieniec, który patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, był drugą stroną medalu. Yin dla yang. Bielą przeciwko czerni. 

Dobrem przeciwnym złu.

— Nemezis. — Usta Viktora rozciągnęły się w zimnym uśmiechu, a niebieskie oczy rozbłysły nieludzkim, przerażającym blaskiem. — Dwadzieścia pięć lat. W końcu się spotykamy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top