Rozdział VI
Sara nie pozwoliła sobie na zbyt długie odpoczywanie. Wychodziła z założenia, że przecież rany będą się leczyć niezależnie od tego, czy dziewczyna będzie leżeć całymi dniami czy też prowadzić "normalne" życie. Ze względu na swój stan udało się przekonać Kurosakich, ażeby wciąż sypiała w ich klinice. Zwłaszcza, kiedy usłyszeli łzawą historyjkę, a ich serca skruszały, nie mieli co do dziewczyny żadnych "ale".
Sara nieustannie martwiła się o Inoue. Żałowała, że nie potrafiła zmusić się do nocowania u niej. Co prawda ani Orihime ani Sara nie stanowiły w obecnej chwili nieustraszony i niepokonanych wojowniczek, aczkolwiek we dwie ich szanse na odparcie ewentualnych ataków znacząco wzrastały. Kiedy Inoue znajdowała się w szkole, w pobliżu przebywało wystarczająco osób mogących ją chronić, lecz poza nią dziewczyna nie powinna czuć się bezpiecznie.
Tylko właściwie przed czym?
Sara zachodziła w głowę nad znaczeniem swego snu. A im częściej starała się go sobie przypomnieć, tym bardziej mglisty i niejasny się stawał. Jedynie uczucie z nim związane pozostawało takie samo - poczucie niepokoju i niepojęty strach, narastający w przerażenie, uczucie napawające lękiem.
Sara musiała jednak skupić się także na obecnej chwili.
Starała się znaleźć mieszkanie dla siebie. Pieniądze nie stanowiły problemu; na jej koncie w banku znajdowało się ich sporo. Ale skąd? Dziewczyna nie pamiętała, by miała ich tyle. Być może pochodziły też z konta jej "siostry". Kto wie... myślenie nad tym przysparzało jedynie bólu głowy, toteż Sara postanowiła porzucić te pytanie. W końcu i tak nie pozna prawdy, po co więc się nią zadręczać?
Miała szczęście, ponieważ niedawno zwolniło się mieszkanie całkiem nie daleko stąd. Dziewczyna korzystając z wolnej chwili, pognała w jego kierunku, by móc je ocenić i ewentualnie zadecydować o wprowadzeniu się.
Mieszkanie nie było wielkie, lecz wystarczające dla jednej osoby. Cena, jaką proponował właściciel w zasadzie nie stanowiła fortuny. Sara więc zdecydowała się, że musi zaryzykować i je kupić albo chociaż wynająć o ile okaże się to możliwe. I było.
Sara podpisywała właśnie umowę najmu, gdy poczuła ogromną energię duchową. Świat zadrżał, a ona sama zamarła w bezruchu. Mężczyzna stojący naprzeciwko niej, widząc jak dziewczyna w jednej chwili blednie, chwycił za leżąca nieopodal butelkę wody. Nim zdołał podać ją dziewczynie, ta znalazła się na ziemi.
Ta energia... ogromna... niezwykła... przerażająca...
Myślenie było tak trudne, tak bolące. Dziewczyna nie była pełni sił, lecz dopiero teraz zrozumiała, jak wiele brakuje jej do pełnego zdrowia.
Słyszała niewyraźny głos. Czuła w dłoni jakiś ciężar, jakiego przed chwilą nie było. Do jej ust wpłynęła woda.
Jebać to.
W tej chwili istniała jedynie ta energia. Taka potężna. Taka inna. Taka groźna
Czy to ona groziła Orihime? Co z nią?
Sara nie mogła skupić się na tyle, by wyszukać reiatsu przyjaciół. Wierzyła jednak, że Ichigo już pognał w kierunku, z którego dochodziła do niezwykła potęga. Sara postanowiła również tam pobiec. Musiała!
Nie. W czym mogła by pomóc? Jedynie stanowiła by problem Byłaby kolejną osobą, o którą Ichigo musiałby się martwić. Jak jednak Sara miała pozostać w miejscu, wiedząc, a bardziej nie wiedząc, co się dzieje? Pragnęła się rozpłakać. Czy to przez tę moc? Czy przez tę bezsilność?
- ...po karetkę? - zrozumiała w końcu. Spojrzała na mężczyznę, który zadał to pytanie. W jej oczach błyszczało przerażenie, jednak dziewczyna postarała się je ukryć.
- Przepraszam - powiedziała wreszcie. Jej głos brzmiał zadziwiająco naturalnie. - Czy możemy za chwilę wrócić do umowy?
-----
Dopiero po tym jak energia zniknęła, Sara zaczęła dochodzić do siebietego. Bez przerwy martwiła się o przyjaciół. Pragnęła, jak najszybszej dowiedzieć się, co się stało. Wypominała sobie, że nawet pomimo złego samopoczucia powinna ruszyć się z miejsca i chociaż spróbować pomóc. Z drugiej strony, miała świadomość swej bezużyteczności.
Dziewczyna chciała co prędzej odwiedzić Ichigo, jednak po drodze spotkała kogoś, kto jej to odradził. Jej oczom ukazał się blondyn w zielonym kimonie, kapeluszu w pasy i w drewnianych sandałach. Jego wiek zdawał się być zagadką, ponieważ z pewnością nie był tak młody, na jakiego wyglądał i na jakiego się czuł.
- Cudowne spotkanie, Sara-san - powiedział, przecinając jej drogę i zasłaniając się wachlarzem. Jego uśmiech napawał niepokojem. Markował to, co naprawdę czuł ten dziwaczny sklepikarz. Gdy jednak przyjrzał sie się Sarze i dostrzegł jej zmieszanie oraz powagę, dostosował mimikę do sytuacji. - Nie idź teraz do Kurosakiego-san.
- Co mu jest? - Starała się zachować spokój. Jej głos ani jej ciało nie mogło nawet drgąć, nawet jeśli dziewczyna trzęsła się wewnętrznie.
- Walczył - zaczął Urahara Kisuke. Na twarzy mężczyzny pojawiła się zupełnie inna maska - maska ilustrująca zmartwienie, wiarę, podziw, ale przede wszystkim stanowczość i opanowanie. - Wiesz kto to Vasto Lord?
Dziewczyna wstrząsnęła głową. "Wiesz" - podpowiedział głos w jej głowie, lecz ona nie miała pewności czy może mu wierzyć. W końcu skąd miałaby to wiedzieć? "Bo też należysz do Hueco Mundo" - wyjaśnił ten dziwny głos.
Kisuke nie rozumiejąc dziwnego zachowania dziewczyny, przeszedł do tłumaczeń. Dodał też, że to właśnie z takimi potworami mierzył się Ichigo i przegrał. Serce Sary stanęło na moment, jednakże wyczuwając reiatsu Kurosakiego dziewczyna uspokoiła się nieco.
- Ichigo nie przegrywa - powiedziała wreszcie, by przerwać sklepikarzowi. Chciała, by przestał już mówić o tych strasznych chwilach. By zlitował się i pozwolił żyć nadzieją, że ci przeciwnicy wcale nie są tak potężni. Chciała, by Ichigo mógł ich powstrzymać przy następnej okazji. - On... jest teraz w złym stanie. - Brzmiała spokojnie, zwłaszcza, jak na siebie. Lecz co z tego, jeśli sama nie mogła wierzyć własnym słowom? - Lecz uda mu się. Trenuj go... lub ktokolwiek... on potrzebuje pomocy, lecz jeśli ją otrzyma, on nas uratuje.
Sklepikarz uchylił kapelusz na oczy. Sara nie była pewna czy mężczyzna posmutniał na jej odpowiedź czy wręcz przeciwnie.
- Ja też w to wierzę, Sara-san. Ale nie idź do niego teraz. Musi wypocząć.
Miał już iść, gdy niespodziewanie zatrzymała go Sara.
- Trenuj mnie.
Spojrzał na nią pytająco.
- Proszę. - Z trudem powstrzymała łzy i drżące ciało. Kotłowało się w niej zbyt wiele emocji, by mogła sobie od tak się nimi nie przejmować. - Szykuje się coś wielkiego, a więc i ja muszę być gotowa, a na ten moment nawet nie posiadam swych mocy. Proszę... chcę móc pomóc. I nie szkodzić. Nie stanowić ciężaru. Proszę.
Kisuke Spojrzał tak, jakby prośba dziewczyny stanowiła część jego niewypowiedzianego planu. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. Naciągnął kapelusz, schował wachlarz i... zgodził się. Umówili się na trening, a on dodał, że wcale nie będzie łatwo.
I dobrze - przeszło przez umysł Sary. - W prawdziwej walce nie ma skrupułów, taryfy ulgowej, dostosowaniu się do niższego poziomu przeciwnika... tam jesteś tylko ty, przeciwnik i wasza broń. Jesteś zdany na siebie. A ja... nawet nie mam jeszcze mojego zanpaktou.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top