7. Wracasz do mnie?

Eulalia

Całą drogę do domu zastanawiałam się, jak zacząć temat z gotką, żeby wypracować jakiś kompromis, nie kłócąc się przy tym znowu ze sobą. Nie lubię się z nią kłócić i nie dlatego, że znów u niej pomieszkuję i jestem na jej łasce. Mam gdzie spać, jak nie u Seby, to każdy hotel mnie przyjmie. Nie lubię się z nią kłócić, bo Roxy może wygląda na ostrą babkę i jest nią dla uległych mężczyzn, ale tak naprawdę to wrażliwa dziewczyna, o dobrym sercu.

  - Heeej! - krzyczę wchodząc do jej mieszkania.
  - Cześć, Wiewióreczko! Głodna!?
  - Niedawno jadłam lunch, ale czując ten zapach, z łakomstwa nie odmówię. - całuję jej szyję i obserwuję, jak nakłada nam porcję lasagne z bakłażanem, oliwkami i kaparami.
  - Jak w pracy? - spięłam się, bo przypomniało mi się, do czego mogłoby dojść, gdyby nie Konrad.
  - Dzisiaj było całkiem spoko. Za to przez kolejne dwa dni bedziemy mieć zapierdziel, żeby wyrobić się ze wszystkim przed tą delegacją. Niby zostawiamy firmę tylko na dwa dni pod opiekę zastępcy, ale musieliśmy przesunąć z nich spotkania.
  - Rozumiem. - podaje mi talerze, a sama bierze napój i szklanki.
  - A jak u ciebie?
  - Lajcik. Naczelna znów wcześniej wyszła, więc i my długo nie siedziałyśmy. - z uśmiechem zasiadłam do stołu.

Roksana jest sekretarką dyrektorki szkoły podstawowej i bardzo chwali sobie tą pracę. Jedynie czasami narzeka na ból głowy, przez niemiłosierny hałas na przerwach. Kiedyś zadzwoniłam do niej na przerwie, ale nie dało się z nią porozmawiać. Powiedziała, że oddzwoni, jak tylko te powtórki wrócą do klas na lekcję.

  - Odezwał się ten domin? - zapytała tak nagle, że aż z trudem przełknęłam kęs.
  - Nie.
  - To masz problem z głowy. - zmarszczyłam brwi. - Widać poczuł się urażony, gdy zwróciłaś mu uwagę. Ten ostatni raz wyżył się na tobie i sam cię zostawił. - mówi z obojętną miną jedząc swoją porcję, ale w jej głosie było słychać zadowolenie.

Za to mnie kolejny kęs zaczyna puchnąć w buzi. Co jeśli Roksana ma racje i mój pan już się do mnie nie odezwie? Z jednej strony, to nawet lepiej, rzeczywiście mam problem z głowy i nie muszę się tłumaczyć, a z drugiej... mam ochotę krzyczeć ze złości. No nie mogę uwierzyć, że tak mnie potraktował i nie mówiąc nic, zerwał układ.

Na razie odpuszczam sobie rozmowę na ten temat z brunetką. Jeśli ma racje i mój pan się do mnie nie odezwie w przeciągu tygodnia, niepotrzebnie pojawi się między nami spięcie. Będę musiała znaleźć sobie innego...



Leon

Po powrocie od babci, wziąłem relaksującą kąpiel, a potem położyłem się prosto do łóżka licząc na szybki sen, ale on nie nadchodzi. Wiercę się w łóżku z boku na boku i nic. W końcu obróciłem się na plecy i z westchnięciem położyłem przedramię na czole. Jak mam zasnąć, gdy moje myśli wciąż krążą, nie wokół brunetki, która powinna się już do mnie odezwać, a wokół rudej.

Czyżby tata miał rację i Eulalia jest w jakimś stopniu podobna do mamy sprzed lat?

  - Czy to możliwe, tato, że Lula to moja przeznaczona? - szepnąłem. - Ty też miałeś ochotę zakneblować mamie usta, a potem...? - uśmiechnąłem się lekko, nie kończąc zdania.

Raczej nie jestem ciekawy, co wyprawiali moi rodzice. Mogę się domyśleć, że byli idealnie dopasowani do swoich potrzeb, skoro przeszli tyle, by być razem i to bardzo szczęśliwi.

U mnie problem polega na tym, że ja... nie wyobrażam sobie życia... tylko z rudą. Nie wiem, czy będzie ona tak do mnie dopasowana, jak brunetka. Mimo to, nie mogę przestać o niej myśleć i o tym, co by było, gdyby Konrad nie wszedł.

Brakło sekundy, żebym przygniótł ją do ściany, rozwiązał to wiązanie, o którym cały dzień myślałem i zrobić jej, o wiele większą malinkę z drugiej strony mając gdzieś, co na to jej dziewczyna.

Już miałem odwrócić się na drugi bok, jak na szafce nocnej zawibrował mój telefon. Z nadzieją chwyciłem go myśląc, że to Eliza, ale niestety to tylko Elena.

Kurwa... czy ja pomyślałem sobie "niestety to tylko Elena"? Od kiedy Elena robi się dla mnie mniej ważna?

Od kiedy w twoim życiu pojawiła się brunetka i ruda.

Plum: Hej, Miki. Słyszałam od mamy, że byłeś dzisiaj u babci. Szkoda, bo myślałam, że zobaczymy się jutro. Ostatnio nie mieliśmy okazji sobie porozmawiać, tak jak dawniej.

Z kolejnym ciężkim westchnięciem odłożyłem telefon z powrotem na szafkę, nie odpisując jej. Nie tylko dlatego, że nie mogę jej nic powiedzieć, ale domyślam się, że gdybym jej odpisał, to pisalibyśmy do późna, a oboje potrzebujemy odpoczynku. Ona tym bardziej.

Na drugi dzień przyszedłem do pracy zmęczony, jak nieraz po zerwaniu nocy w klubie. Szlag mnie jasny trafia, bo w czwartek lecę z rudą do Budapesztu i wracamy dopiero w sobotę popołudniu. Jak ja mam niby wytrzymać, to napięcie przy Eulalii, gdy moja frustracja nie ma ujścia? Ręka, to zdecydowanie za mało.

Daruję sobie wejście na socjal, gdzie pewnie urzęduje i idę prosto do swojego biura. Jak zawsze minutę przed 8.00 pojawia się w moim gabinecie. Jest trochę zaskoczona moją obecnością, ale zaraz na jej twarzy pojawia się obojętności i profesjonalizm, za to moje spodnie zaraz się rozpierdolą, w zamku błyskawicznym.

Czy ona robi to specjalnie? Szczuje mnie ubierając na siebie miodowy kombinezon, który zniewalająco opina jej talię, biodra oraz podkreśla pośladki? Choć wszystko jest zakryte, ten strój bardzo działa na wyobraźnię. Góra kombinezonu to półgolf, który odkrywa tylko jej smukłe ramiona. Karmelowe włosy jak zwykle opadają kaskadami na jej plecy. Ona aż ocieka seksem.

Tak jak co dzień, przeszliśmy do omawiania harmonogramu, który jest przez kolejne dwa dni dosyć napięty, żebyśmy mogli lecieć na spotkanie z kolejnym klientem.

  - Czy jest coś, co mogę teraz zrobić, zanim wezmę się za swoją pracę? - zapytała.

Tak. Wypnij się opierając rękami, o moje biurko i daj mi rozpiąć ekspres tego kombinezonu, żebym mógł w końcu cię wypieprzyć, ściskając mocno tą jędrną dupę.

  - Leo... - kurwa... jestem ciekaw, jakby moje imię brzmiało w jej ustach, gdy... - ...słyszysz mnie?
  - Tak. Poproszę, o kawę.
  - O kawę... prosisz. - mówi patrząc na mnie przymrużonymi oczami. - Dobrze. Espresso. Coś jeszcze?
  - Masz... może coś słodkiego?
  - Mam. Mentosy owocowe w torebce. - uśmiechnęła się złośliwie i wyszła z gabinetu, a ja oczywiście odprowadziłem ją wzorkiem skupiając wzrok na jej tyłku.

Muszę się skupić na pracy, bo oszaleję.

Na moje nieszczęście wraca już po chwili. Jeszcze nie weszła do gabinetu, a przez moje ciało już przechodzą dreszcze, od samego stukotu jej wysokich szpilek. Jak ten idiota skupiam wzrok, na włączającym się laptopie, byleby nie patrzeć na rudą. Mimo to i tak to robię, gdy kładzie na moim biurku filiżankę z kawą, cukiernicę oraz talerzyk, z małymi rożkami z ciasta francuskiego.

  - Proszę. Smacznego. - odparła nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego, po czym wyszła, ale i tak dało się wyczuć to coś między nami.

Ciekawie się zapowiada ten wyjazd...

~***~

Kurwa mać...
Dlaczego brunetka nie odzywa się od pięciu dni? Czyżbym ją wystraszył? Przecież chciała tego. Ostry seks, bez żadnej troski. Krzyczała z rozkoszy, nie z bólu i nie użyła hasła.

A może... mąż się zorientował i nie tylko zabronił jej spotkać się z "kochankiem", bo wątpię że wie o klubie, ale i też kontroluje ją i dlatego nie daje znać, co dalej.

Już mam złamać swoją zasadę i zacząć sprawdzać kim tak naprawdę jest, ale do gabinetu wszedł Konrad, z dziwną miną.

Patrzę znudzonym wzrokiem na przyjaciela, który pod pretekstem podpisania dokumentów, próbuje "dyskretnie" uzyskać jakieś informacje ode mnie. 

  - No wyduś to z siebie. - mówię składając podpis na korekcie umowy z nowym klientem. Konrad rozpina guzik od świetnie wykrojonej marynarki i siada w fotelu, na przeciwko mojego.
  - Nie ukrywam, że jestem ciekaw, która to kobieta zaprząta ostatnio twoją głowę. - nieznacznie westchnąłem. - Bo chyba nie chcesz udawać, że nadal myślisz tylko, o tej jednej.
  - Masz rację... obie chodzą mi po głowie. - jest trochę zaskoczony moją szczerością.
  - A jednak... - odparł, jakby nie był pewien swoich domysłów. - Wiem, co łączy cię z Elizą, ale nie mam zielonego pojęcia, co z Lulą?
  - W sumie, to nic. Wkurwia mnie, ale jest świetna, w tym co robi. Potrzebuję takiego pracownika.
  - Ale, że nic, a nic się między wami nie wydarzyło?
  - Nie. Po prostu... działa na mnie.
  - Tylko patrzeć, aż się ze sobą prześpicie. - nie skomentowałam tego, ale coraz częściej, o tym myślę.

Pragnę złamać tą lesbijkę i pokazać jej, że tylko mężczyzna jest w stanie zaspokoić jej temperament.

  - Jadę dzisiaj do Calineczki, bo miała do mnie pretensje, że jej nie odwiedzam. - uśmiechnąłem się lekko. - Jedziesz ze mną?
  - Nie mogę. Przed jutrzejszym wyjazdem, muszę dokończyć wszystkie sprawy.
  - No tak... zapomniałem, że to już ten weekend. Myślisz, że uda wam się przekonać Szabó, do naszej ochrony? Przecież oni też mają dobrych informatyków.
  - Zostaliśmy poleceni przez jednego z naszych klientów. Dostaliśmy zaproszenie, by przedstawić im nasze usługi oraz produkt. Nie możemy zmarnować takiej szansy. - przytaknął głową.
  - W takim razie spadam. Nie będę ci przeszkadzał. - wstał z krzesła. - Powodzenia. - skinąłem głową podając mu rękę.

Niedługo po tym, jak biuro opustoszało usłyszałem dziwne jęki, ale zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, do mojego gabinetu weszła wściekła ruda, z laptopem w ręku.

  - Powiedz, że doszedł do ciebie mój mail. - zmarszczyłem brwi.
  - Niczego nie otrzymałem.
  - Sprawdź jeszcze raz. - widząc jej determinację oraz to, że nadal coś klika na laptopie, wchodzę na swoją służbową pocztę i szukam maila od niej, ale niczego nie ma.
  - Nie ma.
  - Odśwież. - zaczyna mnie irytować jej ton.
  - Nadal nic.
  - Tā mā de! - krzyknęła.
  - A co to miało znaczyć?
  - Fuck, kurwa. - tłumaczy i kładzie przede mną lapka z totalną zwiechą. - Prawdopodobnie koniec mojej prezentacji poszedł się jebać. Możesz wysłać DM do jakiegoś informatyka, żeby przyszedł i mi to odwiesił i to tak, żebym nie straciła niczego? - pyta wkurzona. Wciskam Ctrl+Alt+Delete, ale nawet to nie działa. - Próbowałam, też się nie da.
  - To trzeba zrobić restart.
  - Lepiej się módl, żebym nie straciła swojej pracy, bo jutro będę improwizować przed węgrami. - syczy.
  - Ja? - prychnąłem. - Trzeba było co trochę ją zapisywać. - pochyliła się nade mną z groźną miną, która nie robi na mnie wrażenia.
  - Gdybym miała lepszy sprzęt, nie doszłoby do tego. - to fascynujące, jak jej źrenice się zwężają, kiedy jest wściekła.
  - Widziałem, jak pracujesz i wcale się nie dziwię, że nawet taki dobry procesor, nie wytrzymał takiego tempa.
  - Jak jestem skupiona, to wpadam w trans, a taki sprzęt powinien to tempo udźwignąć, bo to on ma być dostosowany do mnie, a nie ja do... o! - zaskoczona pochyla się jeszcze bardziej nade mną, przez co jej twarz mam bardzo blisko siebie. - Działa! - gdy już chce wziąć laptopa, on nagle zrobił się czarny. - Nie... nie, nie, nie, nie, nie, nie. - dokładnie takie jęczenie wcześniej słyszałem. - Co się stało, do cholery!?
  - Rozładował się. - parsknąłem śmiechem.
  - Ciebie to bawi? - stanęła w bojowej pozie, więc też wstałem, żeby tak nie górowała nade mną.
  - Bardzo. Jednak nie jesteś taka idealna. - śmieję się.
  - A co to ma, do diabła, znaczyć!?
  - Zrobiłaś nie jeden, a dwa podstawowe błędy. A taka niby najlepsza miałaś być. - z totalnym wkurwieniem zbliżyła się bardzo do mnie, a mnie o to chodziło.

To coś, co jest między nami od samego początku wybuchnie za 3...2...1...

18+

Żadne z nas nie wykonało ruchu pierwsze. Oboje równocześnie się na siebie rzuciliśmy, jak dwa synchronizowane zegarki. Ruda złapała za poły mojej marynarki, a ja popchnąłem ją na biurko, na którym przysiadła. Z zaciętością walczymy naszymi ustami, o dominację, co mnie jeszcze bardziej motywuje do walki. Jeśli myślałem, że brunetka jest gorącą, to teraz mam do czynienia z wulkanem, w trakcie erupcji, a to dopiero początek.

Jesteśmy tak na siebie napaleni, że nie zauważyliśmy jak rzeczy spadają z mojego biurka, w tym jej laptop. Każde z nas jest skupione, na rozbieraniu siebie nawzajem. Na podłodze już wylądowała moja marynarka oraz jej biała, jedwabna koszula, dla której nie miałem litości. Nie pierdoliłem się, żeby odpinać guzik po guziku. Po prostu ją rozerwałem. W chwili, gdy ona w podobny sposób potraktowała moją koszulę, przyjrzałem się jej niesamowitym piersiom. Ma idealną figurę, podobną do Elizy.

Zanim znowu wpiłem się w jej wargi, które nieraz złośliwie się do mnie uśmiechały, moją uwagę przykuło gojące się na szyi... ugryzienie. Jej brunetka nieźle ją urządziła, dokładnie tak samo jak swoją, ale nie dziwię się. Eulalia nie jest zwykłą uległą. Trzeba ją zmusić do posłuszeństwa, co zajebiście mnie kręci.

Gwałtownym ruchem ustawiam jej biodra na krawędź mojego biurka i podnoszę jej obcisłą, ale elastyczną spódnicę do góry. Nie mam czasu pozachwycać się widokiem jej boskich nóg w pończochach, czy sprawdzić jak wygląda jej tyłek, w tych koronkowych stringach, bo czując na sobie jej paznokcie, które dosłownie mnie oznaczają, szybko rozpinam spodnie i zsuwam je z bokserkami, po czym jak w amoku, odsuwam delikatny, a zarazem wykurwiście mokry materiał stringów i wchodzę w nią z impetem. No kurwa raj.

  - Aaach! - jej krzyk oraz wygięcie się w łuk sprawiło, że jej usta uciekły od moich, ale mam teraz lepszy dostęp do jej szyi i dekoltu.

Jej skóra fenomenalnie pachnie, a smakuje jeszcze lepiej. Nie przestając pieprzyć jej ciasną, mokrą cipkę, rozkoszuję się tą znakomitą mieszanką. Niestety ruda jak zwykle chyba robi mi na złość i wraca do poprzedniej pozycji. Chcę znowu zaatakować moje usta, ale jej na to nie pozwalam. Wbijam się w nią znowu tak mocno, że jej biust znowu jest na tej wysokości, której potrzebuję i żeby kolejny raz się nie podniosła, chwytam w garść jej karmelowe włosy i trzymam, by móc gryźć jej odstające brodawki przez koronkowy materiał biustonosza.

  - Taaaak... - jęczy ulegle, ale jej ciało nadal ze mną walczy.

Jej paznokcie, to mi chyba tatuaże zrobiły na plecach, uda próbują powstrzymać moje mocne ruchy zaciskając się na moich biodrach, a szpilki od czasu do czasu wbijają mi się w uda, ale nie daję się temu. Każdy jej jęk, jest jak melodia dla moich uszu. Jej ciało mnie wciąga, dosłownie wtapia się w moje. Czując, że jej cipka robi się coraz ciaśniejsza, oderwałem usta od jej dekoltu i spojrzałem z zachwytem na ten wulkan, który lada moment zaraz wybuchnie. Kiedy krzyczy dochodząc na sam szczyt, na który ciągnie mnie za sobą, ja w tym momencie... przepadłem. Najpierw przez niesamowity orgazm wzleciałem w górę, ale zaraz wpadłem w tą lawę, o kolorze karmelu i społonąłem doszczętnie.

♡♡♡

Nie udało mi się przejąć całkowitej kontroli nad rudą, ale to, co teraz przeżyłem, ten zwykły numerek na biurku... wcale nie był zwykły. To było zderzenie dwóch żywiołów, które na koniec stworzyły jebaną tęczę.

Zawisłem nad tą płynną lawą, opierając ręce na biurku po bokach jej głowy i patrząc sobie prosto w oczy, oboje próbujemy złapać oddech i dojść do siebie po tym gwałtownym i pełnym satysfakcji uniesieniu.

Jak tylko nasze klatki już nie poruszają się tak dynamicznie, chciałem kolejny raz skosztować jej teraz napuchnięte od naszych gwałtownych pocałunków i ugryzień ust, w jej oczach zachodzi jakaś niepokojąca zmiana. Chwilę później zostałem odepchnięty.

  - Masz szczęście, że stosuję zastrzyk antykoncepcyjny. - wysyczała.

Kurwa!
Kompletnie zapomniałem przy niej, o zabezpieczeniu. Na szczęście mam wujka ginekologa, który od razu by mnie poratował tabletką "tuż po".

Widząc, jak Szafoni poprawia biust, by idealnie leżał w miseczkach koronkowego biustonosza, sam wziąłem się za ubieranie. Gdy już miałem zapiąć pasek, dosłownie zamarłem. Eulalia zgrabnie zeskoczyła z biurka i zanim poprawiła spódnicę na swoje miejsce, zauważyłem blednący już siniak tworzący napis "PAN".

Natychmiast w mojej głowie pojawił się obraz, jak sprawiłem brunetce identyczny ślad, w identycznym miejscu. Po nim pojawia się obraz, jak wgryzam się w jej szyję, gdy dochodzimy pod ścianą, zaraz po wejściu do pokoju zabaw, a następny, to jak zwraca mi uwagę. Jej ton głosu...

Ja pierdolę... to niemożliwe.
To nie może być prawda.

W mojej głowie pojawiają się kolejne sceny, które robią mi jeszcze większy bajzel w głowie. Ruda wiercąca się na krześle, jej wibrująca komórka w momencie, gdy pisałem do Elizy.

  - Zajebiście. - syknęła patrząc na swoją koszulę.

Wstrząsnęła nią, jak mokrym pranie przed powieszeniem i owszem założyła ją na siebie, ale przez brak guzików, które leżą na podłodze w całym gabinecie, związała sobie ją pod biustem.

Kiedy odwróciła się do mnie robiąc sobie z włosów coś na kształt koka, wyobraziłem ją sobie w masce oraz obroży. Kurwa... te same rysy, ta sama sylwetka, te same usta, ta sama aksamitna skóra i te same jęki.

  - Daj znać, czy doszedł do ciebie mail, bo jestem pewna, że przed zwiechą go wysłałam.
  - Dam. - skinęła głową i ruszyła do drzwi, a ja zauważyłem kolejną wskazówkę, która przyprawia mnie, o szybsze bicie serca. Znamię na karku. Odwrócony płomień...

Nagle się zatrzymała, ale nie odwróciła, tylko rzuciła przez ramię:

  - Będzie lepiej dla naszej, dalszej współpracy, jak zapomnimy o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Widzimy się jutro przed firmą, o 6.00. Cześć.

Zaciskam szczękę z nerw, bo choć ta opcja, gdzie rozstajemy się bez słowa i zapominamy o tym, byłaby najwłaściwsza, skoro w końcu dostałem to, czego chciałem, to jednak mnie to nie satysfakcjonuje.
To nie może być koniec. Chcę więcej.

Jak tylko usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi windy, nie przyjmując się syfem, który powstał na skutek naszego numerku, usiadłem do laptopa.

  - To, kurwa, niemożliwe. - warczę sam do siebie.

Zaraz... przecież Szafoni ma siostrę! Szybko wchodzę w swoje dokumenty i odnajduję folder z nią. Ja pieprzę! No ma siostrę, ale ona ma 12 lat!

W dolnym prawy rogu pojawia się ikonka informującą mnie, o pojawieniu się nowego maila. Ruda faktycznie wysłała mi projekt przed zawieszeniem się systemu, a to idealna okazja.

Od razu otwieram komunikator i wysyłam jej link z trojanem.

Ja: Przyszedł mail. Sprawdź, czy wysłałaś cały, czy przez zawieszenie utraciłaś ostatnią edycję.

Jak tylko ruda otworzyła link, ja otrzymałem dostęp do jej telefonu.

Eulalia Szafoni: Wyskoczył błąd. Sprawdzę od siebie, jak wrócę do domu.

Od razu robię sobie podgląd do jej telefonu na pulpicie. Oczywiście na tapecie jest to zdjęcie, które widziałem przelotnie. Teraz dokładnie widzę feniksa, którego widziałem u tej blond dominy!

No kurwa nie do wiary!
To nie może być prawda!

Żeby nie popaść w jakąś paranoję sprawdzam, jakie posiada konta i sprawdzam jej każdą pocztę. Serce to chce mi wyskoczyć z piersi, gdy widzę konto... Lizzy i nasze maile. Z szoku chwyciłem się za głowę i oparłem się wygodniej plecami, o oparcie fotela.

Eliza i Eulalia, to jedna i ta sama osoba...
Moja idealna uległa, w ciągu dnia jest wkurwiającą kotką.

Jak psychopata zaczynam się głośno śmiać. Tak fantazjowałem, o Szafoni, żeby ją zerżnąć, a okazało się, że nieraz to robiłem i to jeszcze jak! Teraz, gdy już znam prawdę, chcę wiedzieć więcej i na pewno nie odpuszczę. Ruda nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo pasujemy do siebie i kim dla siebie jesteśmy.
Od dawna należy do mnie...

  - Mieliście rację, tato. Ja też znalazłem swoją przeznaczoną. - mówię z lekkim uśmiechem i niewytłumaczalną ulgą oraz spokojem.

Już miałem wyłączyć uruchomione programy, w tym szpiegujący, jak ktoś zadzwonił do rudej. Patrząc na dziwną nazwę kontaktu "EulaliaOriginal", z ciekawości, aż uruchamiam głośnik.

~ Hej, babciu. - odebrała, a ja się roześmiałem.
~ Babciu, babciu. - odparła z nerwami starsza kobieta. - Jak nie zadzwonię, to nie pamiętasz, że ktoś taki jak ja istnieje. - już wiem po kim ona ma charakterek.
~ Przepraszam, ostatnio mam dużo na głowie i sporo pracy.
~ Wiedziałam, że jak się ode mnie wyprowadzisz do niej, to miasto cię pochłonie.
~ To nie Bangkok, babciu.
~ Źle ci było w Poddębicach?
~ Za daleko do pracy.
~ Z której zrezygnowałaś.
~ Ale znalazłam nową. - wymieniają się argumentami, jakby strzelały do siebie.
~ Dobra, przestań pierdolić i przyjedź do mnie jutro po pracy. Zrobię coś dobrego i napijemy się wina. Możesz też wziąć to straszydło. - znowu się zaśmiałem.
~ Babciu... to nie straszydło, tylko Roksana i po pierwsze nie przyjadę, bo wyjeżdżam... w delegację, a po drugie mogę przyjechać w niedziele, ale raczej... będę sama.
~ Och niech już ta twoja dziewczyna nie przesadza. Tym razem będę grzeczna. - babcia jest od cholery.
~ To nie o to chodzi... za godzinę będę oficjalnie singielką.
~ Oj, dziecko, dziecko. Nie masz szczęścia, u żadnej z płci.

Czyli Eulalia zamierza od razu przyznać się do zdrady.

~ Tym razem... to z mojej winy. - westchnęła ciężko.
~ Rozumiem. Wracasz do mnie?
~ Nie, babciu. Zatrzymam się w hotelu, ale przyjadę w niedzielę.
~ Trzymam cię za słowo, bo jak nie, to ja do ciebie przyjadę i wtedy nie będzie wesoło.
~ Dobrze. Muszę kończyć.
~ Lula... wszyscy popełniamy błędy, ale nie każdy potrafi się do tego przyznać. Nawet jeśli straszydło ci nie wybaczy, wiedz, że dobrze robisz.
~ Lepsza najgorsza prawda, niż kłamstwo.
~ Dokładnie. Trzymaj się, skarbie.
~ Dzięki. Pa.
~ Pa.

Jestem ciekaw, czy "straszydło" jej wybaczy. Wcześniej nie rozumiałem zachowania tej dominy, ale gdy znam już prawdę, dotarło do mnie, że ona jest bardzo zazdrosna, o rudą. Albo ją pogoni, albo jej wybaczy, byleby jej nie stracić, a ja wtedy nie będę mieć szans, żeby zdobyć Szafoni, bo ona kolejny raz nie popełni tego "błędu".



Eulalia

Od kilku minut siedzę w aucie pod blokiem i gapię się w jej okna, czując się jak szmata... bo nią jestem. Tak dobrze się pilnowałam, żeby nie powtórzyła się sytuacja z poniedziałku. Nie nawiązywałam ze sztywniakiem niepotrzebnego kontaktu wzrokowego, po prostu skupiłam się na pracy. Niestety przez nerwy na ten zjebany laptop straciłam czujność. To napięcie między nami pojawiło się tak nagle i... kompletnie mnie porwało.

Oparłam łokcie na kierownicy, a w nich ukryłam głowę. Jestem załamana, że zrobiłam mojej gotce to, co zrobił mi Rusłan. Chuj z tym, że on pierodlił kilka panienek naraz i to przez cały wieczór, a ja tylko ten jeden raz.
Zdrada, to zdrada.

Boże... jak ja bym chciała zrzucić winę na nią, bo to ona zabroniła mi spotykać się z moim panem i to pewnie przez tą frustrację dałam się przelecieć mojemu szefowi na jego biurku, ale nie mogę! Coś dziwnego mnie ciągnie do tego człowieka. Coś, co sprawiło, że z taką łatwością dałam mu się rozebrać, zdominować i pieprzyć do utraty tchu.
Kurwa!

Niechętnie, ale muszę przyznać, że było mi z nim tak dobrze, jak z moim panem, a gdy złapał mnie za włosy, dosłownie odleciałam. Miałam mini orgazm. Tylko tego mi brakuje w zabawie, z moim panem. Przez perukę, której potrzebuję, by zachować anonimowość, jestem pozbawiana tej przyjemności.

Mimo świetnego numerku, nie zamierzam więcej sypiać ze sztywniakiem. Nie chcę, by ten nadęty dupek myślał sobie, że będę na każde jego skinienie i oprócz pracy asystentki, będę jego kochanką, która tak jak moja poprzedniczka, w każdej chwili będę rozkładać nogi i zaspokajać jego frustrację, bo żadna inna go nie chce. Nie! Ja jestem, o wiele lepsza!

Chociaż... gdy tylko pomyślę, jak za chwilę zranię Roksanę, wcale nie czuję się lepsza. Boję się jej reakcji, boję się zobaczyć jej łzy. Może nie żywię do niej głębszych uczuć, ale cholera, uwielbiam ją. Dobrze mi z nią, pomimo jej zakazów.

W końcu biorę się w garść i wysiadam z auta. Omijam windę, by wydłużyć jakoś to, co jest nieuniknione. Jestem jeszcze bardziej załamana widząc ją zmartwioną, w otwartych drzwiach. Pewnie znowu widziała mnie przez okno.

  - Wiewióreczko... co się stało? - zapytała cicho, gdy podeszłam do niej. Jej czarne oczy uważnie obserwują moją twarz, jakby chciała coś z niej sama się dowiedzieć.
  - Wejdziemy do środka?
  - Tak.

Nawet jak zaprosiła mnie pierwszy raz do siebie, nie czułam się tak nieswojo, jak teraz. Dosłownie nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mam jak gdyby nigdy nic usiąść na kanapie?

  - Lu, co się dzieje? Martwisz mnie. Coś z pracą? - ścisnęłam bardziej swoją torebkę.
  - Musimy... porozmawiać.
  - Ale w przedpokoju? - zmusiłam swoje nogi, do wejścia w głąb mieszkania, z którego dzisiaj wychodziłam, jak ze swojego. - No mów, a nie budujesz napięcie.
  - To wcale nie jest takie łatwe. - wyznaję, a ona zamarła.
  - Kurwa... byłaś w klubie. Spotkałaś się z nim! - wrzasnęła na mnie.
  - Nie... ale wcale nie jest lepiej. - założyła ręce na piersi.
  - Co może być gorszego, od tego?
  - Zdradziłam cię. - jej oczy zrobiły się teraz ogromne.
  - Co? Co ty mówisz?
  - Przespałam się... z moim szefem. - opuściła głowę.
  - Dlaczego?
  - Nie potrafię... tego wytłumaczyć. Jak tylko się zatrudniłam, pojawiło się jakieś dziwne napięcie między nami i... stało się. - mówię ze skruchą.
  - Jak długo masz z nim romans? - mówi cicho, ale z takimi nerwami, że aż mnie ciarki przechodzą po plecach.
  - Nie mam żadnego romansu. To zdarzyło się tylko raz. Przepraszam... - opuściłam głowę.
  - Czujesz coś do niego?
  - Nie. Nic, a nic. - zacisnęła pięści i przez chwilę milczymy. W końcu decyduję się przerwać tą ciszę.
  - Roxy...
  - Nie chcę nic więcej słyszeć. Jestem juz dość zjabiście wściekła na ciebie. Mam ochotę wyrwać ci włosy, spakować i wyrzucić nie tylko z mieszkania, ale i z mojego życia, ale nie zrobię tego! O ile rzucisz tą pracę i zrezygnujemy całkiem ze Secret's Room.
  - Co? - zatkało mnie.
  - Dziewczyno zależy mi na tobie! Zakochuję się w tobie i chcę być z tobą szczęśliwa, ale szlag mnie jasny trafia, odkąd w naszym życiu pojawił się ten domin, a teraz widzę, że nawet szef, jest dla mnie zagrożeniem. Mam dość uczucia, że jestem dla ciebie niewystarczająca i tej ciągłej zazdrości, że kto inny potrafi cię zaspokoić, tak jak lubisz. Określ się w końcu kim jesteś i kogo chcesz. - zasnurowałam usta i pokręciłam głową.
  - Nie, Rox. Nie możesz mi stawiać takiego ultimatum.
  - W takim razie przestań pieprzyć, że ci na mnie zależy, bo to gówno prawda! - krzyczy i wychodzi z dużego pokoju, by iść do sypialni.

Nie zatrzymuję jej, bo wiem co zamierza zrobić. W tym momencie pakuje wszystkie moje rzeczy, dlatego cierpliwe czekam, aż skończy, choć mam ochotę wyjść. Jeszcze w życiu nie czułam się jak intruz, tak jak teraz.

Gotka nie ma racji. Zależy mi na niej. Nawet odczuwam fizyczny ból w klatce piersiowej wiedząc, że to nasz koniec. Mówiłam, że nie chcę się z nią rozstawać i to na pewno nie dla jakiegoś faceta, ale nie mogę jej pozwolić, żeby przejęła kontrolę nad moim życiem! Jeśli zgodzę się na jej warunki, boję się, że będzie coraz gorzej, bo jej zaufanie jest już poważnie nadszarpnięte. Dlatego dla jej dobra, sama się odsuwam. Ona nie może lokować uczuć, w kimś tak niepewnym, jak ja. W kimś, kto może ma już te 27 lat, ale nadal nie wie, czego chce od życia.

Jeszcze ponad rok temu wiedziałam, czego chcę. Byłam pewna, że u boku Rusłana będę szczęśliwa, bo byłam. Nie wiem, czy to była jedna jedyna noc, czy od zawsze mnie zdradzał, ale stracił moje zaufanie bezpowrotnie. Tak samo, jak Roxy straciła do mnie...

Nagle wypada z moją walizką ze sypialni i rzuca mi ją pod nogi.

  - Skoro nie zamierzasz walczyć, o nas, nie ma sensu tego przedłużać. Nie chcę tracić więcej czasu.
  - Przepraszam, Rox. - jej czarne oczy zalśniły od nie wylanych łez.
  - Po prostu wyjdź i nigdy nie wracaj. - z paskudnym bólem chwyciłam za uchwyt mojej walizki i po spojrzeniu ostatni raz na brunetkę, wyszłam z jej mieszkania, przy akompaniamencie jej płaczu.

Kurwa... nienawidzę samej siebie za to.
Ten numerek nie był wart, by stracić taką dziewczynę. Znów czuję się tak podle, jak wyjeżdżałam z Singapuru. Może moje serce nie jest do końca złamane, ale cierpię, bo ona cierpi. Bo już nigdy nie będziemy mogły być razem.

Pakuję walizkę do bagażnika i ze łzami w oczach, jadę do Sebastiana, u którego przenocuję tą ostatnią noc, na tym niewygodnym łóżku, a po powrocie z Węgier zamelduję się w hotelu.

Nie wiem, jak ja zniosę te ponad dwa dni z Leonem, ale coś czuję, że może dojść do katastrofy i z tej delegacji będziemy wracać osobno. Pytanie tylko, kto komu wręczy wypowiedzenie.


4480 słów.

Witajcie, kochani ❤

Jak wam mija niedziela?

Miałam ten rozdział wstawić jutro, z okazji dnia kobiet, ale nie potrafię trzymać Was dłużej w niepewności.

Mam nadzieję, że podobał wam się rozdział i jestem ciekawa, jakie mieliście teorie? Kto obstawiał, że pierwszy zorientuje się Leo? A może ktoś stawiał na Lulę lub że dowiedzą się równocześnie? 🤔😵

Życzę wam miłej i spokojnej niedzieli 🧡
Pozdrawiam
Wasza VillEve💋





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top