6. Chyba mam déjà vu.
Leon
To pierwszy raz, gdy wracam z klubu w takim humorze. Jestem wściekły, ale o dziwo usatysfakcjonowany. Osiągnąłem swój cel. Wykończyłem psychicznie brunetkę i z łaską pozwoliłem jej w końcu osiągnąć spełnienie, po czym wyszedłem i zostawiłem ją w tym stanie. Dzięki temu, to ona będzie mnie błagać, o spotkanie.
Cały weekend przesiedziałem w domu, ale nie spodziewałem się od niej jakiekolwiek wiadomości. Jej tyłek jest tak zbity, że najprędzej zobaczę się z nią... może we wtorek. O ile do mnie napisze.
Po wejściu do firmy, tak jak przez cały poprzedni tydzień, zastałem rudą przy kawie i małych słodkościach. Przywitałem się z nią krótkim "cześć" i jak nigdy po zrobieniu sobie espresso usiadłem obok niej i w absolutnej ciszy rokoszujemy się nią pijąc kawę i przegryzamy kupione przez nią rogaliki.
Nie wiem, co ją trapi, ale po jej minie wnioskuję, że coś nie idzie po jej myśli. Nie wiem, nie obchodzi mnie to i tym bardziej nie zamierzam, o to pytać. Jedyne, co mnie dziwi to to, że tak dobrze czuję się, w jej towarzystwie. Być może oboje wyczuwamy swoje humory i żadne z nas nie chce drugiemu dopiec. Na razie...
Tą ciszę przerwał jej budzik w telefonie, że pora kończyć tą kawkę i wziąć się do pracy, bez słowa wstała i wzięła swoją filiżankę, by umyć ją pod bieżącą wodą. Dzięki temu mogę uważnie jej się przyjrzeć dopijając zawartość swojej. Jak zwykle prezentuje się nienagannie, choć dziś ma na sobie czarne, dopasowane spodnie i soczyście zieloną, lekko prześwitującą, szyfonową bluzkę, która posiada wiązanie na szyi, a które cholernie mnie kręci. Długie, karmelowe włosy wiją się, w ogromne falę i nieco zasłaniają jej twarz, ale założę się, że jak zawsze jest bardzo delikatnie umalowana. Raz tylko ją widziałem rozmazaną, gdy ją ochlapałem lub w mocniejszym wydaniu, kiedy spotykaliśmy się w barze.
Gdy tylko wyszła z pomieszczenia, wstałem i wykonałem tą samą czynność co ona, po czym udałem się do swojego gabinetu, gdzie już na mnie czeka. Przez upuszczony przez nią jakiś dokument, który kładła na moim biurku, miałem nie tylko idealny widok, na jej kuszący dekolt, ale i także szyję, na której znajduję się coś czerwonego. Teraz rozumiem ten dzisiejszy outfit... ona tym wiązaniem na szyi zasłania malinkę.
- Możemy zaczynać? - pyta stając z boku mojego biurka, z tabletem w dłoni.
- Tak. - rozpinam marynarkę i siadam przy biurku.
- Dzisiaj masz luźny grafik. Od 10.00 rozpoczną się rozmowy kwalifikacyjne kilku informatyków i dopiero po 15.00 mamy spotkanie, z panem Bąckim. Zapowiedział, że przyjdzie ze swoim prawnikiem, by porozmawiać o umowie i nanieść ewentulane poprawki. - nieznacznie wywróciłem oczami.
Bąckiemu się wydaje, że robi mi łaskę, zgadzając się na nasze usługi, w kolejnej swojej firmie. Owszem, zależy mi na każdym zleceniu, ale nie zamierzam wchodzić mu w dupę. To on bardziej potrzebuje dobrej ochrony, jak ja tak kapryśnego klienta, dlatego nie zamierzam odpuszczać i cokolwiek zmieniać.
- Konrad będzie wolny, o tej godzinie? - dopytuję uruchamiając swojego laptopa.
- Tak. Pod niego umówiłam Bąckiego. - jest idealną asystentką. - A teraz te najmniej znaczące rzeczy. - kładzie przede mną wydrukowane menu restauracji, z której zamawiamy sobie catering. - Wybierz pozycje, a ja je zamówię oraz przypominam ci, o urodzinach... babci. - lekko się uśmiechnęła.
- Cholera... zapomniałem.
- Wysłać kwiaty?
- Nie. Osobiście pojadę do niej po pracy. - skinęła głową.
- Masz jakieś dla mnie polecenie do wykonania?
- Nie. Po prostu przygotuj się do spotkania z Bąckim.
- Mam wrócić się do domu i ubrać bluzkę z większym dekoltem, czy zmienić też spodnie na spódnicę? - zasyczała.
Spojrzałem na nią, bo to jest drugi raz, gdy widzę ją taką złą. Zawsze jest zadziorna, ale dziś dosłownie pluje jadem.
- Nie trzeba. Dzięki twojej dzisiejszej stylizacji... mamy gwarantowany ten kontrakt, bez większych zmian.
- Słucham? - dlaczego tak bardzo kręci mnie podsycanie jej złości? Przecież to oczywiste, że to się jeszcze bardziej na mnie odbije, a ja lubię mieć święty spokój.
- Jak dla mnie to wydanie, jeszcze bardziej działa na wyobraźnię. Twoje pośladki przykuwają uwagę, a to wiązanie na szyi... jest bardzo kuszące, żeby to rozwiązać... i odpakować. - mówię spokojnie przyglądając się uważnie jej szyi.
Ruda z tą swoją pewnością siebie pochyliła się opierając się dłońmi, o moje biurko. Jej karmelowe oczy zwężyły się ze złości, jak u kota. Wygląda zniewalająco, a jej zapach dosłownie rozpieszcza moje nozdrza. Jest bardzo podobny do perfum brunetki, ale różni się. Szafoni jest delikatniejszy, ale nadal pasuje do jej charakterku.
- Pragniesz mnie. - stwierdziła, a ja prychnąłem.
- Nie pochlebiaj sobie. Po prostu odpowiedziałem, na twoją głupią zaczepkę.
- To ty zacząłeś. - warknęła. - Jeszcze nie zauważyłeś, że jestem, o wiele lepsze od mojej poprzedniczki? Mi nie musisz zwracać uwagi, co mam robić. Sama doskonale, o tym wiem. - mówi z wyrzutem.
- Faktycznie, jesteś lepsza od Korcz, ale ewidentnie też masz problem z przyswojeniem pewnej informacji. Jako twój przełożony mam prawo cię sprawdzać oraz cię upominać.
- Znowu nie pobzykałeś, hm? - prychnęła, a ja nie wiedzieć czemu chwyciłem delikatnie za związanie. To pewnie przez to napięcie, które jest między nami.
- Za to u ciebie chyba było za ostro. - rozwiązałem je, ale ona szybko zakryła szyję dłońmi.
- Lepiej zajmij się swoim życiem seksualnym, bo chyba kuleje. - spojrzała na moje krocze wiążąc sobie z powrotem kokardę na szyi. - Chociaż... - oparła się dłońmi, o swoje kolana i spojrzała uważniej na moje spodnie. - ...to nie nieprawidłowe działanie sprzętu jest twoim problem, tylko okropny charakterek. Czyżby nawet prostytuka z tobą nie wyrabiała? - nie Elizie, a Eulalii przydałyby się takie baty, żeby nie mogła siedzieć na dupie przez kilka dni.
Ta wizja skrępowanej rudej, jak chłoszczę jej ten boski tyłek, jest niezwykle podniecający...
- Skoro tak interesuje cię moje przyrodzenie, to proszę bardzo. - oparłem się wygodniej, o oparcie fotela. - Śmiało, nie krępuj się. - zbliżyła się do mnie i z wyzwaniem w oczach pochyliła się tak nade mną, że nasze nosy się prawie dotykają, a oddechy mieszają, ze sobą.
W ostatniej chwili powstrzymałem wzdrygnięcie mojego ciała, kiedy poczułem jej palec na swoim penisie. Wystarczy, że przejechała nim od góry do dołu, a mnie przeszedł dreszcz.
- Ekhem... - chrząknął Wiktor, który stoi w drzwiach mojego gabinetu. - Nie przeszkadzam? - pyta z pewną kpiną głosie.
- Imponujący, ale... - szepnęła widząc reakcję mojego ciała na nią, z triumfem wyprostowała się. - ...nie dla psa... i tak dalej. - puściła mi oczko odsuwając się ode mnie. Kurwa oszaleję przez nią. - W ogóle. - odparła w stronę Wiktora. - Już skończyliśmy. - uśmiechając się wyszła z gabinetu kołysząc biodrami i zamykając ze sobą drzwi.
- Z czym do mnie przyszedłeś, Wiktor? - pytam, gdyż on ciągle wgapia się w zamknięte za nią drzwi. Nadal na nią leci.
- Możesz mi powiedzieć, do cholery... - podszedł do mnie warcząc szeptem. - ...co jest między wami?
- Nic.
- Jak to nic? Ona prawie na tobie siedziała, a przecież jest lesbijką. - na bank jest biseksualna, ale on nie musi, o tym wiedzieć.
- No właśnie, Wiktor. Jest lesbijką. Dlatego nic między nami nie ma. - spojrzał na mnie niedowierzającym wzrokiem, a przecież go nie oszukuję.
Oprócz tego dziwnego napięcia między nami, nic mnie z rudą nie łączy.
- Masz jakąś sprawę, czy przyszedłeś na ploteczki?
- Przyniosłem ci CV naszych kandydatów i zakreśliłem w nich rzeczy, które mogłyby nas zainteresować. Dodatkowo umówiłem jeszcze dwóch. - westchnąłem.
- Wyrobimy się do 15.00? Mam spotkanie...
- Wszystko uzgodniłem już wczoraj z Lulą. Wyrobimy się i jeszcze będziesz miał przerwę na lunch i deser. - odkąd ruda tu pracuje, owszem wkurwia mnie nieraz, ale jeszcze nie pożałowałem, że ja zatrudniłem. Mam nadzieję, że nadal tak będzie.
Eulalia
Jestem chora... i to dosłownie. Chyba powinnam się leczyć, bo to nienormalne, żeby marzyć o tym, by pan poprawił swoje dzieło, choć mój tyłek już niesamowicie mnie napieprza. Każdy mój ruch powoduje, to przejmne uczucie dyskomfortu. Przez to jestem na okrągło podniecona i mokra i to do takiego stopnia, że wczoraj wieczorem zamknęłam się w łazience, z silikonową łopatką. Niestety... klapsy które sama sobie zadałam, wcale nie były satysfakcjonujące i nie pomogły osiągnąć mi spełnienia takiego, jakie oczekiwałam. Rozżalona wróciłam do łóżka i dałam się zaspokoić Roxy, ale w ten normalny sposób.
Ciężko jest mi napisać do pana, że to koniec naszego układu, bo wcale nie chcę go zrywać! Dlatego cieszę się, że na razie nie pisze do mnie, bo nie wiem, co miałabym mu powiedzieć, a nie mogę też pojawić się w klubie za plecami Rox. Koniecznie muszę z nią porozmawiać i wypracować jakiś kompromis. Nie chcę stracić jej, ani układu, ale jeśli gotka zostanie nieugięta, to będę musiała rozstać się... z panem.
No nie wyobrażam sobie innego domina. Wątpię, by z kimkolwiek będzie mi tak dobrze, jak z moim panem ostatniej nocy. Było idealnie...
Boję się też tego, jak nasza relacja będzie wyglądać, a raczej jej brak. Czy zniosę inną uległą u jego boku?
Mimo natłoku myśli oraz doskwierającego mi bólu, skupiłam się na pracy, by sztywniak nie miał powodu, by kolejny raz zwracać mi uwagę. W czasie, gdy on rekrutował z Wiktorem nowych informatyków, ja uważnie przyjrzałam się umowie i zaznaczyłam fragmenty, które ewentualnie mogłaby chcieć zmienić, ta seksistowska świnia. Zamierzam poprowadzić to spotkanie tak, że owszem, Bącki wyjdzie stąd podpisaną umową, ale na wszystkich naszych warunkach.
~***~
- (...) jak sam pan widzi, nie ma żadnych podstaw, by podważyć lub zmieniać jakikolwiek punkt umowy. Umowa wykonana przez mecenasa Szymańskiego jest przejrzysta i nie ma żadnych ukrytych kruczków. - odparłam pewnie.
- Nie uważa, pani, że kwota kary, za zerwanie umowy jest absurdalna? - pyta prawnik Bąckiego.
- Nie, panie mecenasie. My sobie tej kwoty nie wymyśliliśmy. To jest kwota, która pozwoli nam utrzymać prawidłowe funkcjonowanie firmy, po utracie zlecenia. Im więcej mamy zleceń, tym więcej zatrudniamy pracowników. To oczywiste, że nie zwolnimy ich tylko dlatego, że klient się rozmyślił. Razem z działem księgowości wyliczyliśmy kwotę, która nas zabezpiecza, przed poniesieniem ewentualnych strat. Z resztą, nie powinnam tłumaczyć tak oczywistej rzeczy, skoro pan również jest przedsiębiorcom. - zwróciłam się do Bąckiego, który nadal mnie obserwuje natarczywym wzrokiem, ale dziś towarzyszy temu rozdrażnienie. - Pan również się zabezpiecza umieszczając podobny punkt w umowach, które zwiera, pan, ze swoimi klientami. - zauważam.
- Owszem, ale nie taką kwotę.
- Rozumiem, że nie jest pan zadowolony ze świadczonych przez nas usług, skoro przeszkadza panu ta kwota, za ewentualne zerwanie umowy. - zacisnął szczękę.
- Jestem zadowolony. - uśmiecham się lekko.
- Bardzo nas to cieszy. Czy jeszcze jakiś punkt, który panów, nie pokoi? Z przyjemnością go wytłumaczę. - chyba mogę być z siebie zadowolona, bo dosłownie mam ochotę zrobić całej czwórce fotkę na pamiątkę. Ich miny są bezcenne. Nawet jego papuga zamknęła dziób.
- Dziękujemy... - spojrzał wymownie na swojego prawnika poprawiajac się na krześle. - ...już wszystko jest jasne.
- Czy akceptuje pan tą umowę?
- No tak.
- W takim razie, jeżeli nadal jest pan zainteresowany współpracą z naszą firmą, proszę ją podpisać. - podchodzę do niego i podaję mu teczkę.
Obrzydliwy łysol, długo patrzy mi w oczy, po czym wyciąga ze swojej torby markowy długopis i składa podpis, na dwóch egzemplarzach. Ze sztucznym uśmiechem odebrałam od niego teczkę i podeszłam do swojego szefa, na której on również złożył podpis oraz pieczątkę. Sztywniak krótko i konkretnie wytłumaczył, od czego zaczniemy realizację oferowanych przez nas usług, gdy tylko na naszym firmowym koncie pojawi się przelew, a następnie wszyscy panowie wstali i wymienili się uściskami dłońmi życząc sobie kolejnej, dobrej współpracy.
- Konrad... - zaczęłam zaraz po wyjściu naszych gości. - ...bardzo cię przepraszam, że przejęłam kontrolę nad tym spotkaniem, ale... - przerywa mi.
- Nie masz za co, Lula. Bardzo dobrze zrobiłaś. Gdybym to ja je prowadził i tłumaczył im punkt po punkcie, to Bącki albo by zrezygnował, albo poszlibyśmy z nim na ugodę, a ty przedstawiłaś tą umowę tak, że nie miał wyjścia. - mówi z uśmiechem. - Świetna robota. - kładzie mi rękę na ramieniu.
- Dziękuję. - wyciągnął dzwoniący telefon z kieszeni.
- Przepraszam na chwilę. - powiedział i wyszedł z gabinetu.
Spojrzałam na sztywniaka, który stoi oparty pośladkami, o swoje biurko i patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Przez chwilę obserwujemy się w ciszy czując, to napięcie między nami. Lekko się wzdrygnęłam, gdy nagle zaczął powolnie klaskać. Spodziewałam się wszystkiego, ale na pewno nie tego.
- Mam rozumieć, że jesteś zadowolony z mojej pracy.
- To mało powiedziane. - odparł odbijając się od biurka i ruszył w moją stronę.
Z każdym jego krokiem, powietrze wokół nas wydaje się gęstnieć, co sprawia lekkie problemy z prawidłowym oddychaniem. Jego wzrok jest tak utkwiony w moich oczach, jakby próbował zajrzeć mi do głowy. Jest to trochę krępujące, szczególnie że stanął zdecydowanie za blisko, ale mimo to, nie przerywam tego kontaktu.
- Gratuluję. - aż przeszedł mnie dreszcz. - Dzięki tobie, mamy ten kontrakt na naszych warunkach. Udowodniłaś też, że w parze z niesamowitą urodą, idzie niebywała inteligencja. - z niedowierzania spojrzałam na jego usta.
Boże!
Dlaczego myślę, o tym żeby je pocałować? To przez tą naelektryzowaną atmosferę między nami?
- Mogę powiedzieć o tobie to samo. - te słowa też same wypadają z moich ust. Czy ja straciłam kontakt z mózgiem, że nie kontroluję swojego ciała?
Z dziwną ekscytacją czekam na rozwój wydarzeń i gdy już wydaję mi się, że zaraz oboje rzucimy się na siebie, bo oboje wzięliśmy wiekszy głębszy wdech, do gabinetu wchodzi Konrad sprowadzając nas na ziemię.
- Yyy... przepraszam. W czymś przeszkodziłem? - zapytał z zakłopotaniem, a ja zaskoczona swoim lagiem, po prostu wyszłam z gabinetu sztywniaka szepcząc do przemiłego szatyna krótkie "Nie. Pojawiłeś się, w samą porę", po czym udałam się na socjal po szklankę wody, by zwilżyć suchość w ustach.
Kurwa... co to było?
Naprawdę oboje mieliśmy na to samo ochotę?
I najważniejsze pytanie: Co by się zadziało, gdyby Konrad nam nie przeszkodził?
Niestety, na żadne z tych pytań, nigdy nie otrzymam odpowiedzi.
Leon
Najpierw odprowadziłem wzrokiem Eulalię, a potem spojrzałem, z rozdrażnieniem na przyjaciela.
Dlaczego mam nerwy, że wszedł tak nagle? Powinienem się cieszyć, że powstrzymał nas od tego błędu. Już raz miałem asystentkę z profitami i choć nie ukrywam, że seks w pracy był nieraz świetnym sposobem na wyładowanie się, to jednak nie wyobrażam sobie, żeby kolejna moja asystentka próbowała przejąć kontrolę nad moją firmą, a potem życiem. Dobrze mi jest w "związku", z Elizą. Spotykamy się na sam seks i nie wpieprzamy się w swoje życie. A propos... jestem ciekaw, kiedy napisze. Mam nadzieję, że szybko, bo mam swoje potrzeby, które muszę zaspokoić, a tak od razu nie mogę się zgodzić. Chciała mieć bezwzględnego pana, więc proszę bardzo. Możemy się tak bawić.
~***~
Z ogromnym bukietem kwiatów oraz butelką wina, wchodzę po schodach do mieszkania babci. Jeszcze nie otworzyła drzwi, a do mnie docierają śmiech moich bliskich oraz zapach, który kojarzy mi się tylko z babcią.
Kapuśniak z prażokami i okrasą!
Gdybym wiedział, że babcia ugotuje swój specjał, to bym nie jadł lunchu w firmie.
- Ach, Leoś! - krzyknęła na mój widok. - Cóż za niespodzianka.
- Witaj, babciu. - całuje jej policzek. - Wszystkiego najlepszego. Dużo zdrowia i szczęścia. - podaję jej bukiet oraz torebkę.
- Dziękuję, wnusiu. Są piękne. A co jest w tej torebce? - potrząsnęła nią.
- Twoje ulubione winko.
- I za to dostaniesz większą porcję prażoków. - szepcze.
- Na to liczyłem, jak tylko poczułem ten zapach. - odparłem szczerze, a ona się zaśmiała.
Wchodząc do salonu najpierw przywitałem się z drugą, ale najważniejszą kobietą w moim życiu. Pierwszą była oczywiście Liwka. W końcu to z nią dzieliłem miejsce w brzuchu mamy, ale ona jest na drugim miejscu razem z Lilicią i... Eleną, o której... ostatnio w ogóle nie myślę...
- Smacznego. - mówię zasiadając do stołu.
- Mam nadzieję, że smaczny. Jeszcze mnie troszkę boli głowa od tego wina z dziewczynami. - odparła babcia dokładając mi talerze, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
W sobotę zrobiła kolacje dla swoich przyjaciółek i jak na starsze osoby, to ostro dały sobie w palnik. Dlatego z wyprzedzeniem zaprosiła nas na obiad, w poniedziałek.
- A gdzie reszta?
- Alek i Liw przyjadą jutro z dziećmi. - no tak. Ciężko byłoby pomieścić wszystkich, w tym małym mieszkanku.
Rozmowy przy stole dotyczą tylko osiągnięć jej wnuczków. Jesteśmy jej dumą i uwielbia się nami chwalić, nawet przed nami, ale przeważnie rozmawiamy, o Lili, która jest w takim wieku, że najbardziej nas zaskakuje. My juz prawie wszystko osiągnęliśmy, a przed nią jeszcze wszystko do zdobycia, chociażby podium na zbliżającej się wielkimi krokami olimpiadzie.
- Macie jeszcze miejsce na deserek? - zapytała babcia, a tata poklepał się po brzuchu, jakby sprawdzał lub robił sobie jeszcze w nim miejsce. - Głupie pytanie. Na pewno nie odmówicie "Psiej budy".
- Pomogę ci, mamo. - i razem z Lili udały się z pustymi talerzami do kuchni.
- Co słychać u ciebie, synu? - zagadał tata.
- Wszystko w porządku.
- Na pewno? Wyglądałeś na zamyślonego, kiedy się z nami witałeś. - też ma bystre oko.
- Myślałem, o Elenie, a raczej o tym... jak rzadko ostatnio, o niej myślę. - mówię szczerze po cichu.
Zawsze jestem szczery z tatą. Rozmawiam z nim, jak rozmawiam nieraz z tatą Adamem. To nie jest tak, że chcę go zastąpić. Po prostu nawet ja potrzebuję porozmawiać z kimś, kto mnie wysłucha, zrozumie, nie ocenia, a przede wszystkim do rzeczy doradzi.
- Tato?
- Tak?
- Dlaczego pragnę kobietę, której nie mogę mieć? - pytam prosto z mostu, nie wstydząc się tego.
Być może to przez zespół aspergera, nie rozumiem pewnych zachowań ludzi. Nie rozumiem tak zwanego "owijania w bawełnę", kłamania, czy poczucia humoru większość z nich. Ostatnio mam też problem z samym sobą. Nie rozumiem, swoich zachowań, ani reakcji swojego ciała, na dość upierdliwą kobietę, która doprowadza mnie do skrajnych emocji. Raz mam ochotę ją zabić, a raz zamknąć się z nią i pieprzyć godzinami.
- Bo my mężczyźni, lubimy gonić króliczka. A świadomość, że coś jest dla nas niedostępne lub zakazane, jeszcze bardziej nas kręci i napędza.
- Nawet jeśli ona doprowadza mnie nieraz do szału? - aż poprawił się na miejscu.
- Chyba mam déjà vu. - uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne, tato. Znasz mnie. Jestem dominem. - szepczę. - Lubię posłuszne uległe, a nie użeranie się z feministyczną lesbijką... chyba.
- Chyba? - podniósł brew.
- Jest w związku z dziewczyną, ale myślę, że jest biseksualna. Gdyby tak nie było, nie byłoby tej rozmowy.
- Rozumiem. Oboje was do siebie ciągnie. A jak się spotkaliście?
- Tak jak ty się tego domyślasz. - jeszcze bardziej się uśmiechnął. - Sęk w tym, że obie kobiety pojawiły się tak i to prawie, w równym czasie. - zmarszczył brwi. - Z jedną łączy mnie tylko seks, a z drugą praca. Choć zajebiście jest mi dobrze z uległą, dlaczego pragnę również wkurwiającą rudą?
- O kurwa... naprawdę się czuję, jakbym rzeczywiście się cofnął te 35 lat.
- Ona nie jest taka jak mama. - burknąłem. - Owszem, jest piękna, inteligenta i bardzo pewna siebie, ale niesamowicie mnie wkurwia. Gdybym chciał ją wyrzucić z pracy, to nie mam za co, bo jest świetna w tym, co robi. W wkurwianiu mnie, również. - teraz to zaśmiał się głośno.
- Leo, kurwa, to wypisz, wymaluj historia Eweli i Adama. On też jej nie znosił.
- Ale tłumaczę ci, że są dwie kobiety. Eliza jest idealną uległą, a Eulalia, to wiecznie nastroszony kociak. Czemu jej pragnę, gdy jestem spełniony z inną? To nielogiczne.
- Może nie płynie w tobie moja krew, ale sporo nas łączy. - odparł kręcąc głową.
- Co masz na myśli?
- Ta ruda, jest dla ciebie wyzwaniem. Móc poskromić takiego kociaka i zrobić z niej uległą, chociażby na jedną noc, to największa satysfakcja dla domina. - jestem w szoku, bo tata ma całkowitą rację... ruda jest dla mnie wyzwaniem. Nieraz o niej tak myślałem, ale nie połączyłem tego z relacją "pan i uległa". Dopiero tata mi to uświadomił.
No dobrze, ale co dalej? Co będzie, jak już mi się uda okiełznać Szafoni i kompletnie ją zdominować? Będę spełniony i usatysfakcjonowany podbojem i wszystko wróci do normy?
Chciałem znać odpowiedzi na te pytania, ale niestety musieliśmy przerwać rozmowę, bo wróciły mama z babcią i Lili do pokoju, z paterą pokrojonej na grube plastry "Psią budą", którą tak uwielbiamy.
3180 słów.
Witajcie, kochani ❤
W końcu udało mi się znaleźć chwilkę i dokończyć ten rozdział. Domyślam się, że bardzo na niego czekaliście, dlatego od razu go udostępniłam, bez wcześniejszego uprzedzania na IG.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się w weekend. Mam sporo weny, tylko ostatnio doby mi brakuje 😅 Ja też tak jak Wy, nie mogę się doczekać rozwoju wydarzeń.
Dziękuję za waszą aktywności, w postaci gwiazdek⭐ i komentarzy💬 oraz polecenia innym moich książek 👍🏻😘
Liczba odsłon MGŻ powoli, ale sukcesywnie rośnie ❤❤❤
Pozdrawiam Was serdecznie
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top