4. Nigdy nie mów nigdy.
Leon
Pierwsze co widzę, gdy wchodzę do firmy, to rudą, Wiktora i Konrada, jak siedzą na socjalu i piją kawę, śmiejąc się z czegoś. Gdy Eulalia z jakiegoś powodu zaczęła niespokojnie wiercić się na krześle, od razu pomyślałem, o Elizie. Przez to, że znam prawdę, zaczynam się martwić, czy jej mąż, jak wróci z delegacji zauważy ślady po pejczu, na jej pośladkach oraz czy brunetka nie będzie miała przez to nieprzyjemności.
Sama wizja, że jakiś leniwy chuj puka ją tylko po to, by wyzbyć się frustracji lub bo taki jest małżeński obowiązek, rozpierdala mnie od środka. Ta kobieta to ogień, trzeba ją rozpalić, tańczyć z nią, ale i też trzymać w ryzach, a gdy już osiągnie maksymalną temperaturę, nie pozwolić jej zgasnąć. Trzeba ją ciągle podsycać, żeby się tliła i mogła już po chwili znów zapłonąć.
Kurwa jego mać!
To nie powinno tak daleko zajść. Przez własną głupotę zamartwiam się, o kobietę, która powinna być dla mnie tylko uległą. Nie powinno mnie obchodzić, dlaczego przychodzi do klubu i jak wygląda jej życie. Ma nas łączyć tylko zajebisty, niezobowiązujący seks, nic więcej, a jednak... ciągle, o niej myślę.
- Cześć. - wchodzę w końcu do pomieszczenia i kieruję się od razu do ekspresu.
- Cześć, szefie. A coś ty taki nie w humorze? - pyta Konrad, a ja celowo go ignoruje.
Jeśli chce pogadać, dowiedzieć się, co u mnie, niech przyjdzie do mojego gabinetu, a nie oczekuje ode mnie odpowiedzi przy osobach, które nie muszą wiedzieć, o mnie więcej, niż to konieczne. Polubiłem tego człowieka, który tak dobrze zaopiekował się Eleną po jej przybyciu do Łodzi. Gdy dowiedziałem się, że ukończył aplikacje, od razu zaproponowałem mu pracę, u siebie w firmie. Dobrze mieć przyjaciela "papugę", który wie o tobie prawie wszystko i może wyciągnąć cię z każdych kłopotów.
- On zawsze jest taki naburmuszony? - zapytała Eulalia, a ja mając ich kompletnie gdzieś wyciągam telefon i piszę do Elizy.
- Przyzwyczajaj się. - odparł Konrad.
Od: Mi_ki
Do: Lizzy
Temat: Pytanie
Jak się czujesz?
Kiedy nacisnąłem przycisk "wyślij" zaraz tego pożałowałem, ale po sekundzie moją uwagę zwrócił dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałem z niedowierzaniem na rudą, jak wzięła telefon do ręki.
- Kto to? Chłopak? - zapytał Wiktor upijając łyk kawy.
- Nie. - westchnęła odkładając telefon na stół. - Dziewczyna. - i w tym momencie wypluł całą zawartość ust na Konrada, który od razu zerwał się na nogi. Mam ochotę pierwszy raz tego dnia się uśmiechnąć.
- Kurwa, Wik. Jestem cały brudny, a muszę jechać dzisiaj do sądu. - syczy szatyn i próbuje serwetkami choć trochę pozbawić się plam, ale to nic nie daje. - Zajebiście, będę musiał dzwonić do Iwo, żeby przywiózł mi rzeczy na zmianę.
- Wybacz, po prostu... - z szoku nawet nie umie się wysłowić. Tym razem telefon rudej zaczął dzwonić.
- Przepraszam. - z westchnięciem wstała i wzięła go do ręki, po czym wyszła odbierając go po drodze. - Nie mogę teraz rozmawiać... Oddzwonię po pracy. - po czym oparła się plecami, o ścianę i zaczęła pisać.
- To ona jest lesbijką? - szepcze Wiktor.
- Na to wychodzi. - odpowiedział przyjaciel również pisząc do swojej drugiej połówki.
- Kurwa... jaka szkoda... - pokręcił głową, a ja wyciągnąłem swój wibrujący telefon. W tej samej chwili weszła na socjal zdenerwowana Eulalia.
- Czyżby ktoś tu wczoraj nie pobzykał? - szepczę pod nosem, żeby tylko ona mnie usłyszała czytając wiadomość od Elizy.
Od: Lizzy
Do: Mi_ki
Temat: Odp: Pytanie
Nie bardzo rozumiem pytania, ale dziękuję za troskę, panie. Czuję się bardzo dobrze.
Kurwa... no idiota ze mnie. Po chuj do niej pisałem. Co niby miała mi odpisać?
Czując na sobie wzrok rudej, zablokowałem telefon i spojrzałem na nią. Jej karmelowe oczy patrzą na mnie, jak kot szykujący się do ataku, ale na jej ustach pojawia się kpiący uśmieszek. Od razu między nami pojawiło się dziwne napięcie, które nie tylko my wyczuliśmy, bo chłopaki patrzą na nas z zaciekawieniem.
- Mylisz się. - podparła boczki. - Całą noc nie spałam. Za to ty wyglądasz, jakbyś znowu jechał na ręcznym. - uśmiechnęła się i usiadła pomiędzy zaskoczonymi mężczyznami, a ja niewzruszony wyszedłem z pomieszczenia.
Nie masz pojęcia, jak bardzo się myślisz, Szafoni.
Eulalia
Wybierajac się wczoraj do Sebastiana, najwyraźniej zdążyłam zapomnieć, jak niewygodne jest jego łóżko, w dodatkowym pokoju. Chyba już wolę dojeżdżać do Łodzi, z Poddębic od babci, jak spać u niego. Dlaczego wczoraj nie pojechałam prosto do jakiegoś hotelu? Nie tylko wygodnie bym pospała, to jeszcze uniknęłabym pytań.
Jeszcze Roxy nie daje mi spokoju, od rana. Już wczoraj zasypała mnie smsami, na które nie miałam ochoty odpisywać. Może ma racje, może powinnam zostać i z nią porozmawiać, ale ja mam naprawdę krótki lont, który ona wtedy podpaliła i żeby nie wybuchnąć, musiałam się odciąć... na jakiś czas. Chyba musimy zatęsknić za sobą, żeby zrozumieć pewne sprawy. I ja i ona.
Dzięki uporządkowaniu wczoraj swoje stanowisko pracy oraz dokumentów, ustaliłam ze sztywniakiem harmonogram na kilka dni do przodu i od razu wzięłam się za wykonywanie swoich obowiązków. Jakoś niedługo po rozpoczęciu pracy, pojawił się kurier z bukietem kwiatów.
- Pani Eulalia Szafoni? - pyta kurier.
- Tak, to ja.
- Mam kwiaty dla pani.
- Można wiedzieć od kogo? - dopytuję, bo tylko Rusłan... wysyłał mi kwiaty. Czyżby przyleciał do Polski?
- Od pani... Roksany Sury. - uśmiechnęłam się. - Przyjmuje, pani?
- Tak. - wyciągam ręce po bukiet z kolorowych kwiatów i podpisuję dostarczenie. Wśród nich odnajduję liścik.
"Przepraszam, moja Wiewióreczko"
- Byłem pewien, że to ty nosisz spodnie, w tym związku. - powiedział sztywniak opierając się nonszalancko bokiem, o futrynę, w wejściu do swojego gabinetu.
- Dla twojej informacji, to obie bardzo lubimy chodzić, w spódniczkach. Mamy wtedy szybszy dostęp do siebie. - uśmiecham się widząc, jak mruży oczy.
- Ekhem... - spojrzeliśmy na Konrada, który wygląda na rozbawionego. - ...jesteś zajęty?
- Nie. Wchodź.
- Ładne kwiaty.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do socjalu po jakąś szklankę, bo nie liczę na to, że znajdę... o jest! Mam wazon! I to całkiem glamour.
Leon
Wszedłem do gabinetu i usiadłem za biurkiem, czekając, aż Konrad usiądzie na przeciwko mnie i powie mi, o co chodzi. Musiał niedawno przyjechać Iwo, bo wygląda nienagannie, w ciemnozielonym garniturze, świeżą koszulą i nowym krawatem.
- I jak ci się pracuje z Lulą? - zagaduje.
- "Lulą"?
- Eulalią. Lula, to zdrobnienia od jej imienia. - podniosłem brew.
- Już tak blisko jesteście ze sobą?
- Jej nie da się nie lubić. - uśmiechnął się. - Jest bardzo sympatyczna i jest tu dopiero drugi dzień, a wszystko jest tak... jak być powinno. - rozkłada ręce, a ja tego nie komentuję. Doskonale widzę, jak dobrym jest pracownikiem.
Przez moje milczenie, niebieskooki szatyn zaczyna się rozglądać po gabinecie, jakby pierwszy raz tu był lub...
- Jaką masz sprawę do mnie? - wzdycham, a on się ożywił.
- Dobrze, że pytasz, bo w sumie to mam dwie sprawy. Pierwsza to... potrzebuję czwartek i piątek wolny. - kładzie przede mną wniosek, a ja od razu go podpisuję. - A druga, to... może wyszlibyśmy, na jakieś piwo po pracy z resztą?
- Dobrze, ale dziś mam spotkanie z klientem. Najwyżej do was dojadę.
- Dojedziecie. - spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. - Na pewno Lula zostanie z tobą do końca, a ona też z nami idzie.
- Niewystarczająco, że muszę znosić ją, w firmie? - odparłem ze znudzeniem.
- No właśnie, o to chodzi. Chcemy ją przywitać.
- To tylko nowa asystentka. - gaszę jego entuzjazm.
- Ale jaka.
- Dobrze. - wzdycham. - Coś jeszcze?
- W sumie, to nie, ale... nie rozumiem twojej niechęci do niej. Owszem, lubi się z tobą przekomarzać, ale czy to dlatego jesteś dla niej taki oschły? A może dlatego, że między wami coś jest? - patrzy na mnie znaczącym wzrokiem.
- Co ty pieprzysz?
- Gdybyśmy nie dowiedzieli się, że Lula jest lesbijką, to pomyślelibyśmy, że macie się... ku sobie. W końcu kto się czubi, ten się... - przerywam mu.
- Bzdura. Z resztą... jak sam powiedziałeś, ona jest innej orientacji, a ja... mam już kogoś.
- Co? Co? Co? Co? Co? - aż poprawił się na krześle z ekscytacji. - Masz kogoś? Kogo?
- Nie ekscytuj się tak i broń Boże nie mów tego Elenie. - warczę grożąc mu palcem, a on kładzie sobie ręce na sercu i udaje urażonego. - Mówię poważnie, Konrad. Eliza to tylko świetna kochanka, a Elena razem z Liw zaraz będą planować mi ślub.
- Okay, rozumiem. - spojrzał na mnie uważnie. - Jesteś z nią szczęśliwy?
- Spełniony. - poprawiam go.
- A ta kochanka... - wtrącam się.
- Eliza.
- A ta Eliza, nie nadaje się na coś poważniejszego, niż sam seks? - pyta z wyraźną troską.
- Powiem ci wszystko, ale nie teraz i nie tutaj. Po piwie, jak będziemy sami.
- Jasne. - uśmiechnął się i wstał. - Idę do siebie. Muszę przygotować wstępną umowę dla Bąckiego, a potem jadę do sądu.
- To zabieraj się do pracy.
Już miał wychodzić, jak stanął w drzwiach gabinetu i czemuś się przygląda. Słysząc kolejnego kuriera, z jakąś paczką do Szafoni, aż wstałem z ciekawości od swojego biurka i stanąłem obok przyjaciela.
- Kto jest adresatem tej paczki? - zapytała ruda.
- Alicja Korcz. - roześmiała się głośno.
- Dziękuję, ale odmawiam przyjęcia tej paczki.
- Ale... nie mogę jej nie dostarczyć. - obserwujemy zaciekawieni, jak wyjmuje portfel z torebki i wyciągnęła z niego 100 złotych.
- W takim razie, proszę ją dostarczyć pod adres pani Korcz, z tą... karteczką. - Konrad chichocze widząc, jak Szafoni szybko wypisuje na karteczce samoprzylepnej "Szach-Mat, flejo" i przykleja ją na wierzch paczki. - Reszta za fatygę. - kurier się uśmiechnął i podziękował, a ruda odwróciła się do nas.
- Niezbyt bystrą miałeś tą asystentkę. Na szczęście los zesłał ci mnie. - odparła z tą swoją pewnością siebie i usiadła za biurkiem, a Konrad, o mało nie posikał się ze śmiechu.
Wątpię, czy to szczęście mi ciebie zesłało, ale na pewno nie pojawiłaś się w moim życiu bez powodu... tak jak Eliza.
Eulalia
P
atrząc na kwiaty, które pięknie wypełniają przestrzeń, na moim biurku oraz poprawiają jakość powietrza swoją wonią, biorę telefon do ręki i w końcu piszę do Roksany, która jak widać nie poddaje się.
Ja: Dziękuję za kwiaty.
Roxy: Mam nadzieję, że znajdziesz dla mnie dzisiaj chwilę i przyjedziesz na kolację.
Ja: Przyjadę. O której mam być?
Roxy: 19.00?
Ja: Ok.
Pojadę na tą kolację. Pewnie porozmawiamy, może nawet się pogodzimy, ale jak na razie nie zamierzam wracać do jej mieszkania. Chyba za szybko podjęłyśmy decyzję, o wspólnym zamieszkaniu, bo gotka dosłownie mnie osaczyła, a ja tego... nienawidzę.
~***~
Muszę się nieźle kontrolować, żeby nie wybuchnąć, ale to jest cholernie trudne. Zanim przyszedł pan Bącki, który jest jeszcze gorszy, jak mój były szef, sztywniak wytłumaczył mi, z kim mamy do czynienia i co ode mnie oczekuje, a ja chcę mu udowodnić, że jestem profesjonalistką. Niestety, pan Bącki jest bardziej zainteresowany moją osobą, a raczej moją figurą, jak naszymi usługami, które próbujemy mu zaoferować.
- (...) nie tylko ProtectEve zapewni pańskiej firmie 100% bezpieczeństwo. Polecam też zainwestować, w nasz nowoczesny i równie bezpieczny program, który ułatwi przepływ informacji, w firmie oraz komunikację... - w końcu nie wytrzymuję i pochylam się, by spojrzeć tej świnie w oczy. - ...między pracownikami. Przepraszam? - usłyszałam ciche, ostrzegawcze warknięcie, ze strony sztywniaka, ale i tak kontynuuję. - Czy ja pana zanudzam? - klient spojrzał mi w oczy i obleśnie się uśmiechnął.
- Ależ oczywiście, że nie, kiciuś. - ale mnie wkurwił. - Uważam, że ta prezentacja, jest jeszcze bardziej atrakcyjna, gdy prowadzi ją taka przepiękną kobieta. - on ze mną flirtuje.
- Byłabym bardzo usatysfakcjonowana... - pochyliłam się nad nim, ukazując trochę mojego dekoltu, gdzie od razu skupił swój wzrok. - ...gdyby pan naprawdę zainteresował się moją prezentacją.
- Jest fascynujący... co więcej, przekonał mnie, by kupić ten wasz program. Sawicki. - zwrócił się do sztywniaka.
- Winer-Sawicki. - poprawia go.
- Masz już może przygotowaną wstępną umowę?
- Oczywiście. - podał mu teczkę.
- Czy mogę cię prosić, kiciuś, o jeszcze jedną kawę? - uśmiechnęłam się wymuszonym uśmiechem.
- Naturalnie. - po czym z przyjemnością opuściłam gabinet szefa, by choć trochę nie musieć patrzeć na tą obrzydliwą gębę.
Jak ja nie cierpię mężczyzn!
Leon
To spotkanie, z tym wybrednym klientem, miał być też ostatecznym sprawdzianem dla rudej. Bardziej chodziło mi, o jej postawę wobec klienta, który uwielbia piękne kobiety, jak o zaprezentowanie naszych usług oraz nowoczesnego programu, ale to również chciałem sprawdzić. Muszę przyznać, że Szafoni bardzo dobrze się przygotowała. Choć znam swoją firmę od podszewki, z zainteresowaniem słuchałem jej prezentacji. Jest precyzyjna, konkretna i prawie tak piękna, jak brunetka.
Niestety coraz bardziej dostrzegam w niej poirytowanie i w sumie się jej nie dziwię. Bącki ciągle ślini się na widok jej zajebistego tyłka, w tej obcisłej spódnicy, z kuszącym rozcięciem z tyłu, na środku.
Tak... też kilka razy skupiłem wzrok na jej pośladkach, które aż chciałoby się... wychłostać i patrzeć, jak nabierają czerwonego koloru, a potem zerżnąć klepiąc, w wrażliwą od batów skórę, tak jak brunetkę.
Kurwa... muszę przestać porównywać je obie do siebie. To oczywiste, że Eliza jest lepsza, bo jest uległą, za to ruda... pasuje mi na dominę. Wyobrażam ją sobie, w tych skórach, z pejczem w dłoni. Mimo to, ciekawi mnie, jak wyglądałby z nią seks. Poddałaby mi się, czy walczyła, o dominację?
Nagle ściaga mnie na ziemię jej uwaga, która jest nie na miejscu. Kurwa! Znowu to robiłem. Znowu fantazjowałem, o rudej. Czyżby miał za mało seksu? Serio?
Wracając do tematu.
Jestem wściekły na Szafoni, że nie wytrzymała i zwróciła klientowi uwagę, czego nie powinna robić. Na szczęście świetnie z tego wybrnęła, a nawet namówiła tego marudę, na skorzystanie z naszych usług, w jego kolejnej, o innej branży firmie oraz do kupienia prezentowanego programu.
- Muszę przyznać, że coraz to piękniejsze masz te asystentki, Winer. - mówi czytając umowę.
- Przede wszystkim jest bardziej kompetentna i sumienna od poprzedniej.
- A dobrze się pieprzy? - wkurwił mnie tym.
- Rozumiem, że ty każdą swoją pracownicę sprawdzasz pod tym kątem, zanim ją zatrudnisz.
- Niestety, nie mam takiej możliwości, gdyż posiadam żonę, która kręci się po firmie, ale ty jesteś młody, wolny, korzystaj z tego.
Po niedługiej chwili wróciła Eulalia z tacą w dłoni, która pomimo wysokich szpilek porusza się pewnie i z gracją. Widząc dwie małe espresso mam ochotę parsknąć śmiechem. Specjalnie zrobiła mu taką małą kawę, żeby nie siedział dłużej, niż to konieczne. Oczywiście na jej widok przestał czytać umowę i skupił się na jej tyłku. Gdy tylko podała mi kawę, spojrzała mi w oczy pochylając się nade mną, przez co mój penis zareagował na nią.
Kurwa.
- Pozwolisz, Winer, że na spokojnie przeczytam sobie tą umowę i skonsultuję się ze swoim prawnikiem.
- Oczywiście.
- Wybacz też, że nie zamierzam owijać w bawełnę i zapytam wprost twoją asystentkę.
- O co chodzi? - odpowiedziała stając po mojej prawej stronie.
- Jak ci się pracuje z szefem? - to parszywy fiut, ale nie odzywam się, bo chcę się dowiedzieć, co ona mu odpowie.
- Pracuję tu od niedawna i jeszcze nie mam na co narzekać. - zaskoczyła mnie. Sądziłem, że będzie mnie wychwalać, byleby w delikatny sposób odmówić współpracy z nim.
- Gdybyś jednak miała, chętnie zatrudnię cię u siebie, na tym samym stanowisku, z takim samym wynagrodzeniem. - kładzie swoją pieprzoną wizytówkę na moim biurku.
- Po pierwsze, nie stać cię na nią. - warczę, czym zaskakuję ją i Bąckiego. - A po drugie, musisz mieć spore jaja, żeby z nią współpracować. - przesuwam palcem wizytówkę, w jego stronę
Bącki dopija kawę, po czym wstaje zabierając wizytówkę i teczkę.
- Dziękuję za pyszną kawę oraz interesującą prezentację. - ruda tylko skinęła głową, na co mój sprzęt jeszcze bardziej się naprężył. No ma jakieś odruchy uległej.
Pożegnałem się z Bąckim i odprowadziłem go do drzwi. Zauważyłem, że mimo wszystko zostawił wizytówkę na biurku Szafoni.
- I jak? Spisałam się? Będzie jakaś premia? - zapytała kładąc dłonie na kształtnych biodrach.
- Nie. Przez twoją uwagę mógł nawet nie spojrzeć na umowę. - warknąłem.
- Przez moją? - zasyczała. - A kto wyskoczył z tekstem, o męskim przyrodzeniu? Mogliśmy stracić tego klienta, wyłącznie z twojej winy. Kto by pomyślał, że jesteś tak zazdrosny, o swoją asystentkę? - napawa się moją... chwilą słabości.
- Nie jestem. Możesz zrobić, co chcesz. Ja tylko pokazałem mu, gdzie jest jego miejsce. Nie powinien podbierać mi pracowników, przynajmniej nie w mojej obecności. - na chuj ja się jej tłumaczę!? Prawie nigdy tego nie robię.
- Okay. - wzruszyła ramieniem i podeszła do biurka.
Wkurwiony jej obojętnością, uważnie ją obserwuję, gdy bierze do ręki jego wizytówkę.
- Co zamierzasz z nią zrobić? - czy ja naprawdę, o to zapytałem? Kurwa, co mnie to obchodzi!? Co się ze mną dzieje!?
- Jak to co? Wyrzucam ją. - wrzuciła ją do niszczarki, po czym oparła się pośladkami, o biurko i założyła ręce pod biustem, przez co są bardziej widoczne, w lekkim rozpięciu jej koszuli. - No na co czekasz? Rozbieraj się. - aż mnie zatkało.
- Co?
- Pokaż, czy rzeczywiście masz wystarczająco spore jaja, by ze mną współpracować.
Jak to kurwa możliwe, że jestem tak na nią wkurwiony i tak zajebiście podniecony, że mam ochotę pokazać jej najpierw te jaja, a potem zerżnąć ją tak na tym biurku, żeby obijały się one, o tą jej seksowną dupę.
Podszedłem do niej i pochylam się groźnie nad nią, ale ona w ogóle się mnie nie boi. Za to powietrze między nami wydaje się być naelektryzowane. Czuję jak każdy włosek na moim ciele staje dęba.
Co ona ze mną robi?
- Mogę ci je pokazać, ale przecież ty i tak nie zrobisz z nich użytku. - uśmiechnęła się i jeszcze bardziej podniosła dumnie twarz.
- Nigdy nie mów nigdy. - puściła mi oczko, a mnie aż przeszedł dreszcz. - gdy już miałem ją sprowokować do jakiejś interakcji, nagle rozległ się dźwięk wibracji mojego telefonu.
~ Co jest?
~ Długo wam jeszcze zejdzie?
~ Już skończyliśmy. Za niedługo będziemy.
~ Fajnie. To czekamy na was.
Spojrzałem na Szafoni, jak odbija się od biurka i bierze swoją torebkę oraz żakiet.
- Idziemy?
- Tak. Wezwij nam taksówkę. - bez słowa zamówiła ją przez aplikację, w telefonie i mogliśmy ruszyć razem do windy.
Droga do baru zajęła nam w całkowitej ciszy, ale jej obecność bardzo na mnie wpływa i nie rozumiem dlaczego. Owszem jest piękna i mój wzrok często się na niej skupia, ale w końcu to kobieta, o innej orientacji. Mój mózg powinien szybko to przyswoić, że jest niedostępna i dać sobie spokój, ale tak się nie dzieje. Nawet teraz, gdy wchodzimy do baru, wciąż patrzę na jej pośladki.
Przy jednym ze stolików już siedzi Konrad, Wiktor, Ilona oraz Karol, który jest liderem moich informatyków. Dwa wolne siedzenia są na przeciw siebie i bardzo dobrze. Mam dość tego dziwnego napięcia między nami.
Niestety... to rozwiązanie też nie jest za dobre, bo nie mogę przestać się na nią patrzeć. Kurwa... żyło mi się całkiem dobrze, bez dziwnych zachowań mojego ciała lub niepotrzebnych myśli, dopóki ona nie pojawiła się, w moim otoczeniu. Ona i Eliza zrobiły z mojego poukładanego świata istny bajzel, z którym nawet ja nie potrafię sobie poradzić.
Co jeśli Alek ma racje i któraś z nich jest moją przeznaczoną? Jeśli tak... to która?
Eulalia
Bawię się fenomenalnie, na tym integracyjnym wyjściu na drinka, jedynie uporczywy wzrok sztywniaka trochę mi przeszkadza. Co zerkam na niego, to on wciąż mi się przygląda, tymi pochmurnymi oczami, za którymi kryje się coś... intrygującego, niebezpiecznego. Próbuję skupić się na rozmowach, ale moje ciało aż drży, z niewytłumaczalnego podekscytowania. Dokładnie tak samo się czuję, gdy odliczamy sekundy do północy, w sylwestra. Jakbym czegoś nie mogła się doczekać.
- Idę na fajkę. - odparł Karol, a razem z nim wyszła Ilona i Wiktor, który pali tylko okazjonalnie.
- Może nie powinienem pytać, ale ciekawość mnie zżera. - zaczął Konrad. - Czy pan Bącki zdecydował się podpisać umowę?
- Nie, ale jest zainteresowany programem. - odpowiedział sztywniak, w końcu odrywając ode mnie swój wzrok.
- Skoro jest zainteresowany, to dlaczego nie podpisał?
- Bo szty... to znaczy szef wolał pokazać klientowi, gdzie jego miejsce. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
Jestem zła, że przez ich walkę, która chyba miała udowodnić drugiemu, kto ma więcej testosteronu, moja praca prawie poszła się jebać!
- To ty pierwsza zwróciłaś mu uwagę. - powiedział to tym swoim znudzonym głosem.
- Masz rację. Zwróciłam mu uwagę, bo zachował się jak seksistowska świnia, wciąż oblizując się na widok mojego tyłka i nazywając mnie "kiciusiem", ale starałam się później jak mogłam, żeby uratować sytuację. O mało twarz mi nie popękała, jak Lurchowi z rodziny Adamsów, od tego sztucznego uśmiechu. - warczę.
Obaj obserwują mnie w milczeniu, aż nagle Konrad wybucha śmiechem, a szty... to znaczy... Leon, on uśmiechnął się kręcąc głową. Ale ten uśmiech... dosłownie mnie oczarował. Jest jeszcze bardziej przystojny, niż zwykle, gdy jest tylko nadętym dupkiem.
Od tej chwili nie ignorowałam go tak, jak do tej pory. Co trochę nasz wzrok się spotykał i przez chwilę patrzyliśmy na siebie, jakby jedno chciało przyjrzeć drugie na wylot. Ostatni ten kontakt przerwał mi dzwoniący telefon. To Rox!
- Przepraszam. - wstałam i odeszłam od stolika.
~ Tak?
~ Gdzie jesteś? Czekam na ciebie z kolacją, na którą byłyśmy umówione.
~ Przepraszam. Dzisiaj zostałam zaproszona, na integracyjnego drinka i trochę się zasiedziałam. Będę za 30 minut.
~ Ok.
- Coś się stało? - pyta Konrad, kiedy nie siadam na miejsce.
- Tak... bardzo was przepraszam, ale muszę już uciekać. Bawiłam się tak dobrze, że zapomniałam... o swojej randce. - westchnęłam, a oni się zaśmiali.
- Będzie szlaban na seks? - zapytał Karol.
- To zależy, jak jedna drugą będzie przepraszać. - mrugnęłam do niego. - Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj i przepraszam. - wyciągam z portfela 500zł i kładę pod tacę. - Do jutra.
- Ale... - coś chciał powiedzieć przemiły prawnik, ale reszta go zagłuszyła.
- Pa.
- Na razie.
- Cześć. - odpowiedział Leon, tym razem nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego. Znowu jest sztywniakiem. Jest strasznie zmienny.
Mimo to, naprawdę nie mam ochoty ich zostawiać i jechać do brunetki, z którą czeka mnie najpierw nieprzyjemna rozmowa. No nie chcę tak kończyć tego dnia, ale obiecałam. Dlatego stoję z winem w ręku, przed jej drzwiami i czekam, aż mi otworzy. W końcu drzwi się otwierają, a w nich pojawia się Rox ubrana, w całkowicie prześwitującej, czarnej sukience, pod którą ma tylko czerwony komplet bielizny oraz wysokie, sznurowane do kolan szpilki. Wygląda zajebiście seksownie i może gdybym nie była tak zawiedziona jej wczorajszym zachowaniem, to rzuciłabym się na nią, w tym przedpokoju. Niestety... jej mina wskazuje na to, że lekko to nie będzie.
- Hej, wybacz za spóźnienie.
- Gdybym nie zadzwoniła... - założyła groźnie ręce pod biustem. - ...to prawdopodobnie zapomniałabyś, o mnie. - opuściłam skruszona głowę.
- Przepraszam. To jak... wpuścisz mnie?
- Tak... w końcu sama tego nie zjem. - westchnęła.
Wchodząc do mieszkania czuję smakowity zapach oraz widzę, w połowie pustą butelką wina.
- Pięknie pachnie.
- Nie wiem, jakie to będzie w smaku, bo odgrzewałam to już drugi raz. - powiedziała z wyrzutem.
- Roxy, ja już przeprosiłam. Nie musisz na każdym kroku mi to wypominać.
- Ja przynajmniej staram się ciebie jakoś odzyskać. Kwiaty, kolacja, ten strój, a ty masz to gdzieś. - warczy.
- O nie, Rox. Nie odwrócisz kota ogonem. Nie przyjechałam tutaj, żeby cię przepraszać. To ty wczoraj przegięłaś i to ty jesteś mi winna przeprosiny.
- Ale ty mi tego nie ułatwiasz! - wybucha.
- Owszem, dałam plamę, ale już jestem! Zostawiłam towarzystwo i przyjechałam do ciebie! - tym razem to ona opuściła głowę. - Roxy, zrozum... że zależy mi na tobie, ale nie możesz mnie tak traktować. Powinnaś mi ufać.
- To przez to, że prawie nic, o tobie nie wiem.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale uwierz... mi naprawdę jest się ciężko otworzyć.
- Dlatego kółko się zamyka. - westchnęła spoglądając w okno. - I co teraz?
- Uważam, że zbyt szybko podjęłyśmy decyzję, o wspólnym zamieszkaniu.
- Chcesz odejść ode mnie?
- Nie, nie chcę. Tylko się wyprowadzę. - podeszła do mnie.
- Źle ci się ze mną mieszkało?
- Nie. Do wczoraj żyłam, jak w raju.
- I nadal tak może być, Lulcia. - spojrzałam w jej czarne oczy, gdy chwyciła moją dłoń. - Zostań. Proszę. Obiecuję, że już więcej nie będę cię kontrolować i będę cierpliwe czekać, aż się przede mną otworzysz. - zbliża się i całuje moje usta powoli i czule. - Uwielbiam cię, Wiewióreczko. Tak bardzo mi ciebie brakowało w nocy. - zaczynam się rozpływać, gdy schodzi pocałunkami do szyi i ucha.
Poddałam się i kompletnie oddałam rozkosznym uciechom, które zafundowała mi gotka. Nie jest idealna, ale potrafi przepraszać i sprawiać, że tej nocy zapomniałam, o wszystkim i... o tych chmurnych oczach, które tak dziś na mnie działały...
3855 słów.
Witajcie, kochani ❤
Na początek, bardzo chciałam Was przeprosić, że tak długo czekaliście na rozdział, ale wolałam pisać każdego dnia po troszku będąc zadowolona z niego. Nie chciałam pisać coś na szybko i udostępniać byle co.
To wszystko, co chciałam umieścić w tym rozdziale, w końcu udało mi się jakoś z sensem to połączyć. Przynajmniej mam taką nadzieję 😅
I jak? Są już jakieś team'y?
Kto komu kibicuje?
Dziękuję za wszystkie ⭐ i 💬.
Jesteście wspaniali 😘
Pozdrawiam Was serdecznie 🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top