3. Tym razem przegięła.
Leon
Całą sobotę nie mogłem się doczekać wieczoru, żeby móc jechać do klubu. Jak zwykle, z samego rana pojechałem na zakupy, by uniknąć tłumów. W pracy zwykle zamawiamy catering albo wpraszam się na obiad do rodziców i Eleny, ale śniadania i kolacje lubię robić sobie sam, choć to pierwsze ostatnio bardzo zaniedbuję. W locie zabieram chociaż jabłko, które muszą być zawsze w koszyku, na stole.
Z pełnymi torbami wróciłem do swojego mieszkania. Sprzedałem, to M3 po babci Dorocie, które dostałem od rodziców i kupiłem nowoczesny loft. Uwielbiam wysokie pomieszczenia, pełne panoramicznych okien, które mogę w każdej chwili zasłonić grubymi zasłonami działającymi na pilota. Zadbałem o to, by moje wymarzone mieszkanie miało wszystkie możliwe nowinki techniczne, ułatwiające życie.
Może ktoś powiedzieć, że granatowe ściany, ciemnozielone kanapy z fotelami oraz czarne meble i dodatki ze złotymi akcentami, mogą trochę przytłaczać i wnętrze wydaje się zimne i smutne, ale dokładnie taki jestem. To mój azyl i to mnie ma się podobać wnętrze.
Nic nikomu do tego.
Wielki salon posiada również jadalnię, z okrągłym stołem oraz aneks kuchenny. Między dwoma kanapami i fotelami do kompletu, stoi podwójny szklany stolik. Dwa telewizory najnowszej generacji, są powieszone na przeciwległych ścianach. Gdy są nieużywane, zwijają się i pełnią funkcję długich, stylowych kinkietów. Z sufitu również wysuwa się ekran na podwieszony projektor. W czarnych szafkach kryje się barek, szafkę ze słodyczami i kolekcję starych polskich filmów. Kuchnia jest całkowicie czarna, ze złotymi akcentami. Łazienka na dole jest ciemnoszara z białą armaturą, a mały hol, posiada ogromne lustro, wbudowaną szafę i komodę na pierdoły. W dodatkowym pokoju zrobiłem sobie mały gabinet i mini biblioteczkę.
Kolejnym atutem tego loftu, jest ogromny taras, z którego mam piękny widok, na miasto. Taras ma ponad 50m², dzięki czemu mogłem umieścić na nim grill gazowy, rogową kanapę ogrodową i kilka krzeseł oraz dwa wygodne leżaki i mnóstwo iglaków, w donicach. Mieszkanie na ostatnim piętrze, daje mi 100% prywatność i komfort. Jestem wolny od wścibskich spojrzeń sąsiadów, z mniejszego bloku z nad przeciwka. Żaden taras też nade mną, nie zakrywa mi słońca. Jeśli świeci za mocno, wystarczy wcisnąć odpowiedni guzik, w pilocie i wysunie się wiata.
Ale moim ulubionym miejscem w domu, jest otwarta sypialnia na piętrze. Ogromne łóżko, z wysokimi ramami, bym mógł swoją kochankę przypiąć do nich. Po bokach stoją szafki nocne zamykane jak sejfy, w których trzymam wszystkie swoje zabawki lub cenne rzeczy. Tuż obok jest garderoba, w której mam wszystko perfekcyjnie zorganizowane oraz łazienka, moja niebiańska łazienka, w odcieniach beżu, z prysznicem i ogromną wanną, w podłodze. Słabość do wanien zdecydowanie mam po mamie.
O porządek tak dużego mieszkania, nie muszę się martwić, bo dwa razy w tygodniu przychodzi do mnie pani Regina, która co drugi dzień sprząta u nas, w firmie oraz na mycie okien, raz w miesiącu, zamawiam już specjalną ekipę, z odpowiednim sprzętem. Dlatego do południa leżę na leżaku, z podsuwanym stoliczkiem i porządkuję swój terminarz oraz czytam maile.
Po obiedzie wybrałem na się na basen, a po nim ze zniecierpliwieniem czekam, aż czas zacznie płynąć szybciej, szykując sobie kolację. Mam ochotę już teraz jechać do klubu, ale po co, skoro jesteśmy umówieni na 20.00? Z resztą to uległa powinna czekać na pana, a nie on na nią.
Kiedy wysłałem wiadomość, z prośbą o transport, otrzymałem informację, że czas oczekiwania wynosi, prawie godzinę.
Kurwa jego mać... Wpada się spóźnić, ale nie aż tyle!
Wychodzę z siebie, gdy gotowy do wyjścia czekam na transport. Mogłem się domyślić, że w sobotę ten klub będzie mieć takie oblężenie i zamówić go na ustaloną wcześniej godzinę. Wkurwiony, w końcu dojechałem na miejsce.
Od razu po wejściu na salę wspólną zauważyłem, jak jakiś złamas szarpie moją Elizę. Dopiero wtedy moje wkurwienie sięgnęło zenitu. Od razu ruszyłem szybkim krokiem, by pokazać temu chujowi, do kogo należy brunetka i że nie ma prawa jej dotykać.
Ona jest moja!
Gdy tylko ochrona wyprowadziła sukinsyna, zlabrałem brunetkę do pokoju, która uprzednio posłusznie założyła smycz. Dopiero w pokoju, mogłem się jej przyjrzeć. Na szczęście oprócz tworzących się siniaków na jej ramieniu, nic jej nie jest. Po tym, jak potraktował ją ten skurwiel, nie chciałem tak od razu przejść do ostrych zabaw. Zrobiliśmy to stopniowo zaczynając od zwyczajnego seksu, zwanego powszednie "waniliowym".
Przez ostatnie lata, prawie wcale go nie uprawiałem, a przy Elizie coraz częściej mi się to zdarza, co jest absurdalne. Ten klub jest naszym rajem, a my nie tylko jesteśmy stworzeni do swoich ról, ale i też idealnie... dopasowani.
Popijając szampana leżymy razem w wannie, na przeciwko siebie i kurwa nie wiem jak to możliwe, ale po upojnie spędzonej nocy, nadal jesteśmy na siebie napaleni.
- Panie? - pyta odkładając szypułkę od truskawki na talerzyk.
- Tak?
- Czy mogłabym sprawić ci przyjemność, na koniec tego spotkania, panie?
- Nie krępuj się. - ostrożnie zmieniła pozycję i weszła na mnie.
Najpierw zwolniła zawór, a potem złączyła nasze usta, w gorącym pocałunku, który smakuje szampanem i owocami, w czekoladzie. Potem przechodzi pocałunkami do mojej szyi i torsu, co zajebiście mnie podnieca. Kiedy wody jest tylko na dnie wanny dokładnie obserwuję, jak zalizuje z mojego penisa preejakulat, jakby lizała wodnego loda.
Jestem zajebiście podniecony i nie mogę się doczekać, aż weźmie go do ust. Uwielbiam, gdy swoimi ustami rozpieszcza mój sprzęt, dlatego wygodniej się rozsiadłem i gdy już miałem poddać się przyjemności nagle rozwył się alarm przeciwpożarowy. Eliza przerwała lizanie, bo nawet nie zdążyła wziąć go do ust i zaczęła się rozglądać.
- Kurwa... - warknąłem.
- Czy to możliwe, że robiliby nam tylko próbę, czy naprawdę coś się pali? - pyta zapominając, o swojej roli.
- Wątpię.
Patrząc na to, że drzwi od naszego pokoju same otworzyły się na oścież, a ludzie zaczęli pospiesznie wychodzić, z innych pokoi, na tym piętrze, sami zaczęliśmy się zbierać. Mimo szybkiego ubierania się, z przyjemnością obserwowałem brunetkę, jak szuka swojej bielizny i ją na siebie ubiera. Z przejęcia miała problem, z zapięciem biustonosza, więc ochoczo jej pomogłem, by jeszcze przez chwilę pozachwycać się jej aksamitną skórą.
- Dziękuję, panie. - albo wróciła do swojej roli, albo wcześniejsze zdanie po prostu jej się wymskło... jak nieraz coś Elenie.
Kurwa... klub jest jedynym miejscem, gdzie nie myślę, o swojej szwagierce. Przyłapuję się nawet na tym, że częściej myślę w ciągu dnia, o Elizie, jak o śliweczce.
Przy wyjściu z pokoju, nie zakładam jej smyczy, gdyż jest to zakazane podczas ewakuacji. Nigdzie nie widać dymu, ale czuć zapach spaleznizny. Jestem też zdziwiony, czemu tryskacze niezadziałały.
Zeszliśmy na dół do sali wspólnej, gdzie ochrona sukcesywnie wpuszcza zdezorientowanych ludzi do szatni. Kiedy przychodzi kolej na Elizę, nagle chwytam ją za rękę.
- Kiedy zobaczymy się ponownie?
- Środa? - znowu przestała być uległą.
- Dopiero?
- Nie wiem jak ty, ale ona ma swoje życie. - mówi jakaś blondynka, z bransoletą dominy i dziwnym tatuażem feniksa na ramieniu.
- Będziemy w kontakcie, panie. - skinęła głową i razem, z przewracającą oczami blondynką, weszła do szatni.
Po powrocie do domu zamiast iść spać, złamałem własne zabezpieczenia i przejrzałem monitoring. Faktycznie wybuchł mały pożar. Jakiś idiota rzucił spodnie na świeczki i nie zorientował się, że coś się jara, dopóki tylko w tym pokoju, nie włączyły się tryskacze. Przez tego debila zostałem pozbawiony nieziemskiego loda i dopiero zobaczę się z Elizą, w środę.
Zasypiam zastanawiając się, o tym... kim jest i jak wyglądałoby moje życie, gdybym miał ją cały czas przy sobie.
~***~
Mimo niewyspania, pojawiłem się w biurze już, o 8.00, by być bardzo dobrze przygotowany, na pierwszy dzień, z moją nową asystentką. Patrząc na zegarek dopijam kawę. Jest 8.50. Nie rzucam słów na wiatr. Szafoni ma dokładnie niecałe dziesięć minut na to, żeby się poja...
- Dzień dobry. - mówi ruda, gdy wchodzę do pokoju socjalnego, z pustą już filiżanką.
Siedzi przy okrągłym stole, z założoną nogą na nogę i przegląda coś w telefonie. Obok niego stoi parująca kawa i papierowa miseczka, z malusieńkimi pączkami. Jest ubrana, w bardzo obcisłą, ołówkową spódnicę, w musztardowym kolorze, białą koszulę i beżowe szpilki, a ciemnozielony żakiet przewiesiła przez oparcie krzesła.
Dopiero teraz w świetle dnia widzę, że jej suche, długie włosy, są takiego samego koloru, co oczy... karmelowe. Razem, z opaloną skórą tworzy to, zachwycającą i interesującą dla oka mieszankę.
- A co ty tu robisz? - pytam z poirytowaniem. - Jesteś za wcześnie.
- Czyżby ktoś tu wczoraj nie pobzykał? - przymrużyłem oczy.
- Mówiłaś coś?
- Mówiłam, że nie będę siedzieć dziesięciu minut w aucie pod firmą. - powiedziała to tak poważnie, że tylko przez chwilkę zastanawiałem się, czy rzeczywiście się nie przesłyszałem. - Skoro przyjechałam wcześniej, to chyba mogłam zrobić sobie kawę przed pracą. - podkreśliła dwa ostatnie słowa.
- Wątpię, że zdążysz ją wypić, skoro już jest za siedem dziewiąta.
- Dobra kawa musi parzyć w język. - uśmiecha się i wznosi filiżankę, jak drinka do toastu, po czym patrząc mi w oczy, piję ją. - Proszę... - podsuwa talerzyk. - ...poczęstuj się.
- Równo, o 9.00 widzę cię w moim gabinecie. - biorę jednego pączka i wychodzę.
- Będę za jeden dziewiąta, żebyś nie miał na mnie haka i nie ma za co... dupku. - westchnąłem słysząc co dodała po chwili po cichu.
To może być dłuuugi dzień, a do środy jeszcze tyle czasu.
Eulalia
Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem wredna i przyjęłam się do pracy tylko po to, by zrobić na złość temu sztywniakowi, a tak nie jest... no dobra, jest.
Jestem wredna, mściwa i pyskata, a on zdecydowanie zasługuje na to, żeby go tak traktować. Co z tego, że jest szefem? To ja jestem mu potrzebna, a nie on mnie. Mimo to, nie zamierzam przeginać, bo chcę udowodnić Roxy, że jestem odpowiedzialna i mogę mieć stałą pracę, z której jestem zadowolona. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Tak jak zapowiedziałam, wkroczyłam do jego gabinetu pewnym krokiem, gdzie czekał już na mnie sztywniak i wcześniej poznany dyrektor, który dziwnie się uśmiechnął na mój widok. Po przywitaniu się z nim, otrzymałam umowę do przeczytania i podpisania. Potem dostałam zaprogramowanego na mnie badga i wszystkie kody oraz zostałam oprowadzona po firmie przez Wiktora, z którym jestem już po imieniu. Później usiadłam przy swoim biurku, który jest od razu przy wejściu do gabinetu prezesa i wzięłam się za ogarnianie tego chaosu, który zostawiła moja poprzedniczka.
- Co tu się, kurwa, dzieje i co to za zapach? - mówię sama do siebie.
- O co chodzi? - pyta oschle szef, którego nie zauważyłam.
- Czy poprzednia twoja asystentka zrobiła mi na złość i specjalnie zrobiła taki bajzel odchodząc, czy to była typowa blondynka, z kawałów i zatrudniłeś ją z litości? - nie skomentował tego, jakbym trafiła w samo sedno. - Od kiedy miejsce faktur, jest w segregatorze z raportami... wskazuję ręką na pootwierane segregatory. - ...a umowy z kontrahentami upieprzone... kawą i wrzucone niedbale do szuflady?
- Liczę, że to ogarniesz.
- Ogarnę i to jeszcze dzisiaj, żebym mogła od jutra pracować tak, jak należy. - otwieram kolejną szafkę i aż mnie odrzuciło do tyłu, czując smród wydobywający się z niej. - O kurwa... - chwytam się za usta i jedną ręką wyciągam źródło smrodu. - Czy to... pierogi wonton? - wkurzony sztywniak złapał pudełko z logo chińskiej knajpy i wyrzucił do kosza. - Co robisz?
- Sprzątnąłem śmieci. A ty, co robisz? - pyta, gdy podchodzę do kosza i z powrotem wyciągam śmierdzące pudełko, z popleśniałymi pierogami.
- Jak to co? Przygotuję prezent pożegnalny, dla tej... pani. W końcu musi odebrać swoje osobiste rzeczy. - uśmiecham się złośliwie i po wrzuceniu tego dania do folii, odłożyłam do pudełka z prywatnymi rzeczami byłej asystentki, a szef wrócił do swojego gabinetu kręcąc głową.
Gdy po uporzadkowaniu wszystkiego oraz umyciu i wywietrzeniu tej szafki, wzięłam się za pakowanie "prezentu". Nie sądziłam, że jeszcze dziś będę miała okazję go wręczyć.
Pół godziny przed moim wyjściem, pojawiła się jakaś rozjuszona blondynka. Dosłownie jest tak wściekła, jak ja w zeszły piątek!
- Z drogi. - warczy na mnie.
- Grzeczniej, to po pierwsze, a po drugie, czy była pani umówiona? - pytam z sztucznym uśmiechem.
- A ty kim, kurwa, jesteś?
- Eulalia Szafoni, nowa asystentka Leona Winer-Sawickiego.
- To kutas jeden. - zaklęła siarczyście, a ja muszę się nieźle wysilić, żeby nie pierdolnąć śmiechem i zachować profesjonalną powagę.
Już podoba mi się ta praca.
- Proszę się uspokoić, usiąść i poczekać. Zapytam, czy prezes panią przyjmie. Jak nazwisko? - nabijam się z niej.
- Spierdalaj... - już mam jej powiedzieć coś bardziej dosadnego, jak usłyszałam za sobą głos ciemnego blondyna. Aż ciarki mi przeszły słysząc ton jego głosu.
- Uważaj na słowa, Korcz, bo zwolnię cię dyscyplinarnie.
- Nie masz prawa.
- To ty, nie masz prawa obrażać mojego pracownika tylko dlatego, że skurpulatnie wykonuje swoje obowiązki. Zanim wpuszczę cię do siebie na rozmowę, masz przeprosić Eulalię. - warczy.
- Ani mi się śni. - prychnęła, po czym wepchnęła się do jego gabinetu.
- Zrobić kawę?
- O tak! Naucz się, że temu dupkowi, trzeba robić kawę, co trzy godziny! - krzyczy blondynka.
- Nie trzeba. Ta pani zaraz wychodzi. - przytaknęłam i z przyjemnością wzięłam się za przystrajanie prezentu, dodając jeszcze "uroczą" karteczkę.
"Powodzenia, w szukaniu nowej pracy... flejo"
Leon
Jak tylko usłyszałem wściekły głos Alicji, od razu wstałem od biurka. Poznając się już trochę, na mojej nowej asystentce, obawiałem się tego starcia, ale Szafoni zachowała się całkiem profesjonalnie. Jedynie Korcz przegięła zwracając się tak do rudej i na pewno nie ujdzie jej to płazem.
- Jak śmiałeś nasłać na mnie ZUS!? - jestem mile zaskoczony, że tak szybko ją odwiedzili.
- Miałem podstawy sądzić, że twoje zwolnienie jest tylko wymówką, by nie odrabiać ostatniego miesiąca.
- Przez ciebie muszę się tłumaczyć!
- Gdybyś nie uniosła się dumą i nadal pracowała, to nic takiego nie miałoby miejsca. - mówię patrząc na nią znudzonym wzrokiem.
- Nie masz pojęcia, jak ja cię nienawidzę. - syczy. - Życzę ci, żeby ciebie tak któraś potraktowała, jak ty mnie. Zrobiłeś mi z życia piekło.
- Nie rozczulaj się nad sobą. Z tego co wiem, to związek ze mną przynosił ci dużo satysfkacji oraz jeszcze więcej profitów, za które między innymi zostałaś zwolniona. - zauważam.
- Byłam przy tobie, gdy otwierałeś tą firmę. Pomagałam ci, a ty mi się tak odwdzięczasz?
- Tak dla ścisłości, to do wszystkiego doszedłem sam. Ty byłaś tylko moją kochanką, która została zatrudniona przeze mnie, na stanowisko asystentki.
- Którą pieprzyłeś kiedy chciałeś.
- Skończyłaś już? Jeszcze mam trochę pracy, przed wyjściem.
- Nie licz na to, że tu wrócę. Mam podstawy do tego, by siedzieć na zwolnieniu i ani ty, ani ZUS nic nie możecie mi zrobić. Przegrałeś, o wielki Leonie. - zadrwiła chcąc mnie sprowokować.
Powinna wiedzieć po tylu latach, że ciężko jest to zrobić. W końcu nie jedną awanturę mi przez to robiła.
- W takim razie, życzę ci zdrowia. - mówię otwierając jej drzwi.
Mam ochotę wybuchnąć śmiechem widząc Szafoni, jak stoi obok swojego biurka, z jej rzeczami w pudełku i tym śmierdzącym prezentem.
- Proszę, o to pani prywatne rzeczy. - podaje jej pudło.
- A to, co niby ma być?
- Pracownicy zrobili zrzutkę, na prezent pożegnalny dla pani. - niczego nieświadoma blondynka uśmiechnęła się, a ja znowu pokręciłem głową. Wkurwi się na cacy, jak odkryje, co jest w środku. - Proszę tylko wybaczyć, że nie miałam czasu tego ładnie zapakować. - nie ma co, ruda świetnie gra.
- Nie szkodzi. Dziękuję za prezent.
- Ależ nie trzeba. To drobiazg. Taka mała pamiątka, żeby miło nas pani wspominała. - uśmiecha się przebiegle.
- Och, jakie to słodkie. Do widzenia.
- Do widzenia... - oboje odprowadzamy ją wzrokiem, zanim nie zniknęła za zakrętem korytarza. - ...brudasie. - dodała, po czym podniosła słuchawkę i połączyła się bodajże z ochroną.
~ Panie Januszu, mówi Eulalia Szafoni, nowa asystentka pana prezesa. Na jego prośbę, proszę wypuścić panią Korcz i więcej nie wpuszczać. Pani Korcz już nie jest pracownikiem firmy ProtectEve i ma zakaz wstępu do biura. Dziękuję.
- Jesteś niemożliwa. - skwitowałem, co rzadko robię.
- Za to szef, to chyba działa tak na wszystkie kobiety, bo wpadają tutaj niczym burza chcąc prawie cię zabić. - zaśmiała się siadając za swoim biurkiem, na którym stoi odświeżacz do toalet, a ja wróciłem do siebie i dopiero po zamknięciu za sobą drzwi, pozwoliłem sobie na cichy śmiech, wyobrażając sobie minę Alicji, jak odpakuje ten prezent.
Wiktor ma rację... ta kobieta, to petarda i świetna profesjonalistka. Jest czasami wkurwiająca, ale bardzo bystra i inteligentna. Po prostu muszę uważać, żeby z nią nie zadrzeć, jeśli chcę mieć święty spokój.
Eulalia
Już miałam wysiąść z auta i iść do mojej laseczki, jak zadzwonił mój telefon. Widząc wiecznie uśmiechniętą buzię mojej siostry uśmiechnęłam się.
~ A czemu... ty jeszcze... nie śpisz, Esti? - mówię powoli, bo patrzę na zegarek i liczę, jaka jest u niej godzina.
~ Bo tylko, o tej godzinie mogę z tobą szczerze porozmawiać. - zmarszczyłam brwi opierając się wygodniej plecami, o fotel.
~ Co się dzieje?
~ Coś złego dzieje się z Ernim.
~ Co masz na myśli?
~ Jest jakiś dziwny. Ciągle chodzi naburmuszony i prawie w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju.
~ Próbowałaś z nim rozmawiać?
~ Jasne, ale mnie spławił mówiąc, że jestem za mała. - westchnęłam.
~ Esti, on się zakochał i to dlatego jest taki niedostępny.
~ Tylko, o to chodzi?
~ Założę się, że tak.
~ Dziadek ma racje. Miłość jest gorsza od sraczki.
~ Esti! Nie mów tak.
~ No co? Miłość jest przereklamowana.
~ Nieprawda.
~ To czemu nadal jesteś starą panną? - aż buzię otworzyłam.
~ Po pierwsze, nie jestem stara. - burknęłam. - A po drugie, nadal szukam... tego kogoś, dla kogo moje serce szybciej będzie biło.
~ To dlatego nie wyszłaś, za Rusłana? - westchnęłam.
Nie zamierzam mieszać dwunastolatce, w głowie i tłumaczyć jej, dlaczego zerwałam zaręczyny kilka dni przed ślubem i wyjechałam z Singapuru.
~ Też. - wzdycham.
~ Moje serce bije szybciej, na widok pana od chemii i uwierz mi, na pewno to nie jest miłość. - zaśmiałam się.
~ Oj, Esti, Esti. Po prostu obserwuj Erniego i gdyby działo się coś złego, to daj mi znać.
~ Przyjedziesz? - zacisnęłam oczy.
~ Przyjadę.
~ To dobrze. Kocham cię i tęsknię.
~ Ja też was kocham i bardzo tęsknię. Uważajcie na siebie.
~ Ty też.
Wolałabym nie pojawiać się w Singapurze, ale dla dobra własnej rodziny, jestem gotowa stanąć twarzą w twarz, z Rusłanem.
W końcu wysiadłam z auta i udałam się do mieszkania. Już od wejścia czułam, że coś jest nie tak. Coś wisi w powietrzu i wybuchnie za kilka sekund...
- Z kim rozmawiałaś, tyle czasu przez telefon? - pyta brunetka stojąc, z założonymi rękami na biuście.
- Z siostrą.
- To dlaczego nie mogłaś z nią porozmawiać w domu, tylko siedziałaś w aucie? - zaczyna mnie to irytować, ale nie daję się sprowokować. Nie chcę się z nią kłócić, bo znów postawi mi ultimatum. Może nie jestem na jej łasce, ale bardzo zależy mi na niej.
- Bo zadzwoniła do mnie, gdy akurat miałam z niego wysiadać. - podchodzę do niej i kładę ręce na ramionach, a ona patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem. - Roxy... no co ty. - chcę dać jej buziaka, ale się odsuwa.
- Pokaż mi telefon. - aż mnie zatkało.
- Słucham?
- Pokaż mi swój telefon. Chcę sprawdzić, czy faktycznie rozmawiałaś z siostrą. - moja irytacja ewoluowała, w totalne wkurwienie, ale mimo wszystko pokazuję jej swój telefon. - Kim jest "Estera"?
- Moją siostrą.
- I masz ją tak zapisaną?
- A jak miałam ją zapisać? - syczę. - Siostra Estera? Co to, zakonnica? - dosłownie buzię otwieram, gdy wybiera do niej numer. - Co ty robisz? Ona już śpi!
- O tej godzinie? - spojrzała na mnie podejrzliwie.
~ Lula... coś się dzieje? - odzywa się głosik mojej siostry.
~ Nic, nic, Esti. Przez przypadek wybrałam twój numer. Przepraszam. Śpij dalej, gwiazdko.
~ Aha. Dobranoc.
~ Dobranoc.
Po rozłączeniu się wyciągam rękę po telefon, ale Roxy coś nadal, w nim sprawdza.
- Dlaczego twoja siostra śpi, po godzinie 16.00?
- Bo u niej jest po 23.00. - zrobiła zdziwioną minę.
- To gdzie ona mieszka?
- W Azji. Możesz w końcu oddać mi telefon? - warczę.
- Moment. Jeszcze sprawdzam wiadomości i maile.
- Okay. - nie wytrzymałam i poszłam do sypialni, żeby spakować swoją torbę. Tym razem przegięła.
Nie pakuję wszystkiego, tylko najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Nie mam ochoty zostać tu z nią, a tym bardziej spać w jednym łóżku. Nie po tym, co zrobiła.
- Dobrze, miałaś rację, prze... - przerwała wchodząc do sypialni. - ...co ty robisz? - nie odpowiadam. - Odchodzisz? Ocipiałaś?
- Ja? To ty, na każdym kroku mnie kontrolujesz.
- Dziwisz mi się? - syczy. - Mieszkam z dziewczyną, o której nic nie wiem. W życiu nie żyłam, w takiej niewiedzy i niepewności.
- I jak? Zyskałaś tą pewność przeglądając mój telefon? - pytam z ironią.
- Lulcia... nie rób tego. - prosi.
- Nie, Rox. Przegięłaś. Może jestem skryta i nie opowiadam ci, o swojej przeszłości, ale cię nie oszukuję! - biorę walizkę i wychodzę ze sypialni.
Po drodze kładę kluczę od jej auta na komodzie i wychodzę z mieszkania, po czym wzywam taksówkę i jadę do kuzyna, od którego kilka miesięcy temu się wyprowadziłam.
Super.
Leon
Zdążyłem wyjść spod prysznica i miałem się już położyć, jak usłyszałem dźwięk powiadomienia, o nowym mailu. Jestem mile zaskoczony widząc nadawcę.
Od: Lizzy
Do: Mi_ki
Temat: Niespodziewane spotkanie
Czy masz dziś ochotę na spotkanie, panie?
Od: Mi_ki
Do: Lizzy
Temat: Odp: Niespodziewane spotkanie
Tak. Musisz dokończyć to, co zaczęłaś ostatnio.
Za pół godziny w klubie.
Od: Lizzy
Do: Mi_ki
Temat: Odp: Niespodziewane spotkanie
Z przyjemnością, panie.
Z uśmiechem na twarzy zamówiłem transport, który pojawi się w przeciągu 10 minut, a nie tak jak ostatnio, godziny i zacząłem się zbierać.
Dojeżdżając na miejsce, wysiadam z auta i kieruję się do ochrony, która stoi przy jednych i drugich drzwiach, lecz za nim wszedłem, zauważyłem, że na podziemny parking wjechał jeszcze jeden samochód, z którego wysiadła ona. Moja uległa. Moja najlepsza w życiu kochanka.
Wygląda olśniewająco w czarnej, koronkowej i bardzo eleganckiej sukience i wysokich, czarnych szpilkach. W dłoni trzyma czarną kopertówkę, a połowę jej twarzy zasłania czarna maska, która idealnie podkreśla jej krwiście czerwone usta, które już za chwilę poczuję na swoim penisie.
Szybko się przebrałem w szatni i wyszedłem z niej, by poczekać na nią. Nie chcę, by znowu doszło do takiej akcji, jak ostatnio. Tutaj jest mnóstwo pięknych kobiet, ale to Eliza jest z nich najbardziej naturalna i skromna. Na dodatek potrafi być uległą, o której marzy każdy domin.
Po chwili wychodzi ze swojej szatni, ubrana juz tylko w koronkowe body i już ma pewnie zamiar iść do baru, jak stanęła nagle na mój widok.
- Już jesteś, panie. - stwierdziła.
- Tak. Czekałem na ciebie. - opuściła głowę.
- Wybacz, za spóźnienie, panie. - podszedłem do niej i zapiąłem jej smycz.
To napięcie między nami jest nie do wytrzymania. Zajebiście jej pragnę.
- Kara cię nie ominie. - warknąłem i pociągnąłem ją w stronę pokoi.
Już po wejściu do pokoju rzuciłem się na nią, jak wygłodniałe zwierzę. Nie mam pojęcia, dlaczego przy niej tracę kontrolę nad sobą. Im więcej biorę w posiadanie jej ciało, tym coraz bardziej jej pragnę. Nie mogę się nią nasycić. No kurwa wiele kobiet miałem, bo szukałem tej odpowiedniej, która podzielałaby moje preferencje, ale brunetka jest wyjątkowa. Chcę mieć ją na wyłączność.
- Dlaczego dzisiaj nagle znalazłaś czas? - pytam odrywając się od niej, a ona oddychając ciężko patrzy przez chwilę na mnie.
- Chyba nie powinniśmy rozmawiać, na ten temat, panie. - pierwszy raz mi się sprzeciwiła, ale słusznie. Nie mogę ją wypytywać, o prywatne życie, ale muszę to wiedzieć, czy ona też mnie tak pragnie, jak ja jej.
- Masz rację, nie powinniśmy, ale nie ukrywam, że chcę się z tobą częściej spotykać. Dlatego muszę wiedzieć, od czego zależna jest częstotliwość naszych spotkań.
- Od... - opuściła głowę. - ...wyjazdów w delegację mojego męża... panie. - poczułem nieprzyjemny ucisk, w środku.
- Czyli on nie wie, że tu przychodzisz.
- Nie, panie.
- Kochasz go? - nie udało mi się powstrzymać warkotu.
- Nie, panie. Gdybym go kochała i potrafił mnie w ten sposób zaspokoić, nie przychodziłabym tutaj... do ciebie. - chwyciłem jej szczękę i przybliżyłem twarz do jej ust, które kurwa kuszą mnie, żeby je całować, ale tego nie robię.
- Jesteś gotowa na naprawdę ostre rżnięcie?
- Marzę, o tym, panie. - czuję, jak jej ciało drży z ekscytacji.
- Doskonała odpowiedź, ale najpierw... masz skończyć to, co zaczęłaś.
- Tak jest, panie. - puściłem ją, a ona opadła na kolana.
Jestem zajebiście wkurwiony sam na siebie, że złamałem zasadę i wiem, o niej coś, czego nie powinienem. Bez tej wiedzy, czułem się o wiele lepiej, a teraz... jestem, o nią zazdrosny.
Kurwa!
Przez nerwy, byłem trochę bardziej brutalniejszy niż zwykle, ale Eliza krzyczała z rozkoszy, więc bez żadnych wyrzutów sumienia doprowadzałem nas oboje do szaleństwa.
3880 słów.
Witajcie, kochani ❤
I jak Wam się podoba początek współpracy Leona i Luli?
Czy Lula może być zagrożeniem dla Elizy?
Dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki ⭐ i komentarze 💬, nie tylko na wattpad 😘
Pozdrawiam Was serdecznie🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top