26. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
Leon
Minęły trzy pełne dni, odkąd Lula dowiedziała się o Elenie i udała się akcja odbicia Roksany z rąk singapurskiej mafii. Niestety od tych trzech dni czuję się, jakbym wrócił do punktu wyjścia. Narzeczoną mam tylko z nazwy i obawiam się, że jeśli czegoś z tym nie zrobię, to ją stracę.
Od trzech dni kobieta mojego życia, jest tylko moją asystentką oraz towarzystwem do dzielenia w nocy łóżka. Rozmawiamy tylko na służbowe tematy i z grzeczności odpowiada mi na pytanie, co u gotki, bo codziennie po pracy jeździ do niej do szpitala. Wraca dopiero wieczorem, po czym od razu idzie do łazienki, a potem się kładzie spać.
Kiedyś, jak Korcz próbowała na mnie coś wymusić "cichymi dniami" nie przejmowałem się tym, a teraz? Mam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok z tej frustracji. Niby mam ją tak blisko, bo na wyciągnięcie ręki, a wydaje się być tak daleko.
Oczywiście, że próbowałem porozmawiać z nią na temat Eleny, ale zawsze mnie zbywa jakąś wymówką typu: "boli mnie głowa", "jestem zmęczona", "nie mam teraz czasu, muszę nadrobić zaległości". Za to ostatnie zdanie sam sobie mogę podziękować, bo nadal nie może do mnie dotrzeć, że ruda jest kimś zupełnie inny niż była Korcz.
Nie chciałbym, by Eulalia jako moja żona prowadziła ze mną moją firmę, przynajmniej nie teraz, ale nie mogę jej też tak traktować, jak kiedyś Alicję. Niestety za późno doszedłem do takich wniosków, bo oboje tkwimy w tym zawieszeniu, a ja nie mam pojęcia, jak to naprawić.
Tęsknię za nią.
Nawet schowałem dumę do kieszeni i poprosiłem brata oraz szwagra o radę, ale nie potrafili mi pomóc.
- Dzisiaj też jedziesz do Roksany? - pytam, gdy kładzie przede mną potrzebne mi dokumenty.
- Tak... ale wrócę bardzo późno. Nie czekaj na mnie. - czyżby kolejna wymówka, by uniknąć rozmowy ze mną?
Dobrze, że jutro jest sobota i nigdzie mi już nie ucieknie.
- Zamierzasz tam spać? - pytam z lekką nuta podszczypliwości.
- Nie. Twoja siostra zaprosiła mnie na drinka na mieście.
Co?
Przecież Liwka nadal karmi małą Blankę. Ale okay, zagram w tą jej grę.
- Rozumiem. W taki razie, baw się dobrze. Daj mi tylko znać, że kończycie, to przyjadę po...
- Nie trzeba. Wrócę taksówką.
- Dobrze. - zabrała pusta filiżankę po mojej kawie i wyszła z mojego gabinetu.
Od razu chwyciłem telefon do ręki i napisałem do siostry.
Ja: Umówiłaś się z Lulą na drinka?
Liw: Tak, ale ja jestem tylko przykrywką. To Alek ma się z nią spotkać.
I wszystko jasne.
Jestem tylko ciekaw, co ten mój brat kombinuje i czy swoim kolejnym "genialnym planem" nie pogorszy już i tak mojej kiepskiej sytuacji.
Eulalia
Gdy wybija prawie 16.00, udaję się do biura Leona, by się odmeldować, co robię ostatnio niechętnie. Najchętniej przeszłabym na pracę zdalną, by nie musieć tak często na niego patrzeć. Sam jego widok sprawia mi ból. No nie potrafię wyrzucić z głowy to, co mi wyznał. Za każdym razem chce mi się płakać, jak tylko pomyślę, że mój narzeczony, być może do dziś kocha się w swojej bratowej, a ja jestem tylko planem B. Kimś, kto ma za zadanie tylko zaspokoić jego potrzeby.
Pewnie dlatego tak rzadko mi mówił że mnie kocha, żeby nie kłamać i nie mieć wyrzutów sumienia.
Cały czas się zastanawiam, dlaczego nadal u niego mieszkam, skoro czuję się tak samo żałośnie, jak po zdradzie Rusłana. Może dlatego, że Rusłana nigdy tak mocno nie kochałam, jak Leona i moje serce nie chce się poddać, choć rozum to już dawno sobie odpuścił.
Choć serce bije mi jak szalone za każdym razem, gdy mam stanąć z nim twarzą w twarz, przybieram maskę obojętności, nie chcąc mu pokazać, jak bardzo mnie zranił.
Jak tylko weszłam do środka, skupił na mnie swój pochmurny wzrok, co ostatnio robi nagminnie. Przecież ten pracoholik rzadko zwracał na mnie uwagę, gdy był zajęty pracą, a ostatnio ma jej bardzo dużo i zostaje po godzinach.
- Jest już prawie czwarta. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, zanim wyjdę z firmy? - jego oczy aż mnie przeszywają.
- Nie. Poradzę sobie.
- Dobrze. W takim razie... cześć.
- Do zobaczenia.
Pospiesznie wyszłam z jego gabinetu i po zabraniu torebki z biurka, udałam się do windy, gdzie przez aplikację zamówiłam sobie taksówkę.
Z niewielkimi reklamówkami weszłam na oddział, gdzie przebywa Roksana. Mimo strzelaniny pomiędzy antyterrorystami a gangsterami, nie została ranna, ale była wycięczona i mocno przeziębiona. Ma zostać jakiś czas w szpitalu, by nie dopuścić do zapalenia płuc.
- Zabronię Ci tu w końcu przychodzić, jak wciąż będziesz robić mi zakupy. - mówi, jak tylko wchodzę do jej sali. - Czy ty rozumiesz, że ja nie jestem w stanie tego wszystkiego przejeść? - wskazała ręką na szafkę, na której stoją owoce z wczoraj.
- Cieszę się, że dochodzisz do siebie. - uśmiechnęłam się kładąc kolejne zakupy.
- Naprawdę mnie tu karmią i to całkiem smacznie. - westchnęła widząc kolejną partię owoców.
Ale radości w czarnych oczach już nie zdołała ukryć, gdy wyjęłam pudełko świeżo robionego sushi z jej ulubionej restauracji.
- Musiałam cię dobrze zaopatrzyć, bo odwiedzę cię dopiero w niedzielę wieczorem.
- Wyjeżdżasz?
- Nie ma ochoty iść na niedzielny obiad do teściowej, tym bardziej w takiej sytuacji, więc ewakuuję się do dziadków na weekend. - zaśmiała się.
Przez te kilka dni zdążyłam ją kilkakrotnie przeprosić, aż w końcu dostałam poduszką po głowie. Wytłumaczyłam jej też, kim tak naprawdę jestem i jakim cudem została w to wszystko wplątana, oraz zwierzyłam się jak było na początku między mną i Leonem, i jak układa nam się teraz.
Trochę żałowałam, że opowiedziałam jej o moich obawach, bojąc się, że może to wykorzystać przeciwko niemu i próbować jeszcze bardziej między nami namieszać, ale ona sama przyznała, że zawsze może mnie wysłuchać, ale nie będzie mi w żaden sposób doradzać, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Jeśli to ma być koniec między mną, a Leonem, to niech to się stanie bez ingerencji osób trzecich.
Tak się z nią znowu rozgadałam, że nie miałam już czasu, by jechać do domu stalkera i się przebrać na spotkanie z jego siostrą.
Nie wiem, czy powinnam spotykać się z nią, skoro między nami się nie układa, ale brakuje mi takiego wyjścia i zwykłych babskich pogaduszek. Teraz bardziej niż kiedykolwiek brakuje mi Lotte.
Przyjechałam na miejsce trochę za wcześnie, ale to dobrze, bo zajęłam nam fajne miejsce, z dala od wścibskich oczu, czy uszu. Zdążyłam też zamówić sobie drinka i prawie go wypić, a ona jeszcze nie przyjechała.
Gdy tak spojrzałam ze swojego miejsca przez okno, dotarło do mnie, że muszę wyglądać podobnie do Korcz, choć ona wtedy była w katastrofalnym stanie. Boję się, że ona miała rację i Leon też mnie zniszczy, jak już tego nie zrobił. Na tą chwilę nie potrafię być blisko niego, ale i też panicznie się boję naszego rozstania.
Jeszcze nigdy nie byłam tak rozchwiana emocjonalnie.
- Cześć, piękna. - spojrzałam znudzonym wzrokiem na jakiegoś gostka, który chyba próbuje mnie poderwać.
- Nawet nie siadaj tutaj. - zatrzymuję go, kiedy próbuję zająć miejsce na przeciwko mnie. - Jestem z kimś umówiona.
- Ten ktoś chyba cię wystawił, bo nadal siedzisz sama.
- Nawet jeśli, to ten wieczor wolę spędzić sama ze sobą, niż w byle jakim towarzystwie.
- Zawsze możemy się bliżej poznać.
- Raczej nie, koleś. Ta pani czeka na mnie, więc zjeżdżaj stąd. - zaskoczona podniosłam głowę, bo nie jego spodziewałam się tu zobaczyć.
Koleś widząc postawną figurę mojego przyszłego, być może niedoszłego szwagra, bez słowa opuścił mój stolik, a Alek zaraz zajął jego miejsce.
- Cześć, Lula. - przywitał się z tym swoim słodkim uśmiechem.
- Z tego co pamiętam, to umawiałam się z siostrą, a nie z bratem Leona. - zauważam.
- Powiedzmy, że Liwce coś wypadło, a ja chętnie ją zastąpię.
- Miałam ochotę na babskie drinki i pogaduszki. - wzdycham.
- Może nie skuszę się na tą krwawą mary, tylko zamówię sobie coś mocniejszego, ale uwierz mi, że potrafię słuchać, a nawet doradzić. - zaśmiałam się.
- Dobra, już rozumiem. Leon cię tu przysłał.
- Nie, ale nie będę ukrywał, że chodzi mi o niego, a raczej o was. - kurwa...
- Wybacz, ale nie zamierzam rozmawiać na ten temat, a tym bardziej z tobą. - chwycił mnie za dłoń, kiedy wstałam.
- A powinnaś, bo ten temat dotyczy naszej trójki. - z wrażenia aż usiadłam z powrotem na miejscu.
- Czyli ty wiesz o jego uczuciach do swojej żony?
- Tak, wiem.
- I jak się z tym czujesz, co?
- Dopóki nie ożeniłem się z Eleną, to szlak mnie najjaśniejszy trafiał, że mój brat być może fantazjuje o mojej kobiecie. Po ślubie było trochę lepiej, bo byłem pewien uczuć Eleny do mnie. Moja śliweczka od zawsze traktowała Leona jak najlepszego przyjaciela i nic więcej. Nie ukrywam, że przez to nasze relacje się ochłodziły i lepszy kontakt miałem i mam do dziś ze swoim szwagrem, jak z bratem. Ale ostatnio jest coraz lepiej.
- Co się zmieniło? - zapytałam, a on znów słodko się uśmiechnął.
- Ty się pojawiłaś. - prychnęłam. - Naprawdę. - zapewnia. - Może wtedy jeszcze nie wiedział, co do ciebie czuje, ale już wtedy zrobiłaś na nim ogromne wrażenie, a ja... w końcu odetchnąłem z ulgą.
- Co próbujesz mi powiedzieć?
- Że nie ważne jakim uczuciem darzył moją żonę, te uczucia przestały istnieć wraz z pojawieniem się ciebie. Owszem, Elena zawsze będzie dla niego ważna, ale to ciebie kocha. - nie mogąc znieść jego wzroku, spojrzałam przez okno. - To ty jesteś mu przeznaczona.
- Nawet jeśli masz racje i Leon już nic nie czuje do Eleny, skąd mam wiedzieć, że teraz mnie darzy takim uczuciem? Przecież on nawet mi tego nie mówi, tylko używa jakichś wymyślonych przez siebie skrótów.
- Bo choć jesteś drugą kobietą, do której poczuł coś wyjątkowego, to tak naprawdę na tobie uczy się okazywać swoje uczucia i robi to... na swój sposób, chociażby przez ten skrót, o którym wspomniałaś.
- Elena nawet nie podejrzewa, że Leo ją kochał?
- W ogóle. On nigdy nie starał się jej tego na siłę pokazać, czy spróbować namieszać między mną, a Eleną. Choć ją kochał, od razu pogodził się z tym, że śliweczka mnie pokochała. - westchnęłam ciężko nie wiedząc co powiedzieć. - Wiesz... kiedy do Leona dotarło, że to ty jesteś jego przeznaczoną przyznał, że być może jego życie u boku Eleny byłoby bardziej stateczne, spokojniejsze, czyli pasujące do jego zachowań aspergerowca, ale to życie z nią byłoby nudne. To ty uczysz go żyć poza schemat. To przy tobie odkrywa siebie i nowe możliwości, a jak już zdążyłaś pewnie zauważyć, on uwielbia się rozwijać. Przyznaje, że nieraz jest mu ciężko, ale prędzej czy później dostrzega, że wychodzi mu to na dobre, chociażby twoja kuchnia. - uśmiechnęłam się lekko.
- Nawet o tym wiesz?
- Tak. To dzięki tobie odzyskuję brata. A ty?
- Co ja? - zaskoczył mnie.
- Kochasz go?
- Bardzo... i chyba aż za bardzo. - westchnęłam.
- Czemu tak uważasz?
- Bo przez to jaki jest powściągliwy w okazywaniu uczuć, wydaje mi się, że kocham za nas oboje.
- Możesz być pewna, że on oszalał na twoim punkcie i kocha cię tak samo, jak ty jego.
~***~
Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że spędzę naprawdę kilka fajnych godzin z bratem mojego narzeczonego, na piciu drinków i rozmawianiu na temat naszych drugich połówek. Może ten wieczor nie byl taki, jaki bym spędziła z Charlotte, ale dzięki szczerej rozmowie z przyszłym szwagrem, dostałam kilka wskazówek, jak zrozumieć tego mojego aspergerowca.
Między innymi dowiedziałam, że jeśli chcę uzyskać satysfakcjonującą mnie odpowiedź, muszę zadawać wręcz dobitne pytania, które miałam okazję wypróbować od razu, gdyż nie zdążyłam wyciągać kluczy z torebki, jak drzwi się zamaszyście otworzyły, a w nich stanął gotowy do wyjścia stalker.
- Wybierasz się gdzieś? - pytam oceniając jego ubiór, gdzie jego wzrok utknął tylko na mojej twarzy.
- Tak. Po ciebie.
- Skąd wiedziałbyś, gdzie mnie szukać? - zapytałam wchodząc do środka, a on zamknął za nami drzwi.
- Zdążyłaś się już przekonać, że namierzenie czyjegoś telefonu, to dla mnie bułka z masłem.
- Przecież ci powiedziałam, że wrócę taksówką. Czemu chciałeś jednak postawić na swoim?
- Bo... - westchnął ciężko. - ...ten mój wymarzony loft, który kupiłem by móc ukryć się przed światem, a jednocześnie podziwiać go z tarasu, wydaje się być teraz tak cholernie pusty bez ciebie. - chwycił moją dłoń. - Pierwszy raz przeszkadzało mi to, że jestem sam. - wysunęłam dłoń, kiedy chciał spleść razem nasze palce, ale tylko dlatego, że rzuciłam się mu na szyję i wpiłam zachłannie w te kochane wargi, za którymi tak tęskniłam.
Leo natychmiast mnie objął i to tak mocno, jakby się bał, że zaraz mu ucieknę. Pożądanie wybuchło w nas niczym wulkan i zaczęliśmy się oboje pospiesznie rozbierać, przez co nasze ruchy są trochę niezgrabne. Leon chyba stracił cierpliwość do znalezienia zapięcia mojej spódnicy, po prostu z siłą strongmana rozerwał ją z boku i zsunął z moich nóg, po czym to samo zrobił ze stringami i posadził mnie na komodzie. Rozpinając swój rozporek, z którym i ja nie mogłam sobie poradzić, wpił mi się w usta równie rozpaczliwie, jak ja przed chwilą, ale ten pełen uczuć pocałunek przerwał mój przeciągły jęk, gdy wbił się we mnie jednym, gwałtownym ruchem.
- Tylko ty się dla mnie liczysz, kocie. - wyszeptał mi w usta, zatrzymując się na chwilę we mnie.
- Ja ciebie też, Leoś. - odpowiedziałam czując, jak pojedyncze łzy uciekły mi spod zamkniętych z rozkoszy powiek.
Więcej słów już nie potrzebowaliśmy usłyszeć. Muszę nauczyć się brać garściami to, co mi daje i czekać cierpliwie na więcej. Muszę mu też bardziej ufać, bo tylko z nim chcę być szczęśliwa... do końca życia.
Leon
Mimo, iż wiedziałem z kim Lula spędzą ten wieczór w barze, nie mogłem znaleźć sobie miejsca we własnym domu. Jak nigdy nerwowo chodziłem po salonie lub wychodziłem na taras. Gdy już nie mogłem wytrzymać z tej niepewności, moja piękna wróciła do domu, do mnie.
Cały plan, jaki ułożyłem sobie w głowie, by pojechać po nią, zabrać ją na długi spacer i wytłumaczyć jej, że to ona jest dla mnie najważniejsza, oczywiście przy niej poszedł się, krótko mówiąc, jebać. Naprawdę nie zamierzałem dzisiaj zabierać jej do łóżka, przynajmniej nie w tym sensie, ale na zamierzaniu się skończyło. Tęsknota za nią wręcz rozsadzała mnie od środka i pomimo ostrego numerku w niedużym holu, zaniosłem ją do łóżka, by rozpaczliwie pokazać jej, co do niej czuję. Rozpieszczałem jej boskie ciało pocałunkami, kochając ją czułymi i pojedynczymi pchnięciami, by móc poczuć ją jak najbardziej, być jak najbliżej jej.
Z radością i niewyobrażalną ulgą przyjmowałem jej pieszczoty, którymi ona również pokazywała mi swoją miłość, oddanie oraz tęsknotę.
Nie wiem, co jej powiedział Alek, ale... wynagrodził mi tym wszystko, o co kiedyś miałem do niego żal. Dzięki niemu odzyskałem rudą, która wydaje się akceptować mnie takiego jakim jestem.
~***~
Patrząc w poniedziałek rano na ten rozpierdol w garderobie, pod łóżkiem i w łazience pierwsze co przychodzi mi na myśl to: "Na co mi to, kurwa, było? Źle mi się żyło?".
No po prostu nie mogę znieść tego bałaganu. Tego, że ubrania są dosłownie wszędzie i choć ruda stara się mieć to wszystko jakoś poukładane, to jednak stoją te walizki w sypialni pod ścianą i łóżkiem, a w łazience została dokupiona szafka na kółkach na jej kosmetyki, to jednak nie lubię, kiedy to wszystko jest na wierzchu!
Od razu przypominają mi się czasy, jak dzieliłem łazienkę z rodzeństwem. Jak do Alka nic nie miałem, tak do Liwki już wiele. Może i miała swoją umywalkę i miejsce na te swoje pierdoły, ale pod prysznicem już nie mieliśmy wydzielonych "stref". Gdzie się, kurwa, nie ruszyłeś, tam strąciłeś jakiś żel, peeling lub chuj wie, co to było. To samo było przy wannie.
Teraz też z westchnięciem przedzieram się przez pudła z jej butami, żeby dotrzeć do miejsca, gdzie wiszą moje koszule. Przez ten ścisk, jestem zmuszony codziennie prasować sobie koszulę.
Z lekkimi nerwami ściągam ją z wieszaka i w samych spodniach udaję się na dół, gdzie w małym pomieszczeniu gospodarczym mam pralkosuszarkę i inne środki do sprzątania oraz trzymam tam również deskę do prasowania i żelazko. Jak tylko rozstawiam ją w salonie, skupiam wzrok na rudej, która urzęduje w kuchni i cała moja złość nagle wyparowała.
Widząc swoją przeznaczoną, ubraną w moją wczorajszą koszulę, jak przyrządza nam śniadanie, już nie pytam siebie: "Na co mi to, kurwa, było?".
Ta przepiękna, rozpalająca zmysły kobieta, samą sobą wynagradza mi wszystko. Jest nie tylko idealną kochanką, ale i też świetną asystentką, a co najważniejsze jest panią mojego serca. Już dawno temu, całkiem nieświadomie wypchnęła Elenę z mojego serca i się w nim rozgościła, jak w moim lofcie, tylko że tam jest absolutny porządek. Doskonale wiem, co do niej czuję i... kurwa, muszę to przyznać, ale warto było na nią czekać. Mnie też sięgło rodzinne przeznaczenie, które sprawiło, że jestem szczęśliwy, spokojny, prawie spełniony.
- Schowaj tą deskę. Już uprasowałam ci koszulę. - wskazała ruchem głowy na jedną z szafek, na której wisi wieszak z gotową koszulą.
Uśmiechnąłem się pod nosem, że pomyślała również o mnie, ale nie byłbym sobą, gdybym się z nią nie podroczył.
- A może nie mam ochoty ubierać dzisiaj białej? - przewróciła oczami, kładąc dwa talerze na stole.
- Inny, to by podziękował, a ty masz muchy w nosie. Nie pasuje, to co innego sobie prasuj.
- Ale ja nie jestem inny.
- O tak, skarbie. Jesteś wyjątkowy. - podchodzi do mnie z figlarnym uśmiechem. - Jedyny w swoim rodzaju. - rzucam wybraną przez siebie koszulę na jedną z kanap i chwytam ją za biodra, by docisnąć ją do siebie i wpić w jej kuszące usta.
- Dziękuję za koszulę.
- I za śniadanie. - dodała.
- No nie wiem. - skrzywiłem się. - Jeszcze nie widziałem tego eksperymentu, który tym razem przygotowałaś. - coraz częściej smakują mi jej potrawy, ale staram się tego tak nie pokazywać po sobie, by całkiem nie zmieniła mojego menu.
- Zrobiłam zapiekane kajzerki twojej mamy. - aż brwi zmarszczyłem ze zdziwienia.
- Co zrobiłaś?
- Ha! Zatkało kakao!
- Czy ciebie ktoś podmienił przedwczoraj w nocy? - dziwnie słodko się uśmiecha. - Albo coś odwaliłaś i...
- Mała ryska, prawie nic nie widać.
- Wiedziałem. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. - wzdycham.
- Bardziej się martwię o... samochód twojej mamy. Ma małą wgniotkę na drzwiach. Myślisz, że coś zauważy? Może powinnam od razu się przyznać i zapłacić za uszkodzenie, ale byłoby mi tak głupio. - zaczynam się śmiać, słysząc jej tłumaczenie. - Nie śmiej się. Dobrze wiesz, jak twoja mama jest uczulona na pieniądze... i na mnie. - warczy.
- To dlatego byłaś dla niej taka miła. - teraz to mam ubaw totalny.
- Dupek.
Dziękuję ci, Boże, że i ja się jej doczekałem...
2975 słów.
Witajcie, kochani ❤
Być może nie powinnam udostępniać rozdziału o takiej godzinie, bo niektórzy są w szkole lub w pracy, ale później mam małe urwanie głowy i nie chciałabym zapomnieć go wstawić i Was zawieść.
Nie wiem, czy kolejny rozdział uda mi się znowu napisać w ciągu dwóch dni, a postaram się, żeby był jeszcze w tym tygodniu. Przed nami jeszcze może z dwa nieduże rozdziały i epilog.
Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział 😊
Życzę Wam miłego poniedziałku 🧡
VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top