17. To się jeszcze okaże.
Leon
Korzystając z nieobecności Luli, przyjechał Lee Ren, jednak z trzema swoimi informatykami, którzy nie ukrywali swojego podziwu nad moimi umiejętnościami. Jeden będzie pilnował domu, drugi biura, a trzeci jego telefon.
Zdążyli wyjść z pokoju, biorąc cały swój sprzęt, jak rozdzwonił się mój telefon. Najpierw rozmawiałem z Konradem, potem z Wiktorem, potem zadzwoniłem do mamy, a na koniec do Eleny.
~ Jesteś szczęśliwy? - pyta tym swoim słodkim głosem.
~ Jestem, Plum. Lula ma temperamencik, ale za to ją kocham.
~ Boże... nie masz pojęcia jak się cieszę, że twoje serce w końcu dla kogo zabiło.
Wcześniej ono biło dla ciebie... do czasu, aż nie pojawiła się ona.
~ Ja też się cieszę. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to nastąpi, że znajdę... swoją drugą połówkę. - przyznaję.
~ Życzę zdrowia jej bratu i waszego szybkiego powrotu.
~ Dziękuję, przekażę.
Usłyszałem, jak drzwi się otwierają.
~ Muszę kończyć. Trzymajcie się.
~ Ty również, Miki.
Do pokoju weszła ruda wolnym krokiem. Patrząc mi w oczy, równie powoli położyła torebkę na komodzie.
- I jak? Masz już projekt? - zagaiłem.
- Tak. Charlotte od razu wzięłam się za zamawianie tkanin. - przytaknąłem. - Cały czas pracowałeś? - zaszła mnie od tyłu.
- Tak.
- Przepraszam, powinnam ci pomóc.
- Poradziłem sobie.
Gdy już chciałem włączyć pocztę, by rzeczywiście wziąć się za pracę, Lula zaczęła masować mi ramiona. Jej dłonie nie tylko rozluźniają moje mięśnie, ale i też wprawiają moje ciało w przyjemne wibracje oraz uwalniają głowę od jakichkolwiek myśli. Przymknąłem oczy, rozkoszując się tym błogim stanem. Tylko mój penis obudził się do życia, gdy poczułem jej wargi pieszczące mój kark i miejsce za uchem.
- Próbujesz mnie urobić, żebym odpuścił ci karę. - stwierdzam.
- Nie, ale dla twojej wiadomości, miałam okazję dać upust swojej frustracji, a tego nie zrobiłam. Byłam bardzo grzeczna. - mruczy mi do ucha.
- Dobrze. Przemyślę to. - z nerw ścisnęła mocniej moje ramiona.
- "Przemyślę to"? Serio? - warknęła. - Co twoim zdaniem powinnam zrobić, żebyś w końcu zechciał mnie zerżnąć? - zapytała z wyrzutem.
- Chcę tylko, żebyś coś zrozumiała.
- Co takiego!?
- Powinnaś się domyśleć.
- Wiesz co? Wal się. - wzięła swoją torebkę oraz kluczyki od Astona Martina.
- Lula... - wzdycham.
- Jadę do brata. - powiedziała i trzasnęła drzwiami.
Wkurzony na samego siebie, że nie potrafię odpuścić, gdy chcę coś osiągnąć, wróciłem do sprawdzania maili. Po niespełna godzinie dostaje telefon, który stawia mnie w stan gotowości. Moje serce bije, jak szalone, a moje zmysły są wyostrzone.
Muszę jak najszybciej działać.
Eulalia
Mam dość tych jego gierek i tego, że krążymy wokół siebie, jak jacyś zapaśnicy, by znaleźć odpowiednią pozycję, do powalenia swojego przeciwnika. Takim zachowaniem nie ułatwia mi wyznania swoich uczuć, z resztą... nie chcę tego robić. Nie wiem, co on do mnie czuje. Niby to powinno być takie oczywiste, skoro chce się ze mną ożenić, a jednak nie jest!
Nie w jego przypadku!
Wyciągam telefon i dzwonię do Lee Rena.
~ Tak, Lu?
~ Jadę na przejażdżkę. Sama.
~ Ale...
~ Nie interesuje mnie to, Lee Ren. - warczę. - Nie chcę mieć ogona. Śledźcie po prostu sygnał. Jak się uspokoję, to pojadę prosto do szpitala. Tam możecie do mnie dołączyć. Czy to jest jasne?
~ Oczywiście. Życzę miłej przejażdżki. - rozłączył się.
Wsiadam do windy i jadę na podziemny parking, gdzie stoi zaparkowane moje cudeńko. Na parkingu, stoi sporo czarnych aut, ale tylko moje rzuca się w oczy. Wsiadłam i zanim ruszyłam, pogłaskałam piękną skórę w rdzawym odcieniu i ustawiłam fotel pod siebie. Dźwięk silnika wywołał uśmiech na mojej twarzy i nim się obejrzałam, a wyjechałam z parkingu i kierowałam się na autostradę.
Niestety moją chwilową beztroskę zakłóca dźwięk mojego telefonu, który po chwilę cichnie, gdyż sygnał z niego przejmuje komputer pokładowy.
- "Dzwoni Ruslan Klimow" - zmarszczyłam brwi. - "Dzwoni Ruslan Klimow" - czego on znowu chce?
- Odbierz. - wydaję polecenie.
~ Halo?
~ Witaj, Leilo.
~ Czego chcesz, Rusłan?
~ Obiecałem zadzwonić, gdy dowiem się czegokolwiek w sprawie pobicia twojego brata. - zwolniłam i na awaryjnych stanęłam na poboczu.
~ Nie miałeś kontaktować się z Lee Renem?
~ Nie mogę się do niego dodzwonić. Ciągle ma zajęte.
~ Dobrze. - westchnęłam. - Mów, co wiesz.
~ To nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź do mnie. - spięłam się.
~ Będę za 15 minut.
Nie uśmiecha mi się, spotykać się z nim sam na sam, szczególnie w jego domu, ale muszę wiedzieć, kto stoi za pobiciem Ernesta.
Rusłan
Przez wczorajszy sms od Yuhana, dzisiaj miałem wyjebane na cokolwiek. Przypomniał mi, o pierwszej racie, której termin upływa jutro, a ja z tej desperacji, pojechałem z resztą pieniędzy do kasyna i... przegrałem. Nie mam nawet na pierwszą ratę, a co dopiero na całą spłatę, a odsetki kurwa rosną. Na szczęście dostałem cynk, że Leila wyruszyła w samotną wycieczkę swoim cudeńkiem i to bez ogona.
Ja też mam swoje wtyki, żeby ją śledzić.
Jak tylko usłyszałem, że przyjechała, od razu wyszedłem z domu, żeby ją przywitać. Wygląda kurewsko dobrze, w letniej sukience, na cienkich ramiączkach i koturnach wiązanych w kostce. Ten rudy warkocz, aż się prosi, żeby za niego złapać i zaciągnąć ją do lochu.
Może i to zrobię?
- Dobrze, że tak szybko przyjechałaś. Dziwi mnie tylko, że jesteś sama.
- Akurat... byłam w drodze do Ernesta. - kłamie. Na bank pokłóciła się z polaczkiem. Zawsze po kłótni ze mną uciekała na przejażdżki. - Mów, co wiesz. Nie mam za dużo czasu. - przysiadła na masce swojego auta, krzyżując ręce pod biustem. Od razu wracają wspomnienia, gdy pieprzyłem ją na masce mojego Ferrari.
- Chyba nie będziemy na taki temat rozmawiać na zewnątrz, gdzie lada moment może się rozpadać. - zauważam. - Zapraszam do środka. - wskazałem ręką na otwarte drzwi.
Z ociąganiem, odbiła się od samochodu i ruszyła w moją stronę. Im bliżej mnie jest, tym bardziej reaguję na jej obecność. Mój penis zaraz rozpieprzy zamek w spodniach.
Z dumnie podniesioną głową minęła mnie i weszła do środka. Odprawiłem całą swoją służbę, żeby nikt nie był świadkiem tego, co zamierzam zrobić. Przez tego jebanego kreta, przez którego ją straciłem, a którego do tej pory nie udało mi się znaleźć, mam jakąś paranoję i podejrzewam wszystkich, nawet najbardziej zaufanych mi ludzi. Służba kochała Leilę i sądzę, że byliby zdolni zareagować i mi zaszkodzić.
- Dawno cię tu nie było.
- Wyłącznie z twojej winy. - odparła bez uczuć. - Gdzie jest Klaus? - pyta, zatrzymując się w holu.
- Ma dziś wolne. Proszę, przejdźmy do salonu.
Gdy weszliśmy do pomieszczenia, które po ostatnim moim wybuchu mocno ucierpiało, ale dziś wygląda całkiem normalnie, tylko dość skromnie, gdyż służba wyrzuciła zniszczone meble i dodatki, chwyciłem pilota, którym mogę sterować całym domem.
- Dziwnie tu pusto. - zauważyła.
- W sobotę wpadłem w szał i większość rzeczy została zniszczona. - przyznaję. - Inaczej wyobrażałem sobie twój powrót. - cała się spięła.
- Nie masz zielonego pojęcia, kto pobił Erniego. Ściągnąłeś mnie tutaj, żeby zmusić mnie do konfrontacji, która moim zdaniem jest niepotrzebna. - syczy.
- Myslisz się. Doskonale wiem, kto stoi za pobiciem twojego brata, ale nie ukrywam, że jak już jesteś i to sama, to musimy sobie wytłumaczyć kilka rzeczy.
- Daruj sobie. - prychnęła. - Nie zamierzam słuchać twoich wyjaśnień. Wszystko jest między nami skończone. - uniosłem kącik ust.
- To się jeszcze okaże.
- Widzę, że straciłam tylko czas. - ruszyła w stronę wyjścia, ale nagle się zatrzymała.
Wystarczył jeden przycisk w pilocie, by wszystkie okna oraz drzwi zostały zablokowane i zasłonięte roletami przeciwwłamaniowymi. Zapaliłem światło, zanim w pomieszczeniu zrobiło się całkowicie ciemno.
- Co ty odpieprzasz? - już nie jest tak odważna. - Wypuść mnie. - rozgląda się nerwowo, pewnie szukając drogi ucieczki.
Widzę w niej Leile, którą tak kocham. Wystraszoną, całkowicie zdaną na moją łaskę. Czuję, jakbym znów miał nad nią kontrolę. Był jej panem, a ona moją wierną suką.
- Nie mam za dużo czasu, bo zaraz pojawi się tu pieprzony Lee Ren ze swoimi ludźmi, ale jeśli nadal jesteś tak inteligentna, to powinniśmy szybko dojść do porozumienia.
- Czego chcesz?
- To proste. Chcę ciebie... a raczej twoich pieniędzy. - przymrużyła oczy. - Jesteś ciekawa, kto stoi za pobiciem Ernesta? To ja.
- C..co?
- Plan był doskonały. Wynająłem ludzi, którzy wynajęli ludzi, a oni łebków, którzy śledzili twojego brata i świetnie wykorzystali sytuację, gdy spruł z dom bez ochrony.
- Ty sukinsynu! - rzuciła się na mnie, ale szybko zablokowałem jej ręce.
- Miałaś przylecieć sama, bo twoja matka nie akceptowała twojego związku z niejaką Roksaną. Miałem zbliżyć się do ciebie, wspierać cię, aż w końcu przypomniałabyś sobie, co do mnie czujesz. Szybko wzięlibyśmy ślub i z czasem przejąłbym stanowisko po Kei-To.
- Oszalałeś.
- Nie. Od samego początku taki był plan, tylko nie sądziłem, że wśród moich ludzi będę miał kreta, który doniesie ci, co działo się na wieczorze kawalerskim.
- Czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś, chuju?
- Kocham cię do dziś.
- Chyba raczej nie, skoro mnie zdradzałeś. - wysyczała z jadem.
- To, że jesteś jedyną kobietą, godną nosić moje nazwisko, nie oznacza, że jesteś jedyną, z którą bym sypiał. Gdybyś tylko była taką uległą, jak jesteś dla tego jebanego polaczka, nie musiałbym szukać tej uległości u innych. Przez to, że jak zwykle robisz mi na złość, byłem zmuszony zmienić swój plan. W inny sposób wyciągnę z ciebie forsę. - prychnęła.
- Jesteś śmieszny, że cokolwiek ci dam.
- Wiedziałem, że pewnie mi odmówisz, dlatego mam asa w rękawie. Jeśli nie chcesz, żeby tym razem ucierpiała Estera, to zrobisz wszystko, żebym odwołał swoich ludzi.
- Blefujesz. Nic nie możesz jej zrobić.
- Jesteś pewna, że szkoła zapewnia jej najlepszą ochronę? Zobacz... - wyciągam telefon i szukam zdjęcia. - ...czy to nie twoja siostra z celownikiem na głowie?
Na jej twarzy od razu wymalowało się przerażenie.
- Jak możesz?
- Potrzebuję pieniędzy i to na cito, dlatego nie tylko przelejesz mi wszystkie swoje pieniądze, ale i też wyjdziesz za mnie, bym mógł przejąć Shakeito. - pokręciła głową.
- Mogę ci przelać wszystko co mam, ale ślub ze mną w ogóle ci się nie opłaca, bo zrezygnowałam z objęcia stanowiska po dziadku i...
- Co!? - rzuciłem nią o ścianę. - Coś ty, kurwa, zrobiła!?
- Nie będę prezesem firmy Shakeito. Zostanie nim Ernest. - chwyciłem wysoki, metalowy świecznik i już miałem się zamachnąć, żeby jej przypierdolić, jak rolety zaczęły się podnosić, telewizor nagle się włączył i pokazał obraz z salonu w czasie rzeczywistym, a z głośników usłyszeliśmy głos polaczka.
~ Odłóż to i wypuść ją. - warknął
Co tu się, kurwa, odpierdala!?
Eulalia
Boże... ten kret, który wysłał mi zdjęcia, na których Rusłan mnie zdradza, uratował mi życie. Nawet nie chcę myśleć, jak wyglądałoby teraz moje życie, gdybym wyszła za niego. W najgorszym wypadku, rzeczywiście oddałabym Rusłanowi stanowisko i utknęłabym w domu, jako maszynka do rodzenia dzieci, która byłaby notorycznie zdradzana, poniżana, a nawet bita, patrząc na to, że teraz nie ma skrupułów mnie skrzywdzić.
Wiedząc, że nie mam gdzie uciec, skuliłam się, oczekując na cios, który nie nadszedł, za to usłyszałam głos, na który moje serce zrobiło fikołka.
~ Zrozumiałeś, czy mam ci to przetłumaczyć na twój język ojczysty?
- Jakim, kurwa, cudem cię słyszę z własnego telewizora!?
~ Bo zlekceważyłeś polaczka. - prychnął. - Zadarłeś z nieodpowiednią osobą, Klimow. Jestem o wiele bardziej niebezpieczny niż Yuhan. On zaserwuje ci tylko kulkę w łeb, a ja jestem w stanie cię doszczętnie zniszczyć.
- Co ty mi możesz zrobić, co? - zaśmiał się.
~ Jak widzisz, włamałem się do systemu ochrony i monitoringu twojego domu. Przejąłem kontrolę nad każdym urządzeniem, który jest sterowany za pomocą smartdom. Co więcej, zhakowanie twojego telefonu to była bułka z masłem. Jedynie zabezpieczenia, które postawili twoi, pożal się Boże, informatycy, zajęły mi więcej czasu, ale i tak udało mi się włamać do systemu twojej firmy. Wiem wszystko, Klimow i jeśli nie wypuścisz Eulalii, wykorzystam wszystko, co na ciebie mam, żeby zniszczyć ci życie. - zauważyłam zmianę w postawie Rusłana.
- Czego chcesz!?
- Żebyś odpierdolił się od MOJEJ kobiety i jej rodziny, raz na zawsze. Sam wpakowałeś się w gnój i sam się z niego wydostań. - z niedowierzaniem spojrzałam na wejście do salonu, gdzie stoi mój pan.
Pan mojego ciała, zmysłów, a także... serca. Jest tak napięty, jakby był gotowy do ataku, ściskając telefon w dłoni. Za nim stoi Lee Ren i kilku jego ludzi, którzy trzymają wymierzone klamki w stronę Rusłana.
- Eulalio. - wciąż patrząc na mojego byłego, wyciągnął dłoń w moją stronę. - Chodź do mnie. - przeczę ruchem głowy.
- On ma Esterę na muszce. - mówię przerażona.
- Nieprawda. To tylko przerobione zdjęcie. Twojej siostrze nic nie grozi. Jest bezpieczna, w domu, razem z twoimi rodzicami, którzy oglądają na żywo to, co tu się dzieje. Tak samo, jak twój dziadek.
- Zabiję cię, skurwielu! - Rusłan rzucił się na niego, ale Leo zrobił unik, wyrwał mu ten świecznik i przygniótł go nim do ściany.
- Powinieneś być mi wdzięczny, że trafisz do pierdla. Tam cię Yuhan nie dorwie... chyba. - gdy Leon go puścił, od razu zajęli się nim ochroniarze.
Ze łzami w oczach obserwuję mojego stalkera, który udowodnił, że to określenie zajebiście do niego pasuje, a który uważnie obserwuje obezwładnianie blondyna, jakby nie ufał ochroniarzom, że dadzą sobie z nim radę. Kiedy tylko jego wzrok skupił się na mnie, świat się zatrzymał. W jego pochmurnych oczach widzę ulgę, szczęście, troskę i... miłość?
- Lula... - to on przerwał ciszę, znowu wyciągając do mnie dłoń.
Nie wahałam się ani nanosekundy dłużej i ruszyłam w jego stronę. Zapłakana wpadłam w jego ramiona, a on bardzo mocno mnie do siebie przytulił.
- Już wszystko w porządku.
- Tak się bałam. - zakałam.
- Wiem... - chwycił moją twarz w dłonie i podniósł, żebym spojrzała mu w oczy. - ...ja też się bałem, że nie zdążę. - schował mi zbłąkany kosmyk za ucho. - Kocham cię, Eulalio. Kocham każde twoje wcielenie i nie pozwolę, żeby stała ci się jakaś krzywda.
- Ja też cię kocham, mój stalkerze. - wpił się w moje usta i całuje tak zachłannie, z uczuciem, że zamiast się uspokoić, łzy lecą mi ciurkiem.
Leon
Miałem sporo stresujących sytuacji w życiu, przez które strach wywracał mi wnętrzności. Było to pożegnanie w szpitalu z tatą, jego pogrzeb, poród Lili, taty misja z Żarowem, ucieczki Liw, ucieczka Eleny z Lublina, ślub mojego brata i niespodziewany poród Neli. Ale to, co dziś czułem, to był jakiś pieprzony rollercoster. Bałem się o rudą, byłem wściekły na nią, że pojechała tam sama, zestresowany, czy dojedziemy na czas. Potem pojawiła się ulga, a zaraz po niej chęć zabicia Klimowa, by na koniec pojawiało się niewiarygodne szczęście.
Inni myślą, że jestem robotem, bo nie widać po mnie emocji, które aktualnie przeżywam, ale to nieprawda. Czuję je bardzo dokładnie i dokładnie w taki sam sposób mają one wpływ na mnie, jak na zwykłych ludzi.
Gdy wreszcie trzymam Lulę w swoich ramionach, czuję, że to jest moje miejsce na ziemi. Od dawna zdaję sobie sprawę, co do niej czuję i kim ona dla mnie jest, ale jeszcze nigdy nie byłem jej tak pewien, jak teraz.
Jak tylko singapurska policja zabrała Klimowa, udałem sie z nadal roztrzęsioną Eulalią do Astona Martina. Pragnę tylko wrócić do hotelu, zjeść kolację, wziąć razem kąpiel i przeprosić się nawzajem, ale oczywiście przed nami wyrósł Lee Ren i oznajmił, że już dzwonił do niego ojciec rudej i kazał nam przyjechać.
W sumie to mu się nie dziwię. Zaraz po tym, jak dowiedziałem się, że Lula pojechała do Klimowa przekierowałem sygnał z monitoringu na telewizory jej rodziców oraz dziadka. Chciałem tylko, żeby dowiedzieli się z ust Klimowa, jak potraktował Eulalię i jaki ma do niej stosunek, a jednak rusek sam się wkopał, co wywołało burzę.
- Lee Ren... - westchnąłem. - ...przekaż proszę państwu Sha'oni, że przepraszamy, ale jedziemy prosto do hotelu. To był bardzo emocjonujący dzień dla Luli i ona nie potrzebuje kolejnej utarczki słownej ze swoją mamą. - przytaknął. Już zdążył się przyzwyczaić, że nie będę tańczył, jak jej rodzina zagra. To ruda jest dla mnie najważniejsza. - Możemy się jutro z nimi spotkać, jeśli nadal będą zainteresowani.
Otworzyłem jej drzwi od strony pasażera i jak tylko wsiadła, opierajajc głowę o zagłówek, ja zająłem miejsce za kierownicą.
- Dziękuję... za wszystko, co dla mnie robisz. - powiedziała, będąc zwrócona w moją stronę.
- Będziesz miała okazję się odwdzięczyć w nocy.
- To już nie mam szlabanu?
- Nie. Usłyszałem to, co chciałem. - wpisałem adres hotelu i ruszyłem spod domu tego nieudacznika.
- Chciałeś wymusić na mnie wyznanie miłości?
- Nie. Chciałem, żebyś zrozumiała to, co do mnie czujesz. Że potrzebujesz mnie nie tylko do zaspokajania swoich potrzeb. - przygryzła wargę i oczywiście spojrzała w okno, w które była wpatrzona przez całą drogę.
Nie sądziłem, że po przekroczeniu progu naszego pokoju, poczuję się taki zmęczony. Lula też nie wygląda, jakby tryskała energią. Dlatego zamówiliśmy kolację do pokoju i zamiast kąpieli, wzięliśmy razem szybki prysznic. Na koniec położyliśmy się do łóżka i najzwyczajniej w świecie, tylko się całowaliśmy, długo, z tęsknotą i czułością, aż zasnęliśmy przytulając się do siebie.
Miałem inne plany na tą noc, ale też było bardzo przyjemnie. W końcu poczułem się tak, jak o tym marzyłem przez całe życie, przy kobiecie, która jest mi pisana.
Tylko mi.
2685 słów.
Dobry wieczór, kochani ❤
Wiem, że ostatnio Was zaniedbałam i nie popisałam się długością rozdziału, ale przyznaję, że takiego braku weny już dawno nie miałam 😔 Niby mam plan, co muszę w danym rozdziale opisać, ale jakoś nie umiałam się za to zabrać.
Mam nadzieję, że jakoś się odblokowałam, ale nie obiecuję, że rozdział się pojawi w następnym tygodniu. Mam sporo spraw do załatwienia i weekend poza domem.
Ale obiecuję was porozpieszczać Quizami na Instagramie! Jeszcze dzisiaj przygotuję sobie pytania do "pierwszej części" o Alku 😊
Pozdrawiam Was serdecznie 🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top