15. Tak. Wychodzę za mąż.
Eulalia
Opierając się palcami o ciało Leona, który obejmuje mnie rękami w talii, z uśmiechem obserwuję przez okno, jak lekarze badają Ernesta. Choć widać po nim ogromne zmęczenie, jakby ten sen, w którym trwał przez kilka dni, nie naładował mu energii, on posłusznie wykonuje ich polecenia. Jestem tak szczęśliwa, że nie zauważyłam przybycia moich rodziców.
- Lula? - szepnął Leo, lekko obracając mnie w stronę windy.
Spięłam się krzyżując wzrok z mamą. Wystarczyła mi tylko chwila, by dowiedzieć się z jej orzechowych oczu, że pomimo poznania prawdy, nadal ma do mnie żal, ale też w jej oczach widzę coś, czego nie potrafię wytłumaczyć.
- Dzień dobry. - wita się Leon.
- Cześć. - dodałam cicho.
- Dzień dobry. - odpowiedział tata, a mama tylko doskoczyła do okna.
- Erni. - powiedziała płaczliwym głosem.
Już chciała nas minąć i wejść do niego, jak zatrzymał ją tata, chwytając jej ramię.
- Poczekaj. Daj lekarzom go przebadać.
Uśmiechnęłam się do Estery, która nieśmiało stała z tyłu i spojrzała ze szczęściem na brata, po czym podeszła do mnie i mocno się we mnie wtuliła.
Kiedy spory zespół lekarzy opuścił salę, poinformował nas o stanie Erniego i pozwolili odwiedzić go po dwie osoby, po maksymalnie 10 minut, by dać mu odpocząć. Najpierw weszli rodzice. Zapłakana mama delikatnie go przytuliła i ucałowała czoło, a tata położył czule dłoń na jego głowie.
- Bałam się o niego. - wyznała Estera. - Wkurza mnie nieraz niesamowicie, ale nie wyobrażam sobie... żeby nagle przestał.
- Wydobrzeje i znów zacznie cię denerwować.
- Już nie mogę się tego doczekać. - Leo z uśmiechem pokręcił głową. - To kiedy weźmiecie ślub? - spięłam się.
- Jaki ślub?
- Niebawem. - odpowiedzieliśmy równocześnie.
Spojrzałam na Leona, który patrzy na mnie niewzruszonym wzrokiem. Nie podoba mi się to, że stalker narzucił takie tempo.
Gdzie mu się tak spieszy?
Nasz pełen walki kontakt wzrokowy, przerwał głos ojca.
- Możesz już wejść do niego. - zwrócił się do Estery, która od razu wstała i weszła do sali, w której nadal jest mama. - Eulalio?
- Tak?
- Czy chcielibyście nas dzisiaj odwiedzić? - westchnęłam.
- Byłam wczoraj i nie skończyło się to najlepiej.
- Wiem i bardzo żałuję, że tak to wszystko się skończyło. Nie powinienem panu Sawickiemu cię zabierać. Nie ważne, jak była trudna cała ta sytuacja, to także twój dom. Nie chcę, by moje dziecko mieszkało w hotelu.
- Nie wyobrażam sobie tego. Nie, gdy mama jest po stronie Rusłana. - zacisnął szczękę. Widać, że jest rozdarty.
- Musisz dać jej czas. Ona musi poukładać to sobie wszystko i zrozumieć, że się myliła. - prychnęłam.
- Zdążę wrócić do Polski, a ona nadal tego nie zrobi, dlatego wybacz, tato, ale zostaniemy w hotelu.
- To chociaż wróćcie teraz z nami do domu na obiad i na spokojnie porozmawiajmy. - spojrzałam na Leona, który przytaknął.
- Dobrze. - powiedziałam ze zrezygnowaniem.
Kiedy minął czas Estery, która wyszła w towarzystwie mamy, razem z Leo weszłam już tylko na chwilę.
- Miło cię w końcu poznać, Ernest. - przywitał się z nim Leo, wyciągając dłoń, którą brat uścisnął, patrząc na niego uważnym wzrokiem.
- Nie wiem, czy mogę powiedzieć to samo.
- Erni. - zwracam mu uwagę.
- No co? Nie znam go. Nic o nim nie wiem.
- Jak się czujesz? - zmieniam temat.
- Tak jak wyglądam. Wszystko mnie napierdziela, ale na szczęście dostałem już leki. - krzywi się zmieniając pozycję na łóżku.
- W takim razie nie będziemy cię już męczyć. Przyjedziemy do ciebie jutro. - skinął głową. Wstałam i dała mu buziaka w policzek.
- Do jutra, młody. - odparł Leo ściągając z siebie odzież ochronną.
- Cześć. - burknął odprowadzając nas wzrokiem.
Jestem załamana tym, jak każdy jest wpatrzony w Rusłana. Nawet jak wszyscy poznają prawdę, nie wiem, czy kiedykolwiek zmienią o nim zdanie.
~***~
Z pomocą Leona, zajebiście spięta wysiadam z auta na podjeździe rodziców. Naprawdę nie mam ochoty na kolejną walkę z nimi, a coś czuję, że będzie jeszcze gorzej, jak wczoraj. I niestety nie pomyliłam się.
A wszystkiemu winien jest Leon!
Co on sobie do cholery myślał, prosząc o przygotowanie intercyzy!?
Mimo nerw na niego, dosłownie robię matce na złość, bo wkurwia mnie jej zachowanie.
- Tak. Wychodzę za mąż. - mówię pewnie, na co Leo nieznacznie podniósł jeden kącik ust, nie przerywając jedzenia.
- Jesteś pewna swojego partnera i tego, że znowu się nie rozmyślisz? - zaraz wyjdę z siebie.
- Jestem jego tak pewna, że ślub odbędzie się niebawem. - powtarzam jego słowa.
- Dokładnie za trzy miesiące. - dodał niespodziewanie, wpakowując mnie na mine. Ze złości boleśnie wbiłam mu paznokcie w udo.
- Trzy miesiące!? - aż pisnęła z szoku. - Dlaczego tak późno nam o tym mówisz?
- Jeszcze zdążycie dostać zaproszenie na tą uroczystość. - zasyczałam.
- Na ile osób będzie wesele?
- Kameralnie. Tylko najbliżsi. - mama z nerwów zaczęła pić wodę.
- A co z sukniami? Zamówiłaś jakieś u projektanta?
- Nie. Tym razem będę mieć jedną suknię i uszyje mi ją Charlotte. - zakrztusiła się.
- Oszalałaś? W jakim ty nas świetle postawisz? Przecież ona nie jest znana.
- Mam to gdzieś, czy jest znana, czy nie. Tym razem to ja organizuję sobie ślub, mamo.
- Boże, Orest... - zaczęła się wachlować. - ...ona mnie wykończy. - jęczy, a ja przewróciłam oczami. - Wybacz, dziecko, ale ty nie masz gustu.
- Trudno. - wzruszyłam ramieniem. - Jeśli Leon chce się ze mną ożenić, to znaczy, że akceptuje we mnie wszystko. Nawet mój styl, do którego tylko ty masz jakieś "ale".
- Nic nie wiemy, o panu...
- Wystarczy "Leon". - odparł znudzonym głosem.
- Nie znamy jego rodziców, ani czym się zajmuje. Do cholery jasnej, Eulalio! On nie jest tak zamożny, jak my!
- I co, kurwa, z tego!? - wybuchnęłam. - Wychodzę za niego, bo jestem z nim szczęśliwa, rozumiesz to? - zamilkła, ale to niestety tylko cisza przed burzą.
- Rozumiem, że niebawem się tutaj przeprowadzacie. - odparł tata.
- Nie, dlaczego? Wracamy do Polski i to tam odbędzie się ślub.
- Jak będziesz prowadzić firmę z Polski? - dopytuje.
- No właśnie... nie będę. Dzisiaj rano zrezygnowałam z przejęcia stanowiska po dziadku.
- Czyś tym rozum postradała!? - a nie mówiłam?
- Klaro, uspokój się. - ruga ją ojciec, ale ona go ignoruje, zabijając wzrokiem mnie i totalnie niewzruszonego Leona.
Ten to ma nerwy ze stali.
- A może on cię do tego namówił!
- Mój decyzja nie ma nic wspólnego, z Leonem. Nawet gdybym z nim nie była i tak bym zrezygnowała, bo nie czuję się na siłach prowadzić taką potężną firmę.
- Gdybyś wyszła za Rusłana, on pomógłby ci ją... - przerywam jej.
- Czy ty się słyszysz, mamo? Dociera do ciebie, jak skrzywdził mnie Rusłan? Dlaczego, do cholery, wciąż mnie z nim swatasz!?
- Bo on cię kocha.
- Gdyby mnie kochał, to nie posuwałby jakichś dziwek i to tydzień przed ślubem. - zasyczałam, na co ona zasznurowała usta, a ojciec spojrzał na mnie z troską.
I tym o to zdaniem zamknęłam matce usta na stałe.
Alelluja!
Do końca obiadu już tylko Leo z moim tatą rozmawiał. Odpowiadał na pytania ojca, który nie traktował go, jakby był na przesłuchaniu. Szczerze interesował się firmą oraz jego rodziną, a ja milczałam zastanawiając się... w co się, kurwa, wpakowałam.
Leon
Aż żałuję, że nie miałem jak nagrać przebiegu tego obiadu, bo pomimo nastawienia jej mamy do mnie, bawiłem się wyśmienicie. Nie sądziłem, że ruda zagra swojej mamie na nosie i wkręci się w ten ślub, dlatego zamierzam to wykorzystać i trzymać ją za słowo, by doprowadzić do tego ślubu... za trzy miesiące.
Zanim pożegnaliśmy się z jej rodzicami, Lula kazała Lee Renowi wyprowadzić swoje "cudeńko". Domyślając się, jak majętna jest Eulalia, nie powinienem się dziwić, że stać ją na takie "cudeńko", ale mimo to jestem pod ogromnym wrażeniem, widząc przed nami najnowocześniejszego, pieprzonego Astona Martina Vanquish.
- Mamy za tobą jechać?
- Nie. - westchnęła biorąc od niego kluczyki. - Chcę jechać na przejażdżkę. Muszę się wychillować. W razie czego śledźcie nas po sygnale GPS i bądźcie w pogotowiu. - wysoki chińczyk skinął głową i zaczął komunikować się przez słuchawkę w uchu ze swoimi ludźmi. - Masz. - rzuciła mi kluczyki, które w mig złapałem. - Ty prowadzisz. Ja jestem zbyt wściekła. - wsiadła nie czekając na mnie.
No kurwa... czuję się, jakby mi dała wymarzony prezent na gwiazdkę. Oczywiście, że każdy facet marzy, żeby przejechać się takim autem.
Nawet ja.
Jedyny minus tego wszystkiego, to ruch lewostronny, ale czy jest coś z czym bym sobie nie poradził? No właśnie.
Wsiadam do tej wspaniałej maszyny i ogarniam wzrokiem luksusowe wnętrze. Czuję niesamowite podniecenie, że będę prowadził tą 600-konną bestię. Zanim ruszyłem spod rezdyncji jej rodziców, spojrzałem na nią, jak masuje sobie skronie.
- Gdzie mam jechać?
- Jeśli chcesz się pobawić, to jedź na autostradę PIE... - wpisała w komputer pokładowy nazwę autostrady, który od razu wyznaczył trasę. - ...a potem się zobaczy. - westchnęła zapinając pas.
- Myślałem, że chcesz się wychillować prowadząc to auto. - zauważam i ruszam z miejsca.
- Prowadzenie auta i jebanie swojego chłopaka za ten durny pomysł z intercyzą, to nienajlepsze połączenie, nie uważasz? - syczy.
- Dlaczego uważasz ten pomysł za durny?
- Bo wszyscy myślą, że planujemy ślub!
- A nie planujemy? - zerknąłem na nią, czując, jak po moim ciele przechodzi dreszcz, słysząc mruczenie tego silnika, kiedy przyspieszyłem. Nawet wściekły ton rudej nie popsuje mi frajdy.
- Czy ciebie już kompletnie pojebało!? Powiedziałam tak, by utrzeć nosa matce.
- I co? Kolejny raz chcesz ją zawieść?
- Co ty pieprzysz?
- Jak twoja mama zacznie rozpowiadać, że znowu wychodzisz za mąż i znowu za trzy miesiące do niego nie dojdzie, to kolejny raz ośmieszysz swoją rodzinę.
- O ja pierdolę... - zrobiła się blada i zsunęła się mocniej w fotelu, ale nagle znowu się wyprostowała, odzyskując kolorki na twarzy. - To wszystko twoja wina! - krzyczy. Jest tak samo wściekła, jak wtedy, kiedy ją ochlapałem lub jak prawda o klubie wyszła na jaw.
- Moja? Trzeba było zaprzeczyć. - uśmiechnąłem się.
- Nie wyjdę za ciebie, Leo.
- Dlaczego? Nie podobam ci się? Nie dbam o ciebie? Źle ci ze mną? Nie zaspokajam cię? - zadaję pytania, na które oboje bardzo dobrze znamy odpowiedź.
Lula, jak zwykle w takich momentach, kiedy kończą się jej argumenty, spojrzała w prawe okno, przegryzając wargę. Jednak po chwili cicho zabrała głos.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież oprócz tego, że znamy nawzajem swoje potrzeby i je spełniamy, prawie nic o sobie nie wiemy. - burknęła.
- Dlatego mamy trzy miesiące na to, żeby się poznać. - prychnęła, ale nie spojrzała już na mnie.
Ja natomiast cieszyłem się prowadzeniem tego fantastycznego pojazdu, wykorzystując jego możliwości.
Eulalia
Czuję się przytłoczona tym wszystkim, ale jazda autem, które nie muszę prowadzić, tylko mogę słuchać ryku silnika, pomaga mi się odprężyć. Niestety moje cudeńko, nie poukłada mi tego chaosu w głowie.
Po długiej wycieczce, gdzie w międzyczasie zadzwoniłam do Lotte i umówiłam się z nią na drinka w hotelowym barze, wróciliśmy do niego, żebyśmy mogli się przygotować. Po tak długim czasie, chciałam pokazać się przyjaciółce, z jak najlepszej strony, choć ona nieraz widziała mnie w beznadziejnym stanie. To ona robiła mi kompresy z mokrej, muślinowej pieluchy na czerep, gdy kac skakał mi po głowie, na wielkiej dmuchanej piłce. To ona mnie rozbierała nieraz do snu i trzymała włosy, gdy wymiotowałam do muszli klozetowej. To ona na drugi dzień rozpieszczała mnie pysznym śniadaniem, który nawet na kacu miało ochotę się jeść. No kocham ją za to, że ona mnie kocha nawet w tym najgorszym wydaniu.
- Jesteś pewna, że nie chcecie sobie pogadać?
- Charlotte zapewne chciałabym poznać mojego przyszłego męża. - mówię z przekąsem, a on się zaśmiał.
- Widzę, że powoli zaczynasz się przekonywać.
- Ależ oczywiście. - syknęłam, wchodząc do łazienki, by spryskać się ulubionymi perfumami.
- Posiedzę z wami jakąś chwilę i wrócę do pokoju, byście mogły swobodnie o mnie poplotkować. - wchodzi za mną do łazienki.
- Dupek. - wyszeptałam pod nosem, kiedy stanął za mną.
Patrząc na mnie z pożądaniem w pochmurnych oczach, pochyla się i całuje moje odkryte ramię. Następnie przymyka oczy i wkłada nos za moje ucho.
- Znam ten zapach. Eliza tak pachniała. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Całkowicie nieświadomie skojarzyłem ten zapach z tobą.
- To wersja wieczorowa. W ciągu dnia używam delikatniejszych.
- Idealnie do ciebie pasują. I jedne i drugie. - wymruczał skubiąc zębami płatek mojego ucha, przez co robi mi się gorąco i mokro między nogami.
Odwracam się do niego i przysiadam na kamiennej półce, na którym stoi umywalka w kształcie finezyjnej misy. Chwytam za poły jego marynarki i przysuwam do siebie, by stanął pomiędzy moimi udami. Leon pochylił się nade mną i oparł dłonie o półkę.
- O czymś chyba zapomniałaś, kocie. - mówi, smyrając mój nos swoim.
- O czym? - jęczę od tego napięcia między nami.
Chcę, żeby mnie wziął tu i teraz i to tak mocno, żeby mnie słyszała Lotte w barze na dole.
- To ty miałaś mnie przepraszać. - z otwartą buzią obserwuję, jak Leo odsuwa się ode mnie kilka kroków i patrząc się w lustro, poprawia swoją sportową marynarkę jak gdyby nigdy nic.
Nosz kurwa!
Zapomniałam, o całej tej sytuacji w lasku!
- Może właśnie chciałam cię przeprosić. - burknęłam zaskakując z półki.
- A ktoś tu zapewniał, że nawet w snach tego nie zrobi. - puścił mi oczko i wyszedł z łazienki.
Boże, jak on mnie wkurwia, a zarazem podnieca.
Czarno widzę, to nasze "małżeństwo".
Teraz łączy nas nieziemski seks, ale czy na starość będę potrafiła znieść jego zachowanie? Nie pozbijamy się nawzajem?
Spojrzałam na siebie w lustrze i wpadłam na genialny plan, który sprawi, że Leon pęknie i sam po mnie przyjdzie. Zdjęłam z siebie stringi i zanim opuściliśmy pokój, zostawiłam je na poduszce stalkera.
Wchodząc do windy, muszę wręcz zmusić swoje ciało do posłuszeństwa, żeby nie rzucić się na Leona, który stoi niewzruszony obok mnie.
Serio? Nie działa na niego to, co się dzieje między nami, czy tylko tak udaje? Ja dosłownie płonę, a on wygląda, jakby jechał na spotkanie biznesowe.
No ni chuja, nic nie wyczytasz z jego twarzy.
Leon
Patrząc na to, jak ruda wygląda niezwykle kusząco w tej cienkiej sukieneczce, w której ją widziałem, gdy była z gotką w barze, chcę porzucić plan, żeby dać jej nauczkę i zabrać ją z powrotem na górę, by zerżnąć ją tak, żeby nie mogła chodzić. Na szczęście udaję mi się zapanować nad swoimi żądzami, przekonując siebie, że nagroda będzie o wiele bardziej satysfakcjonująca.
Wysiadając z windy, chwytam ją za rękę i prowadzę do baru, gdzie mamy się spotkać z jej przyjaciółką. Przy barze stoi kilka kobiet, ale tylko jedna z nich, uśmiecha się szeroko na nasz widok, trzymając drinka w ręku. Jej półdługie, zielono-niebieskie włosy zajebiście rzucają się w oczy, ale to chyba jedyna osoba, której odpowiadają tak intensywne kolory. Jej błękitne oczy śmieją się razem z jej neonowo-różowymi ustami.
- Leila.
- Lottie. - przytuliły się mocno.
- Powinnam kopnąć cię w dupę, wiesz?
- Naprawdę nie miałam wczoraj siły, żeby się spotkać.
- Mówię, o wszystkim. - powiedziała z wyrzutem. - Kiedy do mnie ostatnio dzwoniłaś? - ruda się zamyśliła, a zielonowłosa prychnęła. - No właśnie. Spodziewałam się zobaczyć cię, z Roxy, a nie z takim... przystojniakiem. - uśmiechnąłem się lekko, gdy podała mi rękę. - Miło mi poznać bestię. - podniosłem brew, ale nie otrzymałem odpowiedzi na niemo zadanie pytanie. - Jestem Charlotte Zatzky.
- Leon Winer-Sawicki, chłopak Eulalii. Mi również miło cię poznać. - zajęliśmy miejsce w jednym z dyskretnych boksów, po czym zamówiłem dziewczynom drinki, a sobie whisky z lodem.
- Musisz wybaczyć mi moją radość, bo cholernie się za tobą stęskniłam, ale wiem, że gdyby nie napaść na Ernesta, nie przyleciałabyś.
- Ja też się za tobą stęskniłam, moja pizdeczko. - stuknęły się szklankami.
- Co u Erniego?
- Dzisiaj się wybudził, a raczej... Leon mu pomógł, prowokując go.
- Bez przesady.
- Nie tylko bestia, ale i też skromny znachor. - zaśmiałem się. - Masz brata?
- Mam, ale jest szczęśliwie żonaty.
- Jak zwykle. - westchnęła teatralnie. - Ja to chyba nigdy nie znajdę sobie drugiej połówki.
- A propos drugiej połówki... nie pochawlisz się jej, Lula? - ruda spojrzała na mnie z mordem w oczach.
- Czym masz się pochwalić?
- Nie, nie mam czym się chwalić. - warknęła.
- Nie? A ślubem? - uwielbiam ją drażnić.
- Wychodzisz za mąż? - szepnęła zaskoczona.
Podoba mi się jej dyskrecja. Ktoś może nas usłyszeć i Lula znów będzie na językach.
- To jest jakiś absurd, Lotte.
- Żaden absurd. - odparłem. - Lula miała cię prosić, żebyś zaprojektowała jej suknię ślubną. Ślub jest za trzy miesiące. Zdążysz?
- Żartujecie sobie? - aż się zapowietrzyła. - Pizdeczko... - rzuciła się jej na szyję, a ruda zmełła przekleństwo w ustach skierowane do mnie. - ...z największą przyjemnością! Oczywiście, że zdążę.
- Lotte nie nakręcaj się tak. Czy ty widzisz na moim palcu pierścionek? - już niebawem, Kocie...
- Jeszcze się jej nie oświadczyłeś? - spojrzała na mnie zaskoczona.
- To tylko kwestia czasu. - odpowiadam, a ona się uśmiecha.
- Czyli mam działać?
- Tak.
- Nie. - odpowiadamy równocześnie.
- Kelner! - podszedł do nas młody chłopak. - Jeszcze raz to samo! Trzeba to uczcić. - mrugnęła do mnie, za to ruda wygląda na naburmuszoną.
Przez ponad godzinę opowiadałem jej przyjaciółce o sobie i o tym, jak się poznaliśmy z rudą, która nadal siedziała z obrażoną miną i tylko czasami coś wtrąciła do naszej rozmowy, zerując kolejne drinki. Widząc jej zachowanie, gdzie pewnie żałuje, że wzięła mnie ze sobą na to spotkanie, skontaktowałem się z Lee Renem, żeby postawił jednego ochroniarza w hotelowym barze, by pilnował bezpieczeństwa Luli. Gdy tylko pojawił się znany mi już człowiek z ochrony, skinąłem do niego głową i przeprosiłem dziewczyny, po czym po pożegnaniu się z Charlotte, udałem się do naszego pokoju.
Ledwo wszedłem do niego, jak zadzwonił do mnie Alek. Jego uśmiechnięta twarz od razu pokazała się na ekranie, a za nim dziewczynki.
~ Cześć, wujo! - krzyczy Nela, a Nina macha rączką.
~ Cześć, moje królewny!
~ Siema, brat!
~ No siema, co słychać?
~ To my jesteśmy ciekawi, co u was. Mamy dość czytania plotek na wasz temat.
~ Serio? Śledzicie Singapurskie tabloidy?
~ Jesteś sławny, braciszku.
~ No niestety. - wzdycham. - Wolałbym być znany z moich osiągnięć, a nie jako kochanek Luli.
~ A jak wam się układa?
~ Coraz lepiej. Możesz przekazać Brunonowi, że wygrasz zakład. - uśmiecham się.
~ Pierdolisz? - szepnął.
~ Tato! Słyszałyśmy! - skrzywił się, a ja się zaśmiałem. - Wrzucasz 5zł do słoika!
~ Jak bardzo zapełniłeś już ten słoik?
~ Trochę, ale Elena też ze dwa razy wrzucała. - zaśmiałem się widząc, jak sięga do kieszeni spodni i wrzuca monetę.
~ Nigdy w to nie uwierzę.
~ Bo nigdy nie słyszałeś, że ona też potrafi zabluźnić. Ale wracając do tematu... oświadczyłeś się jej?
~ Jeszcze nie, ale kazałem jej prawnikom przygotować intercyzę, którą podpiszę na ich warunkach i... wszyscy się dowiedzieli.
~ A co na to Lula?
~ Nie jest zachwycona, ale sama się wkręciła w ten ślub, by zrobić swojej mamie na złość.
~ Teściowa z piekła rodem, co?
~ Ona też ze swoją nie będzie mieć lekko. - cmokam.
~ Nom... mama nie jest zachwycona tymi rewelacjami. Najbardziej wkurza ją to, że uciekła przed ślubem. - złapałem się za nasadę nosa.
~ Jak wrócę, to z nią porozmawiam. Tylko nie mówcie jej nic, o ślubie. Wolę, żeby się dowiedziała tego ode mnie.
~ Ma się rozumieć. Trzymaj się tam.
~ Wy też. Ucałuj Elenę i dziewczynki. - skinął głową z uśmiechem. - A z Adasiem żółwika już robisz?
~ No ba! W końcu to moja krew.
~ Na razie.
Położyłem telefon na stoliku i zdjąłem marynarkę, którą powiesiłem na oparciu krzesła, po czym uruchomiłem swojego laptopa i korzystając z okazji, że jestem sam, zacząłem sprawdzać Klimowa. Bardzo szybko udało mi się dowiedzieć, gdzie mieszka i włamać się do systemu monitoringu w jego domu. Z zainteresowaniem przyglądam się, chyba piwnicy i temu, co się w niej znajduje.
Czuję, jak skręcają mi się wnętrzności, domyślając się, że Lula była zapewne częstym gościem tego pomieszczenia i to, co on prawdopodobnie z nią tam robił.
Jego samego znajduję w gabinecie. Siedzi w fotelu z nogami na biurku, trzymając w dłoni szklankę z jakimś alkoholem. Nagle do pokoju puka służący, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Niestety rozmawiają po chińsku, więc nic nie rozumiem.
Wycinam ten urywek filmu i wysyłam do Lee Rena. Chwilę później dzwoni do mnie.
~ Zaczynam wątpić w swoich informatyków, skoro nie udało im się włamać do systemu monitoringu domu Klimowa. - uśmiechnąłem się pod nosem.
~ Mógłbyś mi to przetłumaczyć?
~ Tak. Ten facet, to detektyw, którego wynajął Klimow, by znalazł sprawców pobicia Ernesta. - zmarszczyłem brwi. - Niestety nic nie mają, ale nadal szukają jakiegoś punktu zaczepienia, pytając znajomych Erniego, czy miał jakichś wrogów. Sam Rusłan jest wściekły, że tak mozolnie im idzie i dał im dwa dni, na dostarczenie mu konkretnych informacji.
Czyżby intuicja mnie zawiodła i to nie Klimow stoi za pobiciem Ernesta?
~ Nie wiem, jak ty, ale ja nadal mu nie ufam. - stwierdziłem.
~ Co proponujesz?
~ Potrzebuję kogoś, kto będzie monitorował jego dom przez całą dobę. Ja nie mam takiej możliwości.
~ Jeśli potrafisz się włamać też do jego firmy, to również nad tym postawię swoich ludzi.
~ Cieszę się, że się rozumiemy. Dam ci znać, kiedy mi się uda.
~ Dobrze.
Nie czekając ani chwili od razu zabrałem się za sprawdzenie systemu ochrony w jego firmie. Jednak nie będzie to takie łatwe, jak to było w przypadku włamania się do jego domu. Wstałem, by znaleźć ładowarkę do laptopa, jak zauważyłem coś, na swojej poduszce.
Podchodzę do łóżka i dosłownie szlag mnie najjaśniejszy trafia, widząc, że to są stringi rudej, które zakładała zanim zeszliśmy na dół. Jestem cierpliwszy od mojego taty, bo nie zabraniam jej chodzić w tak kusych sukienkach, jak on mamie, ale kurwa nie pozwolę, żeby była pod nią całkiem naga!
Chwytam ten wilgotny od jej soków skrawek materiału i wróciłem się do hotelowego baru.
Dam jej taką nauczkę, że na długo ją zapamięta.
3410 słów.
Witajcie, kochani ❤
Bardzo się cieszę, że mogę Wam umilić dzień tym rozdziałem. Wiem... że zrobiłam wam psikusa, bo okazało się, że tych zaręczyn w ogóle nie było, ale spokojnie mam tą scenę już w głowie i pojawi się "niebawem" 😊😂
Jestem ciekawa, jakie Wy macie swoje teorie na to, jak będą wyglądać zaręczyny w wykonaniu Leona.
Życzę Wam pięknej niedzieli, a może nawet jakiegoś grilla? Ja na niego jadę do siostry 😉
Pozdrawiam Was serdecznie 🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top