12. Czyżbyś była zazdrosna?
Leon
Ruda nie zdążyła jeszcze wsiąść do windy, jak zakończyłem zebranie i po wyjściu chłopaków postawiłem Wiktora pod ścianą.
- Wyjeżdżam z Eulalią na kilka dni, dlatego musisz przejąć moje obowiązki, których nie będę mógł robić zdalnie.
- Serio, Leo? Wyjeżdżasz z dnia na dzień, na rendez-vous? - syczy.
- Uwierz, to nie jest randka. - warczę. - Nie jadę na urlop wypoczynkowy, choć kurwa powinienem. Nie byłem na 14-dniowym urlopie od dwóch lat.
- Ale to do mnie masz pretensję, że jesteś pracoholikiem? - unosi się.
- Jeśli nie chcesz pełnić funkcji wiceprezesa, to wyznaczę Konrada.
- Nie musisz. Po prostu uprzedzaj mnie wcześniej.
- Sam słyszałeś, że to była wyjątkowa sytuacja. - westchnąłem. - Powiedz wprost, o co ci chodzi, a nie robisz jakieś podchody.
- Odbiłeś mi Lulę. Dobrze wiedziałeś, że mi się podoba.
- Sam się odsunąłeś słysząc, o jej orientacji.
- Bo każdy z nas myślał, że ona jest lesbijką, a nie bi. - warknął.
- Wybacz, stary, ale za daleko to zabrnęło, żebym pozwolił jej uciec lub dał ci jakiekolwiek szansę. Ona jest moja. Może jeszcze nie oficjalnie, ale inaczej być nie może. - zabrałem swój telefon ze stołu. - Jesteśmy w kontakcie. - tylko skinął głową i odprowadził mnie zawiedzionym wzrokiem.
Musi się z niej wyleczyć, bo ona już należy do mnie, nawet jeśli nadal się przed tym broni.
W drodze do domu zadzwoniłem do mamy i poinformowałem ją, że wyjeżdżam na kilka dni. Nie była zachwycona, że lecę za Eulalią, ale gdy dowiedziała się z jakiego powodu lecimy do Singapuru, kazała mi chociaż wypocząć i uważać na siebie. Nie wiem, czy tata z nią rozmawiał, ale nadal wykazuje niechęć do rudej. Jak tylko wrócę, wytłumaczę jej, jak ważna jest dla mnie Eulalia, chociaż powinno to być oczywiste, skoro lecę za nią, na drugi koniec świata. Chuj z tym, że kierują mną zazdrość i niepewność co z nami. Jadę, bo zależy mi na niej. Jadę, by walczyć o nasze szczęście.
Dzięki niej czuję się wolny i spokojny. Jak tylko pojawiła się w moim życiu przestałem myśleć, o Elenie. Nie ściska mnie nic dziwnego w środku, gdy widzę jak mój brat ją przytula i całuje. Nadal jest dla mnie ważna, ale przestałem ją pożądać, czy fantazjować, o niej. Teraz to ruda jest tą, o której marzę.
~***~
Podróż prywatnym odrzutowcem należy do najwygodniejszych podróży, jakie w swoim życiu miałem i to nie za sprawą wygodnych foteli i wszystkich udogodnień. Tu jest po prostu cisza i prywatność, której nawet w pierwszej klasie nie da się zapewnić.
Sam samolot nie jest duży, ale mieści cztery fotele, z jasnej skóry i małymi stoliczkami pomiędzy nimi oraz dwie kanapy. W drugim sekotrze jest maleńka sypialnia i łazienka. Są tu także miejsca do spania dla załogi, mała kuchnia i łazienka dla personelu.
Zdaję sobie sprawę, że od startu minęła dopiero godzina i przed nami jest w chuj godzin lotu, ale skoro lecimy już razem, do jej rodzinnego domu, gdzie poznam przyszłych teściów, to wolałbym być pewien, kim dla siebie jesteśmy. Nie chcę, żeby znowu zareagowała tak, jak u moich rodziców.
Obserwuję ją uważnie zastanawiając się, czy specjalnie unika kontaktu ze mną, czy tak bardzo przejmuje się bratem.
- Życzą sobie, państwo, coś do picia? - zapytała jedna z dwóch stewardes.
- Dziękuję. - odpowiedziała Lula wyraźnie wyrwana z zamyślenia.
- Poproszę czarną kawę.
- Oczywiście. - stewardesa uśmiechnęła się i opuściła nasz sektor.
- Kawa? O tej godzinie? - zdziwiła się. - Co będziesz robił w nocy?
- Kawę piję tylko dla smaku. Nie działa na mnie pobudzająco.
- Musisz zmienić gatunek kawy na robustę. Jest mocniejsza i ma bardziej gorzki smak, ale posiada dwukrotnie więcej kofeiny, jak subtelna w smaku arabica. - podniosłem brew.
- A ty skąd o tym wiesz? - odwróciła głowę do okienka.
- Nie ważne. - zbyła mnie. Nie ma tak, kurwa.
- Kiedy zaczniesz ze mną rozmawiać? - spojrzała na mnie z lekko obrażoną miną.
- Nie starczy ci to, co już przeczytałeś? - zasyczała z wyrzutem.
- Nie. Chcę znać prawdę, a nie jakieś plotki i domysły dziennikarzy.
- Proszę, pańska kawa. - wtrąciła się brunetka.
- Dziękuję.
- Gdybym była potrzebna, proszę nacisnąć guzik. Przypominam, że za dwie godzinki podajemy kolację.
- Dziękujemy. - odpowiedziała i zaraz po tym, jak odprowadziła stewardesę wzrokiem, spojrzała na mnie, a raczej na sposób, w jaki słodzę kawę.
- Czemu uciekłaś od narzeczonego? - pytam wprost.
- Bo mnie zdradził. - westchnęła. - Nie wiem, czy robił to wcześniej, ale konkretnie się zabawił na swoim wieczorze kawalerskim. - mając taką kobietę, zdradził ją z inną? Idiota.
- Jak się dowiedziałaś?
- Mój ochroniarz oraz prawa ręka w jednym otrzymał zdjęcia i film z klubu, w którym bawił się Rusłan tamtej nocy. - zapatrzyła się w jeden punkt. - Byłam tak załamana, że nawet nie chciałam z nim rozmawiać. Po prostu wysłałam mu te zdjęcia z pierścionkiem, pisząc kilka gorzkich słów i wyjechałam z kraju. - spojrzała na mnie. - Mam problem z uzewnętrznianiem się, więc nikt oprócz Lee Rena nie wie, dlaczego się rozstaliśmy. Nawet nie powiedziałam rodzicom. Moja mama jest bardzo rozżalona. Uwielbia Rusłana i tłumaczy sobie i innym, że się wystraszyłam i ślub nie został odwołany, tylko przeniesiony na jakiś czas. - westchnęła, a ja zacisnąłem pięści.
Czyli jej mama mnie nie polubi. Nie to, żeby jakoś specjalnie mnie to obchodziło, ale obawiam się, czy mama Luli może mieć na nią jakiś wpływ, a ja teraz potrzebuję każdego sojusznika.
- Kochałaś go? - zapytałem, trochę obawiając się odpowiedzi na to pytanie.
- Bardzo. Byłam z nim szczęśliwa. Chciałam założyć z nim rodzinę. - kurwa...
Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy przejmować się, że przez jakieś przeznaczenie, ona ma złamane serce. Los nie dopuścił do tego, żeby była szczęśliwa z kimś innymi, skoro jest przeznaczona mnie. Jeśli ona nadal go kocha, to mam przejebane. Jak wypchnę go z jej serca?
- A teraz coś czujesz do niego?
- Tak. Obrzydzenie.
- Jak zostałaś modelką? - uśmiechnęła się lekko.
- Przez Charlotte. To ona poprosiła mnie, o przysługę. Startowała w konkursie i potrzebowała modelki. Jej projekty wygrały, a ona została zatrudniona przez firmę Miu. Ja też otrzymałam propozycję, by zostać ich modelką. Podpisałam kontrakt na dwa lata. To była świetna dodatkowa praca na weekendy. Mnóstwo imprez promocyjnych i wyjazdów. Fajna odskocznia od pracy w biurze, choć tą pracę też bardzo lubię. Tam mogę się rozwijać.
- Zamierzasz wrócić do modelingu? - dopytuję.
- Nie. Nie zamierzam zostawać w Singapurze na dłużej, niż to konieczne, a w Polsce dobrze się czuję bez śledzących każdy mój krok paparazzi. A właśnie... zdajesz sobie sprawę, że jak tylko moja stopa stanie na płycie lotniska, będziemy pod ostrzałem fleszy?
- Zdaję.
- Chcesz być na stronach plotkarskich?
- Oczywiście, że nie, ale skoro jesteśmy razem, to muszę się do tego przyzwyczaić.
- To, że się pieprzymy, nie znaczy, że... - przerywam jej.
- Znaczy. Gdybyśmy tylko się pieprzyli, nie leciałbym z tobą, żeby cię wspierać, zostawiając firmę z dnia na dzień. Kiedy w końcu zrozumiesz, że należysz do mnie? - patrząc na mnie z wyzwaniem w oczach wstała i powoli podeszła do mnie, po czym usiadła mi na kolanach. - Powinienem cię zrzucić na podłogę za tą śmiałość. - złapała mnie za szczękę.
- I dlatego nie możemy być razem, Leo. Ty potrzebujesz całodobowej uległej, a ja nią jestem tylko w klubie.
- Albo w normalnym łóżku, gdy udaję mi się poskromić twoją wybuchowość. - zauważam.
- Słucham? - obruszyła się.
- Nawet nie wiesz, jak szybko potrafię cię ujarzmić. - parsknęła śmiechem.
- Dobre sobie. - chciała wstać, ale ją przytrzymałem.
- Nie wypieraj się tego, bo nieraz mi się to udało. Chociażby wczoraj, albo jak spałaś u mnie lub jak byliśmy w Budapeszcie.
- Coś ci się chyba śniło. - prychnęła schodząc z moich kolan. Wstałem za nią i zanim usiadła na swoim miejscu, przerzuciłem ją sobie przez ramię. - Co robisz!?
- Udowodnię ci, kim tak naprawdę jesteś i że jesteś stworzona tylko dla mnie. - dałem jej klapsa w pośladek i zaniosłem do sypialni.
Eulalia
Z jednej strony jestem wściekła, że znowu robi ze mną co chce, a z drugiej pozwalam mu na to, bo jestem cholernie podniecona, a tylko władczo mnie przerzucił sobie przez ramię, wymierzył mocnego klapsa i rzucił mnie na łóżko.
- Rozbieraj się. - powiedział, sam zdejmując z siebie sportową koszulę i czarne jeansy.
Boże... Leon ma racje.
Przepadłam.
Dlaczego tak uważam?
Bo nigdy nie czułam się tak przy Rusłanie poza "lochami". Rusłan, choć bardzo się starał, nie potrafił mnie zdominować w "ciągu dnia". Bardzo go to denerwowało, więc wyżywał się w sali tortur. To on przyzwyczaił mnie do bólu, który jest dla mnie teraz jak narkotyk. To dlatego nie zrezygnowałam z klubu spotykając się z Roksaną. Potrzebowałam batów, by osiągnąć satysfakcjonujące mnie spełnienie. To tam... spotkałam jego. "Pana" idealnego, który teraz sprawia, że jak na autopilocie ściągam z siebie jedwabną, białą bluzeczkę bez rękawów z rokloszowanym dołem i jasne jeansy. Gdy jestem już w samej bieliźnie, mam ochotę paść do jego stóp i skomleć prosząc, by pan pozwolił mi się pieścić, bo taką aurę roztacza wokół siebie.
Mimo swoich uczuć, nie robię tego. Nie dam mu tej satysfakcji. Nie pokażę mu, jaką ma nade mną władzę.
- A bielizna? - pyta robiąc coś w telefonie.
- A może tak "proszę"? - kpię.
- Rozumiem... - uśmiechnął się lekko i rzucił telefon na łóżko obok mnie. - ...chcesz mi udowodnić, że nie mam racji. Będziesz walczyć.
- Poza klubem, zawsze walczę.
- Zanim zorientowałem się, że to ty jesteś Elizą, co noc wyobrażałem sobie, jaka jesteś w łóżku. - przełknęłam ślinę. - Zastanawiałem się, co mnie tak do ciebie ciągnie, skoro już miałem idealną uległą. Dopiero ktoś otworzył mi oczy i wytłumaczył, że po co mi taka grzeczna uległa, której nie mogę ukarać, bo nie mam za co. Za to ty podnosiłaś mi ciśnienie każdego dnia, po kilka razy. Marzyłem, żeby cię uwieść, zdominować i zlać ci tą dupę i wiesz co? - pokręciłam z przejęcia głową. - Po naszym numerku, cieszyłem się jak idiota, że okazałaś się nią być. Jesteś ideałem, Lula... - od tembru jego głosu, aż przeszedł mnie dreszcz. - ...ale tylko dla mnie. Tylko do mnie pasujesz.
- Ja... - cholera! Nawet nie potrafię się wysłowić. Z resztą... co ja mu chciałam powiedzieć? Kurwa!
- Wszystko, co nas spotkało, sprowadziło nas do siebie. - wszedł na łóżko i od razu umieścił się między moimi nogami, a ja jak zaczarowana słucham go. - Należymy do siebie od dawna. Jesteś moja, a ja jestem twój i nic, ani nikt tego nie zmieni. - bezwolnie przytaknęłam, przez co stalker uśmiechnął się jednym kącikiem ust i wpił w moje usta.
Choć jego pocałunki są takie same, jak zawsze, czyli władcze, zachłanne i gwałtowne, tym razem każdy jeden sprawia, że robi mi się dziwnie ciepło w klatce piersiowej i podbrzuszu. Z westchnięciem przymykam oczy, gdy jego rozpalające zmysły i moje ciało pocałunki, schodzą do szyi. Kiedy czuję jego ręce na łopatkach, posłusznie wyginam się w łuk, żeby pozbawił mnie biustonosza.
- Zrozumiałaś to wszystko, co ci powiedziałem? - kąsa moją skórę na piersiach i od czasu do czasu liźnie nabrzmiałe z podniecenia sutki.
- Tak.
- W takim razie powiedz mi, do kogo należysz, Eulalio.
- Do ciebie, panie.
- Nie. To nie jest zadowalająca mnie odpowiedź, dlatego zapytam jeszcze raz... - oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. - Do kogo należysz, Eulalio Szafoni, Elizo i Leilo Sha'oni?
- Należę do Leona Winer-Sawickiego. - uśmiechnął się i niespodziewanie we mnie wbił. - Aaaach!
- Dokładnie to chciałem usłyszeć. - całuje moje usta i znowu wbija się we mnie z impetem.
Takim rżnięciem szybko doprowadza nas do spełnienia, ale nie poprzestaliśmy tylko na tym. Tak się zatraciliśmy w pieszczotach, że w końcu przerwało nam pukanie do kabiny.
- Co ty robisz? - pytam.
- Odbieram kolację.
- Całkiem nago? - uśmiechnął się, kiedy wstałam z łóżka.
- Czyżbyś była zazdrosna?
- W końcu jestem twoja, a ty jesteś mój, nieprawdaż? - syknęłam i odepchnęłam go, po czym sama otworzyłam drzwi.
Stewardesa trochę się zdziwiła, że stoję przed nią kompletnie naga i to bez żadnego skrępowania, ale zachowała swój profesjonalizm i zachowała się tak, jak powinna.
- Zjemy w sypialni. - skinęła głową i podała mi dwa talerze, które od razu wręczyłam zadowolonemu z siebie Leonowi, który stoi za drzwiami, po czym wzięłam od niej sztućce, lampki i musujące wino w kubełku z lodem.
- Gdybym była potrzebna, proszę mnie wezwać. Życzę państwu miłego wypoczynku.
- Dziękujemy. - odpowiedziałam i niechcący trzasnęłam drzwiami, przez zajęte ręce. - Głodny?
- Bardzo. - spojrzał na mnie znacząco.
- O nie! Najpierw kolacja.
- Bardzo mnie to cieszy, że w końcu zrozumiałaś kim dla siebie jesteśmy.
- Na twoim miejscu nie prowokowałabym mnie, gdy trzymam w dłoniach butelkę, kubełek z lodem i sztućce. - zaśmiał się podpierając boczki, czym jeszcze bardziej mnie oczarował.
~***~
Czułam okropny niepokój, kiedy podchodziliśmy do lądowania. Nie było mnie tutaj ponad rok. Nawet na święta się nie wybrałam. Spędziłam je u babci w Poddębicach, dzwoniąc do wszystkich w wigilijny ranek. W wielkanoc to samo. Tylko Estera pytała, czy przyjadę, rodzice nawet o tym nie wspomnieli. Nie wiem, czy jestem w domu mile widziana.
Gdy tylko staję na szczycie schodów uderza we mnie ten tropikalny klimat, za którym tak sobie tęskniłam. Średnia roczna temperatura wynosi tu 26°C, ale niebo jest przeważnie zachmurzone i często pada. Dziś wcale nie jest lepiej. Czuć, że będzie dzisiaj lać.
Zaraz przy samolocie stoją dwa czarne, luksusowe auta, a przed nimi tak dobrze mi znajomy Chińczyk Lee Ren, ze swoimi ludźmi, którzy chronili mnie ponad rok temu, przez długi okres. Uśmiechnęłam się na widok jego dołeczka i ruszyłam za Leonem, który pierwszy zaczął schodzić po schodach.
- Dzień dobry, państwu. - skinął głową zaciągając po angielsku. Tutaj posługujemy się przeważnie angielskim, nawet w domu.
- Dzień dobry. - odpowiedzieliśmy.
- Miło cię widzieć, Lula.
- Ja również cieszę się, że cię widzę. - spojrzałam na stalkera, który obserwuje nas uważnym wzrokiem. - Leo przedstawiam ci Lee Rena. Mojego ochroniarza i prawą rękę. Lee Ren, to mój chłopak Leon Winer-Sawicki. - panowie podali sobie ręce i wymienili się uprzejmościami. - Jak się czuje Erni?
- Jest w ciężkim stanie, ale stabilnym. Ma poważny uraz głowy, złamane kilka żeber i rękę. Jest w śpiączce. - poczułam jak szczypią mnie oczy.
- Jak to się stało?
- Ernest uciekł z domu na imprezę. Trochę zabalował, bo miał promil alkoholu we krwi. Wracał z jakimiś dwoma kolegami, gdy nagle na trafili na kilku rosłych typków. Jeden z jego kolegów uciekł i wezwał pomoc, a Ernest i ten drugi zostali pobici. Niestety twój brat dotkliwiej.
- Boże... - złapałam się za usta. - Jedźmy do niego. Później zameldujemy się w hotelu.
- Mam polecenie przywieźć was do domu. - zdziwiona zatrzymałam się w pół kroku.
- Jak to, do domu? Nie zarezerwowałeś nam hotelu?
- Państwo Sha'oni nie zgodzili się. Kazali odświeżyć twoje skrzydło, żebyście czuli się jak najbardziej komfortowo. Właśnie czekają z obiadem.
- Przyjechałam tu do Erniego, a nie na uroczyste obiadki. Zawieź mnie prosto do szpitala. - odpuszcza widząc moją zaciętą twarz.
Po chwili wsiadamy do auta i jedziemy do szpitala. W międzyczasie Lee Ren informuje moich rodziców, że dotarliśmy, ale zdecydowałam się od razu jechać do brata.
Leon
Jak tylko napisałem do mamy, że wylądowaliśmy, oglądając miasto przez okno luksusowej, krótkiej limuzyny, przytulam do siebie Lulę, która jest przejęta stanem brata. Cieszę się, że ruda i jej ochroniarz posługują się angielskim, dzięki czemu nie czuję się tak nieswojo.
- Muszę cię uprzedzić, że pod szpitalem kręcą się paparazzi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Niestety nie, Lu. Wszyscy są ciekawi, czy Leila przyjedzie do brata... - odwrócił się do nas. - ...i czy będzie w towarzystwie kochanka, z którym uciekłaś.
- Kurwa. - zabluźniła po polsku, a on lekko się uśmiechnął. - I co teraz?
- Postaramy się ominąć ich i wjechać na podziemny parking dla personelu. Tam nie powinno ich być. - przynajmniej kurwa to.
Już z daleka widzimy mały tłum fotoreporterów przed wejściem, ale tak jak ochroniarz Luli zapewnił, skręciliśmy na parking, zanim ktokolwiek się zorientował i w spokoju możemy wejść do prywatnego szpitala.
Trzymając ją za rękę prowadzę ją za Lee Renem, który dziwnymi korytarzykami prowadzi nas do sali, gdzie leży jej brat. W końcu wchodzimy na oddział, na której kręci się jakiś personel. Na nasz widok przerywają swoje czynności i kłaniają się nisko.
- To tutaj. - niebywale wysoki azjata pokazuje nam ręką na okno, z którego widać środek sali.
- Erni. - zakłała Lula, a ja mocno przytuliłem ją od tyłu patrząc na młodego chłopaka, w kiepskim stanie, który leży nieprzytomny na nowoczesnym łóżku.
Do jego skatowanego ciała, są podłączone kabelki monitorujące jego funkcje życiowe. Głowa i pół twarzy jest zabandażowana, a na nosie ma maskę tlenową. Jego wysportowana klatka piersiowa bardzo powoli podnosi się i opada. Poczułem okropne uczucie w środku, bo ten widok przypomniał mi tatę i jego ostatnie chwile. Wyglądał tak samo.
- Mogę do niego wejść? - zapytała.
- Oczywiście, ale pojedynczo i tylko na chwilę. - odparł jakiś lekarz, który podszedł do nas niepostrzeżenie.
Lula ścisnęłam moją rękę, po czym minęła dwóch rosłych ochroniarzy w drzwiach i weszła do środka. Ze skrzyżowanymi rękami, przyglądam się, jak najpierw odkaża ręce, a potem zakłada na siebie jednorazowy fartuch. Boli mnie widok jej łez oraz bólu. Możemy mieć tylko nadzieję, że jej brat wydobrzeje.
Powoli podchodzi do niego i najpierw pochyla się, by złożyć pocałunek na jego głowie, a potem siada na krześle i mówiąc coś do niego smyra i całuje jego dłoń. Jest kompletnie przybita i załamana.
- Nie będę owijał w bawełnę i powiem wprost. - zaczął jej ochroniarz. - Zanim wylądowaliście sprawdziłem cię na wylot. Wiem, o tobie wszystko, Leonie. - trochę mnie zaskoczył, ale moja twarz nawet nie drgnęła.
- Bardzo mnie to cieszy, że Lula ma tak zaufanego człowieka, który dba o jej bezpieczeństwo.
- Muszę, bo nie chcę, by znowu trafiła na takiego Rusłana, który chce wykorzystać jej pozycję. - odwróciłem się do niego.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Albo wiesz co? Nie odpowiadaj. Sam z przyjemnością go prześwietlę.
- Masz niezwykły talent i wiedzę. Dobrze to wykorzystałeś tworząc coś, przez co nawet moi informatycy nie mogli się przebić. Jestem pod wrażeniem tego, jak rozwijasz swoją firmę i to bez pomocy Luli.
- Dziękuję.
- Jednak chcę zapytać cię o coś, czego nie dowiedziałbym się, nawet gdybym mógł włamać się do twojej firmy, telefonu lub laptopa.
- Ależ proszę. Nie mam nic do ukrycia.
- Co do niej czujesz?
- Ciężko jest mi mówić o uczuciach, gdyż posiadam zespół aspergera i nie bardzo je rozumiem, ale Eulalia jest dla mnie równie ważna, jak moja własna matka. Sama myśl, że mógłbym ją stracić, sprawia mi trudny do opisania, nieznośny ból. Ale jednego jestem pewien. Ona będzie moją żoną.
- Nie przeszkadza ci to, że ona będzie prezesem potężnej firmy? - znowu odwróciłem się do niego i on zrobił to samo.
- Nie. Nawet więcej powiem. Nie interesuje mnie jej majątek oraz pozycja. Dlatego, skoro tak dbasz o jej bezpieczeństwo, wyświadcz mi proszę przysługę i każ prawnikom przygotować intercyzę, którą podpiszę. - skinął głową i niespodziewanie zaczął mówić.
- Lula nie wie, że Rusłan to nałagowy hazardzista, przez co firmę po swoim ojcu doprowadził prawie do bankructwa. Od zawsze miał chrapkę, by jako mąż Luli przejąć stanowisko jej dziadka. Dlatego uważaj. Ten skurwiel zrobi wszystko, by ją teraz odzyskać, skoro ma nóż na gardle. Już teraz urabia Klarę udając, że przejmuje się stanem Ernesta i czeka na nią razem z nimi. - zacisnąłem szczękę.
- Lula jest bardzo inteligentna i nie da się zmanipulować, ale dzięki za radę. Wiem, co mam robić. Mogę o coś zapytać?
- Proszę.
- Na jakim etapie jest śledztwo?
- Nadal szukają tych mężczyzn po rysopisie ich kolegi.
- A kamery miejskie niczego nie zarejestrowały? - dopytuję.
- Akurat to był czarny punkt.
- Oczywiście. - odparłem pewnie. - Nie są głupcami.
- Co masz na myśli?
- Czy ochrona Ernesta nie zauważyła wcześniej jakiegoś ogona za sobą? - zmarszczył czarne brwi.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Sugerujesz, że to nie był przypadek?
- A mogę ci zaufać? - skinął głową. - Dam sobie rękę uciąć, że to sprawka Klimowa.
- To poważne oskarżenie.
- A ja dowiodę, że intuicja mnie nie myli. Tak jak powiedziałeś, on ma nóż na gardle. Jest zdeterminowany, żeby odzyskać Lulę. Dlatego wykorzystał jej brata, żeby ściągnąć ją do kraju. - zamyślił się.
- Mimo wszystko on ją kocha. Wątpię, żeby był aż tak perfidny, żeby krzywdzić jej rodzinę.
- W miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.
- Co zamierzasz zrobić?
- To, w czym jestem najlepszy. Prześwietlę go. - uśmiechnął się jednym kącikiem, ale zaraz spoważniał patrząc na płaczącą Lulę.
- Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy, możesz na mnie liczyć.
- Dziękuję, za zaufanie. Jak tylko czegoś się dowiem, od razu dam ci znać. - wyciągnął telefon i przesłał mi na prywatny numer kontakt do siebie.
Choć nie pokazuję tego po sobie, zajebiście się cieszę, że mam takiego sojusznika, któremu tak jak mnie zależy na bezpieczeństwie rudej. Jeśli rusek myśli, że zbliży się do mojej kotki, to jest w błędzie. Pokażę mu, do kogo należy Eulalia i że nie ma ze mną żadnych szans.
Eulalia
- Musisz się obudzić, słyszysz? Nie wyjadę stąd, dopóki nie zobaczę twojego uśmiechu, łobuziaku. - pociągnęłam nosem, ciągle smyrając go po dłoni. - Pamiętasz, jak zakradłeś się do mojego pokoju i podrzuciłeś mi kilka żab? Przez ciebie do tej pory śnią mi się po nocach! Naprawdę! Czasami słyszę ich rechot przez sen. - uśmiechnęłam się przez łzy. - Obudź się, Erni. Tak bardzo za tobą tęsknię.
- Lula... - zapłakana odwróciłam się w stronę Lee Rena. - Musimy już iść.
- Proszę, jeszcze chwilkę. Tak dawno się z nim nie widziałam. Zmężniał, nabrał masy. Nie przypomina tego nastolatka, sprzed roku.
- Naprawdę lekarz dał ci już maksimum czasu. Obiecuję, że jeszcze dzisiaj cię do niego przywiozę. - skinęłam głową i po pogłaskaniu go po policzku i obiecaniu, że jeszcze dziś zajrzę wyszłam z sali.
Widząc troskę w pochmurnych oczach Leona, wytuliłam się w niego, a on objął mnie opiekuńczo i ucałował moje czoło. Jestem szczęśliwa, że jest tu ze mną, bo w jego ramionach wszystko wydaje się łatwiejsze.
- Gotowa, by przedstawić mnie rodzicom? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Jak nigdy dotąd. - mój stalker uśmiechnął się lekko i wziął mnie za rękę, po czym ruszyliśmy razem z Lee Renem i jego ludźmi do windy.
- Tak?... Co?... Tā mā de! Zaparkujcie jak najbliżej wejścia i ogarnijcie to! - jak tylko Lee Ren się rozłączył spojrzał wkurwionym wzrokiem na żegnający nas personel. - Albo sami znajdziecie wśród was kreta i wyciągnięcie konsekwencje albo wszyscy odpowiecie za brak profesjonalizmu!
- Co się dzieje? - zapytał Leo.
- Ktoś doniósł, że Lu jest w szpitalu i paparazzi obstawili wszystkie wejścia. - zajęczałam z niezadowolenia. - Tā mā de! Nawet zrobili wam teraz zdjęcie. - pokazuje nam, jak Leo przed chwilą całuje mnie w czoło. - Wezwę helikopter.
- Nie róbmy cyrku. - odezwał się Leon. - Wyjdziemy normalnie.
- Ale...
- Nie, nie będę się ukrywał, jak jakiś szczur. Skoro i tak już spekulują, czy jestem tym kochankiem, z którym uciekłaś, to dla świętego spokoju, nie wyprowadzajmy ich z błędu.
- Znienawidzą cię.
- O nie. Stracę followersów na Instagramie. - zaśmialiśmy się z Lee Renem słysząc ten żart. No coraz bardziej mnie zadziwia.
Gdy zbliżamy się do drzwi, gdzie czeka dwóch szpitalnych ochroniarzy, którzy pilnują wejścia do szpitala, Leo mocniej ścisnął moją dłoń i ruszył przede mnie. Jak tylko drzwi się otworzyły, oślepił nas błysk fleszy i nawoływania fotoreporterów.
- Leila! Czy to twój kochanek?
- Czemu zostawiłaś Rusłana?
- Gdzie się teraz ukrywasz?
- Leila, tutaj! Popatrz tutaj!
Nie szłam z opuszczoną głową, ale i też nie odpwiedziałam na żadne pytanie. Po prostu dałam się prowadzić Leonowi, który trzyma mnie blisko siebie, a który razem z Lee Renem i resztą odpychają natrętnych paparazzi.
Gdy jeden z nich złapał mnie za rękę, mój stalker rzucił się na niego i jednym uderzeniem zniszczył obiektyw.
- Nie zbliżaj się do niej. - warczy.
- Zapłacisz za to! - krzyczy ta hiena.
- Chcesz wojny ze mną? Gratuluję odwagi i współczuję głupoty. - otworzył tylne drzwi. - Wsiadaj, Leila. - posłusznie wykonałam jego polecenie i od razu zrobiłam mu miejsce.
Dzięki Bogu, że nasze okna są kompletnie zaciemnione, ale ci idioci i tak strzelają do nas z fleszy, chcąc uzyskać jakiekolwiek jeszcze ujęcie.
Spojrzałam na Leo, który władczo mnie do siebie przesunął.
- Wszystko w porządku?
- U mnie tak. Jestem do tego przywyczajona. A u ciebie? - spojrzałam na niego uważnie.
- Też wszystko okay. Nie przejmuj się mną. - położył drugą dłoń na moim kolanie.
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Leon jest kompletnie inny, niż Rusłan. Blondyn uwielbiał być być w blasku fleszy. Kiedy nieraz chciałam ewakuować się z jakiegoś miejsca z powodu paparazzi, on specjalnie robił show, czyli pokazywał całemu światu, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi. Ciągnął mnie na każdy bal, premierę, czy nawet służbowe spotkania. Wtedy mi się to podobało, ale z perspektywy czasu mam wrażenie, że miał parcie na szkło i chwalił się mną, by osiągnąć jakiś cel.
- Lee Ren... - zwrócił się Leo. - ...czy Lula będzie mieć nieprzyjemności, że uszkodziłem tej gnidzie aparat?
- Nie, bo to on ją zaatakował, a ty ją broniłeś. To on może mieć kłopoty, że przekroczył granice i naruszył jej prywatną przestrzeń. Ale następnym razem musisz się pilnować. Teraz mieliśmy takie szczęście, że mnóstwo innych reporterów to uwieczniło. - mój doradca spojrzał do swojego telefonu. - O proszę, już o tym piszą. "Kim jest agresywny kochanek Leilii? "Czy to dla ochroniarza zostawiła rosyjskiego przedsiębiorcę?" "Czy jesteśmy świadkami historii rodem z filmu Bodyguard?"
- Chyba powinnam płacić ci za ochronę. - spojrzałam mu w oczy.
- Będziesz to robić co noc. - szepnął po polsku, rozśmieszając mnie.
- Oczywiście, panie. - odszepnęłam.
- Dobra, dziewczynka. - dodał i wpił mi się władczo w usta.
Całowaliśmy się tak długo i gwałtownie, że nim się zorientowałam wjechaliśmy na ogromny pojazd przed rezydencją.
- Ekhem... jesteśmy na miejscu. - słysząc Lee Rena, oderwałam się od stalkera.
- Już? - poczułam jak strach ściska mi gardło.
- Będzie dobrze. - mówi Leo, gdy wysiadamy z auta.
- No nie wiem.
- Zawsze możemy wyjść i zameldować się w hotelu, tak?
- Tak. - przytaknęłam.
Chwycił mnie za rękę i pewnym krokiem ruszył do drzwi, które otworzył tak znany mi kamerdyner. Przemiły Malcolm uśmiechnął się życzliwie na mój widok oraz skłonił przed Leonem.
- Miło cię powitać znowu w domu, panienko. Serdeczenie też witam pana, Panie Winer-Sawicki.
- Dzień dobry. - przywitaliśmy się z nim.
- Państwo Sha'oni czekają na państwo, w głównym salonie.
- Dziękujemy.
Z ogromnym niepokojem idziemy przez hol, który nic się nie zmienił. Nadal jest w beżach i złocie. Marmurowa podłoga lśni, a od ścian zapełnionymi dziełami sztuki odbija się stukot moich szpilek.
Bardzo się denerwuję ich reakcją, jak się zachowają, ale dzięki obecności Leona, czuję się bezpiecznie.
Jednak chcę mu prawie zmiażdżyć rękę, gdy wchodząc do salonu pierwsze kogo widzę, to Rusłana stojącego przy kominku, który wygląda, jakby miał mnie zaraz zabić tymi ciemnymi oczami.
Co on tu, kurwa, robi!?
4240 słów.
Witajcie, kochani ❤
Rozszalałam się coś z tym rozdziałami 🤯 dawno nie było tak, żebym udostępniała je co drugi dzień. Niestety to się skończy, bo jak zapewne wiecie, zbliżają się święta i my kobietki niestety mamy co robić 🙄
Jak wam się spodobał rozdział? A jak postawa Leona?
Dziękuję za wszystkie gwiazdki ⭐ i komentarze 💬😘
Pozdrawiam Was serdecznie 🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top