22. Nadal jeden i ten sam?
Niespodzianka! ❤
Leon
Nie ukrywam, trochę się bałem, jak zareaguje Eulalia na mój prezent. Doskonale wiem, że nie chce być tak zniewolona, a mnie też przestało zależeć, żeby mieć aż taką władzę nad nią. Po prostu chcę, żeby ją nosiła. Wygląda w niej tak, jak sobie to wyobrażałem, czyli niesamowicie i cholernie seksownie. Na pewno też nie poprzestanę na tych dwóch i będę ją nimi rozpieszczać.
Tego wieczoru nie weszliśmy w swoje role, ale szybko nie opuściliśmy tego pokoju. Ten wieczór chciałem spędzić ze swoją narzeczoną, a nie uległą, którą Lula nie zawsze będzie, ale dokładnie taką ją chcę. Po wyjściu z klubu wróciliśmy jednym transportem do mnie, gdzie od razu poszliśmy spać w swoich objęciach.
Ze względu na dzień wolny, nie nastawiałem sobie budzika, więc pospaliśmy sobie prawie do 10.00. Wzięliśmy rano prysznic z małym, ale ostrym bonusem, później zjedliśmy śniadanie, a następnie zabrałem ją na wycieczkę.
Pierwszym naszym przystankiem był urząd stanu cywilnego, gdzie złożyliśmy potrzebne dokumenty. Kolejnym przystankiem była sala, a raczej dworek pod Łodzią, gdzie odbędzie się ślub w plenerze i zabawa weselna. Wszystko już zostało wcześniej zarezerwowane przez Eulalię i Charlotte, więc teraz byliśmy podpisać umowy i dopłacić resztę zaliczki.
Ostatnim przystankiem jest dom jej dziadków. Nie tylko jedziemy po jej rzeczy, ale i też chcę oficjalnie się przedstawić i przeprosić za swoje nietaktowne zachowanie. Wiedząc, jaką osobą jest kobieta, po której Lula odziedziczyła nie tylko imię, ale i także charakterek, spodziewam się wszystkiego i z pokorą przyjmę wszystko.
Eulalia
Aż drżałam z ekscytacji, gdy stalker zaparkował przed domem moich dziadków. No nie mogłam się doczekać tego starcia. Spokojny i zwykle opanowany Leon "Sztywniak" Winer-Sawicki versus wybuchowa i klnąca jak szewc Eulalia "Original" Wierucka.
Ktoś mógłby powiedzieć, że dla Leo nie będzie to żadna niespodzianka, gdyż zdecydowanie charakterek mam po niej, ale pragnę zauważyć, że on nie ma żadnej władzy nad babcią. Co więcej, nie powinien się jej przeciwstawiać, a babcia jak to babcia, nie lubi "wyższej pierdolencji". Rozsiadłam się jak widz w pierwszy rzędzie, czekający na występ stand uperów. Nie chcę przegapić tego spektaklu.
Niestety... już po pięciu minutach powinnam wstać i wyjść, przy okazji domagając się zwrotu za bilety. Moja babcia dosłownie się zakochała w moim przyszłym mężu, rozpieszczając go najpierw swoim obiadem, a potem ciastem i naleweczką, a Leo zachowuje się, jakby to on był jej wnukiem, nie ja!
- Może nie powinnam tego mówić, bo Lula to wypisz-wymaluj ja, ale cieszę się, że trafiła na takiego mężczyznę. Potrzebujemy kogoś, kto trochę okiełzna ten nasz charakterek. Nieprawdaż, Walduś? - spojrzała na dziadka, który z lekkim uśmiechem spojrzał na nią.
- Babciu, po co te podchody? Od razu mu kup smycz. - mówię z pretensjami, a reszta wybuchła śmiechem.
- Czemu nie, skoro obrożę już masz. - trochę mnie zatkało.
- To się nazywa "choker", babciu. To biżuteria.
- Ale wygląda, jak obroża. Tylko patrzeć, jak z czasem wprowadzą kagańce, jako rodzaj biżuterii. - Leo tylko na mnie zerknął, ale w tym spojrzeniu widziałam jego zadowolenie. No pięknie mnie załatwiła. - Już noszą takie diamentowe szczęki. - skrzywiła się, po czym zeszliśmy płynnie na inny temat.
O dzięki ci Boże!
~***~
Cieszę się, że Leo jak tylko wniósł mi walizki na antresolę, zaszył się w swoim domowym gabinecie i nie był świadkiem mojej reakcji, gdy otworzyłam drzwi do jego garderoby. Dosłownie wstrzymałam oddech, po czym z jękiem i przerażeniem spojrzałam na swoje pootwierane walizki, w których ciuchy mam już posegregowane na różne kategorie.
Co ja sobie myślałam pakując wszystkie swoje ubrania!? Przecież to oczywiste, że samotnie mieszkający kawaler, nie ma garderoby wielkości małej sypialni. Owszem, jest większa, niż typowa szafa, w każdym normalnym domu, ale... to i tak nadal klitka, patrząc na to, ile mam tych rzeczy, a jeszcze jego ubrania wiszą.
No cóż...
Suknie balowe, wieczorowe i te z niektórych sesji zdjęciowych, które dostałam w prezencie, zostawiłam w walizkach. Na razie upchnęłam je zamkniete pod łóżko, ale jeszcze w ten weekend znajdę czas, by je gdzieś wywieźć. Może Sebuś udostępniłby mi swój pawlacz, a najlepiej składzik, czy też pomieszczenie potocznie nazywane "komórką", w której trzyma się zazwyczaj własnej roboty weki, kartony po sprzętach rtv i agd, sztuczne choinki i ozdoby, sanki, a nawet rowery, by nie zajmowały niepotrzebnie miejsce w mieszkaniu.
Patrząc na to, że nie wszystkie ubrania z tych najpotrzebniejszych się zmieściły, nie mówiąc już o reszcie, poddałam się i zeszłam do Leona. Weszłam do jego gabinetu i pod ostrzałem pochmurnych oczu, z westchnięciem opadłam na skórzaną, niedużą kanapę.
- Rozumiem, że jeszcze nie skończyłaś i raczej dziś nie pojedziemy do klubu.
- I raczej nie skończę... nie mieszczę się nawet z podstawą. - zamknął laptopa i wygodniej się rozsiadł na fotelu.
Przez chwilę wpatrujemy się w siebie, szukając w głowach jakiegoś rozwiązania.
- Przykro mi... - to on przerwał w końcu tą ciszę. - ...że moje mieszkanie nie jest przystosowane do twoich potrzeb, ale musisz jakoś to tak zorganizować, żeby się zmieścić, bo nie mamy możliwości powiększenia garderoby.
- A może tutaj zrobilibyśmy garderobę. - zaczęłam się rozglądać po pokoju. Gdy wróciłam wzrokiem do Leona, lekko się spięłam widząc, jak masuje sobie skronie.
- Chcesz mój gabinet przeznaczyć na garderobę?
- To byłoby idealnie rozwiązanie. Nie tylko zmieściłyby się tu wszystkie moje rzeczy, ale i także znalazłoby się miejsce na toaletkę i ogromne lustro. A popracować możesz wszędzie.
- Jedynie, na co mogę poświęcić mój gabinet, to pokój dla dziecka. - przytaknęłam posłusznie, ale po chwili pokręciłam głową i zaczęłam chichotać. - Posiadanie potomstwa tak cię rozbawiło?
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu... - znowu zachichotałam. - ...naprawdę nie widzisz, że nasz ślub to jest czyste szaleństwo? - westchnął.
- Co znowu ci nie pasuje?
- Leo, za dwa miesiące się pobieramy, a ja nawet nie wiem, jakie masz wobec mnie, nas plany. Czego ode mnie oczekujesz? - pochylił się na biurkiem i złożył ręce na nim, jak do modlitwy.
Czuję się, jakbym była na rozmowie kwalifikacyjnej, gdzie mam negocjować warunki umowy, a nie planować swoje życie.
- Pytasz, o pracę?
- O wszystko.
- Chciałbym, abyś nadal była moją asystentką...
- Okay.
- ...i nie aplikowała sobie kolejnego zastrzyku antykoncepcyjnego. - zatkało mnie.
- Ale... jak nie przyjmę zastrzyku, nie będę mogła korzystać z klubu.
- Załatwię to.
- Jak?
- Mam wujka ginekologa, który wypisze, że przyjęłaś kolejny zastrzyk.
- Leoś... - w jego oczach coś błysnęło. - ...czy to przez to... co się wydarzyło, jesteś już teraz zdecydowany... na dziecko?
- Doskonale o tym wiem, że kolejne dziecko nie zastąpi mi tego pierwszego. Co roku odwiedzam swoje nienarodzone rodzeństwo na cmentarzu. - widząc moją zatroskaną minę, kontynuuje. - Moja mama straciła pierwsze dziecko w pierwszym trymestrze. I choć cztery lata później doczekała się Alka, a później nas i na koniec Lili, nigdy nie zapomniała, że nosiła pod swoim sercem malutką cząstkę siebie i taty. Nie wiadomo, jakiej płci było dziecko, więc od samego początku jest nazywane "Kruszynką". Ale odpowiadając na twoje pytanie, to tak, pragnąłem założyć z tobą rodzinę, zanim wiedziałem o Korcz. - serce szybciej mi zabiło.
Po takim wyznaniu, nie potrafiłam nadal siedzieć na przeciw niemu. Wstałam z miejsca i podeszłam do niego. Leon widząc, że się zbliżam odsunął się od biurka i zrobił mi miejsce, bym mogła usiąść na jego kolanach. Jak tylko zajęłam miejsce, objęłam jego kark dłońmi i spojrzałam mu w oczy, czując, jak jedną ręką mnie obejmuje, a drugą kładzie na moim nagim udzie.
- Mam pytanko.
- Słucham.
- Kto zostanie twoją asystentką, gdy ja będę na macieżyńskim? - uśmiechnął się lekko.
- Udowodniłaś, że nawet na zdalnym, perfekcyjnie wypełniasz swoje obowiązki.
- Ale zdajesz sobie sprawę, że tylko w tym jestem dobra? - podniosł jedną brew. - Nie licz na to, że będę dobrą żoną, która ugotuje i posprząta, bo po prostu nie potrafię tego robić. Całe życie miałam od tego służbę. Sprzątałam tylko swój pokój z osobistych rzeczy, a gotować umiem tylko to, co sama lubię.
- Zdaję i nie wymagam tego od ciebie. Sam od kilku lat zatrudniam panią, która sprząta tu dwa razy w tygodniu, a obiady, jak wiesz, zwykle jem w pracy. - uśmiechnęłam się.
- To fajnie.
- Czy o coś jeszcze chcesz mnie zapytać?
- Tak, co z moją garderobą?
- Lula... nie ma sensu robić tu garderoby, skoro niebawem rezygnujemy z antykoncepcji.
- To gdzie mam trzymać moje ciuchy?
- Nie wiem. Może zrób selekcje i posprzedawaj te rzeczy. - westchnęłam ciężko.
- A może... kupimy większe mieszkanie lub nawet domek, skoro mam w planach szybkie powiększenie rodziny. - teraz to on westchnął ciężko.
- Ten loft był moim marzeniem. - zasznurowałam usta, bo walka z nim nie ma sensu. - Musi nam starczyć.
- No dobrze. - chwycił mnie za brodę i wpił mi się w usta.
Jak tylko skończyliśmy się całować, wstałam i ruszyłam do wyjścia.
- W sobotę jesteśmy proszeni na obiad do moich rodziców. - dodał zanim wyszłam z mojej niedoszłej garderoby.
- Spodziewałam się tego.
- Stresujesz się?
- Niby czym? - wzruszyłam ramieniem i poszłam do kuchni przygotować nam coś dobrego.
Leon
Choć dawno straciłem ją z oczu, nadal patrzę na drzwi, przez które przed chwilą przeszła. Zastanawiam się, czy ona nie zauważyła niechęci mojej mamy do niej, czy nie przejmuje się tym tak bardzo, jak przejmowała się Elena.
Jestem też ciekaw, jak bardzo przesadza ruda z tą garderobą, więc z ciężkim westchnięciem wstałem z miejsca i udałem się na antresolę, by zobaczyć, jak mniej więcej to wygląda. Już ze schodów widzę ten rozgardiasz i gdy staję na ostatnim stopniu, zakładam ręce po boczki i rozglądam się po pomieszczeniu, które powinno kojarzyć się z odpoczynkiem, a jedyne co czuję, to zbliżający się ból głowy.
Co mogłem, to zrobiłem i Lula musi się zmieścić. Choć patrząc na ilość tych rzeczy, jest to niemożliwe. Gdyby nie uczucia jakimi ją darzę, to aż się nasuwa na język: "Na co mi to było?"
Zszedłem na dół i usiadłem na kanapie, przyglądając się Eulalii, jak kręci się po kuchni. Jeszcze przed chwilą zapewniała, że nie nadaje się na gospodyni domową, a wygląda na całkiem nieźle zorganizowaną.
Niestety po chwili nieznane mi zapachy, drażnią mój nos, gdyż jestem przyzwczajony do tradycyjnej kuchni.
- Voilà! - kładzie dwa talerze na stole i wraca po coś jeszcze do kuchni.
- Co to jest? - pytam podchodząc do stołu.
- Laksa. Kremowa zupa z mleczkiem kokosowym i curry wypełniona makaronem vermicelli i smażonym tofu. Dodałam też smażone krewetki, pokrojoną cebulę, chilli, ogórek i ananasa.
- Ciekawa mieszanka. - stwierdzam marszcząc nos.
- To eksplozja smaków rodem z Singapuru.
- Podziękuję za tą... eksplozje. - stanęła jak wryta, trzymając w dłoniach dwie lampki wypełnione jakimś musującym, jasnym alkoholem.
- Nawet nie spróbujesz?
- Nie. - minąłem ją i podszedłem do lodówki. - Jeszcze mi życie miłe.
- No wiesz? Roksana jakoś nie narzekała na moje speciały.
- Nie będę ryzykował. I wolałbym, żebyś nie gotowała takich rzeczy w moim domu. Drażni mnie ten zapach. - z hukiem postawiła lampki na stole i spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
- Jakim ty, kurwa, cudem przetrwałeś tydzień w Singapurze?
- Ciężko było, ale dałem radę.
- A dla mnie nie możesz zdzierżyć tego... zapachu?
- To mój dom i chcę się w nim czuć... - nie kończę, bo Lula niespodziewanie chwyciła talerz z zupą i wylała ją na mnie.
Czuję, jak ciepły, mocno aromatyczny krem skapuje mi po twarzy, bluzce i zbiera się w okół mnie na drewnianej podłodze.
- Powiedz mi jedną, kurwa, rzecz. - syczy. - Na chuj ci żona, skoro nie potrafisz mieszkać z kimkolwiek, a co dopiero żyć? Twój dom, twoje zasady, twoje decyzje. Wiesz co? Mam dość tej pierdolonej huśtawki. Może dobrze się pieprzymy, ale żyć razem nie umiemy. Jestem w stanie sporo poświęcić dla ciebie, dostosować się pod ciebie, ale bez twojego zaangażowania, to chuj strzeli to małżeństwo szybciej niż myślisz. Dlatego zastanów się, czego ty właściwie chcesz. Mieć żonę, czy święty spokój? - zapytała, po czym pospiesznym krokiem wyszła z mieszkania, zabierając tylko torbkę po drodze.
Normalnie bym ją zatrzymał, ale jestem cały upierdolony tą zupą. Mam ją wszędzie, nawet w ustach. Ale przyznać muszę, że smakuje mi to danie.
Ściągnąłem z siebie bluzkę, przy okazji wycierając sobie chociaż trochę twarz, a następnie spodnie, które także są upaćkane. Po sprzątnięciu tego bałaganu i wzięciu szybkiego prysznica, wziąłem talerz ze stołu, by przygrzać sobie tą jej zupę w mikrofali. Z apetytem zjadłem swoją porcje plus dokładkę z garnka. Najedzony rozsiadłem się na kanapie i czekam na Lulę.
Mam nadzieję, że nie pojechała do Poddębic i wróci... do domu.
Eulalia
Wściekła jak osa, wypadłam z JEGO domu, nie mogąc znieść jego zachowania. Babcia miała rację, musimy zacząć chodzić na jakieś kompromisy, bo naprawdę ten ślub nie ma sensu, skoro nie potrafimy ze sobą żyć.
Wzięłam taksówkę i pojechałam do mojej ulubionej restauracji, gdzie najadłam się za dwóch. Zanim wróciłam do domu, kupiłam sobie kilka pudełek ulubionych lodów pistacjowych oraz połówkę czystej. Uwielbiam zimne lody polane wódką i sosem czekoladowym.
Wchodzę do jego mieszkania z własnych kluczy, które zdążył mi dać i udałam się do salonu, gdzie siedzi on. Pan i władca.
Zignorowałam go i poszłam od razu do kuchni, gdzie do zamrażalnika schowałam lody i zaczęłam szykować sobie porcję. Leon uważnie mnie obserwuję, jak wlewam niedużą ilość wódki do pucharka. W końcu z gotowym deserem, siadam na kanapie na przeciwko niego i czekam na rozwój wydarzeń.
- Gdzie byłaś?
- Nie wiesz? - przymrużył oczy. - W restauracji. A ty? Przemyślałeś sobie wszystko?
- Tak.
- To mam się pakować, czy nadal rozpakowywać?
- Dalsze twoje rozpakowywanie nie ma sensu. - uuu... zabolało.
- Rozumiem. - położyłam niedokończony pucharek na stoliczku między nami i wstałam.
Nie ważne, jak boli mnie teraz klatka piersiowa, wyjdę stąd z podniesioną głową.
Nie zdążyłam dojść do antresoli, jak Leon mnie zatrzymał, chwytając za dłoń.
- To nawet przykre, że tak szybko odpuszczasz.
- Co? O co ci chodzi? - zgłupiałam.
- Nie dałaś mi dokończyć i pierwsze co zrobiłaś, to dumnie wstałaś z miejsca, żeby się spakować. Już postawiłaś na nas krzyżyk?
- Nie. - warknęłam. - Po prostu mam dość starania się za nas dwoje.
- Dasz mi w końcu skończyć?
- Proszę. - skrzyżowałam ręce pod biustem. - Słucham, co chcesz mi powiedzieć.
- Kupimy dom. - zatkało mnie.
- Przecież...
- Wiem, co powiedziałem, ale skoro chce mieć ŻONĘ, to muszę stworzyć miejsce dla nas, nie tylko dla siebie.
- I co? Będziemy mieć dwie kuchnie? - zakpiłam, a on się uśmiechnął.
- Nie. Będziemy mieć jedną kuchnię. Jednak te twoje wynalazki nie są takie złe. - zmarszczyłam brwi. - Zjadłem całą zupę.
- Naprawdę? Nie wylałeś jej?
- Nie. Była naprawdę smaczna. - nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. - Znajdziemy taki dom, żebyśmy mogli go zrobić pod siebie. Ty będziesz mieć ogromną garderobę, a ja swój gabinet. Do tego kilka dodatkowych pokoi, dla naszych dzieci. Może być? - z tej euforii rzuciłam mu się na szyję.
- Tak trudno jest ci iść na kompromisy? - westchnął.
- Trudno, ale robię to dla ciebie. Nie chcę cię stracić. - wpiłam mu się w usta, ale on zaraz się odsunął. - Jak można lody polewać wódką?
- Znowu zaczynasz? - warczę.
Czy my kiedyś dojdziemy do absolutnego porozumienia?
~***~
Sobotnie popołudnie spędzamy u jego rodziców i brata. Nie ukrywam, że lepiej się czuję, niż wtedy, kiedy przywiózł mnie tu niespodziewanie. Może dlatego, że wiedziałam o tym wcześniej, a może dlatego, że wiemy na czym stoimy i kim dla siebie jesteśmy. Jego mama ciepło mnie przywitała i w sumie była przyjemna atmosfera, dopóki nie zaczęły się pytania, o nasze życie.
- Nie umiem zajmować się domem i nie będę tego robić. - odpowiadam pewnie. Nie ugnę się pod ostrzałem oliwkowych oczu.
- Ale kobieta powinna chociaż trochę dbać o swojego męża i dom.
- No cóż... nie jestem jedną z nich. Zresztą Leo doskonale zdaje sobie z tego sprawę i akceptuje to.
- Będziecie mieć służbę? - wychwyciłam nutkę kpiny w jej głosie.
- Nie. Po prostu tak jak dotychczas będzie przychodzić dwa razy w tygodniu pani, która posprząta dom.
- To jest strata pieniędzy.
- Proszę spojrzeć na to z innej strony. I jego i mnie stać na to, by zatrudnić osobę odpowiednią do tej pracy. Osobę, która być może potrzebuje sobie w ten sposób dorobić, bo brakuje jej na rachunki, na leki, bądź na spłacenie długów, a na pewno sprzątnie o wiele lepiej ode mnie. - jego mama zaszunrowała usta, a tata odwrócił twarz z rozbawieniem.
Coś czuję, że będę mieć takie same stosunki z teściową, jak Leon ze swoją. Lubimy się, jak się nie widzimy.
Z resztą jego rodziny mam dobry kontakt. Oczywiście wiele tematów łączy mnie z Liwią, gdyż Elena jest jeszcze trochę nieśmiała, ale jest mega sympatyczna i nadal cholernie mi się podoba, co zauważył jej mąż.
Przyłapał mnie, jak się za nią obejrzałam i z szerokim uśmiechem na ustach pogroził mi palcem, na co ja wzruszyłam ostentacyjnie ramieniem, dając mu znak, że że go nie boję, ale mimo wszystko na mojej twarzy również czai się uśmiech.
~***~
Wieczorem zamknęłam się w łazience, by na spokojnie móc przymierzyć mój nowy choker, w którym zaraz pojadę z moim narzeczonym do klubu. Dziś wykorzystamy potencjał prywatnego pokoju w Secret's Room, choć muszę przyznać, że ostatni raz, również był bardzo przyjemny.
Na pewno zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie.
Nie muszę już nosić peruki, więc moje włosy tym razem wyprostowałam i związałam w wysokiego kucyka. Oczy maluje delikatnie, ale usta robię sobie krwistoczerwone. Będą idealnie pasować do złotej sukienki z błyszczącego materiału, spod której widać choker na oficjalne wyjścia i złotych szpilek.
Jedyne czego się obawiam, to czy Leon pozwoli zostać mi w masce. Nie wiem, czy się przełamię i będę taką samą uległą, jak jestem w niej. Chyba podświadomie boję się, że gdy Leo zobaczy moją prawdziwą twarz uległej, skończę tak jak w związku z Rusłanem. Będzie chciał przejąć kontrolę nade mną cały czas.
Gotowa do wyjścia schodzę z antresoli, gdzie w salonie czeka na mnie mój pan.
- Chyba zacznę mieć kontrolę nad twoją garderobą. Ta sukienka powinna być zakazana. - a nie mówiłam?
Z drugiej strony, bardzo mnie to cieszy, że takie ma o niej zdanie. Wiem, że zajebiście się ona mu podoba.
- Rozumiem, że klub to jedyne miejsce, gdzie mogę ubrać taką sukienkę. - chwycił władczo za moją kitkę, przez co już czuję mrowienie między nogami.
- Nawet na klub jest zbyt odważna. Nie ty, a ja będę musiał czekać na ciebie i to pod szatnią, żeby nikt się do ciebie nie dostawiał, inaczej dojdzie do rękoczynów.
- Musisz uważać, bo już masz jedno ostrzeżenie.
- Nie mam. Tamten ochroniarz nie zeskanował mi czipu.
- Farciarz. - prychnęłam i za rękę wyszliśmy z jego loftu, do zamówionego wcześniej transportu.
Zaśmiałam się w duchu, gdy po wyjściu z windy, Leon dosłownie warknął na ochroniarza, który aż usta otworzył na mój widok. Mój stalker dosłownie mnie pchał do wyjścia, trzymając rękę na moim krzyżu. W transporcie założyliśmy maski oraz obrożę z bransoletą, które zdejmiemy od razu po wejściu do pokoju.
Ze względu na to, że w szatni nie miałam się z czego rozbierać, a torebki nie wzięłam, przeszłam tylko przez rutynową kontrolę osobistą przez panią ochroniarz i wyszłam na salę wspólną.
Od razu na mojej skórze pojawiła się delikatna gęsią skórka z ekscytacji i wpadłam na iście szatański plan, by dostać karę, której tak dawno nie miałam, bo nie było na to warunków. Ignorując słowa Leona, że mam czekać na niego pod szatnią, udałam się pewnym krokiem do baru, by zamówić sobie drinka.
Zdążyłam zająć jeden ze stołków barowych, jak dosiadł się do mnie jakiś domin.
- Jesteś tu nowa, kochanie? Jeśli tak, to chętnie cię oprowadzę.
- Dziękuję, ale nie jestem nowa i czekam już na swojego pana.
- Nadal jeden i ten sam? - wstrzymałam oddech w płucach, a serce to chce mi zarsz wyskoczyć z piersi, słysząc głos gotki za sobą.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek ją tu jeszcze spotkam!
3140 słów.
Witajcie, kochani ❤
Na początek chciałam Was przeprosić za moją nieobecność, ale ostatnie tygodnie nie były dla mnie łatwe. Mimo, iż przeprowadzka i powrót do pracy to takie błahe powody, a jednak trochę mnie przerosły 😔
Potem miałam problem z napisaniem kolejnego rozdziału. Codziennie kończyłam pisanie po 100 słowach, nie mając pomysłu na ciąg dalszy, choć kieruję się wcześniej ustalonym planem. Przez to wszystko prawie zapomniałam, jacy są główni bohaterzy tej książki i musiałam sobie co nieco przypomnieć 🙈🙊
Niestety nie jestem też w stanie odpowiedzieć na Wasze pytania, czy wracam tak na stałe i czy będę regularnie udostępniać rozdziały. To wszystko zależy od weny, której przez stres ostatnio mi brakuje.
Mam nadzieję, że czekaliście z utęsknieniem i nadal będziecie cierpliwie czekać 😘
Pozdrawiam Was serdecznie 🧡
Wasza VillEve💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top