4. Mason
Przez całą drogę do hotelu siedziałem na tyłach autobusu ze słuchawkami na uszach, wsłuchując się w bity mocnego, zagłuszającego rapu. To pozwalało mi się odciąć i nie myśleć o tym, co działo się na lodowisku. Zwłaszcza, gdy coś nie szło po naszej myśli.
Poluzowałem krawat przy szyi, by udrożnić dopływ powietrza, choć zamiast obowiązkowego garnituru, jaki zgodnie z obowiązującym dress codem musieliśmy zakładać przed i po meczach, zaciągnąłbym kaptur od bluzy swojego sponsora, by nie oglądać tego wieczoru żadnej z tych żałosnych gęb, które teraz zwiesili z kwaśnymi minami. Mieli u mnie przejebane i lepiej, by żaden do mnie dzisiaj nie podchodził. Miałem ochotę sypać kurwami szybciej niż sędzia gwizdami zsyłającymi na ławkę kar.
Wszystko przez nietrafione zmiany i złą taktykę trenera. On też dziś dał dupy, słuchając jednego z nowych asystentów.
Atmosfera w busie była ciężka, a milczenie wymowne. W chłopkach aż się gotowało, że wnętrze pojazdu iskrzyło się od nagromadzonej frustracji. Wystarczyłaby mała iskra, a wszystko wypieprzyłoby w kosmos.
Na szczęście nikt się nie odzywał.
I dobrze, kurwa.
Przegraliśmy na własne życzenie.
Mecze wyjazdowe to coś, co zawsze wzbudzało w nas, hokeistach z krwi i kości, dodatkowe pokłady agresji, determinacji i zaangażowania. Zawsze jechaliśmy z myślą o zdobyciu nowych punktów w tabeli. Czuliśmy głód wygranej, a mierzenie się na kije na obcym terenie powodowało, że dostarczaliśmy swoim organizmom solidną dawkę adrenaliny.
Dlatego mieliśmy absolutny zakaz uprawiania seksu, picia alkoholu i brania twardych narkotyków przed meczem wyjazdowym. U siebie mogliśmy robić co nam się żywnie podobało (w pewnych granicach), ale na wyjazdach, musieliśmy być profesjonalnie przygotowani, by dbać o dobry wizerunek drużyny. I zawsze czyści na wypadek kontroli antydopingowej, co chyba oczywiste.
Te restrykcyjne zasady dotyczyły także spojnego ubioru. W profesjonalnych ligach hokejowych elegancki strój nie tylko odnosił się do tradycji i wyrażał szacunek do gry, ale miał spajać zawodników. Uczył dyscypliny i wzmacniał przynależność do zespołu.
Gdy w sezonie 2021/2022 zespół zaczał eksperymentować z bardziej swobodnym stylem ubioru, zastepując formalny strój tak zwanym "business casual", ucieszyłem się. Byłem wtedy młodym, narwanym chłopaczkiem, nienawidzącym krawatów, który dopiero stawiał pierwsze kroki w NHL i walczył o pozycje w drużynie. Niestety po tym jak Leafsi odnotowali serię czterech porażek w październiku władze drużyny postanowiły powrócić do tradycyjnego dress code'u, wierząc, że może to pomóc w poprawie wyników. Po tej zmianie nasz zespół wrócił do wygrywania, głównie dzięki mojej skuteczności w ataku i ponad 30 bramkom na koncie, przez co wzmacniła się moja pozycja w pierwszej lini na lewym skrzydle. Jednakże są drużyny jak Arizona Coyotes, które poluzowały zasady dla młodzików.
To też nie do końca tak, że w trakcie trwania sezonu było nam wolno robić te wszystkie niesportowe rzeczy, bo wiązało się to z ryzykiem i konsekwencjami. Wiele profesjonalnych lig sportowych, w tym NHL ma surowe regulacje dotyczące używania substancji zabronionych oraz programy testowania na obecność narkotyków. Użycie takich substancji może prowadzić do zawieszenia, kar finansowych, a nawet zakończenia kariery sportowej.
Jednakże niejednokrotnie udało się to komuś obejść, a dopóki drużyna funkcjonowała, trener specjalnie nas nie popilnował. Od tego miał asystentów, pijarowca i sztab medyczny. Dotychczas też nikt z tych kretynów tak mocno nie umoczył, by była z tego jakaś grubsza afera.
Oczywiście większość z nas to rasowi sportowcy, przyzwyczajeni do wyrzeczeń. Każdy z nas wiedział, że alkohol i narkotyki mogą negatywnie wpływać na wydolność fizyczną, zdolność do treningu i ogólne zdrowie, co w przypadku zawodowego sportu może mieć katastrofalne skutki.
Coraz częściej ci, co sobie nie radzili, sięgali po różne gówna, od ktorych trzymałem się z daleka. Wolałem nie ryzykować kariery, której poświęciłem całe swoje życie. Marzenia. Plany. Na szczęście powstało wiele organizacji sportowych, które prowadzą również programy wsparcia dla sportowców z problemami uzależnień czy aby pomóc im w radzeniu sobie z takimi wyzwaniami jak presja społeczna, depresja czy zaburzenia lękowe.
Od hokeistów wymaga się określonego stylu życia. Trening i przygotowanie fizyczne, wzmacniające kondycję, siłę i umiejętności. Zbilansowana dieta opracowana przy współpracy z dietetykiem sportowym. Regeneracja, zapobieganie kontuzjom. Częste podróże, zmiany stref czasowych. Czy wreszcie radzenie sobie z presją mediów i fanów; uzależnienie życia osobistego od terminarzu meczów i utrzymanie cholernej równowagi pomiędzy intensywnym treningiem, rywalizacją a życiem osobistym...
To bywa cholernie trudne. Nie zamieniłbym jednak tego wszystkiego na nic innego. Kochałem hokej, nawet kiedy wracałem na tarczy.
Poczułem klepnięcie na ramieniu i otworzyłem oczy.
- Idziesz Flesh?
Podniosłem się z fotela i przerzuciłem przez ramię torbę. Bark dalej nieco bolał od upadku, ale nie na tyle, by trener mnie za to karał siedzeniem na ławce rezerwowych. Poza tym nie ja zacząłem przegrywać jeden na jeden.
Gdy wszyscy wysiedliśmy i w recepcji otrzymaliśmy klucze do swoich pokoi, miałem chwilę dla siebie, bo Liam, z którym zawsze dzieliłem pokój, udał się od razu do hotelowego spa.
Włączyłem ogromny telewizor z płaskim ekranem i rzuciłem się na idealnie zaścielone łóżko hotelowe w rozmarze king size. W pośpiechu zaczęłam klecić smsa do Katie, mając gdzieś czy wygniotę klasyczny czarny garnitur od Ralpha Laurena.
Mason:
Zameldowałem się w hotelu. Ucałuj Icelyn ode mnie.
Odpowiedź przyszła natychmiast.
Zaśmiałem się do telefonu.
Moja siostra przesłała mi zdjęcie Icy z uroczym uśmieszkiem, przysyłającą mi buziaka, w momencie gdy trzymała w malutkich rączkach karteczkę z napisem: Nic się nie stało! Fotka była nieco poruszona, mała miała zamknięte oczy i nie mieściła się w kadrze, ale i tak coś miękkiego chwyciło mnie za serce.
Mina momentalnie mi zrzedła.
W takich momentach żałowałem, że nie rzuciłem hokeja, by celebrować takich małych momentów. Mogłem być teraz tam i cieszyć się z nimi. A tak czułem, jakby hokej coś bezpowrotnie mi zabierał.
Ta myśl jednak szybko wyparowała.
P
o krótkiej chwili relaksu, juz ubrani nieformalnie, zjedlismy wspólny posiłek w specjalnie wydzielonej strefie hotelowej restauracji, by dać nam swobodę i intymność. To był pomysł trenera, by żaden z nas nie zamykał się w pokoju hotelowym z żarciem zamówionym na wynos. Ta konfrontacja miała miała jeden cel: byśmy przestali na siebie łypać oczami i nawzajem obwiniać za przegraną. Czy wygrani, czy przegrani, zawsze mieliśmy się jednoczyć i wspierać. To budowało prawdziwego ducha drużyny.
Udało nam się nie rzucać w siebie mięsem, aż do wieczornego spotkania analitycznego ze sztabem trenerskim, podczas których zespół zawsze omawiał przebieg meczu.
Ryan McAllister, nasz defensywny obrońca posłał mi skruszone spojrzenie, gdy cały czas siedziałem w tylnym rzędzie z mordem w oczach i zaciskałem kubek z kawą w dłoni.
- Może mu odpuść, co? - zaproponował Liam, posylając młodemu obrońcy wspołczujące spojrzenie. - Młody zaraz się pochlasta.
- I dobrze. Niech wie, że grał jak pizda.
- Jest młody, a ciebie traktuje jak żywą legendę. Jeszcze wytatuuje sobie twój numer na fiucie...
Puściłem ten niesmaczny żart mimo uszu.
- Ja w jego wieku zapierdalałem na lodowisku. I nie dokładałem kolegom roboty w obronie.
- Każdy ma gorszy dzień. Zapomniał wół jak cielęciem był...
- Przypomnę ci, gdy następnym razem będziesz grał jak ciele. Osobiście wsadzę Ci kij w dupę, że wyjdzie ci gardłem.
Liam się zaśmiał, zakrywając usta dłonią, ale czujny wzrok trenera i tak zwrócił na nas uwagę.
- Ktoś tu chyba dawno nie umoczył swojego kija... - rzucił ściszonym głosem.
Niestety Liam nie był zbyt dyskretny i jego szept doszedł do kilku chłopaków: Blake'a Girarda, Lucasa Whithmore'a i Jordana Leclerc'a. Dwaj pierwsi to ofensywni obrońcy, zaś Leclerc pełni funkcję naszego Goalie [1].
Mruknąłem coś niezrozumiałego w odpowiedzi, więc zarechotali i przerzuciłem na chwilę wzrok na ekran, na którym Zachary Caldwell kreślił coś markerem po białej tablicy, omawiając każdą niewykorzystaną sytuację bramkową po kolei, wytykając błędy, zachowanie poszczególnych zawodników i podając możliwe alternatywne rozwiązania.
Do chuja z nim. Niech sam włoży łyżwy i to zrobi, mądrala jeden. Może wtedy wypadnie mu ten kij z dupy.
Spojrzałem ponownie na McAllistera. Pobladl i spuścił głowę.
Byłem w pizdowatym nastroju i nie byłem w stanie się skupić na analizie. Może Liam miał rację i musiałem sobie ulżyć w najlepszy możliwy sposób? Caldwell ze sztabem coś jeszcze omawiali, gdy ja zacząłem w głowie obliczać kiedy ostatni raz zaliczyłem jakąś chetną panienkę, najlepiej fankę hokeja.
Przez myśl przeszła mi ostatnia dziewczyna, bezimienna blondynka, która pozwoliła mi na dużo więcej niż oczekiwałem. To była czysta, nieskrepowana przyjemność ją poznać w każdym szczególe. Jak na złość w tym momencie moje spodnie w kroku zrobiły się za ciasne, przez co poczułem się upokorzony, że będę musiał rozładować napięcie seksualne pod prysznicem.
By odegrać grzeszne myśli, wróciłem pamięcią do meczu, gdy wbiegalismy na lód jak rozpędzone stado bizonów, witani aplauzem i buczeniem. Istną kakafonią dźwięków.
Mecze hokeja pomiędzy Toronto Maple Leafs a Boston Bruins to zawsze emocjonujące wydarzenie, które przyciągało uwagę fanów z obu miast. Hala jak zwykle wypełniona była po brzegi kibicami Boston Bruins. Nasze sektory były skromne, ale organizatorzy się spisali.
W nosie czułem chłód lodu i żądze zwycięstwa po obu stronach boiska. Amosfera robiła się napięta od oczekiwania już na początku meczu, gdy my, Toronto Maple Leafs w swoich niebiesko-białych strojach i Boston Bruins w tradycyjnych złoto-czarnych barwach staneliśmy naprzeciwko siebie, gotowi do walki o punkty w tabeli.
Pierwsza tercja zaczęła się szybko. Wymienialiśmy się atakami, ale stan pozostał niezmienny. Przepuściliśmy kilka świetnych okazji, ale bramkarz Bruins, Jeremy Thompson, był nie do pokonania. W połowie tercji, Bruins po stracie Collinsa przeprowadzili szybką kontrę, a David Procházka z precyzyjnym strzałem z bulika, zdobył pierwszego gola dla rywala.
Hala zastygła na chwilę, a potem eksplodowała z radości z sekcji kibiców Bruins.
Miałem ochotę roztrzaskać kij o taflę, ale zdołałem się opanować.
W drugiej tercji staraliśmy się odrobić straty. Ja, Liam i Wysocki zintensyfikowaliśmy ataki. Dzięki asyscie Wysockiego i mojemu pięknemu zagraniu z niebieskiej linii, Maple Leafs zdobyli bramkę wyrównującą, nie dając szans Thompsonowi.
Wydawało mi się, że mecz nabrał tempa i zaczęliśmy kontrolować spotkanie, nie dopuszczając do poważnych sytuacji bramkowych. Jednak w trzeciej tercji Bruins ponownie przejeli kontrolę nad grą. Jake Stalberg, skubaniec znany ze swojego zwinnego stylu gry, zaskoczył McAlistera i zdobył kolejną bramkę, celebrując ją z charakterystycznym uśmiechem posłanym w moim kierunku.
Miałem ochotę zajebać gnoja. Mieliśmy małe zaszłości w zawodach juniorskich, więc w odwecie wykonałem na Stalbergu lekki faul popychając gościa tak, że stracił równowagę, a wtedy odbiłem mu krążek, wyprowadzając kontratak. Sędzia nie zauważył tego incydentu. Za to kibice już tak. Na trybunach Bruins zaczyna się wrzawa i fani przeciwnika zaczęli protestować, jednak gra toczyła się dalej, co wprowadziło dodatkowe napięcie na lodowisku.
W ostatnich minutach meczu desperacko próbowaliśmy z Liamem zdobyć kolejnego gola, ale Bruins solidnie bronili dostępu do swojej bramki. Na domiar złego Stalberg zrobił na mnie brutalny faul, posyłając mnie barkiem na lód, za co odsiedział cztery minuty na ławce kar. Nie udało nam się jednak wykorzystać tego, że Bruins grali przez chwilę w osłabieniu.
W ostatniej minucie, gdy trener wymienił mnie na O'Briena i niesłusznie wycofał Leclerc'a, naszego bramkarza, aby zyskać dodatkowego napastnika, Bruins przeprowadzili kontratak, a Stalberg po fatalnej obronie McAlliestera, który wyłożył się na lodzie jak panienka, strzelil do pustej bramki, przypieczętowując zwycięstwo.
Opuściliśmy halę w milczeniu przy stanie 3:1.
Zamrugałam, gdy Liam klepnął mnie w ramię.
Sesja analityczna dobiegła końca. Teraz był czas by zregenerować siły na kolejny dzień. Jutro po powrocie do domu czekała mnie obowiązkowa wizyta u fizjoterapeuty, jakieś masaże i sprawdzenie czy z barkiem faktycznie wszystko ok, a potem sesja na siłowni. Jakieś mniej obciążające ćwiczenia.
A potem...
Podczas szybkiego prysznica chciałem oczyścić umysł z negatywnych wibracji i wreszcie się odprężyć po nieudsnym wystepie. Zwykle wystarczyłby dobry film akcji, jakaś książka albo rozmowa z kumplami, ale dzisiaj szczególnie ciężko było mi się przestać myśleć.
Czułem w sobie... głód, którego nie zaspokoi byle zabawa z samym sobą. Potrzebowałem bodźca.
Nie wiedzieć czemu pomyślalem o ładniutkiej Corrine, a moje krocze zareagowało natychmiastowym zwodem. Gdy gorące strumienie biły mnie po twarzy, a ja robiłem sobie dobrze, wyobrażałem sobie jej piękne oczy, zmysłowe usta i to drobne, szczuplejsze ciało, które chciałem poczuć na sobie zamiast swojej ręki.
Z pewnością nie byłaby zadowolona, gdyby odkryła, że stała się elementem moich mrocznych fantazji, ale nic nie mogłem na to poradzić, że zatruła mi myśli swoją niezaprzeczalną urodą. Czułem, że pod tą piękną fasadą, pozorną powierzchownością kryło się coś więcej i fascynowało mnie to.
Niesiony impulsem, wyszedłem na korytarz z telefonem w dłoni. Ubrany w luźny dres i z włosami jeszcze mokrymi po prysznicu. Chciałem uniknąć kąśliwych uwag Liama, na wypadek, gdyby podsłuchiwal mnie w łazience, zamiast przeczekać grzecznie na balkonie z widokiem na miasto, dając mi namiastkę prywatności.
Od razu wszedłem na instagram. Chciałem sprawdzić czy odpisała. Wczesniej nie odzywala sie cały dzień. To własnie mnie tak dobijało i przez to byłem rozdrażniony zaraz po meczu, gdy jak debil rzuciłem się do telefonu, by go odblokować.
Zaproponowałem, byśmy spotkali się The Coffee Boutique. Miejscu dość swobodnym jak na pierwsze spotkanie. Poza tym było blisko dzielnicy, w której znajdowała się hala treningowa Leafsów.
I prostej linii do Hotelu Four Seasons w Toronto...
pvck27
Zastanowiłaś się już?
Tak brzmiała moja ostatnia wiadomość. Szybko zescrollowalem całą naszą niedługą konwersacje, trafiając na odpowiedź. Lakoniczną.
_book_core_
Przepraszam, ale jutro nie mogę.
Skrzywiłem się, bo dotychczas była raczej entuzjastycznie nastawiona do naszego spotkania. Miałem się z nią spotkać zaraz po meczu wyjazdowym, czyli już jutro.
Już miałem zapytać dlaczego nagle odwołuje, gdy ugryzłem się w język. Choć mnie korciło, nie zapytałem o powód. Widocznie jakiś istniał. Nie chciałem, by pomyślała, że jestem jakimś zaborczym typem, które laski odstraszają takim cholernie niefajnym zachowaniem. W końcu ile my się znaliśmy.
Wziąłem głębszy oddech i odpisałem.
pvck27
Nie ma sprawy. To może za trzy dni? Aktualnie przebywam poza miastem, ale jak tylko wrócę, jestem wolny.
Telefon milczał, ale po chwili nadeszła odpowiedź.
_book_core_
Dobrze
Znów lakoniczna odpowiedź. Nie mniej jednak kącik moich ust uniósł się w górę w zadowoleniu. Usiadłem, opierając się plecami o ścianę. Postanowiłem nieco przedłużyć naszą rozmowę.
Byłem zmęczony po meczu, ale nie tak zmęczony, by nie być w stanie pisać z piękną, uroczą dziewczyną.
pvck27
Nie mogę się doczekać. A ty? :)
pvck27
Mam nadzieję, że lubisz kawę. I naleśniki.
Zagryzłem dolną wargę, czując jak robię się coraz bardziej napalony.
Nie odpisała, a mnie coś mocno zakuło w dołku. Odczułem niepokój, ale być może nie lubiła pisać z kimś w internecie. I raczej nie było możliwe, by wyczuła mój podtekst. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć wydawala się raczej nieśmiała i taka... niewinna.
Jak mnie to kurewsko kręciło!
Aparat zawibrował. Ciepło, jakie rozchodziło się od mojej dłoni do urządzenia, paliło mi lekko skórę.
Zaserduszkowała odpowiedź.
Odetchnalem z ulgą.
Trzy dni.
Za trzy dni moja niewinna, porcelanowa laleczka będzie moja.
■■■■
[1] Goalie - nazewnictwo w świecie zawodowego hokeja, które oznacza pozycję bramkarza.
____________________________
Hej, kochani!
Wiemy, że jest drobna obsuwa czasowa, ale z racji, że ten rozdział ma już nieco więcej 🌶 dodajemy później.
Tak będzie się działo, gdy uznamy, że treść wymaga publikacji conajmniej po 21 ;) Chociaż znając nas, wszystko w rozsądnych granicach.
Miłej zabawy z Masonem!!
#iceprincesswattpad
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top