10. Zaufanie
Erica miała zaufanie.
Ale tylko do siebie. Ufała swojemu instynktowi i decyzjom. Nigdy, od kiedy uwolniła się rodziny adopcyjnej, studiując w Japonii, nie pozwoliła, aby ktokolwiek podejmował decyzje za nią. Ceniła sobie swobodę działań, choć trzymała się sztywno reguł i instrukcji. Nie wierzyła w sprawiedliwy i bezpieczny świat bohaterów. Od początku także nie zaufała swojemu szefowi, bohaterowi numer dwa w Japonii. A przecież powinna. Teraz dziękowała sobie za swój dystans od ludzi, jaki posiadała, który przy bliższym poznaniu malał. Inaczej bardzo by się zawiodła na Hawksie. Wyrwał ją z rodzinnej kolacji — co akurat było plusem — a potem bez niczego ją aresztował!
W dziewczynie się zagotowało, kiedy kajdanki zaczęły obcierać jej nadgarstki. Starała się nie wybuchnąć przed detektywem czy samym bohaterem, przecież nie chciała sobie głupio zaszkodzić. Odpowiedziała na pytania szczerze, gdy nagle jej wybawieniem od tego cyrku okazała się ta sama osoba, przez którą tu siedziała. Na boso, w sukience i płaszczyku. Nie pozwoliła na odprowadzenie do domu. Chciała spokoju, by uszeregować sobie wszystko i zebrać myśli. Została aresztowana ponoć za ataki z wykorzystaniem indywidualności. Prawdziwy sprawca zatem powinien mieć taki sam dar jak Erica lub chociaż podobny...
— Heeej... — mruknął ktoś ostrożnie za nią. Od początku słyszała jego kroki, bo specjalnie je głośno stawiał, aby ta nie zapomniała, że wciąż jest z nim. Nie popatrzyła na niego, patrzenie na niego powodowało u niej ból głowy, a także niestrawność. — Jeszcze raz przepraszam za tę akcję z policją... Może w ramach rekomsentaty...
— Dość — syknęła Erica, przystając i zaciskając dłonie w pięści. Odwróciła się w stronę bohatera i wskazała na niego palcem. — Jesteś kompletnym idiotą! — Hawks uniósł wysoko brwi, nie spodziewając się ataku tak od razu. — Zamiast poszukać więcej poszlak, zależności między ofiarami, sprawdzić rejestr darów i wszystko sobie ułożyć, ale nie! Zadzwoniłeś do mnie w mój wolny wieczór, przerwałeś rodzinną kolację i po co?! Aby mnie zamknąć! Bez pytań, bez niczego, zakułeś mnie i zabrałeś jak trofeum na komisariat. Nie wiem, jak to nazywacie w branży bohaterskiej, ale wśród zwykłych ludzi uchodzi to za zwykłe skurwysyństwo!
Chłopak przyjrzał się uważnie osobie przed nim. Przecież widział, że Erica trzęsie się z zimna, ale była zbyt dumna, by o cokolwiek go poprosić lub mu na coś pozwolić. Wolała na niego krzyczeć, zresztą słusznie. Zasłużył sobie, bo dał ciała. Co miał zrobić? Przeprosił, więc sprawa powinna być załatwiona. Każdy ma prawo się pomylić.
— Ej, Strauss... przecież przeprosiłem.
— I co z tego? — powiedziała, kręcąc głową. — Oszalałeś, ptasi móżdżku? Zwykłe przepraszam za to wszystko? Jeśli chciałeś mnie zwolnić albo zniechęcić do tej pracy, udało ci się. Jutro moja rezygnacja wyląduje na twoim biurku — dodała, a Hawks swoim czujnym wzrokiem dostrzegł cień łez czający się w jej oczach. Poczuł się trochę głupio i nieswojo. — Zwykłe przepraszam nie naprawi świata ani krzywd. A ty wyrządziłeś mi ogromną krzywdę.
— Czekaj... co? —Przechylił głowę.
— Pstro! Boże, Hawks! Od dziecka starałam się unikać problemów, by mój życiorys pozostawał idealny, a tu nagle notowanie za podejrzenia o brutalne ataki!
Nikły uśmiech zniknął z twarzy Hawksa, uświadamiając sobie prędko, co dziewczyna powiedziała. Zmarszczył czoło, jeszcze przez chwilę wysłuchując w ciszy jej krzyków i wyzwisk, na co tylko po części sobie zasłużył. Bohater numer dwa był nie tylko najszybszym bohaterem, ale także całkiem bystrym. Potrafił wyłapywać w mowie ludzi to, co oni nie powiedzieliby wprost. Idealnie czytał między wierszami. Erica może nie była tego świadoma, ale popełniła błąd. Dość błahy, a wystarczyło, aby coś podejrzewać. Może rzeczywiście nie odpowiadała za te ataki, ale...
— Skąd wiesz, że ataki były brutalne? Przedstawiono ci stworzony profil psychologiczny osoby odpowiedzialnej za to, co ułudnie wskazywało na ciebie, ale nikt nie powiedział, że ataki były brutalne — rzekł.
— Huh? Czy naprawdę uważasz, że zwykli ludzie nie potrafią dodawać dwa do dwóch? Powiedzieliście, że osoby zamykano we własnym umyśle w koszmarze, jakby przeżywali horror, jeśli to nie jest brutalne, bo to tylko atak psychiczny, to w takim razie jesteś upośledzony — odpowiedziała, krzyżując ręce na piersiach.
Bohater nie uważał, żeby pomylił się, ale faktycznie Erica miała dość wysoki iloraz inteligencji, mogła grać. Możliwe, że oszukałaby nawet oszusta, że jest uczciwym bankierem i zarabia na utrzymanie królików, a potem oszust poszedłby kupić sobie króliki. Dziwaczne, ale nie nierealne. Czujny słuch Hawksa uprzedził go przed niespodziewanym atakiem. Rozwarł szeroko szkarłatne skrzydła i od razu porwał Ericę w ramiona, wzbijając się wysoko. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, ale milczała, wzmacniając uścisk bohatera. Nie chciała teraz spaść. Oboje szybko oszacowali skalę zniszczeń, a co najważniejsze — jego źródło.
W miejscu, gdzie niedawno oboje stali, widniała znaczna dziura w chodniku, a także wybita szyba w witrynie sklepu ze słodyczami. Hawks próbował w gęstwinie dymu odnaleźć atakującego. Nigdy nie widział u znanych sobie złoczyńców takich zniszczeń. Może to był zwykły dar siłowy? Nie... to był wybuch. Ale nie taki jak Bakugou. Unosili się tak jeszcze przez pięć minut, nim Hawks uznał, że cokolwiek ich zaatakowało, musiało uciec. Wylądowali miękko z powrotem na środku ulicy. Erica rozejrzała się dookoła, gdy coś błysnęło jej w dziurze po wybuchu. Podeszła nieco bliżej, mrużąc oczy. Nabrała głębszego oddechu, rozpoznając to zjawisko. Pochyliła się, aby podnieść coś lśniącego z dziury.
— Znalazłaś coś? — Usłyszała chłopaka.
— Tylko mój kolczyk — odparła, ucinając natychmiast rozmowę. Nadal była na niego zła, choć uratował ją. — Wracam do domu.
Minęła Hawks, ale ten od razu złapał ją za ramię. Trzymając ją, zdał sobie sprawę, że ta drżała. Zrozumiał. No tak, Strauss nie była bohaterką, nie miała kontaktu ze złoczyńcami czy podobnymi atakami — bała się i to wcale go nie dziwiło. Zapomniał, że w swojej agencji Oba-sama, a także właśnie Erica nie miały doświadczenia w terenie. O ile ta pierwsza kobieta nie posiadała swojego daru, tak dziewczyna sama wspomniała i podkreślała, że jej quirk nie ma charakteru bitewnego.
Rozłożył ręce, nieco się rumieniąc. Dziwnie czuł się w tej pozycji, chociaż tak często robił, kiedy Rena miała gorszy dzień albo czegoś się bała. Erica skrzywiła się, patrząc na niego.
— Co ty robisz?
— No chodź — powiedział bohater. — Przytul się.
— E... co?
— No wiem, że chcesz.
— Nie, wcale nie chcę! Ugh, mam cię naprawdę dość. Kilka dni w świecie walki dobra ze złem i już staję się podejrzana o ataki, potem mnie samą ktoś atakuje! Nie pisałam się na to! Miałam robić ci kawę i wypełniać papiery! Przecież ja...
Zignorował jej wszelkie prostesty, zamykając ją w szczelnym uścisku. Jeszcze szarpała się, gdy zaczął ją głaskać po włosach. Ostatecznie zrezygnowała z pomysłu uwolnienia się. Wiedziała, że jak on nie zechce, nie puści jej. Trzęsła się. I to nie przez zimno. Cholernie się bała. Ona i Hawks stali się celem. Mogła zginąć. Co wtedy byłoby z jej rodziną? Nie odwzajemniła objęcia, ale pozwoliła, aby to bohater pocieszał ją. Pociągnęła nosem, gdy pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach.
— Ciii... Już dobrze — mruczał łagodnie, chcąc dodać jej otuchy.
Nie mógł wiedzieć, że wizja śmierci przestraszyła ją na tyle, że przed oczami mignęły jej pewne fragmenty z przeszłości. W tym także osoby, której sprawiało przyjemność zadawanie bólu innym. Łkała, chcąc uwolnić się od wspomnień, natrętnie ją teraz męczących. Czy ona naprawdę miała swój udział w tych atakach, mimo że zaprzeczała? A to wszystko przez starą znajomość.
Hawks był tak skupiony na uspokajaniu rozhiteryzowanej asystenki, przez co nie zarejestrował ruchu na sąsiednim budynku. Bystre oczy śledziły obejmującą się parę, wściekle warcząc pod nosem. Sięgnął po telefon, po czym natychmiast wykręcił numer do osoby, mogącej pomóc zanim to wszystko się rozkręci jeszcze bardziej.
— Idziesz jutro na kawę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top