1. Szansa
Erica dostała szansę.
Nie mogła jej zmarnować. To, że dostała się do U.A. było czystym fartem, od zawsze lubiła się uczyć, przez co egzaminy zdała celująco. Testy praktyczne nie stanowiły większego problemu, ponieważ od dziecka była upartą osobą. Jeżeli się na coś zdecydowała, nie mogła się już wycofać. Trzy lata minęły dość szybko i spokojnie, bez żadnych większych rewelacji, przez co Erica nie wiedziała, co mogła ze sobą zrobić, gdy w jej życiu zadzwonił ostatni raz dzwonek oznaczający koniec zajęć. Dostała się na swoją wymarzoną uczelnię, ponieważ gdzieś po drodze zrozumiała, że bohaterstwo to nie jest coś, czego potrzebuje do szczęścia. Wolała spokojniejsze życie, a administracja i zarządzanie jedynie, co mogło jej zaoferować to nieprzespane noce z powodu ciągłej nauki.
Wysiłek się opłacił, ponieważ podczas targów na jej uczelni została zauważona przez wyjątkowo ważnych ludzi. Wtedy nie wiedziała, że spokojne dni, z których się cieszyła miną bezpowrotnie. Mogła odmówić, ale jej wygórowane ambicje i oczekiwania, jakie sama sobie narzuciła, nie pozwalały jej na to. Kiedy postawiono przed nią tak niecodzienną propozycję, grzechem było odmówić. Pamiętała te zazdrosne spojrzenia, bo mało kto w jej wieku dostępował takiego zaszczytu. Chociaż przyciągnęła uwagę Komisji Bezpieczeństwa Publicznego to musiała wykazać się na rozmowie kwalifikacyjnej. Od godziny siedziała na mało wygodnym siedzisku, czekając na eleganckim korytarzu, gdzie dominowała biel i szarość. Kawa w papierowym kubku wystygła już dawno. Zresztą przez ogarniający Ericę stres, nie sądziła by to temperatura była problemem.
Dziewczyna zerkała nerwowo na zegar wybijający trzynaście minut po szesnastej. Umawiała się na rozmowę o czternastej. Jak ktoś taki jak bohater numer dwa mógł tak zaniedbywać swoje obowiązki szefa agencji i pozwalać czekać potencjalnej asystentce. Przez to Erica zaczynała wątpić, czy na pewno chciałaby współpracować z tak nieodpowiedzialnym bohaterem. Podczas swojego stażu czy praktyk, jeszcze za czasów szkolnych, nigdy nie była świadkiem takiej sytuacji, aby szef agencji bohaterskiej się spóźniał. Poczuła się zlekceważona i dawała przyszłemu pracodawcy jeszcze dwie minuty. W końcu ktoś do niej podszedł, a była to nieco starsza kobieta z kilkoma zmarszczkami i widoczną siwizną na granatowych włosach. Staruszka uśmiechnęła się przepraszająco, na co Erica westchnęła, domyślając się, co zaraz usłyszy.
— Nie dziś? — spytała nieco oschlej, chociaż jej gniew pod żadnym pozorem nie był wycelowany w sekretarkę. Kobieta najwidoczniej to rozumiała. — Komisja Bezpieczeństwa Publicznego złożyła mi ofertę i kazała się tu zjawić, a szef tak po prostu mnie ignoruje?
— Hawks przebywa obecnie poza agencją i bardzo przeprasza, że nie może się pojawić. Czy możemy przełożyć to spotkanie na jutro?
Erica westchnęła, kręcąc głową. Posłała sekretarce wdzięczny uśmiech za to, że przyszła ją poinformować i po krótkim pożegnaniu, opuściła agencję bohatera numer dwa. Od pewnego czasu zalegała z prasą, internetem czy telewizją, przez co nawet nie wiedziała na kogo jest wściekła za tak nieprofesjonalne podejście do tematu. Ostatnim razem, gdy sprawdzała pierwsze miejsce w rankingu zajmował All Might. Po jego nagłym przejściu na emeryturę, przestała marnować czas, nie mając zamiaru dołować się z powodu utraty tak silnego filaru bezpiecznego społeczeństwa. Dziewczyna wyrzuciła nieruszoną kawę do kosza na śmieci tuż przy wyjściu z agencji. Wiatr zawiał mocniej, szarpiąc czerwonym płaszczem dziewczyny. Wizja współpracy z kimś takim, kto nie okazał jej należnego jako człowiekowi szacunku, wydawała się coraz bardziej nieprzyjemna. Nie po to odcięła się od przyjaciółek, znajomych ze szkoły i uczelni, poświęcając się całkowicie nauce, by teraz zostać z niczym.
— No nic... — Wyciągnęła z kieszeni płaszczyka pogniecioną kartkę i rozwinęła ją, odczytując własne, staranne pismo. — Zanim wrócę do domu muszę oddać książki do biblioteki i zrobić zakupy.
Czasu miała aż nadto, nigdzie jej się nie spieszyło, a w jej przytulnym mieszkaniu nikt na nią nie czekał. Nawet pies. Kiedyś marzyła o takiej włochatej kulce, do której mogłaby przytulić się w samotne wieczory, ale praca i ciągłe szkolenia, kursy, uniemożliwiały jej to. W ten sposób tylko skrzywdziłaby niewinne zwierzę poprzez zaniedbanie. Weszła do pobliskiego sklepu, zastanawiając się, co mogłaby przygotować na obiad i kolację. Erica chociaż pół życia spędziła w ruchu i wszystko musiała robić w biegu, to nigdy nie pozwoliła sobie zaniedbać odpowiedniego posiłku. Nie zamierzała obżerać się zupkami błyskawicznymi czy ciągłymi fast foodami. Ale nie potrafiła odmówić sobie kawy. Odnalazła produkty zapisane na liście i skierowała się do kasy. Nagle poczuła wibracje w kieszeni ciemnych spodni. Sięgnęła po telefon, z ulgą rozpoznając przychodzący numer.
— Tak? — spytała, wtykając telefon między ucho a uniesione ramię, by mieć wolne dłonie i pakować zakupy. - Znowu organizujecie imprezę? Ech, przykro mi, ale muszę odmówić. To nie tylko brak czasu, przecież wiesz, że nie przepadam za takimi wyjściami. — Wywróciła oczami, gdyby nie to, że wciąż stała przy kasie, rozłączyłaby się, odsyłając dzwoniącego z kwitkiem. — Kino? Dzisiaj? Sama nie wiem...
Ale rozmówca nie zamierzał tak łatwo odpuścić. Nie przyjmował do wiadomości kolejnej odmowy, a Erica robiła to od początku studiów. Zyskała swoją paczkę, z którą się trzymała, ale zwykle stroniła od wyjść czy imprez, zasłaniając się pracą dorywczą lub nauką. Młodej dziewczynie w obcym mieście ciężko w pewnością było się odnaleźć, nie mając na starcie absolutnie nic. Humor popsuło jeszcze przeniesie spotkania przez Hawksa na następny dzień. Gdyby nie to czekanie mogła zrobić o wiele więcej, a tak to, był to mało produktywny dzień. Niecierpliwy pomruk sprowadził ją z powrotem do rozmowy, której wolała uniknąć.
— Niech będzie, o której? Och... no dobrze, ale po kinie wracam prosto do domu — ostrzegła. Oczami wyobraźni mogła zobaczyć szeroki uśmiech przyjaciela, cieszącego się z małego tryumfu, jakim było wyciągnięcie Eriki Strauss gdziekolwiek poza biblioteką. — Więc widzimy się na miejscu. — Zakończyła połączenie, przyjmując ostatni produkt i chowając go do materiałowej torby. — Ile się należy?
Zapłaciła konkretną kwotę i wyszła na zewnątrz, znów pozwalając, aby nieco chłodny wiatr uderzył ją w twarz. Zdecydowanie była przeciwniczką takiej pogody, wolała, kiedy słońce przyjemnie grzało i mogła przenieść się z nauką na świeże powietrze. Może faktycznie była już pracoholiczką? Jedno wyjście z przyjacielem przecież nie zaburzy jej świata, prawda?
Erica wróciła do domu, od razu odkładając zakupy do szafek i lodówki, po czym zabrała się za przygotowanie pożywnego posiłku, jakim była soba. Ciągle zerkała na zegarek na telefonie, pilnując godziny. Nigdy w życiu nie pozwoliłaby sobie na spóźnienie, może dlatego irytowało ją, gdy ktoś nie przychodził o czasie. Po zjedzeniu posiłku, pozmywała naczynia i przetarła stół, delektując się ciszą w mieszkaniu. Było... zbyt cicho, ale dziewczyna nie mogła na to narzekać. Szczerze miała dość hałasu, krzyków, a tego wszystkiego nasłuchała się w swoim życiu. Od zawsze polegała tylko na sobie i nie wprowadzała zbyt wielu ludzi do swojego życia. Najbliżsi przyjaciele stanowili wyjątek, bo chociaż ich odtrącała, oni zawsze wracali.
— Och, nie! — jęknęła, czując, że może się spóźnić. Prędko się przebrała i wyszła na spotkanie, wcześniej dwukrotnie upewniając się, że zamknęła mieszkanie na klucz. — Już biegnę! — odezwała się, gdy tylko odebrała telefon. — Jeszcze jedna przecznica!
Dziesięć minut przed osiemnastą Erica była już na miejscu. Nie lubiła biegać, ale jak była do tego zmuszona, to pędziła najszybciej jak potrafiła. Odszukała w tłumie ciemną czuprynę przyjaciela, który na jej widok zaczął machać ręką, wyróżniając się wśród spokojnie stojących ludzi. A gdy jeszcze zaczął wrzeszczeć jak wariat, Strauss zapragnęła się zapaść pod ziemię.
— Erica! Eri! Tutaj!
Dopadła swojego przyjaciela, opuszczając jego dziką rękę z powrotem na dół i posyłając chłopakowi karcące spojrzenie.
— Sagara, jesteś zbyt głośny — syknęła. — W miejscu publicznym należałoby mieć trochę ogłady. — Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. Uwielbiał, gdy dziewczyna go pouczała, poprawiała. Na studiach mówiono o niej, że jest matką swojej grupy, ponieważ jej rozsądek pasował do pięćdziesięcioletniej kobiety. — Nie ma nikogo poza tobą? — zdziwiła się, nie widząc nigdzie uroczej do porzygu Chise.
— Saito rozbolał brzuch — zachichotał.
Erica skrzyżowała ręce na pokaźnych piersiach, demonstrując swoje niezadowolenie. Doskonale wiedziała, że to wcale nie był zwykły ból, ale czemu się dziwić — Chise uwielbiała słodycze i wiele osób uważało, że jej drobne ciało składało się wyłącznie z cukru.
— No dobrze... Jaki film wybrałeś? — zdecydowała się zmienić temat, nie zamierzając roztrząsać problemów żołądkowych przyjaciółki.
— Specjalnie dla ciebie. — Mrugnął do niej zalotnie, pokazując dwa wcześniej kupione bilety. — Wiem, że się nie przyznasz, ale uwielbiasz te komedie romantyczne. Osobiście wolałbym akcję, ale skoro udało mi się wyciągnąć cię z domu, więc...
— Może być — odparła obojętnie.
Starała się zachować zwyczajny wyraz twarzy, nie pokazujący soczystych rumieńców. Och tak... wiele osób uważało Ericę Strauss za spokojną, poważną i skupioną na nauce i pracy dziewczynę, ale w głębi serca uwielbiała te tanie romanse i fikcyjne uczucia. Może dlatego, że zawsze marzyła o swoim rycerzu na białym koniu. Pragnęła takiej pięknej miłości, gdzie ktoś był gotowy wskoczyć dla niej do ognia, oczywiście wcześniej odpowiednio się zabezpieczając przed bolesnymi poparzeniami. Przymknęła oczy, przypominając swoją ostatnią miłość, gdy w gimnazjum wyznała starszemu koledze uczucia, a on wyśmiał ją, jej aparat na zęby i za duże okulary. Cóż, nie każdy był modelką od urodzenia, na wygląd trzeba było sobie zapracować.
Weszła do odpowiedniej sali, zajmując miejsce koło przyjaciela, nie zwracając uwagi, że od niechcenia narzucił ramię na oparcie jej fotela. Szczęście, że zbyt wiele osób nie chciało oglądać tego filmu i w sali, poza nimi, siedziało jeszcze sześć czy siedem innych osób. Sagara zagadywał przyjaciółkę, ale kiedy zaczął się film, musiała mu wystarczyć tylko obecność dziewczyny. Nie interesował się tym, co działo się na wielkim ekranie. Ukradkiem zerkał na piękny profil Strauss. Podobała mu się od pewnego czasu; jej długie, pofalowane białe włosy, zwykle związane tak, aby nie przeszkadzały w żadnej czynności, ciemne rzęsy i skryte za nimi fioletowe oczy.
Zaraz po filmie próbował jeszcze wyciągnąć Ericę na coś do jedzenia, choćby i do drogiej restauracji. Niestety dziewczyna grzecznie odmówiła, nie prosząc przyjaciela, aby ją odprowadził. Pożegnała go, uprzednio dziękując za miło spędzony czas i odwróciła się w stronę swojego mieszkania. O tej porze coraz mniej ludzi chodziło ulicami, a jeszcze mniej w okolicy zamieszkania Eriki. Spięła się nagle, czując, że od rozdzielenia się z Sagarą ktoś ją śledzi. Nie zamierzała wpadać w panikę i biec na oślep lub prowadzić obcego prześladowcę do swojego domu. Zdecydowała się na okrężną drogę.
Czyjaś ręka owinęła się wokół jej pasa, zaciągając ją w mroczną alejkę i zakrywając usta, nie pozwalając na krzyk. Erica otworzyła szeroko oczy, próbując wyszarpać się z mocnego chwytu nieznajomego mężczyzny.
— Już spokojnie, panienko... zaopiekuję się tobą... bardzo czule — wyszeptał do jej ucha, po którym przesunął także ciepłym językiem. Dla dziewczyny był to sygnał, że sytuacja naprawdę wymknęła się spod kontroli. — Cichutko... daj mi parę minut, a doprowadzę cię na skraj...
Erica nigdy nie znalazła się w takiej sytuacji.
Gdzieś wśród nocy błysnęło czerwone pióro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top