Prolog
Siedziałam samotnie w swej komnacie przyglądając się okrągłej, śnieżno białej kuli widniejącej na czarnym tle - księżyc w pełni. Westchnęłam w myślach, wilkołaki mają noc pełną wrażeń.
- Morgan - do mojego pokoju weszła matka, na jej widok przewróciłam oczami, chociaż jej nie widziałam a jedynie odbijecie na tafli szkła.
- Czego? - zapytałam nadal nie odwracając się w jej stronę.
- Nie takim tonem czarownico - powiedziała z fałszywym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Moje oczy zabłysnęły lodowatym błękitem a zęby wyszły na wierzch, błyskawicznym tempem odwróciłam się w jej stronę sycząc na nią. Doskonale wiedziała że nienawidziłam określenia czarownica, ale zawsze mnie tak nazywała aby zrobić mi na złość.
Jej oczy nagle zapłonęły krwistą czerwienią a po pomieszczeniu rozległ się donosimy głos.
- MORGAN FLORENCE ANDERSEN JAK ŚMIESZ SYCZEC NA MNIE I WYSUWAĆ KŁY - w trybie natychmiastowym znalazła się obok mnie a ja poczułam na policzku pieczenie - uderzyła mnie.
- A ty jak śmiesz bić, pozaniżać, szykanować i torturować własne dzieci? Nic dziwnego że Ethan się wyprowadził - powiedziałam niewzruszona i z obojętnością w głosie. Widziałam jak kobiecie pulsuje skroń i wyglada jakby miała zaraz się przemienić i rozszarpać mnie na kawałki jednak po chwili wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do mnie lekko - a to nie wróży nic dobrego.
- Wiesz że mam cię dość - przysunęła się do mnie bliżej i szepnęła do ucha - nie takiej córki i syna się spodziewałam, mieliście być na mój i ojca wzór a zamiast tego jesteście tylko udręką - powiedziała po czym odsunęła się i wyprostowała a na jej twarzy ponownie zawitał fałszywy uśmiech.
- Tata, jak już, nie ojciec - poprawiłam ją i pierwszy raz tego dnia na mej twarzy zagościł uśmiech, lecz nie był to uśmiech szczęścia a satysfakcji, jak za każdym razem gdy uda mi się jej dogryźć.
Widziałam jak jej twarz z uśmiechem natychmiastowo zmienia się w ponurą i wściekłą o czym sugerowały jej usta zaciśnięte w wąską linię praktycznie niewidoczne i oczy, które zalały się czernią. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.
Ja i moja matka nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu, to nie tak że coś się stało w naszym życiu i nasz kontakt się popsuł, nie po prostu od dziecka moje poglądy były zupełnie inne niż jej przez co od zawsze się nienawidzimy.
Sprawa ma się zupełnie inaczej z moim tatą, on również nie był zachwycony na początku tym że wdałam się w mojego starszego o 5 lat brata - Ethan'a, jednak pogodził się z tym jakieś dwa lata po moich narodzinach i od tamtej pory przez ponad 4 tysiące lat ja i mój tata mamy relacje wręcz doskonałą czego ewidentnie nie pochwala moja matka, którą zazdrość zżera od środka - to widać.
- Dobrze skoro tak chcesz pogrywać to wiedz że chciałam ci te wiadomość przekazać już bardzo dawno - wzięła głęboki wdech a na jej ustach ponownie zagościł uśmiech tym razem zwycięstwa po czym zaczęła chodzić po moim pokoju z założonymi rękoma - chciałam powiedzieć to na spokojnie, ale jak widać z tobą się nie da a mianowicie od przyszłego tygodnia będziesz uczęszczać do Akademii Nevermore... - kobieta, która mnie urodziła chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jej przerwałam.
- Słucham?! Nie ma takiej opcji. Całe moje życie a żyje 4218 lat na tym przeklętym świecie nie chodziłam do żadnej dennej szkoły i uczyłam się w domu, wszystko czego potrzebowałam się nauczyć już umiem to po co mam iść do jakieś powalonej szkoły dla świrów?! - zapytałam wściekła matki, ta tylko wybuchła śmiechem po czym skierowała się w stronę wyjścia z mojego pokoju.
Popędziłam za nią jak najprędzej po czym wymijając ją zbiegłam na dół gdzie przy kominku siedział mój tata czytając gazetę jak co wieczór.
Był to wysoki, wręcz bym mogła powiedzieć bardzo wysoki, chudy mężczyzna o czarnych włosach i oczach, zawsze noszący na sobie garnitur, lakierki i krwisto czerwony krawat.
- Tato! - krzyknęłam podbiegając do niego po czym usiadłam na oparciu jego fotela kładąc rękę na jego ramie aby utrzymać równowagę - czy to prawda że chcecie wysłać mnie do jakieś szkoły dla wariatów? - zapytałam z wyrzutem patrząc z góry na tatę.
- Skarbie - westchnął odkładając gazetę i ściągając okulary po czym spojrzał na mnie kładąc rękę na moim kolanie aby mnie uspokoić - tak będzie dla ciebie lepiej - gdy to usłyszałam zagotowało się we mnie, nie spodziewałam się że mój własny tata będzie przeciwko mnie - pomyśl o tym ile nowych osób poznasz, ilu wspaniałych przyjaciół zdobędziesz ile możliwości zapewni ci ta wspaniała szkoła... - tata zaczął wyliczać, ale mu przerwałam.
- Skończ - rzekłam lodowatym tonem zrzucając jego rękę z mojego kolana po czym stanęłam kawałek dalej od fotela - dlaczego? Dlaczego mi to robicie? - łzy stanęły mi w oczach, ale nie ze smutku czy żalu a złości. Tyle złości co obecnie we mnie siedziało to nigdy nie wyobrażałam sobie że mogę jej tyle w dobie mieć, zawsze byłam spokojna i nawet jak coś działało mi na nerwy nigdy pod żadnym pozorem nie dawałam tego po sobie poznać, to dekoncentrowało moich wrogów - myślałam że chociaż ty będziesz po mojej stronie! A nie jej! - krzyknęłam wskazując palcem na matkę stojącą na ostatnim schodku i uśmiechającą się jak zawsze fałszywie.
- Skarbie posłuchaj - ponownie zaczął wstając po czym stanął na przeciwko mnie i położył obie dłonie na moich ramionach przysuwając mnie do siebie bliżej - tu nie chodzi o to że chcemy dla ciebie źle, tylko właśnie chcem... - na chwilę się zatrzymał patrząc w stronę mojej matki - chcę dla ciebie jak najlepiej dlatego to biedzie najodpowiedniejsze miejsce dla ciebie darling - powiedział po czym przyciągnął mnie do sobie i przytulił - i przy okazji wyrwiesz się z tego wariatkowa jak Ethan i odpoczniesz, jeśli wisz co mam na myśli - szepnął mi do ucha gładząc po włosach aby mnie trochę uspokoić.
- Wiem - również szepnęłam w końcu obejmując tatę rękoma i przytulając się do niego bardziej. Nienawidzę jak ktoś mnie przytula, ani ja sama się do nikogo nie przytulam gdyż nienawidzę czyjegoś dotyku, ale tata i Ethan to jedyne osoby, którym na to pozwalam.
- Już dobrze skarbie - szepnął mi do ucha nadal mnie przytulając i gładząc po włosach - co ty na to abym ci opowiedział wreszcie jak wyglądało moje życie gdy byłem w twoim wieku? - zapytał po chwili a ja odsunęłam się od niego. Zdziwiłam się bo tata nigdy nikomu nie mówił co robił za młodu, wręcz się wściekał gdy ktoś go o to pytał i wychodził z pomieszczenia.
- Chętnie posłucham - powiedziałam po czym uśmiechnęłam się do niego. Przysunęłam sobie krzesło obok fotela taty po czym na nim usiadłam.
- O nie nie nie - powiedział tata łapiąc mnie za ręce po czym posadził na swoim fotelu a sam usiadł na krześle, jeszcze rozłożył mi oparcie ma nogi aby było mi wygodnie - a teraz zrelaksuj się i słuchaj.
- Gdy byłem w twoim wieku mój ojciec stwierdził że idealnym pomysłem będzie wysłanie mnie do Akademii Nevermore... - na chwile się zatrzymał biorąc wdech i patrząc przed siebie - znienawidziłem
go za to strasznie, ja również byłem taki jak ty i Ethan a raczej to wy jesteście tacy jak ja, dlatego wasza matka tak się wścieka na was że nie jesteście jak „my" bo tak naprawdę nie wie że jesteście jak ja a nie jak ona, ale wracać - powiedział po czym odchrząknął aby kontynuować swą historię - byłem na niego wściekły bo tak jak ty byłem typem samotnika i nienawidziłem ludzi a Akademia Nevermore jest pełna różnych dziwnych stworzeń, ale nie takich jak my - czyli Vampirów. Chciałem zostać w domu i kombinowałem na najróżniejsze sposoby aby uniknąć wyjazdu do tego jak to wtedy nazywałem „przeklętego" miejsca, ale jednak ten dzień nastał i w końcu musiałem wziąć swoje manatki i w końcu wyjechać do Szkoły. Przez całą drogę nie odzywałem się do rodziców, chociaż matka starała się mnie pocieszyć mówiąc że w Nevermore mi się spodoba, nie słuchałem jej bo świecie byłem przekonany że nie miała racji - bardzo się myślałem, gdy tylko przejechaliśmy bramę od razu to miejsce napełnione magią dało o sobie znać, zakochałem się bez pamięci w tym miejscu, ale oczywiście im tego nie powiedziałem, żeby nie wyszło że mają racje - tata zaśmiał się a ja wraz z nim - poznałem tam masę wspaniałych ludzi, z którymi po dziś dzień się przyjaźnie oraz osób, którym zawdzięczam to co mam i to gdzie teraz jestem, ale dochodząc do setna, po pierwsze to był mój pomysł aby cię tam wysłać po to abyś w końcu odpoczęła od matki a po drugie abyś w końcu poznała trochę mojego życia i uwierz mi na pewno ci się spodoba i jeszcze zapragniesz tam kiedyś wrócić - powiedział wstając po czym nachylił się i pocałował mnie w czoło.
- A teraz zmykaj do siebie późno jest, powiedział bym ci abyś poszła spać, ale sama rozumiesz - uśmiechał się do mnie po czym pokiwał gdy już oddalałam się w stronę schodów.
Nic mu nie odpowiedziałam tylko pokiwałam gdy już się znalazłam na pietrze po czym wróciłam do swojego pokoju, po drodze spotkałam matkę, ale nie obdarowałam jej nawet spojrzeniem.
Położyłam się do trumny po czym aż do świtu przyglądałam się niebu czekać na wschodzące słońce.
—————————————
*wiem że w Nevermore są Vampiry, ale na potrzebę mojego opowiadania nie ma ich tam i główna bohaterka będzie jedynym Vampirem i wiem że po polsku pisze się vampiry przez w ale przez v wyglada to lepiej. 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top