8
W końcu dobiegł koniec naszych męczarni, spojrzałam na Wednesday przybitym wzrokiem a ona jedynkę powiedziała - witaj w moim świecie - i założyła plecak kierując się w stronę wyjścia. Wypuściłam głośno powietrze z płuc i poszłam za nią na zewnątrz gdzie czekał na Wednesday Tyler.
- A więc postanowiłaś zostać w Jericho - powiedział do Wednesday po czym spojrzał na mnie i jeszcze raz na gabinet psycholożki - też chodzicie do dr Kinbott? - zapytał.
- Bo mam prawny nakaz - odpowiedziała mu Wednesday po czym spojrzała na mnie co również uczynił Tyler.
- A ja dlatego że pani dyrektor wraz z panią psycholog stwierdziły, że wydarzenia minionej nocy są dla mnie bardzo szokujące i traumatyczne i pani Kinbott pomoże mi się z nimi uporać - powiedziałam maksymalnie przesłodzonym głosikiem i zatrzepotałam na koniec rzęsami dając wyraźny znak że nie jestem absolutnie zadowolona z tej sytuacji.
- Ja też mam sądowy nakaz - powiedział Tyler ruszając za mną i Wednesday gdy czarnowłosa bez słowa zaczęła się oddalać a ja poszłam za nią.
- Prawdziwe trio chuliganów morderców - powiedziała Wednesday na co Tyler się uśmiechnął.
- Po twojej wczorajszej uciecze nie widziałem co się stało a potem usłyszałem...było ostro - powiedział Tyler do Wednesday a ja czułam się tam jak piąte koło u wozu. Wolała bym być w tym momencie z dala od nich.
- Wszyscy twierdzą że to zmyśliłyśmy - powiedziała Wednesday.
- Emm pora na mnie - powiedział Tyler patrząc na godzinę w telefonie - dla jasności ja ci...- zaczął ale spojrzał na mnie -...wam wierze - dokończył. Wednesday spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami a ja się uśmiechnęłam szturchając ją w bok.
- Lubi cię - powiedziałam gdy się do mnie odwróciła. Na moje słowa Wednesday przewróciła oczami, ale już po chwili uśmiechnęła się do mnie złowieszczo.
- To tak jak ciebie Xavier - powiedziała gdy ruszyłyśmy dalej.
- Co masz na myśli? - zapytałam zdziwiona.
Mnie i Xaviera nic nie łączy po za lekcjami szermierki a rozmawiałam z nim raptem trzy razy, nie znam go za dobrze.
- To że widziałam jak się oboje się koło siebie kręcicie ciagle - powiedziała dumie Addams.
- To nie prawda! - zaprzeczyłam od razu - rozmawiałam z nim raptem trzy razy - zarzekałam się - to nic nie znaczy - dodałam.
- Jasne - dziewczyna tylko się uśmiechnęła i szybkim krokiem ruszyła w stronę samochodu pani Weems.
- Podobo to w tobie jest szaleńczo zakochany i nie daje ci spokoju - powiedziałam wrednie się uśmiechając do siebie - nie miała bym serca ci go zabrać - dodałam aby zrobić jej na złość.
Wednesday nic nie odpowiedziała tylko obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem i wsiadła do samochodu trzaskając drzwiami.
~~~
Wyszłam w końcu na zewnątrz po trzech godzinach siedzenia i nudzenia się w pokoju. Na dworze była masa ludzi a ja nie wiedziałam o co dokładnie chodzi i chciałam się dowiedzieć.
- Co tutaj się dzieje? - zapytałam Enid rozglądając się dookoła.
- Cześć Morgan! - krzyknęła uradowana blondynka uśmiechając się do mnie - ciekawe jest to że przed chwilą była tutaj Wednesday i też się pytała o to samo! - zaśmiała się dziewczyna.
- To uzyskam odpowiedź na moje pytanie? - zapytałam również się śmiejąc.
- Yoko mówiłam ci! - krzyknęłam nagle Enid - popraw te wąsy, puchar Poe'go to nie są żarty.
- Co to ten puchar Poe'go? - zapytałam.
- Obecnie to jedyny powód dla którego żyje! - krzyknęła podekscytowana Enid.
- A ja myślałam że powód dla którego żyjesz to Ajax Petropolus - powiedziałam a Enid walnęła mnie w ramie.
- Ciiiii! Bo jeszcze ktoś usłyszały - uciszyła mnie dziewczyna a ja się do niej uśmiechnęłam przebiegle.
- Dobra dobra - powiedziałam lekceważąco - ale ty wiesz że się z nim...- zaczęłam ale nie mogłam z siebie wydusić tego słowa -...ugh! Przyjaźnie - powiedziałam wreszcie - mogę mu coś podpowiedzieć żeby cię zabrał na randkę czy coś.
- O Boże! - znów krzyknęła a ja myślałam że zaraz mi pękną bębenki - zrobiłabyś to dla mnie?! - zapytała.
- No skoro mówię to chyba oczywiste - przewróciłam oczami. Iloraz inteligencji tej dziewczyny czasami mnie rozwala.
- Moment! Nie mówiłaś że się z nim przyjaźnisz! - krzyknęła oburzona.
- No bo się nie przyjaźnie - westchnęłam. Nie za bardzo widziałam na czym stroi nasza relacja - on się do mnie dokleił na początku jak tutaj dołączyłam i tak zostało dlatego chyba mogę powiedzieć że się przyjaźnimy - powiedziałam.
- Kocham cię kobieto! - krzyknęła Enid przytulając mnie do siebie - dziękuje.
- Nie przytulaj mnie - powiedziałam a ona natychmiast mnie puściła - a teraz gadaj o co chodzi z tym pucharem Poe'go bo mnie zainteresowałaś.
- Okej! Jest to wyścig częściowo kajakiem częściowo pieszo i bez zasad. Każdy akademik wybiera opowiadanie Poe'go i się nim inspiruje, może chciała byś dołączać do nas? - zapytała Enid.
- Wybacz Enid ale gry zespołowe nie są dla mnie, wole działać w samotności i polegać tylko na sobie - powiedziałam.
- No proszę Morgan - zaczęła mnie błagać - panna Thornhill zamówiła pizzę - powiedziała blondynka - nie wbijesz do towarzystwa?
- Po pierwsze jestem Vampirem a my nie jemy ludzkiego żarcia chyba że ludzi to inna kwestia a co do towarzystwa to jak już mówiłam wole samotność - uśmiechnęłam się do niej po czym poklepałam ją po ramieniu w akcie wsparcia mentalnego i życzyłam jej powodzenia jak i reszcie dziewczyn.
- Mam nadzieje że pojawisz się chociaż nad jeziorem i będziesz nam kibicować - powiedziała Enid gdy zaczęłam się od nich oddalać.
- Zobaczymy co da się zrobić - rzuciłam żartobliwie.
~~~
- Co kombinujesz? - zapytałam wchodząc do pokoju Wednesday i Enid, widząc że czarnowłosa pisze coś na swoje maszynie a raczej przygląda się temu obrazkowi od Rowan'a.
- Pozwolił ci ktoś tu wchodzić? - zapytała nawet na mnie nie patrząc.
- Owszem, Enid - rzekłam podchodząc do niej - a po za tym to - powiedziałam wskazując palcem na obrazek - to również moja sprawa, w końcu też widziałam tego potwora rozszarpującego Rowan'a.
- Widzisz to? - powiedziała Wednesday wyskakując na coś w rogu. Wzięłam od niej kartkę po czym zaczęłam się jej intensywnie przyglądać.
- To jakaś wyblakła pieczątka - powiedziałam.
- Zgadza się dlatego musimy się dowiedzieć co ona oznacza, czego jest symbolem - powiedziała Wednesday.
- To teraz MY a nie TY? - zakpiłam.
- Owszem MY, skoro cię już wtajemniczyłam w moje sprawy to będziesz ze mną do końca i mi pomożesz - powiedziała patrząc na mnie.
~~~
- Musimy porozmawiać z Rowan'em - powiedziała Wednesday gdy weszłyśmy do gabinetu pani dyrektor.
- To wykluczone. Został wydałby - powiedziała kobieta.
- Za co? - zapytałam zdziwiona.
- Nieistotne dziewczynki - powiedziała nieodrywając wzroku od ekranu laptopa - nie zawracajcie sobie tym głowy. Wyjeżdża południowym pociągiem i wraca prosto do domu - dodała - Co robiłyście z nim w lesie? - zapytała po raz kolejny kobieta a ja nie ważne jak bardzo się starałam w końcu przewróciłam oczami.
- Już mówiłyśmy - tym razem odezwałam się ja - Wednesday usłyszała hałas i poszła to sprawdzić a ja ją biegnącą do lasu to pobiegłam za nią.
- Ta wymówka może i uspokoiła szeryfa, ale mnie nie oszukacie. Miałaś wizje - powiedziała zwracając się do Wednesday - zorientowałam się że je miewasz gdy widziałaś że tem rolnik złamał sobie kark. Twoja matka zaczęła miewać wizje będąc w twoim wieku powinnaś z nią porozmawiać na ten temat.
- Możemy już iść? - zapytała Wednesday zbywając kobietę.
- Nie, dopóki nie wybierzecie sobie zajęć pozalekcyjnych. Wszechstronne wykształcenie to podstawa - powiedziała kobieta.
- Wolała bym pozostać jednostronna - powiedziała Wednesday.
- A ja mam 4218 lat i więcej wiedzy mi nie trzeba - powiedziałam.
- Przygotowałam listę kół, które mogłyby was zainteresować - powiedziała kobieta lekceważąc nasz protest.
- Jak miło - prychnęła Wednesday.
- Wybierzcie coś do końca dnia. Mam na was oko, na pewno znajdziecie coś co was zainteresuje - powiedziała pani dyrektor.
Wychodząc z gabinetu wraz z Wednesday rozeszliśmy się w swoje strony. Ona w prawo ja w lewo.
- Weems próbuje nas pilnować - powiedziałam do rączki, który szedł za mną - Miej oko na Rowan'a, muszę pomóc Wednesday dowiedzieć się on nim jak najwiecej - powiedziałam a rączka mi odpowiedział w języku migowym - Okej w takim razie możesz iść do Wednesday jakby co dawaj znać, ja tobie również dam - powiedziałam, rączka mi zasalutował i zaczął się oddalać ode mnie.
Przechodząc przez dziedziniec zauważyłam Wednesday rozmawiającą z Biancą ~ to się nie skończy dobrze ~ pomyślałam po czym ruszyłam dalej. Przez myśl mi nawet nie przeszło żeby dołączyć do tej wodnej żmiji i jej Chórku latających kaczek.
Poszłam za szkołę gdzie zauważyłam Xaviera strzelającego z łuku. Na jego widok zrobiło mi się miłej na sercu. Polubiłam go naprawdę. Nie irytował mnie jak Ajax na początku i był dla mnie miły. Nie oceniał mnie przez pryzmat tego kim jestem i nie widział we mnie mordercy, który zaraz wszystkich rozszarpie na kawałki.
- Hej - powiedziałam zwracając jego uwagę na siebie.
- Hej - odpowiedział odwracając się do mnie z uśmiechem - jednak przyszłaś - powiedział a ja spojrzałam na niego niezrozumiale - Weems wspominała ~ No i wszytko stało się jasne jak księżyc ~ strzelałaś kiedyś z łuku? - zapytał.
- Tak, gdy polowałam na mamuty - odpowiedziałam żartobliwie.
- Interesujące - powiedział po czym podał mi drugi łuk i strzałę - to pokaż co potrafisz - uśmiechnął się do mnie.
Spojrzałam tylko na niego z wyższością po czym ustawiłam się w odpowiedniej pozycji i delikatnie puściłam strzałę, która Idealnie odnalazła swoje miejsce w samym centum tarczy.
- Widzisz? - zapytałam - mam pytanie - zmieliłam temat.
- Jakie? - zapytał Xavier odkładając łuk po czym spojrzał mi prosto w oczy, to było dziwne, pierwszy raz tak się czułam gdy ktoś patrzał mi w oczy.
- Kiedy ostatni raz widziałeś Rowan'a? - zapytałam.
Dowiedziałam się od Wednesday że Xavier i Rowen byli współlokatorami, dlatego postanowiłam się dowiedzieć czegoś od niego.
- Tego, którego rzekomo zabił potwór? - zapytał z lekkim uśmiechem blondyn - na dożynkach a poźniej już go nie widziałem - powiedział - ale dziś rano jego rzeczy były już spakowane - dodał - Rowen zawsze był cichy, ale ostatnio stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie. Telekineza podobno miesza w głowie, zaczynał mnie przerażać. Mogę teraz ja zadać ci pytanie? - zapytał Xavier.
- Oczywiście - odpowiedziałam.
- Co łączy Wednesday z Tyler'em? - zapytał.
- Podobo nic - odpowiedziałam.
- Podobo? - dopytywał.
- Wednesday się zarzeka że go nawet nie lubi, ale ja mam inną teorie na ten temat. A na festynie miał ją tylko zawieźć na pociąg - powiedziałam.
- Lepiej niech go unika - powiedział Xavier.
- Dlaczego? - zapytałam.
Owszem na początku w tym chłopaku coś mi nie pasowało, ale im więcej spędzam z nim czasu tym bardziej się do niego przekonuje.
- Bo on i jego kumple to palanci - powiedział Xavier - boli ich to że w tej dziurze liczy się tylko ta szkoła.
- Nie będę ingerować w życie Wednesday - odpowiedziałam po czym wzięłam jabłko i podrzuciłam je do góry idealnie przebijając przez środek strzałą trafiając w sam środek tarczy kończąc tym oto akcentem przedstawienie.
- Nie chciałabyś chronić swojej przyjaciółki przed potworem? - zapytał Xavier.
- Owszem chciałabym, ale gdybym widziała że jej naprawdę coś grozi a nie tylko posiadając jakieś lewe informacje od snoba i to jeszcze nie potwierdzone - rzekłam - a teraz żegnam - powiedziałam po czym zaczęłam się oddalać od chłopaka.
Szczerze zirytował mnie. Na początku uważałam że jest fajny, ale teraz widzę że on ma jakiś problem. Rozumiem że podoba mu się Wednesday, ale nie ma prawa mówić o innych w zły sposób nawet ich nie znając a Tyler jest w porządku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top