6

Gdy miałam już kłaść się „spać" ktoś zaczął pukać do mojego okna, zdziwiłam się bo moje okno mieściło się na pietrze i jedyna możliwa droga dostępu do niego to balkon.

- Wednesday? - zapytałam zdziwiona widząc dziewczynę stojącą przede mną - co ty tutaj robisz? - zapytałam.

- Pomożesz mi - powiedziała i nie czekając na moją odpowiedz weszła do mojego pokoju.

- W czym mam ci pomóc? - zapytałam - i czy jest to aż tak ważne że musiałaś mi to powiedzieć w nocy a nie na przykład jutro rano? I wejść przez okno a nie drzwi, które znajdują się dosłownie obok twoich? - zapytałam zamykając okno.

- Nie - odparła Wednesday patrząc na mnie poważnie.

- Okej, to o co chodzi? - zapytałam.

- Pamiętasz ten list od Tyler'a? - zapytała a ja przytaknęłam - poprosiłam go... - zaczęła, ale po chwili się zatrzymała - przysięgnij że nikomu nie powiesz a zawłaszcza Enid jak już powiem jej o wszystkim sama osobiście - powiedziała.

- Przysięgam - powiedziałam i spojrzałam na nią zdziwiona.

- Okej ogólnie to nie jest tajemnica że wcale nie chce tu być - zaczęła a ja ponownie przytaknęłam - dlatego wraz z Tyler'em obmyśliliśmy plan jak stąd uciec - powiedziała Wednesday.

- Więc o to chodziło w tym liście - przerwałam jej.

- Tak, Tyler załatwili mi bilet na pobliski pociąg jednak jest potrzebna zaufana osoba do odwrócenia uwagi dyrektorki - westchnęła Wednesday patrząc na mnie.

- I ja mam być tą zaufaną osobą? - zapytałam z lekką kpiną w głosie.

- Tak - odpowiedziała mi poważnie Addams.

- Dobrze - powiedziałam.

- Naprawdę? Zgadzasz się? - zapytała zadziwiona.

- Tak, ale musisz mi dokładnie opisać przebieg sytuacji. To co obmyśliłaś z Tyler'em - powiedziałam a Wednesday mi przytaknęła.

- Ogólnie jak wiadomo jutro wieczorem są dożynki i ja przez chwilę będę na nich żeby nie wzbudzać podejrzeń poźniej zrobi się jakąś lekką zadymę i to będzie twoje zadanie aby odwrócić uwagę dyrektorki ode mnie a wtedy ja wraz z Tyler'em pojedziemy na pociąg a ja pociągiem pojadę gdzieś dlatego stąd - powiedziała Wednesday.

- Zgoda, ale jak coś nie wypali to broń Boże nie masz prawa winy zwalać na mnie - zastrzegłam się.

- Zgoda - powiedziała dziewczyna po czym skierowała się w stronę wyjścia - to do jutra - rzekła a po chwili jej nie było.

Myślałam cały czas o tej sytuacji i planie Wednesday. Z jednej strony nie dziwie się jej że chce uciec, w końcu jest tutaj z przymusu a z drogiej szkoda mi będzie Enid, która bardzo ją polubiła to widać.

~~~

Był już wieczór i za chwilę mamy wybierać się na festyn, szczerze stresuje się chociaż nie chce po sobie tego pokazać pod żadnym pozorem, boje się że zawiodę Wednesday albo coś nie pójdzie po mojej myśli a z drugiej strojny nie chce żeby Wednesday wyjeżdżała bo nie tylko Enid ją bardzo polubiła, ale ja również. Owszem mamy swoje sprzeczki mniejsze czy większe przez różnice poglądów na różne tematy, ale to nie zmienia faktu że Wednesday to moja przyjaciółka i nie chce jej stracić.

- Gotowa? - zapytała mnie czarnowłosa szczepień gdy byliśmy w drodze na festyn.

- Tak - odpowiedziałam krótko - idź do Enid zanim zorientuje się że nas nie ma a ja sobie pójdę tutaj sama i jeszcze raz powtórzę plan - powiedziałam starając się zbyć Wednesday. Dzisiaj spędziłam z nią cały dzień na obmyślaniu dokładnego planu zrobienia zadymy na dożynkach i zatuszowaniu jej ucieczki z Tyler'em przez co ani ja ani Wednesday nie miałyśmy ani chwili dla Enid i teraz jest mi głupio że ją olałyśmy.

- Dobra - powiedziała Wednesday i ruszyła w kierunku blondynki, która  próbowała porozmawiać z Ajax'em.

~~~

Weszliśmy na plac po czym wszystkie trzy rozdzieliliśmy się na chwile zajmując sobą, jak się dowiedziałam Wednesday podczas drogi powiedziała wszystko Enid i omówiła z nią cały plan akcji.

Rozglądałam się do około przy okazji kątem oka widziałam jak dyrektorka nie ściąga nawet na chwile wzroku z Wednesday ~ będzie ciężko ~ pomyślałam.

- Jesteście pewne, że możemy mu ufać? - zapytała Enid gdy ponownie się spotkałyśmy i przyglądałyśmy Tyler'owi rozmawiającemu ze swoim tatą.

- Wierzę że sobie poradzę - powiedziała Wednesday zerkając na mnie, ja tylko puściłam jej oczko po czym kiwnęłam że idę do stoiska gdzie można wygrać pluszaki.

- Powodzenia i bezpiecznej podróży - usłyszałam za plecami głos Enid żegnającej się z Wednesday - bez przytulania zrozumiałam - dodała. Zaśmiałam się w myślach po czym wróciłam do nich.

- Zapomniałam o najważniejszym - podziałam gdy dziewczyny spojrzały na mnie - pożegnać się - dodałam - wątpię że po zadymie się zobaczymy więc chce żebyś widziała że jesteś moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką, pierwszą osobą, której ufam w stu procentach - powiedziałam a Wednesday uśmiechnęła się do mnie.

- Ja tobie też ufam w końcu gdyby tak nie było nie było by cię tutaj z nami - powiedziała a my z Enid się zaśmialiśmy. Poźniej ja i blondynka odeszliśmy na swoje stanowiska aby bacznie przyglądać się akcji i żebym mogła wkroczyć.

Dyrektorka nadal nie spuszczała wzroku z Wednesday a ja się zastanawiałam jak to możliwe że ona wytrzymuje tyle bez mrugania i że jej się chce cały czas obserwować czarnowłosą, przecież ten festyn jest o wiele ciekawszy niż takie bzdety.

Podeszłam do budki gdzie za trafienie całej planszy zapełnionej balkonikami i przebicie ich dostaje się pluszaka, wzięłam lotki i po kolei zaczęłam rzucać.

- Jak tak dalej pójdzie to zgarniesz całe stado pand do domu - usłyszałam męski głos po mojej lewej, odwróciłam głowę a moim oczom ukazał się Xavier.

- Pandy wolą samotność - odpowiedziałam nie patrząc na niego tylko nadal rzucałam do celu.

- Okej, zrozumiałem aluzję - zaśmiał się Xavier - wiesz brew pozorom tego co mówią o mnie ludzie i Wednesday... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć gdyż mu przerwałam.

- Nie obchodzi mnie co mówią ludzie i Wednesday - spojrzałam na niego a on na mnie - nie mam nic do ciebie - dodałam - po prostu mam ważną sprawę do załatwienia i czekam na kogoś.

- Oh rozumiem - powiedział trochę zmieszany.

- A Wednesday nie przejmuj się - powiedziałam wiedząc że nadal mi się przygląda - ona taka jest po prostu musisz dać jej czas - dodałam.

- Co masz na myśli? - zapytał.

- Wiesz doskonale co mam na myśli - Xavier chciał coś odpowiedzieć, ale przyszła Wednesday z Tyler'em.

- Nie przeszkadzamy? - zapytała czarnowłosa widząc mnie i Xaviera patrzących na siebie.

- Nie, ja już idę - powiedział blondyn nie obdarowując mnie nawet spojrzeniem, przewróciłam oczami. Co za ignorant, najpierw mnie zagaduje i chce niewiadomo czego a teraz żadne hej, pa ani nic.

- Miło cię poznać Morgan - zaczął Tyler patrząc na mnie - to ciebie spotkałem wtedy w kawiarni - dodał.

- To prawda to byłam ja i ciebie również milo poznać - podałam mu rękę na powitanie.

- Mamy problem - zaczął po chwili - ojciec mnie pilnuje i mam ograniczenie czasu musimy ruszać jeśli mamy zdążyć - dodał.

- Najpierw musimy zgubić ogon - powiedziała Wednesday patrząc to na panią dyrektor to na mnie.

- Załatwię to - powiedziałam - idź na parking i jak się zaczną fajerwerki Wednesday do ciebie dołączy - powiedziałam do Tyler'a - a ty rób to co ja - spojrzałam na Wednesday, która mi przytaknęła.

- Normalnie bym się nie zgodziła bo nie lubię jak mi się rozkazuje, ale to wyjątkowa sytuacja wiec cię posłucham - powiedziała Wednesday.

- Okej problem jest taki że nasz plan nie wypali na sto procent dlatego musimy improwizować - powiedziałam gdy Tyler odszedł od nas.

- Zdam się na ciebie - powiedziała krótko Wednesday.

- Widzisz tę smutną, samotną kobietę? - zapytałam typa od pand gdy podszedł z jedną z nich do mnie i Wednesday - potrzebuje uwagi, czyjejś - dodałam widząc jak oczy mężczyzny zaświeciły się na jej widok - idź daj jej te pandę - powiedziałam widząc jak mężczyzna stoi nadal jak słup dałam mu 20 dolarów i po chwili znalazł się przy pani Weems.

- Dobra ja będę się przyglądać ich poczynaniom i klepnę cię w plecy a to będzie znak że masz jak najszybciej stąd iść - powiedziałam a Wednesday ustawiła się do mnie plecami.

Gdy zauważyłam że mężczyzna podchodzi do pani Weems a ta przygląda mu się natychmiast klepnęłam Wednesday w plecy a ta zniknęła za namiotem. Ja sama zamieniłam się w nietoperza i odleciałam aby mnie nikt nie zauważył.

Fajerwerki się rozpoczęły a ja cały czas leciałam za Wednesday aby wrazie czego ostrzec ją przed przeszkodami, które spotkam na jej drodze.

Gdy upewniłam się że Wednesday jest już przy Tyler'ze odleciałam w głąb festynu aby sobie odpocząć. Usiadłam na ławce i zaczęłam przyglądać się ludziom migającym mi przed oczami.

- Znowu się spotykamy - ponownie usłyszałam głos sprzed paru chwil.

- Nie chce nic mówić, ale to wyglada jakbyś mnie śledził - powiedziałam patrząc prosto na Xaviera, który stał przede mną.

- Ciężko cię nie zauważyć - powiedział - nie na codzień widzi się nietoperze latające po miasteczku - dodał - a przyszedłem tutaj bo nie ma nigdzie wolnego stolika abym mógł zjeść - powiedział wskazując na frytki, które trzymał w ręce - miałem być pierwszy, ale mnie wyprzedziłaś.

- Rozumiem - powiedziałam - możesz usiąść ze mną jeśli chcesz - dodałam.

- Dzięki - odpowiedział po czym zajął miejsce na przeciwko mnie - jesteś Vampirem prawda? - zapytał.

- Tak, to prawda - przytaknęłam - skąd to wiesz? - zapytałam.

Nie obnoszę się ze swoimi umiejętnościami więc o tym że jestem Vampirem wie tylko Wednesday, Enid, Ajax i od teraz Xavier.

- Widziałem pare razy jak zamieniałaś się w nietoperza w dodatku przed chwilą nim byłaś i zmieniłaś się w człowieka, więc są dwie opcje - powiedział.

- Oświeć mnie w takim razie - rzekłam z lekkim uśmiecham.

- Pierwsza to taka że albo jesteś zmiennokształtna albo jesteś Vampirem - odpowiedział mi również z uśmiechem.

- Jak widać opcja druga - rzekłam.

Przez jakiś czas jeszcze rozmawiałam z Xavierem i naprawdę fajnie mi się z nim prowadziło konwersacje. Przez większość czasu on pytał mnie o moje dodatkowe umiejętności i zachowania jako Vampira a ja pytałam czy pokaże mi swoje moce. W pewnym monecie przed oczami przebiegła mi dwójka ludzi i mogę sobie dać głowę obciąć że to była Wednesday wraz z Tyler'em. Wstałam jak poparzona i nie zwracając uwagi na krzyki Xaviera pobiegłam za nimi.

~ Co się stało, dlaczego oni nie są w drodze na stacje? ~ te pytania zadawałam sobie przez cały bieg w głowie, ale odpowiedź nadeszła szybciej niż myślałam. Za mną biegło trzech chłopaków z jakimiś kijami, którzy ewidentnie gonili Wednesday i Tyler'a.

Gdy do nich dobiegłam zobaczyłam Tyler'a trzymającego Wednesday a ona nieruchomo leżała w jego ramionach.

- Co jej się dzieje?! - krzyknął przerażony Tyler.

- Ma wizje - rzekłam spokojnie. O tym też mi opowiadała dlatego nie wystraszyłam się tak jak Tyler.

- Co to znaczy? - zapytał już spokojniejszy gdy nagle Wednesday się ocknęła.

- Wednesday - szepnął Tyler - musimy iść jeśli chcemy zdążyć na pociąg - powiedział, ale ta go nie słuchała, tylko pobiegła za tym dziwnym chłopakiem o którym opowiadała mi Enid ten co go Bianca zwyzywała pierwszego dnia gdy Wednesday pojawiła się na treningu szermierki.

- Rowan, wracaj! - krzyczała za nim Wednesday, ja niewiele myśląc pobiegłam za nimi, miałam złe przeczucia. Nie widziałam tylko że moim i Wednesday poczynaniom przygląda się długowłosy blondyn, z którym niedawno siedziałam przy jednym stoliku i rozmawiałam.

- Wednesday! Zaczekaj! - krzyczałam za nią jednak dziwczyną biegła cały czas przed siebie, nie mogąc jej dogonić przemieniłam się w Vampira. Moje oczy zabłysnęły lodowatym błękitem a kły wyszły mi na wierzch dzięki czemu już po sekundzie byłam przy Wednesday i Rowenie.

- Rowen zaczekaj! - krzyknęła Wednesday gdy chłopak przestał biec i zaczął zaciągać się inhalatorem.

- Oboje zaczekajcie! - krzyknęłam po chwili stałam między Rowenem a Wednesday - powinnismy wracać na dożynki a ty powinnaś być już w drodze na pociąg - powiedziałam zła na nich obojga.

- Czego chcecie ode mnie? - zapytał Rowen - czemu za mną biegłyście?

- Nie ma czasu na wyjaśnienia - powiedziała Wednesday - jesteś w niebezpieczeństwie.

Jednak Rowen zamiast być przerażony albo zdenerwowany jak wcześniej zaczął się śmiać, dosłownie jak jakiś szaleniec zaczął się śmiać w niebogłosy.

- Chyba coś ci się pokręciło - powiedział chłopak po czym Wednesday za pomocą telekinezy przyszpilił do drzewa.

- Rowen puść ją! - krzyknęłam nie widzieć co się dzieje.

- To ty jesteś w niebezpieczeństwie! - rzekł.

- Co robisz? - zapytała Wednesday.

- Ratuje wszystkich przed tobą - powiedział ze łzami w oczach - muszę cię zabić.

- Ty zepchnąłeś na nią gargulca? - zapytałam.

- Tak - odparł szaleńczym tonem Rowen.

- Typowe - szepnęła Wednesday, ale dzięki super słuchowi widziałam co mówi - to zawsze są te szare myszki.

- Widzicie te dziewczynę, na tym rysunku? - zapytał Rowen mnie i Wednesday - widzicie?! - krzyknął.

- Tak - odpowiedziałyśmy równocześnie.

- Dziewczyna z obrazka to ty - powiedział Rowen.

- Chcesz mnie zabić z powodu obrazka? - zapytała go Wednesday.

- Moja matka namalowała go 25 lat temu, kiedy uczyła się w Nevermore - powiedział Rowen - była potężną jasnowidzką, zdradziła mi to przed śmiercią.

- Postaw mnie - powiedziała Wednesday.

- Nie! Moja matka powiedziała że jeśli ta dziewczyna pojawi się w Nevermore mam ją powstrzymać bo zniszczy szkołę! - krzyknął Rowen.

- Puść ją! - krzyknęłam widząc że chłopak przyciska Wednesday mocniej do drzewa a jej zaczyna brakować powierza.

- Rowan... - ledwo wydusiła. Ja niewiele myśląc już miałam się rzucić na chłopaka gdy nagle jakiś nieznany mi dotąd potwór rzucił się na niego i zaczął rozszarpywać na strzępy.

Gdy Rowen już nie wydobywał z siebie żadnego krzyku domyśliłam się że nie żyje, potwór spojrzał na Wednesday a później na mnie po chwili ruszył w moim kierunku.

- Morgan! - krzyknęła pierwszy raz tak przerażona Wednesday. Jednak ja nie dałam po sobie poznać strachu i zaświeciła moimi niebieskimi oczami i wysunęłam kły, na ten widok potwór jakby się zlękł i zaczął uciekać w głąb lasu.

- Wednesday! - krzyknęłam podbiegając do dziewczyny - nic ci nie jest? - zapytałam obejmując jej twarz w dłoniach i przyglądając się jej, jednak dziewczyna była w takim szoku że po za patrzeniem na mnie tępo nic nie mówiła.

- Rowan - szepnęła po czym poderwała się na równe nogi aby sprawdzić co z nim.

- On nie żyje Wednesday - szepnęłam spuszczając głowę.

Podeszłam do martwego chłopaka po czym wzięłam rysunek znajdujący się obok niego i schowałam go do kieszeni kurtki.

- Chodź Wednesday - szepnęłam podnosząc lekko dziewczynę po czym ruszyłyśmy w stronę szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top