22

- Co tu się dzieje? - zapytałam gdy zauważyłam Wednesday i jej matkę na cmentarzu. Wednesday odkopywała grób Garretta Gatesa.

- Musimy coś sprawdzić - powiedziała Wednesday zatrzymując się na chwile - a ty nam pomożesz - dodała i wróciła do kopania. Ja tylko spojrzałam na Morticię Addams a ta wzruszyła ramionami.

- Pamiętam jak dostałaś swój pierwszy zestaw grabarza - nagle odezwała się Morticia - tak się ucieszyłaś że prawie się uśmiechnęłaś.

- Na pewno nie dołączysz? - zapytała Wednesday patrząc na matkę - a ty na pewno dołączysz - powiedziała po czym złapała mnie za rękę i wciągnęła do dołu.

- Nigdy nie sądziłam że jednak tu skończę - westchnęłam.

Morticia podała mi drugi szpadel i wraz z Wednesday zaczęłyśmy kopać.

- Czego właściwie szukamy? - zapytałam.

- Zobaczysz, ma to związek z naszą bestią i pomoże oczyścić ojca z zarzutów  - powiedziała Wednesday po czym puściła mi oczko.

Uderzyłam ostatni raz w ziemie, która wydała charakterystyczny dźwięk uderzania w coś twardego.

- Chwila prawdy - szepnęła Wed patrząc na napis na trumnie po czym ją otworzyła - cześć, Garrett. Miałam racje.

- Proszę, proszę, proszę - nagle usłyszałam czyiś głos, podniosłam głowę i okazało się że to policjantka - wychodzi na to że dzisiaj czeka nas zlot rodzinny. I przyjaciół rodziny - powiedziała patrząc na mnie - wszystkie jesteście aresztowane.

- Rozgośćcie się, kaucję można wpłacić rano - powiedział policjant zatrzaskując nam kraty przez nosem.

- Nie rozdzieli nas nawet ramie sprawiedliwości - powiedział Gomez przytulając przez kraty Morticię - zyskaliśmy ostatnią noc.

- Widziałam szakale bardziej opanowane od was - warknęła Wednesday patrząc na swoich rodziców - nie jesteście tu sami - dodała wskazując na siebie i na mnie - ale na szczęście dzięki nam nie posiądziecie tu za długo.

- Nasze kruszynki mają plan ucieczki - powiedział zachwycony Gomez Addams.

- To pamiątka z naszej wycieczki, pożyczyłam od Garretta - powiedziała Wednesday podając urwany palec matce - zginął przez otrucie wilczą jagodą. Potwierdza to dobrze zachowana tkanka zabarwiona na niebiesko.

- To znaczy że Garrett umierał...- zaczęła Morticia, ale jej przerwałam.

- Zanim go zadźgałaś. Tak zgadza się - powiedziałam.

- Jako niewinna jesteś jeszcze bardziej olśniewająca - znów zaczęli ze sobą flirtować a mi zbierało się na wymioty od tej ilości czułości. Spojrzałam wymownie na Wednesday a się odezwała.

- Możecie się na chwile od siebie oderwać i skupić? - zapisała po czym chciała wyrwać matce palec Garretta, ale dostała wizji. W ostaniej chwili ją złapałam aby nie upadła na posadzkę.

- Wednesday - powiedziała Morticia widząc co się dzieje z jej córką - miałaś wizje? Co się stało? Co widziałaś?

- W noc śmierci, Garrett miał fiolkę z trucizną, która pękła w jego kieszeni, nie polował tylko na ojca, chciał użyć wilczych jagód aby wymordować całą szkołę.

Stałam przed gabinetem burmistrza wraz z Pugsley'em a sama Wed z matką poszły z nim porozmawiać.

- Ile to będzie trwać? - zapytał Pugsley.

- Nie wiadomo młody - westchnęłam - musimy uzbroić się w cierpliwość - dodałam.

- Byłaś imponująca - powiedziała Wednesday gdy wraz z matką wyszły z gabinetu i stanęły obok mnie i Pugsley'a.

- Kiedy zaczęłaś miewać wizje? - zapytała Morticia córki.

- Kilka miesięcy temu, zanim wyjechałam do Nevermore - przyznała Wed.

- Przykro mi że nie powiedziałaś, wiem że ostatnio nie było nam łatwo, ale zawsze możesz na mnie liczyć Wednesay - gdy Morticia to powiedziała poczułam ukucie gdzieś tam w głębi. Ja na moją matkę nigdy nie mogłam liczyć, zawsze wyrzucała mi że jestem najgorsza i liczy się dla mniej tylko majątek. Mam cudownego ojca, ale jego więcej nie było niż był w domu, więc wychowywałam się sama z Ethan'em - ty też Morgan - nagle odezwała się do mnie Pani Addams - słyszałam o twoich słabych relacjach z matką i cóż... - westchnęła - nie dziwi mnie to. Silva zawsze była trudna w charakterze i zapewne jako matka nic nie jest lepsza, ale jeśli będziesz miała jakiś problem, możesz śmiało się do mnie zwrócić, ponieważ wiem, że jesteś tak samo ważna dla Wednesday jak ona dla nas - słowa Morticii Addams bardzo mnie urzekły. Jeszcze nigdy nikt z rodziny tak się o mnie nie troszczył, dlatego nie byłam w stanie nic z siebie wydusić więc jedynie przytaknęłam z uśmiechem.

- Czasem gdy dotknę czegoś lub kogoś widzę gwałtowne przebłyski z przyszłości lub przeszłości. Nie umiem tego kontrolować - wyznała Wednesday.

- Nasze zdolności paranormalne odzwierciedlają to kim jesteśmy. Moje wizje są raczej pozytywne, dlatego jestem gołębicą - powiedziała Morticia.

- A ktoś taki jak ja? - zapytała Wed - kto patrzy na świat przez ciemne okulary?

- Ty jesteś krukiem - powiedziała Morticia - twoje wizje mają większy potencjał i siłę niż moje. Ale bez odpowiedniego szkolenia prowadzą do szaleństwa. Wsparłabym cię gdybym mogła, ale nie szkolą nas żywi. Gdy jesteśmy gotowe nasi przodkowie powracają z zaświatów by nam pomóc.

- Goody mi pomogła. Wróciła. Widziałam ją.

- Bądź ostrożna, Wednesday. Goody była potężną czarownicą, ale zemsta popchnęła ją tak daleko że nie potrafiła się ocalić.

- Za to ja mam kogoś kto wrazie czego ocali mnie - powiedziała Wednesday patrząc na mnie. Ja posłałam jej tylko lekki uśmiech.

- Przepraszam za wszytko - usłyszałam szeryfa.

- Nie chowam urazy - odpowiedział Gomez - utrzymuje tylko długi krwi.

- Twoja córka i mój syn się do siebie zbliżyli.

- Szkoda mi chłopaka, współczuje każdemu kto wpadnie jej w oko. Ale to na pewno porządny chłopak. Innego by nie tolerowała - wyznał Gomez.

- Tyler zawdzięcza to swojej mamie - westchnął szeryf, po czym uścisnął dłoń na pożegnanie z Gomezem.

- Tato! - krzyknął Pugsley po czym przytulił ojca - strasznie za tobą tęskniłem.

Po chwili podeszła Wednesday i Morticia do Gomeza i przytulili się, ja tylko stałam nieopodal ich obok Lurch'a i starałam się nie zwracać na siebie uwagi aby nie przerywać tej cudowniej chwili.

- Tak wiem rączko, to urocze - powiedziałam gdy rączka wspiął mi się na bark i w języku migowym powiedział że Addamdowie są uroczy - ale nie mów tego Wed bo połamie ci wszystkie palce - dodałam.

~~~

- Chodź tu młoda - powiedział Ethan przyciągając mnie do siebie po czym prawie mnie udusił.

- Dusisz mnie - warknęłam - też będę za tobą tęsknić braciszku - dodałam.

- Chodź tu mój mały krwiopijco - powiedział tata gdy Ethan mnie puścił - będę za tobą tęsknić, a matką się nie przejmuj - dodał patrząc na samochód gdzie siedziała już kobieta.

- Nie przejmuje, bo wiem że są inni ludzie, którym na mnie zależy - powiedziałam po czym spojrzałam w stoję Morticii, która puściła mi oczko.

- Widzę że zaprzyjaźniłaś się z Addamsami - powiedział tata.

- Tak - powiedziałam - są fajni, nie rozumiem dlaczego matka ich tak nie lubi. Rozumiem że zazdrość o Gomeza itd ale to było tyle lat temu - westchnęłam.

- Czasem tak bywa złotko, nie pogodziła się ze stratą - powiedział - a to chyba ktoś do ciebie - dodał wskazując na drzwi frontowe. Odwróciłam się i ujrzałam uśmiechniętego Xaviera patrzącego w naszą stronę.

- To mój... przyjaciel, Xavier - powiedziałam nie spuszczając z niego wzroku.

- No tak - zaśmiał się tata - tak to się teraz nazywa.

- Do następnego razu szwagier! - krzyknął Ethan wsiadając do auta po czym pomachał do Xaviera.

- Ethan!! - krzyknęłam zawstydzona - co za idiota - westchnęłam.

- Gadałem z twoim bratem i twoim tatą gdy ty byłaś z Wednesday - powiedział Xavier podchodząc do mnie - są całkiem spoko.

- Ta, tylko czasami mam wrażenie że na umyśle są młodsi ode mnie - powiedziałam po czym ze śmiechem udaliśmy się z powrotem do szkoły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top