20
Siedzieliśmy wszyscy w gabinecie Weems, która chciała porozmawiać z naszymi rodzicami.
- Nasz klasowy rocznik - zachwycała się Morticia Addams trzymając w ręce jakąś starą, dużą książkę - nie widziałam jej od 20 lat. To były piękne czasy - dodała patrząc na moją matkę i dyrektor Weems
- nieźle się bawiłyśmy wtedy.
- Niektórzy lepiej od innych - powiedziała Weems z fałszywym uśmiechem.
- Nie bądź taka skromna - zaśmiała się Addams - zawsze wypełniałaś pokój swoją obecnością. Byłaś niczym majestatyczna sekwoja.
- W takim razie ty byłaś drwalką - wysyczała Weems.
- Uwielbiam to wasze kąśliwe poczucie humoru - odezwała się moja matka. Ja z Wednesday jedynie stałyśmy między naszymi rodzicami i słuchałyśmy o czym rozmawiają.
- Pamiętacie naszą trójkę na konkursie talentów? - zapytała Morticia - doskonale udawałaś Judy Garland - powiedziała wskazując na Weems - jakbyś była jej sobowtórem. Nie ma mojego zdjęcia - powiedziała nagle patrząc na kronikę.
- Naprawdę? A to dziwne - powiedziała Weems z udawanym zdziwieniem.
- Mogę pożyczyć rocznik na weekend? Chciałabym trochę powspominać z Gomezem - powiedziała Morticia patrząc z uśmiechem na męża.
- No dobrze, przejdźmy do setna - powiedziała Weems zmieniając temat - niestety Wednesday jak i Morgan odnajdują się tutaj kiepsko.
- Bo nie akceptujemy nieuczciwości i wyparcia, którymi przesiąknięta jest ta szkoła? - zapytała Wednesday.
- Poczynając od potwora mordercy, który zabił Rowana i pokiereszował Eugene'a - dołączyłam do niej - choć podobo Eugene „wraca do zdrowia".
- Zachęcamy Wednesday do mówienia co myśli - powiedział Gomez - choć czasem jej cięty język daje popalić.
- Ich terapeutka - zaczęła Weems ale jej przerwałam.
- Której nie potrzebuje, ale ubzdurały sobie panie że mam jakiś problem psychiczny po spotkaniu z potworem.
- Ich terapeutka twierdzi że nie chcą się otworzyć, ich spotkania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.
- Nie jestem królikiem doświadczalnym - rzekłam.
- Dr Kinbott i ja sądzimy że najkorzystniejsza byłaby sesja rodzinna w ten weekend.
- Nie - powiedziałam jednoczenie z Wednesday.
- Wasi rodzice zapewne uznają że to rozsądne wyjście - uśmiechnęła się do nas Weems.
- Nie żebym brała stronę Wednesday i Morgan - odezwała się moja matka - ale jesteśmy tutaj tylko na weekend.
- Oh daj spokój Silva - odezwał się Gomez - co nam szkodzi? Zawsze byłem zwolennikiem zaglądania do głowy.
- Ja się jednak zgadzam z Silvą - poparła moją matkę Morticia - I nie o takie zaglądanie chodzi skarbie.
- No cóż - westchnął Gomez - jestem rozczarowany. Ale dla naszej córeczki zrobimy wszytko.
ŚWIAT PIELGRZYMA
Siedzieliśmy wszyscy w gabinecie, moja rodzina i rodzina Wednesday. Była cisza, denerwująca cisza, którą przerywało jedynie tykanie zegara i chrupanie chipsów przez Pugsley'a i mojego brata, który mu je podkradał za co dostawał po rękach od mojej matki.
- Ile ty masz lat człowieku - skarciła go szeptem.
Za to mnie krępował fakt że ta głupia psycholożka nie odrywała wzorku od mojego ojca. Zawsze mnie to krępowało bo kobiety często zapominają że mój staruszek ma swoją rodzinę i próbują z nim flirtować, mam nadzieje że tym razem tak nie będzie.
- Więc kto chciałby zacząć? - zapytała blondynka. Odpowiedziała jej tylko głucha cisza - może porozmawiajmy o tym jak czujecie się bez Wednesday i Morgan w domu.
- Mi było bez niej... ciężko - pierwszy zabrał głos Pugsley - nie sądziłem że tak bardzo zatęsknię za podtapianiem.
- Morticio, Gomezie, jak wy sobie radzicie? - zapytała lekko przerażona kobieta.
- Dla nas to tortura - powiedziała Morticią.
- Na szczęście koło do łamania mojego brata mieści dwie osoby, nie ma to jak się porządnie rozciągnąć - powiedział Gomez po czym ujął dłoń Mortici i pocałował jej wierzch - kochana moja.
- Dość! - przerwała te czułości Wednesday - rodzice wypiją piwo, które sami nawarzyli. Bo chyba mnie okłamują, skrywają zabójcze tajemnice - powiedziała Wed po czym wyjęła stare akta z zabójstwa Gomeza - czemu oskarżono cię o zamordowanie Garretta Gatesa?
- Zarzuty wycofano - powiedziała szybko Morticia - twój ojciec jest niewinny.
- Szeryf jest nieprzekonany - powiedziała Wed.
- Wednesday, przestań - powiedziała Morticia wstając a tuż za nią Gomez - to nie jest odpowiedni czas ani miejsce na takie rozmowy - dodała patrząc z pogardą na moją matkę, która uśmiechała się z satysfakcją.
- Właściwie to doskonałe miejsce - wtrąciła Kinbott - te sesje...
- Pani Doktor! - odezwał się mój ojciec - ta sprawa pani nie dotyczy. A my nie będziemy dyskutować na temat tej nagonki - dodał po czym wraz z Morticią udali się do wyjścia.
- Skarbie... - zaczął Gomez lecz Morticia go uciszyła.
- Nie, koniec sesji - zarządała po czym podhaczyła mojego ojca pod ramie i razem wyszli z gabinetu.
- Skoro nie ujawniacie mi prawdy sama ją wykopie - powiedziała Wednesday po czym złapała mnie za rękę i wyciągnęła z gabinetu psycholożki.
- Co ty sobie myślisz? - zapytała Morticia idąca na nami gdy wyszliśmy z gabinetu. Tuż za nią szedł mój ociec a za moim ojcem Gomez z Pugsley'em i Ethan'em oraz moją matką, którzy nie wiedzieli co się dzieje - jak mogłaś tak naskoczyć na ojca. Wednesday!
- Jak? Sama zapisałaś mnie do tej szkoły. Myślałaś że się nie dowiem o waszym sekrecie? - zapytała Wednesday zatrzymując się za ja wraz z nią.
- Nie znasz całej historii, ojciec nie zrobił nic złego - zarzekała się Morticia.
- Sama to ocenię - powiedziała chłodno Wed po czym łapiąc mnie za rękę pociągnęła w stronę kawiarni gdzie pracuje Tyler.
MIÓD WIELOKWIATOWY - Wednesday postawiła go na stoliku Eugene.
- Zebrałam z ula numer trzy - powiedziała do nadal śpiącego Eugene'a. Ja w tym czasie siedziałam w rogu sali na fotelu i im się przyglądałam - pszczoły za tobą tęsknią. Jak my wszyscy - dodała patrząc na mnie na co kiwnęłam głową na tak - dzięki że go pilnujesz - zwróciła się do rączki - coś nowego? - zapytała.
- Nie zasłużył na to - powiedziałam podchodząc do nich - to my powinnismy leżeć w tym łóżku, czemu poszedłeś bez nas? - zapytałam choć wiedziałam że nie otrzymam odpowiedzi. Nagle poczułam czyiś dotyk na ramieniu - wzdrygnęłam się i wraz z Wed odwróciliśmy się aby zobaczyć kto to.
- Nie chciałyśmy was wystraszyć. Ty pewnie jesteś Morgan a ty Wednesday. Matki Eugene'a. Sue i Janet - powiedziała trochę tęższa kobieta.
- Bardzo się ucieszył że dołączyłyście do brzęczków - dodała Janet.
- Nie było mu łatwo w Nevermore. Ale wreszcie znalazł prawdziwe przyjaciółki - powiedziała Sue.
- Przyniosłyśmy mu miód - powiedziała Wednesday i już chciała wyjść ale matka Eugene'a zastawiła jej drogę.
- Eugene kocha te przeklęte pszczoły jak własne dzieci. Wyjdzie z tego prawa? - zapytała podchodząc do jego łóżka.
- My już pójdziemy - powiedziała Wednesday kierując się w stronę wyjścia a ja tuż za nią.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top