11

Ruszyłyśmy wraz z Wednesday do lasu gdzie parę dni temu potwór „zamordował" Rowan'a.

Chodziłyśmy w kółko i szukałyśmy śladów aby mieć jakieś dowody że nie kłamiemy, jednak nic nie mogłyśmy znaleźć.

- Masz coś? - zapytała mnie Addams rozglądając się na boki.

- Nic - westchnęłam, gdy nagle usłyszałyśmy jakiś szelest a już po chwili na moich i Wednesday ustach znalazły  się czyjeś dłonie. Kątem oka widziałam szeryfa z psem chodzącego po lesie, mój super węch pozwolił mi zidentyfikować naszego „porywacza" i okazało się że to Tyler.

Gdy szeryf przeszedł Wednesday wyrwała się Galpin'owi a ja dobrowolnie zostałam puszczona przez chłopaka.

- Wybaczcie. Nie chciałem żeby Elvis wyczuł wasz zapach - powiedział Tyler.

- Dzięki - powiedziała Wednesday za nas dwie - jak ich zgubiłeś - dodała.

- Fusy z kawy? - zapytałam zdziwiona gdy chłopak na pytanie Addams wyjął z kieszeni torebkę z fusami.

- Sztuczka z polowań na jelenie i jedna z zalet pracy w kawiarni - powiedział.

- Zakładam że pies tropiący nie jest tutaj bez powodu - powiedziałam.

- Tata nic mi nie mówi. Pewnie dziwicie się, że go śledzę - powiedział Tyler.

- Nie, ja ciagle śledzę swoich rodziców - powiedziała Wednesday po czym ruszyła dalej rozglądając się czy nie ma żadnych śladów a ja po chwili ruszyłam za nią.

- Czekacie, co się tak naprawdę stało wtedy na dożynkach? - zapytał Tyler patrząc to na mnie to na Wednesday - przysięgam że nie powiem nic ojcu - dodał.

- Myślałam że Rowan'owi coś grozi - powiedziała w końcu czarnowłosa zatrzymując się a my razem z nią - ale się myliłam. Chciał mnie udusić za pomocą telekinezy.

- A wtedy pojawił się ten potwór i rozerwał go na strzępy - powiedziałam - później ruszył w moim kierunku, ale udało mi się go odstraszyć.

- O cholera. Czemu Rowan miałby to zrobić i czemu ten potwór ciebie też chciał rozszarpać - zapytał.

- Nie mam pojęcia, dlatego jesteśmy tutaj, aby znaleść jakiś trop - powiedziała Wednesday.

- Naprawdę go widziałyście? - zapytał Tyler - i nie próbował was, znaczy ciebie zabić? - zapytał patrząc na Wednesday.

- Uratował mnie przed Rowan'em, czego do końca nie rozumiem, ale też nie rozumiem dlatego ruszył na Morgan - powiedziała patrząc na mnie - Chce znaleźć dowód, że Rowan został zamordowany i że nie postradałam zmysłów, jeszcze.

- Ej patrzcie - przerwałam ich rozmowę wskazując na okulary leżące w gąszczach. Wednesday podeszła natychmiast do nich.

- Okulary Rowan'a, widziałam że ktoś to zatuszował - podziała po czym je podniosła a już po chwili zamarła w bezruchu.

- Znowu ma wizje - powiedziałam widząc jak Tyler się spina przestraszony. On nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową w akcie zrozumienia.

- Nic ci nie jest? - Po chwili zapytał Tyler kucając obok Addams, gdy ta wróciła do żywych.

Wróciłyśmy do szkoły po czym wraz z Wednesday ruszyłyśmy do biblioteki aby znaleść książkę, o której mi opowiadała.

- Ciagle widzę tę samą fioletową książkę - powiedziała pod nosem po raz kolejny Wednesday - rączka pokazał jej książkę lecz ta zaprzeczyła - okładka była ciemniejsza, wyglądała jak stłuczona. Szukaj dalej - westchnęła, gdy ja przeglądałam książki w innej części biblioteki.

- Rzadko widuje tu uczniów szukających książek - usłyszałam głos pani Thornhill. Wychyliłam się lekko po czym wyostrzyłam swój Vampirzy słuch aby wyraźniej słyszeć co mówi - raczej przychodzą tu się całować.

- Przypadkowo nakryłam dwa wilkołaki* - powiedziała Wednesday - już tego nie od zobaczę.

- Czy mogę pomóc ci coś znaleść? - zapytała Thornhill.

- Widziała to pani wcześniej? - zapytała Addams pokazując nauczycielce odciśnięty rysunek pieczątki - szukam książki z takim znakiem wodnym.

-  To symbol dawnego stowarzyszenia uczniowskiego - powiedziała Marilyn - Wilczej Jagody.

- Jak ta zabójcza roślina. Intrygujące - rzekła Wednesday.

- Podobno rozwiązali się wiele lat temu.

- Wie pani dlaczego? - zapytała Addams.

- Przykro mi, ale nie mam pojęcia - rzekła pani Thornhill. Wednesday nic nie odpowiedziała tylko zaczęła chować swoje rzeczy do torby. Domyśliłam się że nic więcej się nie dowiemy dlatego zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z biblioteki - Twoje odpowiedzi jak i panny Andersen zrobimy na mnie ogromne wrażenie...- usłyszałam na odchodne słowa pani Thornhill po czym udałam się do pokoju Xaviera, który dzielił go niegdyś z Rowan'em. W myślach przekazałam te informacje Wednesday a już po chwili zmieniłam się w nietoperza aby jak najszybciej się tam dostać.

Tuż przed wejściem do jego pokoju upewniając się że na korytarzu nikogo nie ma zamieniłam się z powrotem w siebie po czym weszłam do pomieszczenia. Nie bałam się że Xavier jest w środku bo już nie raz byłam u niego bez zapowiedzi a w dodatku mam wymówkę, że przyszłam z nim omówić plan związany z Wednesday.

- Ta fioletowa książka gdzieś tu musi być - szepnęłam do siebie po czym przeszłam na stronę Rowana i zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. Nic ciekawego nie znalazłam po za starymi zapiskami okularnika oraz masą szkiców jak się domyśliłam musiały należeć do Xaviera.

Nigdy nie przeglądałam jego rzeczy, ale w tych okolicznościach aż się o to prosiło, dlatego wzięłam jeden z jego szkicowników i zaczęłam go przeglądać. Na pierwszej i drugiej stornie znajdował się rysunek gargulca, zapewne tego samego, o którym opowiadała mi Enid gdy Xavier uratował Wednesday gdy Rowan'a zepchnął go na nią. Na trzeciej stornie znajdowała się sama Wednesday. Nie widzieć czemu poczułam się dziwnie widząc jej twarz w jego szkicowniku, dlatego szybko przerzuciłam kartkę na kolejną stronę, ale dalej nic już nie było dlatego odłożyłam szkicownik na biurko po czym podeszłam do włącznika i wyłączyłam światło, po chwili zaświeciłam oczami dzięki, którym mogłam widzieć w ciemności i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu jakiś śladów, jednak gdy nic nie znalazłam na łóżku i komodzie postanowiłam zejść trochę niżej po czym zajrzałam pod łóżko Rowan'a i to był strzał w dziesiątkę. Na podłodze była masa śladów po palcach oraz krzywo włożona deska w podłodze. Niewiele myśląc wyjęłam ją a moim oczom ukazała się jakaś maska.

- Byłeś pełen niespodzianek Rowan - szepnęłam ponownie do siebie przyglądając się masce.

Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, zdziwiłam się ale też spanikowałam dlatego niewiele myśląc schowałam się pod Xaviera łóżkiem. 

Nagle rozbłysło światło, czyli Xavier wyszedł z łazienki a już po chwili usłyszałam otwierające się drzwi.

- Nie powinno cię tu być - odezwał się do kogoś Thorpe.

- Ciebie też miło widzieć - Bianca ~ dlatego nie jestem zdziwiona że to akurat ona? ~ westchnęłam w myślach przewracając oczami.

- Jak się przemknęłaś? Użyłaś mocy syreny? - zapytał Xavier.

- Nie z tym - powiedziała dziewczyna i jak się domyślam coś pokazała - Choć raz nie myśl o mnie tak źle - dodała.

- Czego chcesz, Bianca? - zapytał Xavier opierając się o oparcie od łóżka a ja modliłam się żeby tylko Bianca nie spojrzała w dół bo na 100% mnie zauważy a nie mogę się zamienić w nietoperze bo narobię za dużo hałasu.

- Zobaczyć jak się masz - powiedziała niewinne na co ponownie przewróciłam oczami - przykro mi z powodu Rowan'a. Byliście blisko - dodała.

- Od kiedy Rowan cię obchodzi? - zapytał Xavier.

- To ty się bałeś, że zrobi coś Wednesday a nie daj Boże tej krwiopijcy - zakpiła Bianca na co ze złości zaświeciłam oczami jednak coś mnie uspokoiło. Odwróciłam głowę w bok i zobaczyłam rączkę na moim ramieniu. Odetchnęłam z ulgą - to nie dlatego biegasz za nimi jak szczeniaczek?

- Ona ma imię, Bianca - podniósł głos Xavier a ja lekko się zdziwiłam że chłopak stanął w mojej obronie.

- Co z tego? - ponownie zakpiła mulatka.

- Boli cię fakt że Morgan nie chciała dołączyć do twojej drużyny szermierskiej, dlatego teraz tak jej nienawidzisz - stwierdził chłopak.

- A ty co? Zakochałeś się w niej? To już z Addams ci przeszło? - zapytała.

- O co ci teraz chodzi? - zapytał Xavier a ja wyczułam że coraz bardziej jest zirytowany.

- O to że co chwile widzę was razem oraz to że ja nie mogę do ciebie przychodzić, ale Morgan już tak i przesiadywać tu godzinami - warknęła Bianca.

- Morgan to przyjaciółka a ty to temat skończony - rzekł Xavier podchodząc do biurka po czym zatrzasnął szkicownik, który zapomniałam zamknąć po czym z powiatem odwrócił się do Bianci.

- Co ty w nich widzisz? - zapytała Bianca - kręcą cię gotki z pogrzebowym poczuciem mody i trupy z kłami, którymi mogą cię rozszarpać jak tylko lekko je zdenerwujesz?

- Może po prostu nie próbują mną manipulować - warknął Xavier.

- Nie chcesz mi wybaczyć jednego błędu.  A im pozwalasz traktować cię jak popychadło - warknęła Bianca.

- Morgan nie traktuje mnie jak popychadło! Przyjaźnimy się - krzyknął zdenerwowany Xavier.

- Czyli przyznajesz że Wednesday traktuje cię jak śmiecia? - parsknęła Bianca.

- Skąd ta obsesja na ich punkcie? - zbył jej pytanie Xavier.

- Bo mają się za lepsze od innych. Jutro zmiażdżę dom Ofelia a wilcza współlokatorka Wednesday rozsypie się. To będzie niezapomniany wyścig - powiedziała Bianca a ja od razu się domyśliłam że nie zamierza grać fair.

- Boje się myśleć co planujesz - westchnął Xavier.

- Już zaczęłam grę. Lubię wygrywać, co w tym złego? - zapytała retorycznie Bianca.

- I ty dalej się zastanawiasz czemu cię rzuciłem? - zapytał Xavier.

- Uwielbiałeś mój zabójczy instynkt - powiedziała po czym wzięła dłoń Xaviera i oplotła ją ze swoją. Na ten widok aż poczułam jak cofa mi się wszytko czego nie mam w żołądku.

- ohyda - szepnęłam a roczna w języku migowym mi przytaknął.

- Było nam dobrze razem, Xavier - odezwała się po chwili ciszy Bianca.

- Czyżby? - zapytał blondwłosy po czym zrzucił jej rękę ze swojej - czy może chciałaś żebym tak czuł?

- Uwierz mi Xavier. Wednesday Addams czy Morgan Andersen nie są dziewczynami twoich marzeń to raczej twoje koszmary - powiedziała Bianca po czym z hukiem wyszła z pokoju Xaviera a ja odetchnęłam z ulgą.

_________________________________
*wiem w oryginale były Vampiry, ale jak wcześniej pisałam w moim opowiadaniu Morgan jest jedynym w Nevermore dlatego Vampiry zmieniłam na wilkołaki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top