82. Nie będę bawił się w lekarza
Pov Grzegorz Dąb ojciec Julki:
Moja córeczka odzyskała czucie w nogach, najpiękniejsza wiadomość dzisiejszego dnia. Jestem wezwany na konsultacje do trudnego przypadku gdy kończę udaję się na SOR aby zająć się pacjentami. Dwadzieścia minut później do szpitala dociera karetka z Kamilem, gdy tylko go widzę wiem że jest z nim źle.
- Stan? Sam doktor widzi. Wysoka gorączka. Problemy z oddychaniem. Reszta wyjdzie w praniu.
- Na pierwsze łóżko- informuje. - Monika?
- Tak, doktorze?
- Jest w szpitalu jeszcze jego brat?
- Pyta doktor o tego...
- Tak.
- Mijałam go na korytarzu.
- Znajdź go, niech tutaj przyjdzie szybko- rozkazuje. Gdy ratownicy zabierają nosze, osłuchuje chłopaka. - Pięknie się załatwiłeś- szeptam cicho.
- Co z nim?- słyszę za sobą.
- Sam sprawdź- odpowiadam podając mu stetoskop.
- Zapalenie płuc?
- Zapalenie płuc.
- Co teraz?
- Wyleczymy go, co dwie głowy to nie jedna.
- Wiem co Pan kombinuję, nie wchodzę w to- rzeknie i kieruje się w stronę drzwi.
- Kamil to twój brat, myślałem, że zależy Ci na nim, na jego zdrowiu.
- Jest moim bratem i bardzo zależy mi na nim, ale nie będę bawił się w lekarza.
- Nie musisz się bawić, jesteś nim. Tylko nie wiem, dlaczego zapierasz się rękami i nogami, aby pomóc drugiemu człowiekowi?
- Wie Pan, bardzo dobrze wie Pan kim jestem. Oddałem się...
- W takim razie, dlaczego pomogłeś mojej córce?- pytam wcinając się mu w zdanie.
- Bo nie mogłem patrzeć jak mój brat cierpi, bo jestem na tyle głupi, że nie potrafię mu odmówić, jeśli o coś mnie prosi. Bo chciałem choć trochę spłacić dług jaki u Pana mamy.
- Nie macie żadnego długu.
- Uratował Pan życie Kamila...
- Taka jest moja praca, ratowanie życia i zdrowia. W tobie płynie ta sama krew co w Kamilu, ten sam upór.
- Genów się nie oszuka.
- Skoro nie chcesz oszukiwać genów, pomóż własnemu bratu. Nie bój się. Jestem tutaj, pomogę Ci-rzeknę.
- Tylko i wyłącznie Kamil?
- Tylko i wyłącznie- odpowiadam. Gdy Janek się zgadza oddycham z ulgą. Każdy zaczynał od jednego pacjenta, potem drugi... - Karta z karetki- podaje mu dokumenty.
- RTG i leki przeciwgorączkowe, tlen.
- Wykonać- rzucam do pielęgniarki stojącej za nami. - Kamil? Kamil słyszysz mnie?- próbuje nawiązać kontakt z chłopakiem.
- Jest zbyt słaby, nawet jeśli Pana słyszy nie odpowie.
- Od dziecka był taki chorobliwy?
- Nie. Chorował bardzo rzadko, jeśli już to następnego dnia był zdrowy. Jego problemy ze zdrowiem zaczęły od lutego, od dnia wypadku.
- Rozumiem. No nic, najważniejsze aby wyzdrowiał. Janek? Co z pozostałymi?
- Gdy wychodziłam rano to Kamil był w najgorszym stanie. Potem Friz tzn Karol i Tromba- Mateusz. Reszta nawet się...
- Rafał?
- Tak?
- Pojedziecie pod ten sam adres skąd zabieraliście tego chłopaka, chce widzieć całą ich "ekipę" w szpitalu.
- Coś się stało?
- Wykonaj.
- Oczywiście- odpowiada.
- Co Pan chce zrobić?
- Widzisz w jakim stanie jest twój brat? Jeżeli nie zaczniemy ich leczyć teraz za chwilę będziemy mieć sparaliżowany oddział- informuje. Gdy Kamil otrzymuje leki i zostaje podłączony do tlenu, zasypia. Wracam do pozostałych pacjentów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top