114. Odchodzę

Pov Krzychu:

Odkąd Julki nie ma w Krakowie spędzam bardzo dużo czasu z ekipą, można powiedzieć że w cztery miesiące nadrobiliśmy pół roku mojej nieobecności. Ciągły pośpiech, ciągłe nagrywki zaczynają mnie męczyć, dlatego postanawiam wyjść na miasto. Sam. Udaje się do parku aby trochę się wyciszyć i odpocząć. Siadam na jednej z ławek obok mężczyzny.
- Kiedy ostatni raz spałeś?
- Trzy dni temu.
- Widać gołym okiem że nie jesteś dzisiejszy. Ile czasu masz zamiar jeszcze lekceważyć swoje zdrowie?
- Nie lekceważę swojego zdrowia, tato. Pierwsze pół roku nauczyło mnie bardzo dużo, dbam o siebie.
- To za mało, musisz zmienić swoje życie.
- Moje życie już się zmieniło, nic nie jest tak jak dawniej.
- Jest, jest Ekipa.
- Tato, proszę Cię. Ekipa to rodzina, to coś więcej niż tylko Youtube.
- Skoro Ekipa to dla Ciebie rodzina to kim my z mamą dla Ciebie jesteśmy? Kim dla Ciebie jest Inga, Iga, Janek i Sebastian?
- Tato...
- Nas możesz odtrącić, o nas możesz pamiętać tylko wtedy gdy będziesz potrzebował pomocy ale co winne Ci jest dziecko które nosi pod sercem twoja narzeczona? Wychowa się bez ojca bo dla niego ważniejsza jest grupka przyjaciół? Teraz są dla Ciebie ważni ale za kilka lat wasze drogi się rozejdą. Przypomnisz sobie o rodzinie którą dla nich zostawiłaś- rzeknie po czym wstaje i odchodzi.
- Tato, nie zostawiaj mnie- krzyczę lecz mężczyzna oddała się coraz dalej i dalej, chwilę później znika mi z pola widzenia. Z moich oczu zaczyna płynąć strumień łez. Wstaje z miejsca i opuszczam również park, udaje się do samochodu po czym jadę do domu ekipy. Po dotarciu na miejsce udaje się do swojego pokoju. Wyciągam z szafy kartony które składam a następnie pakuje do nich swoje rzeczy.
- Krzychu, jedziesz z nami...- wpada do mojego pokoju Tromba po czym wychodzi bez słowa. Chwilę później drzwi ponownie się otwierają, tym razem stoi w nich Friz.
- Co Ty robisz?- pyta.
- Nie widzisz? Pakuje się.
- Widzę, co się stało?- dalej pyta Wiśniewski.
- Nic, odchodzę- informuję chłopaka.
- Jak to odchodzisz? - pyta dość nerwowo podnosząc na mnie głos. - Myślałem że mamy ten temat za sobą.
- Mieliśmy ten temat za sobą, czas przeszły. Podjąłem już decyzję zdania nie zmienię.
- Nie, Krzychu. Ja się nie zgadzam, nie możesz odejść.
- Mogę i właśnie to robię. Przyszedł w moim życiu taki czas że zacząłem myśleć o innych a nie o sobie. Dla mnie najważniejsza była, jest i będzie rodzina.
- Jesteś dorosły a nie małym chłopcem, nie musisz pytać mamy o zgodę.
- Jestem dorosły dlatego biorę pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Moja rodzina mnie potrzebuje, moja narzeczona mnie potrzebuje i nasze dziecko też mnie potrzebuje.
- Co? Powiedziałeś dziecko? Julka jest w ciąży?
- Nie widziałem się z Julką od sześciu tygodni, kontakt telefoniczny mi nie wystarcza. Teraz gdy na dniach zakończy rehabilitację, będziemy razem. Rozumiesz? Będziemy w trójkę.
- Odchodzisz dla rodziny to wszystko zmienia. Gratulacje Krzychu, będę wujkiem!!! Ale wiedz że nawet jak opuściła ten dom będziesz należał do ekipy, będziemy na Ciebie czekać. Mam nadzieję pomiędzy pieluchami znajdziesz jeszcze czas dla starych przyjaciół- rzeknie ze łzami w oczach i wychodzi. Pakuje dalej swoje rzeczy.

Pov Friz:

Jestem w stanie zrozumieć Krzycha i jego decyzję, chłopak będzie ojcem. Schodzę do salonu do reszty ekipy.
- I co?- pyta od razu Tromba.
- Nic, Krzychu odchodzi od nas.
- Nie zatrzymałeś go?
- Nie mogę go zatrzymać. Nie mogę pozbawić Julki narzeczonego, a dziecka ojca. Będziemy wujkami i ciociami, nasza ekipowa rodzina się powiększy dlatego uszanujmy Krzycha decyzję.
- Może chociaż go pożegnamy, zrobimy mu jakąś imprezę czy coś? Albo kupmy mu jakiś prezent- mówi Łuki.
- Świetna myśl Łuki. Wera, Kasia jedzcie po prezent a my z resztą przygotujemy tutaj.
- Jasne- zabieramy się do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top