It's a pleasure to meet you ✨ one-shot


Eliza powoli weszła do sali balowej. Mięła dłonią skrawek sukni i starała się nie zwracać uwagi na szepty i wskazywania palcem przez, w znacznej części, obcych ludzi. Jak to mawiano: siostry Schuyler stanowiły obiekty westchnień większości zgromadzonych w pomieszczeniu mężczyzn. Eliza nie lubiła być w centrum uwagi. Zawsze starała się stać w cieniu swojej starszej siostry. Wolała słuchać niż mówić.

Podeszła do Peggy i po chwili zapytała:

— Wytłumacz mi jeszcze raz: po co tu jestem?

Młodsza z sióstr Schuyler westchnęła.

— Betsey, nie przesadzaj. Zobacz. — Wskazała na coś w przeciwległym końcu sali. — Czy to nie William Rogers?

Eliza przewróciła ze znudzeniem oczami.

— Peggy, to ty chcesz mnie z nim zeswatać, nie ja.

— Nie znasz się, siostrzyczko. Chcesz zmarnować taką okazję? Możesz tutaj uwieść każdego mężczyznę. Zabaw się!

— Nie wiem, co siedzi w twojej głowie, Margarita, ale chyba wolałabym, żeby tam pozostało.

Dziewczyna tylko wzruszyła na to ramionami i odeszła na parkiet, poproszona do tańca przez jakiegoś młodzieńca.

Eliza oparła się plecami o ścianę i przyglądała tańczącym parom. Gdy zasłoniła usta dłonią, by skrycie ziewnąć, przy wejściu wywiązało się jakieś zamieszanie. Zaciekawiona, podeszła bliżej.

Choć nie mogła tego dojrzeć przez zgromadzonych ludzi, kilku mężczyzn weszło do sali dosyć... głośno. Nawet z odległości kilku metrów mogła wyraźnie dosłyszeć:

— Je m'appelle Lafayette, mon ami.

— Stary, francuski jest zbyt mocny, nie liczy się!

— Hercules, mon ami. Czy mam się wyrzec mojego ojczystego języka? — odpowiedział pytaniem ktoś z przyjemnym dla ucha francuskim akcentem.

— Dlaczego ja pokazuję się tu waszym towarzystwie?

— Burr, przyjacielu, bo razem robimy jeszcze lepsze wrażenie.

— Polemizowałbym.

— Zostaw go, Laurens. — Eliza w końcu zdołała dostrzec awanturników. Czterech. Jednak wyraźnie słyszała pięć głosów. W tej samej chwili ostatni się powtórzył. — Robiłby nam konkurencję. — Do sali wkroczył piąty mężczyzna.

Dziewczyna na chwilę przystanęła, po czym oparła się o ścianę. Przyłożyła dłoń do piersi, próbując w ten sposób powstrzymać kołatające z jakiegoś powodu serce. Jeszcze raz spojrzała na wejście do sali, ale pięciu mężczyzn już nie było.

Eliza skrzywiła się. Nie była pewna, co właśnie się stało, ale wiedziała jedno: jedyna interesująca osoba na tym balu właśnie zniknęła, a ona za wszelką cenę musiała ją poznać.

***

Nie było go. Nigdzie.

Eliza westchnęła, opierając się o ścianę. Znowu.

Jeszcze raz szybko wywinęła się jakiemuś potencjalnemu kandydatowi do tańca, podchodząc bliżej wejścia. Rozglądała się uważnie na boki, czując, jak coraz bardziej traci nadzieję. Może to wszystko tylko jej się wydawało?

Wtedy go zobaczyła.

Mignął jej przed oczami tylko przez chwilę, ale była pewna, że to on.

Już miała ruszyć w jego stronę, ale nagle się zatrzymała. Co zamierzała mu powiedzieć? „Hej, jestem Eliza, widzisz mnie pierwszy raz, ale szukam cię od godziny, ożeń się za mną"?

Przełknęła głośno ślinę. Pierwszy raz podziękowała Bogu, że orkiestra grała jeszcze głośniej.

Zerknęła w prawo, natrafiając wzrokiem na siostrę. Dość niezgrabnie do niej podbiegła i chwytając ją za łokieć, szepnęła:

— Hej, ten jest mój.

Angelica najpierw spojrzała na nią jak na wariatkę, ale po chwili chaotycznych wyjaśnień skinęła głową.

Eliza odetchnęła z ulgą, ale po chwili jej spokój nagle uleciał. Jej siostra ruszyła prosto w stronę nieznajomego.

Betsey tylko wpadła w jeszcze większą panikę, zastanawiając się, co najstarsza Schuyler mogła chcieć zrobić. Kiedy złapała mężczyznę za rękę, coś powiedziało jej w głowie: „Jesteś skończona".

Już chciała gdzieś się schować, a najlepiej wybiec z sali, gdy jej spojrzenie spotkało się z innym.

Nagle wszystkie myśli gdzieś uciekły i nie mogła się poruszyć.

Chciała przygotować się jakoś do tej pierwszej rozmowy, ale nie była wstanie.

Nie usłyszała, co powiedziała Angelica, gdy do niej doszli. Dygając, wydukała więc tylko:

— Elizabeth Schuyler. To przyjemność pana poznać.

— Schuyler? — zapytał mężczyzna, zerkając na straszą z dziewczyn.

— Moja siostra.

Eliza poczuła, że właśnie nadeszła ta chwila, gdy musi przejąć inicjatywę. Taka szansa mogła się już nie powtórzyć. Już wcześniej zwróciła uwagę na rewolucyjny mundur, więc spróbowała jakoś do niego nawiązać:

— Dziękuję za całą pańską służbę.

Nieznajomy uśmiechnął się i, kłaniając, powiedział:

— Jeżeli musiałem walczyć na wojnie, żebyśmy się spotkali, to było warto. — Delikatnie musnął jej dłoń ustami.

Eliza jeszcze raz znieruchomiała, a jej twarz pokryła się rumieńcem. Usłyszała jeszcze tylko szybko wypowiedziane przez Angelicę zdanie:

— Zostawiam was samych!

Uniosła wzrok na twarz mężczyzny.

— Nazywam się Alexander Hamilton — powiedział. — Zatańczy pani ze mną?

Na moment zrobiło jej się ciemno przed oczami. Wydało jej się, że widzi porozrzucane papiery, a gdzieś mignął jej jakiś fragment napisu „Reyn...". Po chwili wszystko zniknęło w płomieniu.

Eliza wstrząsnęła głową, by oddalić od siebie te dziwne obrazy.

Uśmiechnęła się w odpowiedzi do Alexandra i dała poprowadzić na parkiet.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top