I knew you were mine 🔥 one-shot

a/n: Słówko wyjaśnienia. Ta miniaturka powstawała dziesiątego i jedenastego kwietnia. Od tamtego czasu czekała na opublikowanie. Jak już widzicie, jest to historia opowiedziana w utworze Burn". Następny tekst, Firstly, I don't know who you are", powstał szóstego maja. Po pierwszym przesłuchaniu First burnwiedziałam, że do tego tekstu także będę musiała coś stworzyć. Później pomysł odłożyłam na dłuższy czas (wiecie, jakieś tam zakończenia szkoły, maturki i te sprawy; w chwili pisania tej notatki mam za sobą jedynie podstawowy i rozszerzony polski, więc wiedzcie, że musiało mnie rzeczywiście mocno przycisnąć do napisania tego), a dziś [szóstego maja] do niego spontanicznie powróciłam. Teksty są oczywiście podobne (w końcu mówią o tym samym wydarzeniu), więc główną różnicą jest tu rodzaj narracji, z której (zwłaszcza w Firstly, I don't know who you are") jestem nawet dumna (but pride is not the word I'm looking for). Nie przedłużając, indżoj!

***

Przeskakuje ze stopnia na stopień, by szybciej znaleźć się w budynku, ale gdy już dopada klamki, zastyga w bezruchu. Bierze kilka urywanych oddechów i ostrożnie otwiera drzwi.

W korytarzu jest całkowicie ciemno, ale mimo to udaje mu się odnaleźć schody prowadzące na piętro.

Gdy przechodzi obok jednego z pokojów, słyszy ciche „Tata?", wypowiedziane przez – jak mu się zdaje – małego Johna. Chce wejść do środka, ale powstrzymują go słowa Angelici: „To już nie jest tata, Johny". Czuje, jakby niewidzialna dłoń ściskała mu gardło.

W końcu dociera do jedynego źródła światła – nikłej smugi wydobywającej się spod drzwi.

Uchyla je ze stanowczym „Eliza" na ustach, ale słowa więzną mu w gardle.

Oto na podłodze, przed rozpalonym kominkiem, klęczy skulona, trzęsąca się spazmatycznie Elizabeth. Niemal w tej samej chwili kobieta zastyga bez ruchu i odwraca się w stronę wchodzącego. Mimo widocznych oznak przerwanego płaczu, mokre od łez policzki napinają się pod wpływem wdzierającego się na usta uśmiechu.

— Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością, Alexandrze. Jeśli chciałeś o to spytać, to nie krępuj się, łóżko jest wolne.

— Eliza, to nie...

— Wiedziałeś, że zachowałam każdy list, który do mnie napisałeś? Trochę się ich uzbierało. — Obraca w dłoniach związaną paczuszkę, której nie zauważył wcześniej. Kilka innych leży na podłodze. — Od chwili, gdy je przeczytałam, wiedziałam, że jesteś mój. Przecież mówiłeś, że jesteś mój. — Przerywa, po czym dodaje, zdecydowanie ciszej: — Myślałam, że jesteś mój.

— Nic...

— Wiesz, co Angelica powiedziała, gdy przyszedł pierwszy? — pyta, nie zwracając uwagi na zaczęte przez mężczyznę zdanie. — Powiedziała: „Bądź z nim ostrożna, kochanie. On zrobi wszystko, żeby przetrwać". I wiesz co? Nie uwierzyłam jej. — Przez chwilę śmieje się żałośnie. — Może to dosyć upokarzające wyznanie, ale twoje słowa – i ty – pogrążyły moje zmysły. Co jak co, ale zawsze potrafiłeś pozyskać sobie innych w kilka chwil. Ciekawe, co mówiłeś jej.

Nieprzyjemne bolesne pulsowanie nasila się w głowie Hamiltona.

— Pewnie ją też twoje słowa pozostawiły bezbronną. — Uśmiecha się. — Dla niej też wybudowałeś pałace z paragrafów, wybudowałeś katedry...

— Ja...

— Przeczytałam dziś wszystko jeszcze raz. Miałeś kiedyś ładniejsze pismo. I większe umiejętności omamiania. Nawet puste słowa brzmiały tak... przekonująco. Szukałam odpowiedzi. Analizowałam słowo po słowie, każdą linijkę, by odkryć jakiś znak, czego ci brakowało. Co jeszcze powinnam ci dać? Nie miałam do zaoferowania nic poza miłością. Przynajmniej kiedyś. Kiedy byłeś mój, mój świat wydawał się płonąć. Płonąć... — Odwraca głowę do kominka i zapatruje się w ogień. — Byłam tak głupia.

— Nie — mówi Alexander i zbliża się do niej kilkoma krokami.

— Opublikowałeś listy, które ona do ciebie napisała. Powiedziałeś całemu światu, jak zabrałeś tę dziewczynę do naszego łóżka. Czy gdybyś nie był oskarżony o korupcję przez Callendera, powiedziałbyś mi o tym?

— Pozwól mi...

— Powiedziałbyś?! — krzyczy, a łzy napływają jej do oczu. — Mów szczerze, chociaż raz. Już nie masz nic do stracenia. A przynajmniej nie masz nic do stracenia w tym domu.

Hamilton przez chwilę myśli, że powinien zamknąć drzwi, aby nic więcej z tej rozmowy nie dostało się do uszu dzieci, ale gdy widzi napięcie napięcie na twarzy Elizabeth, rezygnuje z zamiaru. „Philip na pewno dopilnuje, by reszta się nie bała", stwierdza w myślach.

— Betsey...

— Nie mów do mnie tak.

— Ja... nie wiem.

— Nie wiesz? A ja wiem, że próbując oczyścić swoje imię, zniszczyłeś sobie życie. Moje też. Wiesz, co Angelica powiedziała, gdy przeczytała, co zrobiłeś? „Wyszłaś za Ikara. Podleciał zbyt blisko słońca". A co było tym słońcem, Alexandrze? Co? Kiedyś zapewniałeś mnie, że twoja miłość będzie wieczna i nic nie będzie w stanie jej zachwiać. To ja byłam kiedyś twoim słońcem. Czy ja spaliłabym twoje skrzydła? Nigdy nie powiedziałam ci, że masz przestać poświęcać się całkowicie polityce. Chciałam cię jedynie chronić. Gdybyś pojechał wtedy z nami, nic by się nie wydarzyło. Rozumiesz to? Nic!

— Prze...

— Ty i twoje słowa, z obsesją na punkcie dziedzictwa... I co ci po tym? Było warto? Jesteś skończony. Absolutnie i całkowicie skończony! Twoje słowa i tak graniczą z bezsensem i nikt ich nie rozumie. W każdym paragrafie piszesz jak paranoik, a wszystko przez to, że boisz się tego, w jaki sposób będą cię postrzegali inni. Nadal wstydzisz się swojego pochodzenia? Kiedyś obawiałeś się, że przez nie nasze małżeństwo nie byłoby możliwe, a teraz martwisz się, że odkrycie prawdy o bękarcie z Karaibów mogłoby zaszkodzić twojej karierze. Ty... Mówiłeś mi, że nie jest ważne to, jak widzą cię ludzie, jeśli masz moją miłość. Muszę cię zmartwić. Nie masz już mnie, a na własne życzenie zaprzepaściłeś swój wizerunek. Właśnie ty, ty sam! — Paczka z listami wypada jej z ręki i upada na skraju ognia. Jeden z papierów zostaje lekko osmalony.

— Eliza, proszę...

— Nie chcę dłużej prosić o pozwolenie na udział w twojej historii. Chcę sama tworzyć swoją. To nie jest tylko twoje życie. Teraz ja mam głos. Chcę zniknąć. Dajmy przyszłym historykom zastanawiać się, w jaki sposób Eliza zareagowała, gdy złamałeś jej serce! — krzyczy, po czym wrzuca pakunek do ognia.

Hamilton nie może tego widzieć, ale w oczach kobiety pojawia się ten szczególny blask.

— Rozerwałeś je na kawałki! — Chwyta w dłoń następną paczkę i ją także ciska do kominka. — Chodź, oglądaj ze mną, jak płonie!

Alexander gwałtownie chwyta Elizabeth od tyłu, chcąc ją jakoś zatrzymać. Ona jednak natychmiast mu się wyrywa i z jeszcze większym gniewem pozbywa się listów.

— Świat nie ma prawa do mojego serca! Świat nie ma miejsca w naszym łóżku! Nigdy nie dowiedzą się, co powiedziałam! Nigdy! Spalę te wszystkie wspomnienia, te wszystkie listy, które mogłyby ci pomóc!

— Błagam, posłuchaj mnie!

— Sam pozbawiłeś się wszystkich praw do mojego serca, sam zrzekłeś się miejsca w naszym łóżku! I tak już od dawna spałeś w swoim biurze! Możesz być szczęśliwy z decyzją, którą podjąłeś. Już nikt nie będzie ci przeszkadzał w karierze, już nikt nie będzie ci mówił, żebyś odpoczął. Już wybrałeś swoje priorytety. — Milknie na krótką chwilę, po czym chwyta jedną z rozrzuconych kartek. Początkowe „My dearest girl" i „[Amboy. New Jersey] Thursday Forenoon [March 17, 1780]" zdają się już lekko wyblakłe, ale ostatnie linijki są na tyle wyraźnie, że nawet oddalony o kilka kroków Alexander je dostrzega – „I must bid you adieu. Adieu my charmer; take care of your self and love your Hamilton as well as he does you. God bless you; AH". Podążając za jego wzrokiem, Eliza spogląda na te same słowa. Jej powieka lekko drży. — Weź to — mówi stanowczo.

Gdy mężczyzna się nie porusza, powtarza głośniej:

— Weź to! Śpij ze wspomnieniami tego, że kiedyś byłeś mój!

Właśnie w tym momencie łzy napływają do oczu Hamiltona. Wyciąga rękę w jej stronę, wolno, jakby musiał ją oswoić, i szepcze:

— Wybacz mi. — Klęka, chwytając jej dłonie. — Wybacz mi, proszę! — mówi głośniej i zaczyna szlochać.

Elizabeth przykuca, by zrównać się z nim wzrokiem i uśmiecha się delikatnie. Podaje mu list, po czym policzkuje. Nim Alexander może zareagować, wychodzi z pokoju, mówiąc jedynie:

— Mam nadzieję, że spłoniesz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top