I Won't Let You Go
Nie sprawdzone, bo mam wrażenie, że się popłaczę, jeśli przeczytam to jeszcze raz. Także śmiało, poprawiajcie, jeśli coś jest źle.
***
Czasami mam wrażenie, że mój umysł ze mną po prostu nie współpracuje.
Wydaję mi się, że kieruje mną jakaś mała, paskudna istotka, wkładająca mi do głowy dziwne myśli, które w normalnych warunkach nigdy by się tam nie pojawiły. Tak jak tamta, ostatnia, gdy zadzwoniłam do ciebie i poprosiłam o spotkanie w naszej ulubionej kawiarni.
Doskonale pamiętam wszystko, co się stało tego dnia. Przez długie miesiące uważałam tamten dzień za najlepszy i zarazem najgorszy w moim życiu. Spytasz: "jak to w ogóle możliwe"? Myślę, że dobrze wiesz.
To była sobota. Zjawiłeś się o 12:13, przepraszając mnie za spóźnienie z tym swoim szczerym uśmiechem na twarzy. Tak bardzo chciało mi się wtedy płakać, bo wiedziałam, że niedługo on zniknie i będzie to moja wina.
Z początku było całkiem przyjemnie - zamówiłeś sobie kawę i zacząłeś opowiadać o ostatnim meczu swojej drużyny. Stwierdziłeś, że żałujesz, że nie mogłam tam być. A ja tylko odwróciłam wzrok i bąknęłam "ja też", bo wiedziałam, że nie przyszłam specjalnie. I ty też wiedziałeś.
Od tamtego momentu wszystko stało się bardziej niezręczne. Ja siedziałam w ciszy, ty próbowałeś ratować rozmowę. W końcu również dałeś sobie spokój, a kelnerka zastała nas siedzących cicho - mnie, odwróconą i ciebie z założonymi rękami, wbijającego zdenerwowane spojrzenie w moje plecy. To spojrzenie zdawało się wwiercać się i palić moją skórę.
Wytrzymałeś w ten sposób jakieś pięć minut, zanim zirytowanym tonem zapytałeś, co jest nie tak. Spojrzałam wtedy na ciebie, już ze łzami w oczach, wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam z siebie te kilka cichych słów:
Chyba to powinno się skończyć.
Widziałam już wiele emocji na twojej twarzy, ale tak głębokiego szoku jeszcze nigdy nie zaobserwowałam. Zamrugałeś oczami i spytałeś, o co mi chodzi.
Wyrzuciłam z siebie wszystko to, co ta mała istotka naopowiadała mi przez te ostatnie miesiące.
Czuję, że to zaczyna być toksyczne. Czuję, że mnie nie kochasz tak, jak twierdzisz. Czuję, że to się nie uda. Czuję, że nie nadaję się do związku. Czuję, że zasługujesz na kogoś lepszego. Czuję, że i tak niedługo mnie zostawisz, więc ja odejdę pierwsza.
Widziałam na twojej twarzy zmartwienie, ale myślałam, że chodzi o to, że cię przejrzałam, a ty nie chcesz jeszcze tego kończyć, bo nie masz nikogo innego. Jak można się tak bardzo mylić?
Nic nie powiedziałeś. Czułam, że zaraz wybuchnę, dlatego szybko zerwałam się z krzesła i wybiegłam z kawiarni. Nie poszedłeś za mną.
Wróciłam do domu, cała we łzach. Rodzice pytali, co się stało, ale nie zamierzałam im mówić. Zamknęłam się w swoim pokoju i płakałam przez następne kilka godzin - cicho, tak żeby nikt nie słyszał. Nie dzwoniłeś, nie pisałeś. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie zasnęłam.
Obudził mnie wtedy jakiś dźwięk. Była druga w nocy. Dźwięk powtórzył się, a ja już wiedziałam, że to kamyczek odbijający się o moją szybę. Wstałam wolno i podeszłam do okna.
Stałeś tam, na dole z dużą kartką w dłoniach.
Nie dam ci odejść.
Hej, nie śmiej się ze mnie, widzę że to robisz! Widzę to w twoich oczach. Wiem, wiem, nie lubisz emocjonalnych opowieści, nigdy nie byłeś ich fanem. Ale to naprawdę był moment, w którym zrozumiałam, że muszę zapanować nad moimi myślami, oddzielić te moje od tych pochodzących od niej. Bo nawet jeśli nie będziemy razem do końca życia, nawet jeśli w którymś momencie jedno z nas, albo nawet oboje stwierdzimy, że to koniec, to każda minuta z tobą jest tego warta.
(Naprawdę, nie śmiej się ze mnie!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top