Dodatek - Poznajcie mojego chłopaka

Opis: Harry i Louis poznają chłopaka Williama.

Zaproponowane przez

Od autorki: Mam nadzieję, że podołałam:)

****************************

Pierwsze dni maja były bardzo ciepłe i słoneczne, a Louis wiedząc, że nie potrwa to zbyt długo, starał się jak najwięcej czasu spędzać w ogrodzie, gdzie często towarzyszyły mu dzieci i Harry - gdy tylko nie był zajęty swoimi obowiązkami, jako król. Niestety teraz miał mniej czasu dla swojej rodziny, mimo to starał się z nimi spędzać jak najwięcej wolnych chwil. Cóż, czasami i on potrzebował kilku godzin dla siebie.

Pięć lat wcześniej u Desa wykryto nowotwór. Od razu rozpoczęto leczenie, a lekarze dawali duże szanse na wyzdrowienie i rzeczywiście widać było poprawę. Mimo to leczenie sprawiało, że król tracił siły, przez większość dnia był zmęczony i senny. Nie dawał rady ze swoimi obowiązkami. Właśnie dlatego, nie będąc pewnym przyszłości, po kilku miesiącach uznał, że już nie daje rady sprawować władzy. Za to Harry, przygotowywany do roli władcy, był już gotowy. Dlatego właśnie abdykował na rzecz swojego syna. I tak 3 lata temu Harry został królem, a jego rodzice przenieśli się do mniejszej posiadłości, na obrzeżach Londynu, gdzie Des miał spokój i wykwalifikowaną opiekę.

Głośne śmiechy i piski rozbrzmiewały po ogrodzie. Louis z szerokim uśmiechem obserwował jak bliźniaki próbowały rozegrać mecz jeden na jednego. Pomimo tego, że Caroline była księżniczką, w niczym nie ustępowała swoim braciom. Uwielbiała sport, zwłaszcza piłkę nożną, nosić spodnie, wspinać po drzewach i brudzić. Na szczęście, kiedy trzeba było, potrafiła założyć sukienkę i zachować się jak prawdziwa dama.

Nieopodal grającego rodzeństwa, leżał Yves – bloodhound, który z zainteresowaniem obserwował poczynania bliźniaków, z kolei Gucci (tak to jest, kiedy wybranie nazwy dla psa, zostawia się Harry'emu) – młody seter irlandzki, drzemał przy nogach Louisa. Uwagę szatyna odwrócił cienki, wysoki pisk. Uśmiechnął się szeroko, spoglądając na jego najmłodszy skarb – rocznego Olivera. Chłopiec siedział na kocu, rozłożonym na trawie obok ławki gdzie siedział Louis. W jego ustach znajdowało się ucho, od pluszowego misia, a niebieskie, rozbawione oczy, wpatrywały się w jego tatusia.

- Ktoś tu chyba chce coś przekąsić – sięgnął po biszkopcik z talerza i usiadł obok synka. Wyjął pluszaka z małych rączek i w jednaj z dłoni umieścił ciastko – Myślę, że to będzie lepsze - mały Ollie uśmiechnął się szeroko, piszcząc cicho i śliniąc biszkopta. Louis zmierzwił lekko włosy chłopca i wycisnął na jego policzku soczystego całusa. Louis kochał wszystkie swoje dzieci, ale nie mógł ukryć, że to Ollie był jego oczkiem w głowie. Prawdopodobnie było to spowodowane faktem, że ciąża była zagrożona i o mało nie stracili z Harrym swojego najmłodszego potomka.

- Line, Ed! – głośny krzyk Louisa rozniósł się po grodzie, kiedy piłka, którą grali bliźniaki o mało nie uderzyła w Olliego – Bądźcie ostrożniejsi! – skarcił dzieci.

- Przepraszamy tatusiu – ze skruszonymi minami zbliżyli się do rodziciela.

- Po prostu uważajcie – jego głos stał się łagodniejszy – Po za tym, zróbcie sobie chwilę przerwy. Od ponad godziny tak szalejecie. Eva przyniosła lemoniadę i ciasto.

- Peggy je zrobiła? – oczy bliźniaków zaczęły mocniej błyszczeć. Nie od dziś było wiadomo, że uwielbiali wyroby Peggy, która rządziła całą królewską kuchnią.

- Specjalnie dla was – potwierdził.

W tym momencie piłka została zapomniana. Caroline i Ed podbiegli do stolika, gdzie od razu usiedli na ogrodowych krzesłach. Po chwili ich szklanki były pełne lemoniady, a na talerzykach znajdowały się po dwa kawałki ciasta.

- Powiedziałem „nie"! – spokój w ogrodzie przerwał donośny, głęboki głos króla, który przemierzał tarasowe schody, aby dołączyć do reszty rodziny. Zaraz za nim podążał najstarszy syn pary królewskiej – William.

- Ale tato! Dlaczego? – jęknął, nie potrafiąc zrozumieć decyzji ojca.

- Bo nie! – warknął zirytowany.

- Bo nie, to argument dla ludzi, którzy nie mają argumentu!

- William, skończ – odwrócił się w kierunku syna, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. Nastolatek od razu zamknął usta i z naburmuszoną miną podążył za ojcem. Dosiadł się do młodszego rodzeństwa, nalewając sobie lemoniady do szklanki. Harry z kolei usiadł na kocu obok małżonka, składając szybki pocałunek na jego ustach, po czym sięgnął po Olliego, obcałowując jego twarz, czym wywołał głośnych śmiech u syna.

- O co tym razem chodzi? – spojrzał znacząco na męża.

- Robert zaprosił mnie na imprezę, a tata nie pozwala mi iść – oburzony nastolatek wyjaśnił nim głos mógł zabrać głowa rodziny.

- Masz 16 lat, a on 20 – argumentował kędzierzawy.

- I co z tego?

- Jest dla ciebie za stary!

- To tylko 4 lata! – krzyknął oburzony nastolatek, czym wystraszył najmłodszego brata. Duże przestraszone oczy wpatrywały się w Willa.

- William! – upomniał go Louis, widząc reakcję najmłodszej pociechy.

- Przepraszam – powiedział już spokojniej – Po prostu chce iść z Robertem na tą imprezę. Jest moim chłopakiem i ufam mu. Wiem, że nic mi nie będzie – próbował przekonać rodziców, zwłaszcza Harry'ego.

- Harry, pozwól mu – Louis postanowił wesprzeć syna – Will nie jest już małym dzieckiem.

- Jest nastolatkiem, a to gorzej – przerwał mu, złowrogo spoglądając na małżonka, niezadowolony, że ten nie stoi po jego stronie.

- I? Jest mądry i wie co robi. Nie ufasz mu? Ja mam zaufanie do Willa.

- Ufam, ale nie ufam jego chłopakowi.

- Nawet go nie znasz – prychnął nastolatek.

- No właśnie, nie znam go, więc nie mam żadnych podstaw, aby mu ufać – powiedział przez zaciśnięte zęby, aby powstrzymać się od krzyku.

- Dość! – cała ta głupia sprzeczka zaczynała go irytować. Miał zamiar zaproponować im kompromis – Zrobimy tak – zaczął stanowczo – Will pojedzie z Robertem na imprezę!

- Ale... - kędzierzawy próbował zaprotestować.

- Jednak, powie nam gdzie będzie, a o północy go odbierzesz! – dodał, co nie spodobało się jego synowi.

- Dlaczego? – zaprotestował. Miał nadzieję, że zostanie do końca, a później przenocuje u swojego chłopaka.

- Ciesz się, że w ogóle idziesz.

- Ale dlaczego ja mam po niego jechać? – zaprotestował kędzierzawy.

- Nie będziemy zrywać w środku nocy Ralpha, ani nikogo innego, aby odebrali Willa. Jeśli coś ci się nie podoba, to możesz zostać, ale Will przenocuje u Roberta – zaproponował, wiedząc, że jego mąż nie zgodzi się na to.

- Pojadę – na twarzy Louisa pojawił się zadowolony uśmieszek.

- Świetnie! – szatyn klasnął w dłonie, zadowolony – W takim razie Will o północy wraca do domu. Jednak, abyśmy mogli poznać Roberta, zaprosisz go do nas na obiad – tym razem zwrócił się do nastolatka.

- Naprawdę? – w oczach chłopaka widział podekscytowanie, ale i lekką niepewność.

- Nie ma mowy! – zaprotestował głowa rodziny.

- O czym nie ma mowy? – doszedł do nich kobiecy głos. Do ich grona dołączyła Anne.

- Babcia! – bliźniaki poderwały się ze swoich miejsc od razu rzucając na kobietę.

- Cześć babciu – po tym jak Ed i Line odsunęli się od Anne, ich miejsca zajął Will - Tata się nie zgadza, abym zaprosił na obiad swojego chłopaka.

- Dlaczego? Uważam, że to bardzo dobry pomysł – spojrzała z rozbawieniem na syna, który właśnie podnosił się z ziemi, po czym pomógł Louisowi, w którego objęciach był Ollie.

- Cześć mamo – pocałował kobietę w policzek, nie komentując tego co powiedziała.

- Witaj Anne – szatyn ostrożnie przytulił ją, nie chcąc zgnieść najmłodszego synka – Nie martw się, Harry nie ma tu nic do gadania. Już postanowione, że go poznamy.

- I bardzo dobrze – zaśmiała się brunetka – Cześć słoneczko – wzięła Olliego na ręce i pocałował w policzek – Babcia się stęskniła.

Chłopczyk pisnął szczęśliwie, klepią babcię po policzku, obślinioną i oblepioną biszkoptem, rączką.

- Ej, to ja tu rządzę – oburzył się kędzierzawy, odsuwając krzesło dla swojej matki, aby mogła usiąść.

- Wierz w to dalej kochanie – Louis pocałował małżonka w policzek i zajął miejsce obok Anne.

- Czasami zastanawiam się jak będziesz wariować, kiedy to Line znajdzie sobie chłopaka, skoro w przypadku Willa tak się zachowujesz? – zaśmiała się kobieta.

- Jakiego chłopaka? Co chłopaka? Caroline ma dopiero 10 lat, jeszcze przez najbliższe lata nie ma mowy o żadnym chłopaku! A jeśli już się znajdzie, to najpierw będzie musiał uzyskać moją akceptację, nim pozwolę mu spotykać się z moją córką.

Nie od dziś było wiadomo, że Caroline, jako jedyna córka pośród trójki braci, była jego księżniczką.

- Tato! – pisnęła zarumieniona dziewczyna, kiedy jej bracia zaczęli się śmiać, a Louis i Anne chichotać.

- Postanowione! – jego głos był stanowczy i dał do zrozumienia, że nie zniesie sprzeciwu.

*****

- Harold! – zirytowany głos szatyna rozbrzmiał po sypialni pary królewskiej – Pośpisz się!

Louis skończył zakładać buciki na małe stopy Olivera, nim wsadził synka do jego kojca i skierował się do łazienki, gdzie ciągle siedział jego mąż. Nie przejmując się pukaniem wszedł do środka. Kędzierzawy stał przed lustrem i dłońmi zaczesywał loki. Wokół bioder był owinięty jedynie ręcznikiem, a na wysportowanym ciele można było dostrzec ciągle krople wody.

- Żartujesz sobie? – jęknął niezadowolony – Jeszcze nie jesteś gotowy?

- Nigdzie mi się nie śpieszy – odpowiedział obojętnie.

- Nie denerwuj mnie – warknął, zakładając ramiona na piersi – Za chwilę przyjedzie Robert. Nie możesz się spóźnić.

- Skarbie – podszedł do szatyna, kładąc dłonie na jego biodrach i przyciągając męża go siebie – Król nigdy się nie spóźnia, to inni są zbyt wcześnie – uśmiechnął się, nachylając nad Louisem, chcąc go pocałować.

- Nie – odepchnął go stanowczo i odsunął się od kędzierzawego – Ubieraj się!

- Lou – jęknął, idąc za ukochanym do sypialni. Ollie stał w kojcu, podtrzymując się siateczki, a kiedy zobaczył swoich rodziców zaczął radośnie piszczeć i wyciągać do nich ręce. Louis od razu podszedł do malca i wziął go.

- Skarbie – duże dłonie Harry'ego wylądowały na biodrach niższego – Nic się nie stanie, jak chwilę się spóźnimy – mruknął w szyję szatyna i złożył tam pocałunek.

- Nie – odsunął się, odwracając przodem do męża – Po za tym trzymam twoje dziecko, więc się opanuj.

- Louis – jęknął, próbując dalej.

- Ubierz się, zejdź na dół i bądź grzeczny, a może dostaniesz wieczorem prezent – puścił mu oczko, uśmiechając się przy tym, po czym wyszedł z sypialni. Skierował się do pokoju, gdzie mieli się spotkać z Willem i Robertem, po drodze wołając bliźniaki.

*****

- Tato, tato – Will zwrócił się do rodziców. Obok niego stał wysoki, przystojny mężczyzna. Jego wysportowane ciało, zasłonięte było przez garnitur. Dłuższe blond włosy miał zaczesane do tyłu, usta układały się w nieśmiałym uśmiechu, a w brązowych oczach można było dostrzec zdenerwowanie – To jest Robert, mój chłopak.

Harry i Louis stali przed kanapą, na której siedzieli nim przybyła para. Ollie, widząc swojego brata zaczął radośnie piszczeć, chcąc aby ten wziął go na ręce, z kolei bliźniaki ciągle siedziały na sofie, zastanawiając się jak skończ się to całe spotkanie.

- Witaj – Louis zbliżył się do nich, przy okazji dając wyrywającego się Olivera, Williamowi – Miło nam cię poznać.

- Wasza wysokość – jego głos lekko drgnął, kiedy skłonił się. Gdy ponownie się wyprostował, niepewnie spojrzał na Harry'ego, który ciągle stał na swoim miejscu świdrując dwudziestolatka swoim wzrokiem, podczas gdy miał surowy wyraz twarzy. Przełknął głośno ślinę, po czym ponownie się skłonił, tym razem w kierunku Harry'ego i przywitał się. Ten jedynie skinął głową.

Nie miał zamiaru się witać jak należy. Ten cały Robert nie podobał mu się. Co z tego, że na pierwszy rzut oka wydawał się porządnym chłopakiem. To jeszcze nic nie znaczy, pozory mogą mylić. Po za tym uważał, że nie powinien mu ufać, nie był odpowiedni dla jego synka.

Louis wyczuwając napiętą atmosferę, postanowił chociaż trochę ją zmniejszyć.

- Może przejdźmy do jadalni? – zaproponował – Zaraz podadzą obiad! Will, zabierz Roberta i swoje rodzeństwo. My z ojcem zaraz dołączymy.

Nastolatek skinął głową. Wolną dłonią chwycił rękę swojego chłopaka i pociągnął za sobą, wyprowadzając go z pomieszczenia. Zaraz za nimi podążały bliźniaki. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęli, Louis odwrócił się w kierunku męża, a jego brwi były zmarszczone w gniewie.

- Co to było? – syknął.

- O co ci chodzi?

- Miałeś być miły – przypomniał mu.

- Przecież nic nie zrobiłem, ani nie powiedziałem – bronił się.

- To nie znaczy, że nie zachowałeś się niegrzecznie. Przywitał się z tobą, a ty nic nie odpowiedziałeś. Plus wpatrywałeś się w niego, jakbyś chciał go zabić.

- Może chcę... - mruknął bezmyślnie.

- Harry! – pisnął oburzony słowami swojego męża – Jesteś królem, a zachowujesz się gorzej niż dziecko! – skarcił go.

- W porządku, przepraszam.

- Idziemy – ruszył w kierunku wyjścia – I pamiętaj, masz być miły!

*****

Nic nie było dobrze. Całe to spotkanie było koszmarem, a wszystko za sprawą jednej osoby – Harry'ego Stylesa. Louis starał się jak mógł, aby Robert chociaż trochę się rozluźnił i poczuł lepiej w ich towarzystwie. Polubił go, był miłym, uprzejmym i inteligentnym chłopakiem. Cieszył się, że jego syn znalazł sobie kogoś takiego. Niestety jego małżonek nie podzielał tego samego zdania. Był wrogi w stosunku do Roberta. Zarzucał go ogromną ilością pytań, w których można było wyczuć atak na młodego meżczyznę. Louis kopał męża pod stołem dając do zrozumienia, aby przestał, jednak ten się tym nie przejmował. Również Will próbował uspokoić swojego ojca, ale to także nic nie dało. Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy posiłek się skończył i mogli się rozejść.

Louis nie czekając na Harry'ego, wziął Olivera i opuścił jadalnię. Do końca dnia go unikał, podobnie jak William, który był zły na swojego ojca, za to jak się zachował.

*****

Ollie spał, cichuteńko pochrapując, na środku wielkiego łoża, otoczony przez poduszki, kiedy Louis wyszedł z łazienki. Jego włosy były jeszcze wilgotne. Drzwi po drugiej stronie pokoju otwarły się, a do pomieszczenia wszedł Harry.

- W końcu udało mi się udobruchać Willa – w jego głosie dosłyszalna była ulga, a na twarzy widniał uśmiech. Podszedł do Louis, nie dostrzegając, że jego mąż również jest na niego zły. Położył dłonie na jego biodrach i chciał pocałować w kark, jednak ten się odsunął.

- Ciesz się – mruknął, wdrapując się na łóżko. Odrzucił poduszki, którymi był otoczony Ollie i położył się koło syna.

- Lou, co ty robisz? – zmarszczył brwi, widząc, że szatyn chowa się pod kołdrę, przyciągając do siebie ich najmłodsze dziecko. Ollie powinien spać w sąsiednim pokoju, gdzie znajdowało się łóżeczko malca, a Louis czekać na niego.

- Idę spać – oznajmił.

- Przecież miałem dostać prezent – mruknął, przysiadając na łóżku i nachylił się nad mężem chcąc go pocałować. Został jednak powstrzymany.

- Miałeś być grzeczny – przypomniał mu – Nie byłeś i sam o tym wiesz, skoro rozmawiałeś z Willem.

- Louis – jęknął, wkładając dłonie pod kołdrę, by położyć je na ciele małżonka – Will mi wybaczył, ty nie możesz?

- Mogę, ale to nie znaczy, że będzie seks – stwierdził obojętnie – Nie licz na to dzisiaj, ani w najbliższym czasie. I ciesz się, że mieszkasz w pałacu, gdzie jest mnóstwo pokoi, w innym wypadku wylądowałbyś na kanapie.

- Nie możesz wyrzucić mnie z własnej sypialnie – oburzył się na słowa Louisa.

- Mogę i to robię – bardziej zawinął się w kołdrę i pocałował główkę Olliego – Dobranoc Harry i nie zapomnij zgasić światła, jak będziesz wychodził.

*****

Mijały kolejne dni, a Louis ciągle nie wpuszczał Harry'ego do ich wspólnej sypialni, co niezwykle frustrowało króla. Nie rozumiał swojego męża, z Willem już od dawna było wszystko w porządku, dlaczego Lou także nie mógł mu odpuścić. Chciał już wrócić do sypialni, do swojego łóżka, gdzie zasypiałby z ciepłym ciałem szatyna w swoich ramionach. Musiał coś zrobić, aby mógł wrócić do tego!

*****

Obudził go mieszanka smakowitych zapachów i delikatny pocałunek w policzek. Mruknął sennie coś niezrozumiałego pod nosem, wiercąc się na łóżku. W końcu powoli uchylił powieki i lekko je potarł. Kiedy jego wzrok stał się ostry, odwrócił głowę by napotkać zielone tęczówki i szeroki uśmiech z dołeczkami.

- Harry? – jego głos był jeszcze zachrypnięty od snu – Co ty robisz? – o ile pamiętał, to Harry ciągle był na wygnaniu w innym pokoju.

- Dzień dobry kochanie – cmoknął policzek szatyna i odsunął się, aby ten mógł usiąść i oprzeć o zagłówek – Zrobiłem śniadanie – odparł wesoło.

- Śniadanie? Ty zrobiłeś? – Louis musiał się upewnić, że dobrze usłyszał. W końcu kędzierzawy miał dwie lewe ręce do gotowania.

- Tak, specjalnie dla mojego wspaniałego męża – położył na kolanach Louisa tacę z posiłkiem. Znajdował się na niej talerz z jajkami, kiełbaskami i tostami. Drugi talerz z naleśnikami i owocami, gdzie sosem czekoladowym było napisane „I'm sorry, Honey". Z boku leżał kubek z herbatą i czerwona róża (którą Harry zapewne ukradł z ogrodu), z przywiązaną karteczka, gdzie schludnym, pochyłym pismem było napisane „I love you!".

- Łał! Harry, to... - szatyn nie krył zaskoczenia tym gestem ze strony męża.

- Jedz, póki ciepłe – zachęcił go.

Louis sięgnął po widelec i chwilę później wkładał do ust kawałek naleśnika. Kędzierzawy niepewnie spoglądał na męża, kiedy ten przeżuwał.

- I jak?

- Harry, to jest pyszne!

- Naprawdę? – twarz Stylesa rozpromieniła się w jednej chwili.

- Tak – potwierdził, biorąc kolejny kęs do ust. Po czym następny dał kędzierzawemu, aby sam mógł spróbować – Na pewno sam to zrobiłeś? – droczył się.

- Oczywiście – powiedział dumnie – Tylko...um mam zakaz wchodzenia do kuchni.

- Huh? – nie bardzo rozumiał.

- Narobiłem niezłego bałaganu w kuchni i Peggy mnie tam przyłapała. Nie była zadowolona, że zniszczyłem jej świątynię. Prosiła też, abyś następnym razem szybciej mi wybaczył, bo może nie przeżyć powtórki – słowa Harry'ego spotkały się z chichotem Louisa, kiedy próbował wyobrazić sobie całą sytuację – To nie było śmieszne – burknął urażony – Ona naprawdę była groźna, a uderzenie ścierką bardzo bolało – szatyn nie potrafiąc się powstrzymać wybuchł głośnym śmiechem.

Po chwili Louis się uspokoił i wrócił to jedzenia śniadania.

- Lou – zaczął niepewnie kędzierzawy, bawiąc się swoimi palcami – Przepraszam za moje zachowanie, podczas odwiedzin Roberta. Obiecałem już Willowi, że postaram się poznać go lepiej i polubić. Spotkałem się również z Robertem i przeprosiłem za moje zachowanie. Proszę Lou, odpuść mi i pozwól wrócić do sypialni. Tęsknię za tobą – w tej chwili jego wzrok był tak błagający i niewinny, że szatyn nie potrafił dłużej trzymać małżonka na dystans.

- Ale obiecujesz, że więcej tak się nie zachowasz?

- Obiecuję – przyłożył dłoń do serca.

- Też za tobą tęskniłem – sam się uśmiechnął, kiedy zobaczył jak twarz Harry'ego rozpromienia się. Król nachylił się całując usta Louisa. Smakowały jak kiełbaski, jednak w tej chwili mu to nie przeszkadzało. Tęsknił za tymi ustami.

Po tym jak całe śniadanie zniknęło z talerzy, a kubek z herbatą został opróżniony, Harry zabrał tacę odkładając na komodę przy drzwiach. Wrócił do łóżka od razu zgarniając męża w objęcia i zaczął składać pocałunki na jego szyi.

- Harry?

- Hm? – mruknął, nie odrywając warg od ciepłej skóry.

- Co robisz?

- Za tym też tęskniłem – mruknął do ucha szatyna, kiedy jedna z jego dłoni powędrowała pod bokserki Louisa, ściskając pośladek – Dłużej nie wytrzymam.

- A-ale Ollie, dzieci... - przecież nie mogli tego teraz robić, skoro w każdej chwili mógł się obudzić Oliver, bądź inne z ich dzieci mogło nagle wpaść do sypialni.

- Nie martw się. Poprosiłem Katy, aby zajęła się Ollim i dopilnowała, aby reszta gromady nie przeszkadzała nam przez jakiś czas.

- Widzę, że wszystko zaplanowałeś - parsknął.

- Oczywiście – rozszerzył nogi szatyna, umieszczając się pomiędzy nimi – A teraz się zamknij. Musisz oszczędzać głos, bo zaraz będziesz jęczeć i krzyczeć moje imię – i nim Louis zdążył cokolwiek powiedzieć, Harry zmiażdżył jego usta w pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top