Baekhyun
Następnego dnia w szkole od razu starałem się znaleźć Chanyeol'a. Obawiałem się, że przeze mnie mógł mieć wczoraj problemy, więc chciałem to jak najszybciej wyjaśnić i przeprosić. Nie chciałem, żeby miał jeszcze większe problemy z ojcem i do tego przeze mnie. Próbowałem mu pomóc, a nie zaszkodzić.
Gdy nie było go na żadnej z lekcji postanowiłem pójść na boisko, na którym zawsze odbywały się treningi. Liczyłem, że tam właśnie go znajdę.
- Dlaczego wczoraj wyleciałeś z domu Chen'a jak oparzony? - zapytał Kyungsoo idąc obok mnie korytarzem.
- Musiałem załatwić coś bardzo ważnego. - odparłem wymijająco.
- Doprawdy? To coś ważnego to spotkanie Jong In'a? - prychnął spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Wpadłem na niego przypadkiem. Pytał o ciebie, a że nie odbierałeś od niego telefonu to postanowiłem mu pomóc.
- Jak to wpadłeś? Gdzie?
- W parku. - odpowiedziałem lekko poddenerwowany jego pytaniami.
- Co ty tam robiłeś?
- Coś ważnego, daj już spokój Kyungsoo. - odparłem chcąc, żeby dał mi w końcu spokój.
- W porządku wybacz. Po prostu się martwię o ciebie. - westchnął brunet.
- Wiem, ale spokojnie. Poradzę sobie, a teraz wybacz muszę pójść w jedno miejsce.
- Dokąd? Zaraz mamy chemię.
- Na boisko. Jak chcesz możesz pójść ze mną. - odpowiedziałem wychodząc na dziedziniec.
- Po co chcesz tam iść? Przecież o tej porze pewnie mają trening. - odparł zaskoczony, ale wciąż szedł obok mnie.
- Właśnie na to liczę.
Kyungsoo nic więcej nie powiedział tylko posłusznie poszedł ze mną. Sądziłem, że będzie chciał się wycofać, ponieważ spotkania z Jong In'em stresowały go, a teraz miał zamiar tak po prostu przerwać trening. Razem ze mną zresztą.
Z daleka dostrzegłem biegających po boisku zawodników. Większość miała kaski, więc nie byłem w stanie dostrzec Chanyeol'a. Szukałem go wzrokiem, ale niestety na próżno. Stanąłem przy linii boiska razem z Kyungsoo idealnie w momencie gwizdka.
- Przerwa panowie! - zwołał trener idąc w kierunku szatni.
Miałem więcej czasu, żeby się rozejrzeć, gdy nagle mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Jong In'a. Stał najbliżej linii końcowej, więc gdy mnie dostrzegł zdjął kask i uśmiechnął się do mnie po czym pomachał w naszym kierunku. Szybko znalazł się przy nas uśmiechając się przyjaźnie.
- Hej Baekhyun, co cię tutaj sprowadza? - zapytał stając przede mną.
- Tak szczerze to szukam Chanyeol'a. - odparłem lekko nieśmiało.
- Oh no tak. Tam jest. Zaczekaj zawołam go. Chan! Hyung chodź tutaj!
Wysoki chłopak z numerem 61 na koszulce nagle zatrzymał się i odwrócił w naszym kierunku. Kai przywołał go ruchem ręki. Brunet zaczął biec i nie zajęło mu dużo czas, żeby stanąć obok przyjaciela.
- Cześć Baekhyun. Jak się dzisiaj czujesz? - zapytał ściągając kask po czym przeczesał dłonią włosy.
- Chciałem z tobą chwilę porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - zacząłem lekko się czerwieniąc.
- Skąd. Akurat mam przerwę.
- W takim razie pogadajcie sobie. Kyungsoo masz ochotę się przejść? - zapytał Kai co kompletnie zaskoczyło stojącego obok mnie bruneta.
- Eee... Tak jasne. - odparł po chwili idąc za srebrnowłosym, więc zostaliśmy z Chanyeol'em sami.
- O co chodzi? - zapytał Chan uśmiechając się delikatnie.
- Czułem się po prostu źle z tym co się wczoraj stało. Miałem wrażenie, że przeze mnie twój ojciec mógł być zły.
Brunet westchnął po czym stanął nieco bliżej mnie.
- Nie przejmuj się tym Baek. Mój ojciec zawsze ma problem, gdy zamiast treningu robię cokolwiek innego.
- Nie mówiłeś, że powinieneś być na treningu.
- To są dodatkowe zajęcia po godzinach dla osób, które tego potrzebują, ja wolałem spędzić ten czas z tobą niż biegać przez kolejne dwie godziny po boisku. - odparł kładąc dłoń na moim ramieniu.
Uśmiechnąłem się szerzej. Zaskoczyły mnie nieco jego słowa, ale w środku zrobiło mi się ciepło na ich dźwięk. Cieszyłem się, że mimo wszystko Chanyeol przyjemnie spędził ze mną czas, ponieważ mnie bardzo dobrze było w jego towarzystwie. Dawno nie czułem się tak dobrze w niczyjej obecności oprócz moich przyjaciół.
- Cieszę się mimo wszystko, że udało nam się spotkać i naprawdę nie chciałbym, żebyś miał przeze mnie jakiekolwiek problemy.
- Nie zawracaj sobie tym głowy. Zależy mi na twoim towarzystwie i na pewno nie mam zamiaru słuchać tego co mówi mój ojciec, więc ty też nie zwracaj na niego uwagi.
- Skoro tak mówisz. - odparłem przeczesując dłonią włosy.
- Panowie wracamy do treningu! Koniec przerwy!
Chanyeol westchnął na dźwięk głosu trenera. Spojrzał na mnie przepraszająco i z lekkim żalem.
- Wybacz muszę wracać na trening.
- Jasne rozumiem. - odparłem z uśmiechem.
- Do zobaczenia. - zawołał wkładając kask na głowę i biegnąc w kierunku kolegów z drużyny.
Westchnąłem po czym rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu Kyungsoo, ale gdy nigdzie go nie dostrzegłem odwróciłem się i ruszyłem powoli w kierunku szkoły.
Miałem mieć jeszcze tylko jedną lekcje, a że były to zajęcia z języka japońskiego to jakoś za bardzo mi się nie spieszyło. Chciałem chwilę pomyśleć w spokoju o niektórych rzeczach. Było kilka aspektów nad, którymi musiałem się zastanowić.
Nagle, gdy szedłem praktycznie pustym już korytarzem znów poczułem to osobliwe uczucie. Tylko tym razem było znacznie silniejsze. Jeszcze nie czułem tego tak intensywnie jak w tamtym momencie. Pamiętałem to co powiedział mi wczoraj Chanyeol.
"Idź za przeczuciem".
Więc postanowiłem go posłuchać i skierowałem się w stronę, w którą kierował mnie instynkt. Szedłem przed siebie korytarzem, którym przeważnie nikt nie chodził. Poruszali się tutaj tylko pracownicy szkoły. Jednak ja zmierzałem ku jego końcowi. W ścianie znów zobaczyłem szczelinę. Poprzednim razem nie udało mi się jej tak dokładnie przyjrzeć. Teraz miałem ku temu okazję.
Pochyliłem się próbując dostrzec co znajduje się po drugiej stronie. Byłem w stanie zobaczyć bladą poświatę, ale wyrwa była zbyt mała, żebym był w stanie coś dostrzec. Jednak mimo wszystko zamierzałem się dowiedzieć co się tam znajduje. Ciekawość wzięła górę i wyciągnąłem przed siebie dłoń po czym wsunąłem ją w szczelinę. Pokryta była jakimś dziwną substancją podobną do żelatyny. Pokręciłem głową wiedząc, że nie ma opcji, żebym się zmieścił. Musiało być inne wyjście.
Złapałem jedną i drugą dłonią za krawędzie szczeliny po czym z całej siły starałem się ją rozszerzyć. Po chwili moje działanie przyniosło oczekiwany efekt. Zaczęła się powoli powiększać co zaskoczyło mnie, ale nie zamierzałem przestać. Rozejrzałem się dookoła, żeby sprawdzić czy na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Gdy szczelina była na tyle duża, żebym mógł przez nią przejść zacząłem powoli przeciskać się na drugą stronę.
Po chwili stanąłem na nogach i otrzepałem bluzę z tej osobliwej mazi po czym rozejrzałem się dookoła. Zdziwiłem się, gdy miejsce, w którym się znalazłem wyglądało dokładnie tak samo. Byłem w tym samym korytarzu w szkole. Jednak rzeczywistość wydawała się dziwnie szara, a powietrze wokół zimniejsze.
Ruszyłem przed siebie rozglądając się dokładnie. Coś było nie w porządku i musiałem jak najszybciej znaleźć któregoś z moich przyjaciół. Chciałem z nimi porozmawiać, ale przede wszystkim dowiedzieć się gdzie tak naprawdę jestem.
Czy ze mną było aż tak źle, że to wszystko tylko mi się wydawało?
Nagle na końcu korytarza dostrzegłem chłopaka w kruczoczarnych włosach. Przyspieszyłem kroku, a gdy znalazłem się dostatecznie blisko odetchnąłem zdając sobie sprawę, że to był Kyungsoo.
- Kyungsoo, jak dobrze cię widzieć. W życiu nie zgadniesz co mi się przydarzyło. - odparłem stając za nim.
- Sądzisz, że mnie to obchodzi? - prychnął odwracając się, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
- Jak to... Ale...
- Co ale? Aż cię zatkało? Mam ważniejsze sprawy na głowie.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
- Chyba tylko Ty tak uważasz.
Zatkało mnie. Nie miałem pojęcia co powiedzieć ani co stało się tak nagle z Kyungsoo. Przecież byliśmy przyjaciółmi od przedszkola, więc dlaczego nagle miałby się zachowywać w taki sposób w stosunku do mnie.
Chyba, że...
To nie był Kyungsoo...
Nie miałem pojęcia jak to możliwe, ale to przejście przez te szczelinę sprawiło, że nagle coś się zmieniło. Wyglądał jakoś inaczej. Jakbym spotkał kompletnie obcego mi człowieka. To nie była ta sama osoba. Nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi, ale musiałem się dowiedzieć.
- O czym ty mówisz Kyungsoo? Jesteśmy przyjaciółmi od zawsze. Znamy się na wylot. Opamiętaj się. - odparłem próbując nim wstrząsnąć.
Jednak brunet tylko prychnął słysząc moje słowa po czym przewrócił oczami, odwrócił się i odszedł zostawiając mnie samego na korytarzu.
Westchnąłem nie mogąc pojąć co się dzieje, ale ruszyłem przed siebie, żeby znaleźć jeszcze kogoś znajomego i licząc, że okaże się, że ktoś tutaj jest normalny.
Szedłem przez dziedziniec. Jednak nie czułem się tak samo jak, gdy ostatnim razem się nim przechadzałem. Niebo było szare, pełne chmur, trawa i wszystkie drzewa i rośliny dziwne wyblakłe. Coś ewidentnie było nie w porządku.
Nagle dostrzegłem stojącego pod drzewem wiśni Chen'a. Dokładnie tam gdzie lubiliśmy się spotykać. Mimo wszystko to nie było to samo drzewo. Jego kwiaty nie były w tym pięknym pudrowo różowym kolorze tylko blado szarym.
Gdy znalazłem się dostatecznie blisko zacząłem się zastanawiać czy to na pewno był Chen. Gdy spojrzał na mnie i wręcz przeszył mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem aż przeszedł mnie dreszcz.
- Chen? Wszystko w porządku? - zapytałem ostrożnie stając naprzeciwko niego.
- Nie powinno cię to obchodzić. - mruknął lustrując mnie wzrokiem.
- Nie... Ty też... - westchnąłem przeczesując dłonią włosy.
Nie rozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. To na pewno nie byli moi przyjaciele. Po tym jak przeszedłem przez te szczelinę nagle cała rzeczywistość zmieniła się całkowicie. Jeśli to była rzeczywistość i to wszystko nie było tylko sprawką mojej wyobraźni. Jednak czy naprawdę byłbym w stanie sobie coś takiego wyobrazić?
- O co ci chodzi?
- O to, że nie jesteś sobą Chen.
- Skąd możesz to wiedzieć? Tak naprawdę mnie nie znasz, więc nie wypowiadaj się o mnie w taki jak. - warknął.
- Znam cię. Jesteśmy przyjaciółmi. Jesteś uprzejmy, miły i kulturalny.
- Chyba nie wiesz o czym mówisz młody.
Odwróciłem się słysząc znajomy głos. Przede mną stanął Sehun z rękami w kieszeni. Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie z podobnej faktury. Rzucił mi obojętne spojrzenie po czym zmroził nim szatyna.
- Nikt cie nie prosił o zdanie Oh... - warknął Chen.
- Ale jednak postanowiłem wyrazić swoją opinię. - prychnął przeżuwając gumę.
- Radzę ci się nie wtrącać, bo możesz przez przypadek oberwać.
- No proszę nauczyłeś się grozić innym. - prychnął.
- Co się z wami dzieje? Przecież jesteście przyjaciółmi. - odparłem spoglądając na nich.
Oboje się zaśmiali, ale po chwili znów patrzyli na siebie z czystą nienawiścią.
- Wolałbym umrzeć niż się z nim przyjaźnić. - warknął Chen.
- I vice versa. - prychnął brunet.
- Zajmij się lepiej teraz swoimi sprawami.
- Wszystko jest lepsze niż przebywanie blisko ciebie.
Nie mogłem tego dłużej słuchać.
Przecież oni są przyjaciółmi, a nawet czują do siebie coś więcej, a tutaj nagle się nienawidzą. Nie wiedziałem gdzie się znalazłem, ale musiałem się jak najszybciej wydostać. Chciało mi się płakać na myśl o tym, że istnieje wymiar, w którym moi najlepsi przyjaciele pałają do siebie taką nienawiścią.
Odwróciłem się i szybkim krokiem ruszyłem w kierunku szkoły. Musiałem się stąd wydostać i miałem nadzieję, że szpara przez, którą udało mi się tutaj dostać wciąż znajduje się w tym samym miejscu i będę się mógł wydostać.
Nagle wpadłem na kogoś. Odbiłem się od czyjegoś umięśnionego ciała. Podniosłem wzrok i zobaczyłem przed sobą Chanyeola, który spojrzał na mnie chłodno.
- Chanyeol...
- Uważaj jak łazisz. Nie wchodź mi w drogę. - warknął, a mnie coś ukuło w sercu.
- Ale... Przecież...
- Nie słyszałeś co powiedziałam?! Spadaj! - syknął podchodząc bliżej mnie i spoglądając na mnie z góry.
Poczułem jak ściska mi się żołądek. Nie sądziłem, że Chanyeol mógłby do mnie zwrócić się w taki sposób. To nie był ten sam Chanyeol, którego znałem.
Biegłem przez korytarz czując łzy w oczach. Gdy zobaczyłem na jego końcu przejście poczułem lekką ulge. Dobiegłem do niej i zacząłem przeciskać się z powrotem przez ten dziwny śluz, który nie przeszkadzał mi już. Chciałem się jak najszybciej stąd wydostać.
Gdy w końcu udało mi się przejść upadłem na podłogę oddychając ciężko. Rozejrzałem się dookoła. Wszystko wydawało się być na swoim miejscu kolory znów zmieniły się z szarości na jasne barwy, a chłód zniknął. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem jak szpara powoli znika aż nie było jej wcale. Czułem jak moje ciało wciąż jeszcze lekko się trzęsie. Przeraziło mnie to co tam zobaczyłem i nie chciałem nigdy więcej tego doświadczyć.
- Baekhyun?
Odwróciłem się znów, gdy usłyszałem głos Kyungsoo. Podniosłem się z podłogi i czując jak łzy zaczynają spływać mi po policzkach podbiegłem do chłopaka przytulając się do niego mocno.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? I dlaczego jesteś czymś ubrudzony? - zapytał obejmując mnie.
- Kyungsoo... Ja... Znalazłem się w jakimś dziwnym miejscu i... Nienawidziliście się... Nie byliśmy przyjaciółmi... Sehun i Chen też...
- Spokojnie, już dobrze. Chodź, pójdziemy do mnie i wszystko mi opowiesz. - odparł Kyungsoo przerywając mi.
Widziałem w jego oczach, że bardzo przejął się moim zachowaniem. Troska z jaką na mnie patrzył sprawiała, że miękło mi serce. Wciąż jednak byłem tym wszystkim przejęty. Bałem się mimo wszystko, że Kyungsoo może nie uwierzyć w to co mu powiem. Przyznam, że sam miałbym problemy, żeby uwierzyć.
Gdy znaleźliśmy się w domu Kyungsoo zaprowadził mnie od razu do swojego pokoju. Usiadłem na łóżku, a brunet zniknął na chwilę, żeby przynieść mi szklankę wody. Napiłem się zdając sobie sprawę z tego jak spragniony byłem. Zabrał odemnie ubrudzone tą dziwną mazią ubrania i dał mi coś swojego. W końcu usiadł obok mnie.
- Dobrze, a teraz spokojnie opowiedz mi co się stało.
Przełknąłem ślinę. Byłem zdenerwowany. Wiedziałem, że jest szansa i to spora, iż Kyungsoo uzna, że mi kompletnie odbiło, ale to co mi się przydarzyło było prawdą, z którą na razie nie potrafiłem sobie poradzić. Potrzebowałem pomocy, więc zebrałem się na odwagę, żeby mu o wszystkim powiedzieć.
- Szedłem korytarzem, gdy nagle zobaczyłem na jego końcu szpare, której wcześniej tam nie było. Gdy podszedłem bliżej byłem w stanie dostrzec, że coś znajduje się po drugiej stronie. - zacząłem powoli.
Kyungsoo pokiwał głową.
- Udało mi się ją powiększyć tak, że byłem w stanie przez nią przejść. Jednak cała była w tej dziwnej mazi, więc moje ubrania wyglądały w ten sposób. Gdy znalazłem się po drugiej stronie wszystko wyglądało tak samo poza tym, iż było... Takie mroczne i szare. Było tam też zimniej. Spotkałem tam ciebie, Chena i Sehuna, nawet Chanyeola, ale... Nie byliście sobą. Od każdego bił chłód, nie byliśmy przyjaciółmi, Sehun i Chen nienawidzili się, Chanyeol był w stosunku do mnie taki zimny i obojętny, a nawet agresywny... Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi... - odparłem przeczesując dłonią włosy.
Kyungsoo przez dłuższą chwilę siedział kompletnie cicho zastanawiając się nad czymś. Bałem się, że nie uwierzy w żadne moje słowo. Gdy opowiadałem całą te historię to brzmiało irracjonalnie, ale to wszystko naprawdę się wydarzyło i jedyne czego pragnąłem to to, żeby mój przyjaciel mi uwierzył.
- Czyli... Z tego wynika, że znalazłeś przejście do innego równoległego wymiaru. - odezwał się nagle brunet.
- Jak to... Wierzysz mi? - zapytałem dla pewności kompletnie zaskoczony.
- Oczywiście, wiem, żebyś mnie nie okłamał. Czytałem kiedyś nieco o tych sprawach, ale nie sądziłem, że inne wymiary naprawdę istnieją. Jednak tobie udało się jeden z nich odkryć. Wymiar, w którym istnieją nasze kopie, ale... Złe... Kompletne przeciwieństwa. - stwierdził podnosząc się z miejsca.
- Co to wszystko oznacza Kyungsoo? - zapytałem.
- Jeszcze nie wiem, ale musimy się dowiedzieć i przyjrzeć się temu bliżej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top