2. Ingenere

Elvira zdążyła zamienić tylko kilka słów z hobbitami, ponieważ wraz z Gandalfem zostali zaproszeni przez Elronda na śniadanie.

-Gandalfie, dlaczego tylko my zostaliśmy zaproszeni?-zapytała.

-Cierpliwości. Zraz się przekonamy-odpowiedział czarodziej. Dalszą drogę pokonali w milczeniu. Kiedy drzwi jadalni zostały otworzone czarnowłosa ujrzała wielki stół zastawiony przeróżnymi daniami.

-Gandalfie, Elviro siadajcie. Częstujcie się-powiedział Elrond. Gdy goście zajęli miejsca i trochę podjedli zaczęła się rozmowa.

-A więc jaką masz do nas sprawę Elrondzie?-zapytał Majar.

-Nie będę owijał w bawełnę. Wiem, że sprowadziłeś tą kobietę bo liczysz, że zdecydujemy o zniszczeniu pierścienia i chcesz, aby pojechała wraz z Powiernikiem Pierścienia do Mordoru. Powiedz do czego ona jest ci potrzebna? I tak zginie wiele niewinnych istot. Nie lepiej ograniczyć straty? Co w niej niby jest takiego cennego?-pytał się elf a czarnowłosa z każdym jego słowem czuła się coraz bardziej niezręcznie.

-Mam swoje powody ale jeśli już musisz wiedzieć to Elvira jest jedną z najlepiej władających mieczem osób w całym Śródziemiu. Na dodatek ma elfickie korzenie dzięki czemu jej zmysły są czulsze niż u innych ludzi i krasnoludów. Posiada też wspaniałe srece-opowiadał Gandalf.

-Podziwiam ale sam talent bitewny nie wystarczy. Elviro, gdyby zdecydowano o wyprawie do Mordoru to byłabyś gotowa tam pójść?-zapytał elf.

-Oczywiście. Nad światem niedługo zapanują mroczne siły. Wiem, że taka wyprawa byłaby ryzykowna i niebezpieczna ale wolałaby się jej podjąć niż siedzieć w jakiejś norze i czekać aż mnie zabiją. Przemyślałam to sobie, jestem gotowa zginąć byle tylko nie dopuścić Saurona do władzy-czarnowłosa mówiła to prawdzie, prosto z serca.

-Cieszą mnie twoje słowa ,które wydają się być szczere. Gandalf wspominał coś o twoich elfckich korzeniach-zainteresował się władca Rivendell.

-Moja prababcia była elfką. Nazywała się Ingenere-oczy Elronda otworzyły się trochę szerzej gdy to usłyszał-po łacińsku znaczy jedyna w swoim rodzaju. Babcia powtarzała, że swoją urodę odziedziczyłam właśnie po niej. Ingenere była przepiękna, jedyna w swoim rodzaju. Miała długie bordowe włosy. Natomiast jej oczy były błękitne jak niebo. Ona w sobie miał coś takiego, że raz ją ujrzysz i nie zapomnisz jej widoku przez długie lata-opowiadała zafascynowana Elvira.

-A gdzie jest teraz?-Elrondowi chyba bardzo zależało na tej informacj.

-Nie żyję...-westchnęła czarnowłosa a elf opadła cały na oparcie.

-Ale jak? Przecież była elficą i nie mogła wybrać jakie życie chce prowadzić-powiedział.

-Po śmierci swojego ludzkiego ukochanego była załamana. Pięć lat bólu, żalu i łez. Uschła ze smutku kiedy miałam trzy lata.

-A co z twoją babcią?-dopytywał się Elrond.

-Ona wybrała życie człowieka kiedy tylko zakochała się w dziadku. Zmarła gdy miałam piętnaście lat. Moja prababcia, babcia i mama znalazły miłość w młodym wieku, ich mężowie byli o parę lat młodsi od nich. Dziwne jest to ,że ja do tej pory nikogo nigdy nie obdarzyłam uczuciem.-odrzekła Elvira, która zauważyła że władca Rivendell bardzo posmutniał.

-Znałeś Ingenere, prawda?-zapytała.

-Tak-odparł po chwili milczenia-Była moją bardzo dobrą przyjaciółką. Masz jej oczy, Elviro. Identyczne.

Nastała cisza wszyscy spożywali śniadanie nie odzywając się ani słowem. Później Gandalf zaczął rozmawiać z Elrondem,więc kobieta postanowiła im nie przeszkadzać i udała się do swojego pokoju.

 Kilka dni później odbyła się wyczekiwana narada. Elvira spędziła ten czas głównie z hobbitami i Aragornem, których najbardziej polubiła. Udało się jej też zamienić parę słów z Arweną, Gandalfem i Elrondem, który przy każdej okazji wypytywał ją o Ingenere. Poznała również elfa z którym ćwiczyła strzelanie z łuku, szermierkę oraz jazdę konną. W chwilach wielkiej nudy czytała różne księgi. Wreszcie zaczęła się długo wyczekiwana narada, na której czarnowłosa przez większość czasu siedziała cicho na krześle. Była jedyną kobietą obecną na naradzie, otoczoną przez tłum ważnych osobistości płci męskiej. Kiedy każdy już zdał relacje ze zdarzeń na terenie jego królestwa i wszyscy wrzeszczeli na siebie. Elvira obecnie kłóciła się z Boromirem, synem namiestnika Gondoru. Ten chciał ukryć pierścień i użyć go tylko w szlachetnych celach, natomiast ona była za zniszczeniem. Kiedy już podniosła rękę by przyłożyć Boromirowi, poczuła jak ktoś ją łapie za nadgarstek. Obróciła się. Za nią stał Aragorn.

-Tylko bez rękoczynów. Musisz panować na emocjami Elviro.-szepną jej do ucha. Kobieta już chciała mu coś powiedzieć ale powstrzymał ją głos Froda.

-Ja! Ja zaniosę pierścień do Mordoru-zakończył zdanie już trochę ciszej.

-...chociaż nie zam drogi-dodał hobbit.

-Pomogę ci nieść ten ciężar Panie Frodo Baggins. Tak długo jak do Ciebie będzie należało jego niesienie-rzekł Gandalf.

-Jeśli przez moje życie lub śmierć będę mógł cię obronić, tak uczynię. Daje ci mój miecz-powiedział Aragorn.

-I mój łuk-odparł elf zwany Legolasem.

-I mój topór-oznajmił krasnolud Gimil.

-Panie Frodo. Będę cię chronić do ostatniej kropli krwi-ogłosiła Elvira, która zdała sobie sprawę ,że chyba z przemową to wypadała najgorzej.

-Będziesz niósł los nas wszystkich, mały. Jeśli rzeczywiście tak rozeznała rada w takim razie Gondor zapewni, że zostanie w pełni wykonana-oświadczył Boromir ,czego czarnowłosa się po nim nie spodziewała. Zaraz potem do osób które miały towarzyszyć Frodowi w wyprawie, dołączyła pozostała trójka hobbitów. Łącznie było ich dziesięciu, zostali nazwani Drużyną Pierścienia. Kiedy wszyscy już się rozchodzili Elvira zaczepiła Aragorna.

-Ty jesteś potomkiem Isildura?-zapytała zdziwiona.

-Owszem.

-To znaczy, że jesteś prawowitym władcą Gondoru!-czarnowłosa była podekscytowana.

-Tak. Może teraz ty powiesz coś mi o sobie?-zaproponował Obieżyświat.

-Jestem córką krawcowej Carissime i wojownika Kasima. W mojej rodzinie każdy prócz mamy wybitnie władał mieczem. Miałam prababcię elficę i babcię półelfkę obie zakochały się w człowieku. Jedna uschła ze smutku po jego śmierci druga wybrała życie śmiertelnika i umarła ze starości. Myślę ,że to są najciekawsze fakty o mnie-opowiedziała czarnowłosa a Aragorn aż otworzył lekko buzię ze zdziwienia.

-Niby rozmawialiśmy ze sobą parę ładnych godzin a tak mało o sobie wiemy. A miałaś rodzeństwo?

-Dwóch braci-odparła Elvira-Możemy już nie rozmawiać o mojej rodzinie?

-I tak już miałem zamiar iść-rzekł mężczyzna i odszedł. Czarnowłosa była lekko tym zawiedziona ale nie dała tego po sobie poznać. Postanowiła pójść do swojej komnaty. Musiała przygotować się do wyprawy do Mordoru.

    Był już późny wieczór. Elvira przed snem postanowiła się przewietrzyć. Wyszła na tarasy. Kiedy doszła do samej barierki wzięła głęboki wdech. Powietrze wypełniło jej płuca i dało przyjemne uczucie świeżości. Podziwiała panoramę Rivendell, chciała nacieszyć się tym widokiem. Prawdopodobnie już nigdy więcej tu nie przyjedzie, to jej ostatnia noc tutaj. Położyła rękę na piersi, na której wisiał jej skarb.

-Nazwę cię Aspectus-czarnowłosa nadała imię swojemu ametystowi. Po chwili przyłożyła go do oka. Teraz teraz o wiele lepiej wszystko widziała. Wpadała na pomysł, aby sięgnąć wzrokiem dalej, poza Rivendell. Oglądała przez parę minut lasy, przerwała gdy zauważyła mały mościsk a na nim dwie niezbyt widoczne postacie. Moc Aspectusa nie była aż tak wielka ale dała rade poprawić widoczność. Teraz mogła stwierdzić, że to była kobieta i mężczyzna po chwili rozpoznała w nich Aragorna i Arwene. Nagle elfka się obróciła, zupełnie jakby poczuła ,że ktoś lub coś ich obserwuje. Potem Aragorn chwycił jej twarz w dłonie i uspokoił ją. Kontynuowali rozmowę która zakończyła się pocałunkiem. Elvira nie słyszała tego co mówili ale doskonale wiedziała, że są w sobie bardzo zakochani. Wyglądali na takich co swoją miłością przezwyciężą wszystko. Łączyło ich bardzo silne uczucie, niewyobrażalnie silne. Widząc ich nagle zapragnęła, również mieć kogoś takiego przy kim czuła by się bezpieczna, ważna, wyjątkowa; kogoś z kim świetnie by się rozmawiało i żartowało, kogoś kto oddał by za nią życie i ona również była by gotowa to zrobić. Zapragnęła znaleźć tego jedynego. Jej rozmyślania przerwało czyjeś chrząknięcie. Natychmiast wróciła do rzeczywistości. Szybko odsunęła od oka Aspectusa. Dobrze ,że miała go na złotym łańcuszku bo inaczej spadł by na jedną z dróg Rivendell i nie wiadomo czy czarnowłosej udało by się go odzyskać.

-Myślę, że powinnaś dać im trochę prywatności-powiedział czarodziej.

-Mógłbyś mnie nie straszyć Gandalfie?-zapytała z lekkim oburzeniem.

-Wybacz a teraz idź spać jutro trzeba wcześnie wstać-Elvira odeszła od barierki.

-Tylko po to przyszedłeś?

-Nie. Ja również przyszedłem odetchnąć świeżym powietrzem przed snem-odpowiedział.

-Dobranoc, Gandalfie-pożegnała się czarnowłosa i poszła do swojej komnaty gdzie szybko zasnęła.

Byli w drodze dokładnie od dwóch dni. Właśnie szykowano kolację. Elvira została wysłana po drewno. Jechała właśnie rozpędzona, za chrustem na Esterze. Tymczasem Marry i Pippin postanowili rzucać kamieniami. Kiedy była dość blisko obozu jeden, dość duży kamień trafił w zad Estara. Ogier nienawidzi kiedy go się tam klepie więc się wściekł i bardzo przyśpieszył bieg. Elvira nie była w stanie go zatrzymać, straciła nad nim całkowitą kontrolę. Kobieta usłyszała tent kopyt innego konia. Po chwili obok niej pojawił się cwałujący Aragorn.

-Trzymaj się, Elviro!-krzyknął.

-Przecież to robię!-wrzasnęła zrozpaczona. Zdała sobie sprawę, że nie długo może umrzeć. Nie chciała. Nie w taki żałosny sposób! Wolała polec w boju z jakąś bestią albo w czyjejś obronie. Kiedy w jej głowie pojawiały się takie okropne myśli, Aragorn zdążył usiąść za nią na jej koniu.

-Co ty robisz?!-zapytała zdenerwowana Elvira.

-Ratuję cię!-odpowiedział. Chwycił za wodze i zaczął mówić coś po elficku. Ester zwalniała aż w końcu się zatrzymał.

-Dziękuję ci Aragornie!-powiedziała radośnie czarnowłosa.

-Liczę na to, że kiedyś się odwdzięczysz-odparł wsiadając na swojego konia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top