9. Choroba

POV. Shina

Powoli zaczęłam otwierać oczy. Widziałam... biel? To chyba sufit .

           - Shi!- skąd ja znam ten głos?- obudziłaś się.- aaa to Silvia.

Spojrzałam w stronę, z której usłyszałam jej głos. Po chwili usiadłam.

           - Gdzie ja jestem?

           - Jesteś w szpitalu. A jak się czujesz?- w drzwiach stał lekarz.

           - Dobrze. Eee, a jemu co?- wskazałam na Byrona.

           - Przez przypadek, zamiast jakiś leków najadł się leków nasennych.- odpowiedział mi Jude.

           - Zamiast leków...- zamyśliłam się- zaraz. On przez to nie wziął swojego leku?!- krzyknęłam.

           - No tak. A to źle?- zapytał Mark.

           - Bardzo źle!! Bo leki n- no nie. Znowu mi przerwano.

           - Bo to pewnie jakieś dziadostwo na wzmocnienie umiejętności. Innej opcji nie widzę.- Yuuto, ty dupku .

           - Jude ty świnio! Jak śmiesz! Teruś jest poważnie chory i jeśli nie weźmie swoich leków może się to źle skończyć!

           - A wiesz jakie to leki?- zapytał z troską w głosie lekarz.

           - Nie wiem jak się nazywają, ale wiem na co są- powiedziałam.

           - Na co?- dopytywał. Nie chcę opowiadać dlaczego je bierze.

Jest to jedna z rzeczy, których za wszelką cenę pragnę uniknąć. Tym bardziej, że obok mnie stoją ONI!- Powiedz to może będę wiedział co to za lek.

           - Jest specjalnie sprowadzany z Korei więc raczej go pan nie zna.

           - Ale na co on jest? Może znam jakiś zamiennik.

           - To... to jest...- już miałam powiedzieć gdy przypomniała sobie bardzo istotną sprawę- Mam je !- chwyciłam torbę po czym wyciągnęłam leki i podałam je lekarzowi.

           - Dobrze. W trybie natychmiastowym mu ją podamy.- wziął pudełeczko i zabrał Afrodiego ze sobą.

           - A wy po co tu przyszliście?- skierowałam pytanie do stojącego obok grona ludzi.

           - Cóż... chcieliśmy sprawdzić jak się czujesz. I co się stało?- odpowiedział Mark.

           - Nic się nie stało. Czasem tak mam.

           - Rozumiem. A Shina... wiem , że to nie najlepszy moment, ale dlaczego nie dołączysz do drużyny?- dopytywał Mark. Muszę mu jakąś ksywkę wymyślić za te dopytywanie.

           - Bo ja już nie gram w piłkę nożną. Nienawidzę jej.

           - Ale dlaczego?!

          - Zniszczyła mi życie, rodzinę, przyjaciół.

           - Przecież piłka nie może zrobić czegoś takiego. To wspaniały sport.- " wspaniały sport". No nie dla wszystkich.

Ze złości zaciskam pięści bo nie umiem wytrzymać. Moja złość jak i smutek atakują mój umysł jednocześnie. Nieeee. Muszę być twarda.

          - Wspaniały sport co?- uśmiechnęłam się szyderczo- Wiesz jak nie rozumiesz to się nie wtrącaj. I wynoście się z tąd!

Moje emocje przejmują pałeczkę. No to świetnie.

           - Ale Shi...- powiedziała Silvia.

Czuję jak łzy napływają mi do oczu. Powstrzymam to. Muszę!

           - Nie słyszeliście. Wynocha ale już!!!

POV. Silvia

Zgodnie z rozkazem Shi wyszliśmy ze szpitala. Szczerze? Trochę się jej przestraszyłam. Chciałabym jej jakiś pomóc bo widzę,że sobie nie radzi. Coś musiało się stać. Tylko co?

           - To żeś palnął Mark- powiedział Jude.

           - No co, chciałem tylko wiedzieć czemu nie chcę z nami grać. To wszystko.

           - No, ale moment wybrałeś zajebisty. - dołączył się Axel.

           - Chłopaki przestańcie się kłócić. Wiem, że zachowanie Shi i to co nam powiedziała jest troszkę szokujące, ale musicie się skupić. Za niecały tydzię gracie mecz z Kirkwood. Więc lepiej weźcie się do roboty.- postanowiłam przerwać te bezsensowną kłótnie .

3 dni później...

Pov. Shina

 Dzisiaj mam dostać wypis ze szpitala. Nareszcie! Dłużej bym tu nie wytrzymała. Łóżko strasznie nie wygodne, jedzenie wręcz obrzydliwe. Masakra. Wiem, że to nie pięciogwiazdkowy hotel no , ale weźcie. Mogli by się chociaż trochę postarać.

           - Dzień dobry Shi- do pokoju weszła moja ciocia- Jak się czujesz?

           - Dobrze ciociu. A pomożesz mi się spakować?- spytałam.

           - Jasne skarbie. Tylko potem poczekaj na mnie chwileczkę okej. Muszę coś załatwić.- powiedziała, a jej uśmiech momentalnie zniknął.

           - Chodzi o Aphrodiego?- spytałam. Ciocia kiwnęła twierdząco głową.- Co z nim?

           - No , nie najlepiej.- widać, że nie chcę o tym rozmawiać.

           - Rozumiem. Ale przeżyje?

           - Mam taką nadzieje. - w jej oczach było widać łzy. Podeszłam do niej i mocno uściskałam. Odwzajemniła uścisk. Po chwili wyszła, a ja zostałam sama w sali. Zaczęłam płakać.

           - A więc choroba powraca.

POV. ?????

Widziałem przez okno jakąś dziewczynę. Ona płaczę. Ciekawe dlaczego? E tam nie mój interes. Nie jestem tu po to by przyglądać się jakieś małolacie jaka z niej beksa. Ej chwileczkę... czy to nie jest. Nie wierze. Shina Itori co za spotkanie. Ale to jeszcze nie pora byś wiedziała, że tu przyjechałem, bo wszystko mi popsujesz. I tak za niedługo się spotkamy. Wszyscy razem.


Mam nadzieje, że się podoba. Sorki bardzo za przerwę ale nie miałam czasu napisać. I na prawdę dzięki wam że ktoś to czyta. Dla mnie jest to totalny nie wypał. Za jakiś czas zacznie się akcja. Obiecuję. ( 788 słów) Nowy rekord!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top