28.

POV. Mark

Jesteśmy już zakwaterowani i czekamy na kolacje. Trener gdzieś zniknął i odkąd przyjechaliśmy nikt go ne widział.

           - Kiedy podadzą coś do jedzenia ????? - zaczął jęczeń Jack. 

           - Daj spokoju Jack. - stwierdził Nathan.

           - To świetny sposób do siłowania silnej woli. -  zacząłem mówić. Wszyscy momentalnie spojrzeli na mnie i po chwili zaczęli się śmiać.

           - Silnej woli co Mark? Brzuch mówi co innego . - dodała Silvia przez śmiech.

           - Nie moja wina, że mi w brzuchu burczy.

Zacząłem się śmiać sam z siebie.


POV. Trener

Miałem już ruszać do jadalni gdy usłyszałem dzwonek telefonu. Nieznany numer. Odebrałem jednak jedyne co  usłyszałem to grana kołysanka po czym numer rozłączył się. Próbowałem oddzwonić jednak telefon uparcie powtarzał " numer, z którym próbujesz się połączyć nie istnieje. " i tak w kółko. Zmartwiły mnie słowa tej kołysanki niestety w pierwszym momencie nie pomyślałem i nie dosłyszałem początku...

POV. Jude

           - Ciekawe co z trenerem. Ostatnio dziwnie się zachowuje nie sądzisz ? - usłyszałem obok siebie głos Axela. 

           -  Wiem zauważyłem. Nie mam pojęcia co mu się stało, chociaż mam pew~ nie dane mi było dokończyć myśli gdyż na jadalni zjawił się trener. Wszyscy jak błyskawica zasiedli do stołów. Nie musieliśmy długo czekać, a nasze żołądki były przepełnione. Ciekawe czy damy sobie radę na jutrzejszym treningu.

Po kolacji wraz z Axelem podeszliśmy do biura trenera. Musieliśmy się dowiedzieć co się dzieje. Ewidentnie było coś nie tak. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Pukaliśmy raz i drugi, jednak bez odpowiedzi. Po pewnym czasie postanowiliśmy wejść do środka. To co tam ujrzeliśmy było nie do opisania. Wszędzie pełno krwi, wszystko na ziemi, rozbite okna, a co najgorsze nieprzytomny i zakrwawiony trener na ziemi. Szybko wezwaliśmy karetkę, która zabrała trenera do szpitala.

Nikt z drużyny nie umiał spać. Postanowiliśmy spotkać się  w jednym z pokoi i tam przeczekać tę  noc. Nikt nie wiedział co powiedzieć. W końcu Silvia postanowił włączyć jakiś film.  Część się rozluźniła, jednak nie na długo.

Ja postanowiłem się przejść. Tak wiem, że jest już trochę późno, ale o dziwo na ulicach było sporo ludzi. Przechodząc przez rynek miałem wrażenie, że widzę kogoś znajomego. Pobiegłem za tą osobą, jednak w pewnym momencie ją zgubiłem. Może to mi się tylko wydawało? Nie wiem wszystko ostatnio się strasznie komplikuje.

Rozejrzałem się po okolicy, kupiłem coś do picia i powoli kierowałem się w kierunku ośrodka.  Zrobiło się trochę ciemno więc przyspieszyłem kroku. Przechodząc przez most usłyszałem czyjeś kroki za mną. Byłe to dwie lub trzy osoby. Gdy byli parę centymetrów od mnie zacząłem biec. Na szczęście nie mieli wyrobionej kondycji i zdołałem im uciec. Nie odwracając się za siebie niechcący wpadłem na kogoś.

           - Przepraszam. Biegłem i nie patrzyłem przed siebie.- powiedziałem i wstając wyciągnąłem rękę w kierunku dziewczyny. Chwyciła dłoń i wstała.

           - Nic nie szkodzi. Wiesz może gdzie mogę znaleźć pana Seymour'a Hillmana ?

Jej pytanie mnie zdziwiło. Czego chciał od trenera? Dopiero teraz zauważyłem jej nietypowy strój. Miał na sobie granatową sukienkę delikatnie posypaną srebrnym brokatem. Do tego granatowe rajstopy, torebka i kozaki za kolana. Jedynie nie pasowały do tego jej białe włosy i cera. Wyglądała jak śnieg. Włosy miał splecione we dwa warkocze, swobodnie  powiewające na wiejącym właśnie wietrzyku. Jej oczy były mieszanej barwy, przynajmniej tak mi się wydaje. Wyglądały na błękitne w pewnym momencie łączone z ciemnym fioletem i przechodzącym na granat. Wyglądała przepięknie chociaż ja na jej miejscy ubrał bym coś bardziej pasującego do jej cery.

           - Przepraszam, stało się coś ? - zwróciła się do mnie.

           - Nie. Niestety trenera nie ma w tej chwili.

           - Aaa... kiedy wróci ?

           - Na razie trudno powiedzieć. Wylądował w szpitalu.

           - W szpitalu?O czym ty Jude mówisz ? - usłyszałem głos za sobą. Myślałem, że dostane wytrzeszczu oczu. Przed mną stał trener we własnej istocie. Spojrzał na dziewczynę stojącą za mną. - Panienka Courtney Black, prawda ? Spodziewałem się pani przyjścia. Zapraszam. Przechodząc obok mnie usłyszałem jedynie tyle.

           - Niech przeszłość nie powraca, nie zmienił się los. - po czym urwał mi się film.


------------------------------------------------------------------

------------------------------------------------------------------

Witam, witam po przerwie. Nie podoba mi się ten rozdział, ale nie umiał nic więcej wymyślić. Coś mi się mózg ostatnio zawiesza.

Wszystkim zdrówka życzę i uważać.  Miłego wieczoru.

Do zobaczenia ( 706 słów )

                        * Autorka *

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top