19.

Dzisiaj jest mecz. Mecz Raimona i Kirkwood.

Nie mogę się doczekać.

Niestety nie udało mi się odnaleźć tej wioski. No nic może to był tylko sen.

Jestem już na stadionie. Przyszłam wcześniej by móc się rozejrzeć. No bo ogólnie rzecz biorąc to jestem członkiem zespołu i to się liczy, a nie to, że jeszcze nie grałam ( ta jasne ). To był mój wybór. Nie chciałam z nimi grać w tym meczu.  No, ale najważniejsze, że mnie wpuścili.

           - .....Zrozumiałeś?

           - T-tak prze pana.

           - To idź i zrób to szybko. I nie wasz się nikomu powiedzieć.

           - T-tak jest!- i pobiegł.

No musiałam. Musiałam podsłuchiwać no, ale nic nie poradzę. Wrodzona ciekawość. Nie wiem o czym wcześniej rozmawiali, ale najprawdopodobniej coś się wydarzy. Coś wielkiego. Nie mogłam iść dalej bo ten ktoś dalej tam stał. Wyjrzałam zza rogu by zobaczyć jego twarz, ale jak na mnie przystało niczego nie widzę.

           - Rodzice nie uczyli cię, że nie ładnie jest podsłuchiwać  Itori ?? - cholera jasna, zauważył mnie - A no tak, zapomniałem. Przecież oni nie żyją prawda ?

           - Czego chcesz ?

           - Dopiero teraz mnie rozpoznałaś? Nie spodziewałem się ,że o mnie zapomnisz. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.

           - Przyjaciółmi? Kpisz sobie ze mnie!? Dobrze Ci radze  zapamiętaj to sobie.  Nie jesteśmy przyjaciółmi i  nigdy nimi nie byliśmy.

           - Aleś ty uparta. Nie powinnaś być tam z nimi? Ze SWOJĄ drużyną? Przecież do nich dołączyłaś. Już wiem!

           - Co niby wiesz?

           - Nie ufają ci. Nie dziwie się im. Nie znam osoby, która by ci zaufała.

           - Ja mam co do tego inne mniemanie.

           - Wiesz... zawsze możesz wrócić do nas. Nikt ci nie zabrania. Tęsknimy za tobą.

           - Wolne żarty. Sądzisz, że jestem aż tak głupia by Ci uwierzyć na słowo? Nie dostałeś przypadkiem młotkiem w głowę, że takie brednie wygadujesz?

           - Simon ma racje. Bez ciebie drużyna posmutniała, nic im sie nie chcę. - odezwał się trzeci głos.

           - No ciebie to tu się nie spodziewałam. Co tu robicie ?

           - A jak myślisz? Czekamy na ostateczną reprezentacje Japonii. Orion nie może sie doczekać aż zacznie się zabawa. Tak jak i my.

           - Czyli jednak wy też co?

           - Nie. Nigdy nie byliśmy i nie będziemy po JEGO stronie. Nie pozwolimy by zniszczył ten sport poprzez używanie takiej organizacji jak Orion.

           - Ale wiecie, że Japonia i tak wybierze cząstkowych graczy z różnych drużyn, a nie konkretną drużynę?

           - Wiemy, ale dzięki temu przynajmniej mogliśmy tu przyjechać co nie ?

           - Racja. Shi jesteś pewna swojej decyzji?

           - W 100% i nie mam zamiaru jej zmienić. 

           - Ehhh. Jak tam wolisz, ale pamiętaj, że gdybyś miała jakiś problem to dzwoń. Zawsze Ci pomożemy. - kiwnęłam tylko głową na znak, że rozumiem - Simon, chodźmy już. Do zobaczenia Shi.

--------------------------------------------

Mecz wygrał Raimon!

           - Tak się ciesze. Chłopaki już tylko finał i świat. Musimy dać z siebie wszystko!!!

Mark jest czasem nie do zniesienia. Po wygranym meczu wszyscy udaliśmy się do jego domu świętować. Siedzimy tak z 3 godziny i zaczyna mnie to już męczyć. Niby jest co robić, ale mam swoje zmartwienia na głowie. No na przykład dzisiejsze spotkanie z tą dwójką na stadionie. Nigdy bym nie pomyślała, że przyjadą do Japonii, a co dopiero na mecz.

           - Dobrze się czujesz?- jak zwykle wiecznie zatroskana Silvia. Uśmiechnęłam się do niej szczerze.

           - Tak nic mi nie jest. Po prostu się zamyśliłam.

           - Na pewno?

          - Tak wszystko dobrze. Nie martw się.

Najwidoczniej jej ulżyło, chociaż nie wiem czy mogę mieć chociaż by nikłe nadzieje, że mi uwierzyła.

          - Wiecie ja się będę zbierać. - zeszłam na dół po buty i miałam wychodzić.

          - Ej Shina zaczekaj. Czemu nie chciałaś z nami dzisiaj zagrać? Przecież przyszłaś na stadion.

          - Troszkę się dziś wydarzyło i po prostu nie mogłam.

          - Rozumiem. Ostrzeż nas następnym razem. Baliśmy się, że coś ci się stało.

          - Wybaczcie, nie chciałam was przestraszyć. Mark bez obrazy ale ja już na prawdę muszę wracać.

          - Ee tak sorki. To do zobaczenia.

          - Do jutro.

          - Przyjdź jutro na trening !- krzyknął przed zamknięciem drzwi.


--------------------------------------------

            - Wróciłam - w końcu dom. Myślałam, że tu nie dojdę.

            - Shi to ty?

            - Tak ciociu to ja. Stało się coś?

            - Chodź tu skarbie na chwilę. Mamy gości.- Gości? O tej porze?

Gdy weszłam do salonu myślałam, że mi szczęka opadnie do piwnicy ze zdziwienia. No tego to ja się nie spodziewałam. To chyba jeden z najgorszych dni życia. 

           - Privet Yuriś. 


---------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------

Witaj w kolejnym rozdziale.

Może być?  Mam nadzieje.

Kim są tajemnicze osoby?  Dlaczego Yuriś? Tego dowiecie się za tydzień ( a przynajmniej tak zakładam ).

Do zobaczenia w następnym rozdziale ( 781 słów)


                                                                                                              *Autorka*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top